IMIĘ BOŻE W LITERATURZE polskiej i światowej.doc

(62 KB) Pobierz
IMIĘ BOŻE W LITERATURZE polskiej i światowej

IMIĘ BOŻE W LITERATURZE polskiej i światowej

Do przemyślenia:
Poniższe cytaty nie są dziełem Russella, ani nie pochodzą z żadnego z
wydawnictw Świadków Jehowy.
Członkami jakiej religii byli poniżsi pisarze i skąd znali formę imienia
Bożego — Jehowa ?

 


• Imię Boże w literaturze polskiej:

Maria Konopnicka
„Mojżesz”

Odszedł, jak przyszedł — w gromach!
Panie… Panie…
Wróć się! odwołaj, w błyskach i piorunach,
Ognistej klątwy gorejące słowo,
Które nad moją przerażoną głową
W wichrach przelata — i w płomiennych łunach
Grzmi po przepaściach niebios: „Niech się stanie!”
Wróć się, o Panie!…
Oto się oddala
Na czterech wichrach spętanych, jak konie,
W błysk, który w dłoniach dzierży, piorunowy…
A za nim chmura, jak czara z korala,
Z której ogniste węże piją, płonie
Od skier skrzesanych złotemi podkowy…
* * *
Ucichło; tylko pustynia łkająca
Tarza się w bólach, jako lwica płowa,
Go ma porodzie lwa, króla tych piasków;
A blade widmo umarłego słońca,
W koronie swoich przygaszonych blasków,
Z grobu chmur czarnych powstaje…
Jehowa!
Jehowa!… wróć się!…
Cisza; z burzy proga
Pan wstąpił w wiecznych błękitów swych gmachy;
I tylko w dali mdlejące przestrachy
Niosą tęczowy płaszcz Boga.
* * *
A więc to prawda? — ja, niewysluchany,
Jako niewolnik odepchnięty nogą,
Upadam piersią na wrzące te piaski —
I darmo błagam litości i laski…
A latające nade mną orkany,
Jak sępy, które krążą dookoła
Trupów, potęgę kradną z mego czoła,
A z źrenic moich kradną krwawe blaski,
A z piersi moich kradną jęk i łkanie —
I przepalają mi kości pożogą
Gniewu twojego!
Panie! Panie! Panie!…
A więc to prawda? — obiecanej ziemi,
Do której lud mój wiodłem lat czterdzieści
Wśród upalenia pustyń — i boleści,
Pomiędzy bogi cudzemi,
Tej ziemi, którą w gwiazd północnej straży,
Nad uśpionymi czuwając, widziałem,
Jak ten, co wielki dzień tryumfu marzy —
I spać nie może, budzony nadzieją
Życia całego, i biegnie na szczyty,
By prędzej dojrzeć zórz jasność i świty,
Co mają wiekom przyszłym błogosławić;
Tej ziemi, którą czuję w mej źrenicy,
We mgłach tych sinych, co tam błękitnieją
Nad Chanaanu wodami srebrnemi,
Wielkiego celu mych prac i tęsknicy,
Nigdy nie ujrzę oczyma własnemi!…
* * *
A więc to prawda?… Głos, co światy stworzył,
I od ciemności odciął jasność dniową,
Rozgrzmiał ten wyrok tu, nad moją głową
I piorunową pieczęć mu przyłożył!…
To, o corn walczył, to, czego pożądam,
Nigdy w żywocie moim nie oglądam!…
Dusza się moja umniejszy — i skona
Nienakarmiona i nienapojona!…
* * *
O! bogdajżebym, bracie niewolniku,
Nie widział twego grzbietu smaganego!
Bogdajbym nigdy nie usłyszał krzyku
Niedoli ludu mojego!
O! bogdaj mi się wśród nocy milczenia,
Gdym w srebrne gwiazdy patrzał zadumany,
Nie śniły krwawe skrzywdzonych kajdany
I uciśnionych jęki i westchnienia!
Bogdajbym, zanim stanąłem przed królem
Dziesięciorakich klęsk przyodzian mocą,
Strawił się ludów pragnieniem i bólem,
Jako mdlejący dzień — nocą!
Bogdajbym nigdy w samotnej zadumie
Od losu mego nie żądał był znaku!
Nie widział Pana w gorejącym krzaku,
Ni głosu jego słyszał w wichrów szumie.
* * *
Ach! odtąd każdy, co pójdzie przed ludem
By udarować dniem skazańców nocy,
Chociażby walczył miłością i cudem,
I wywiódł jeńce z Faraonów mocy,
I kładł swą duszę za bóle ludzkości, —
Nim ujrzy chwilę odkupienia błogą,
Przeklęty przez wiek swój — akona!
Ani na skraju nowych czasów stanie
Tą, która drogę wskazywała, nogą!
A kości jego zawieja szalona
Rozniesie z burzą dziejową,
Nim błyśnie jutrznia przyszłości,
Nim to, o które walczyk, złote słońce,
W przyobiecanej krainie swobody
Ludom wzejdzie ponad głową,
I łzy osuszy gorące —
I opromieni narody!
* * *
Oto oczyma ducha widzę, Panie,
Szereg posępny, długi, nieskończony,
Cieniów, szarpanych wichrami skwarnemi…
Ja pierwszy pochód otwieram złowrogi,
A po mnie — padną miliony,
Wśród dziejów cierniowej drogi,
U bram obiecanej ziemi,
Nim dzień tryumfu nastanie!
* * *
Pójdź teraz, burzo! — oto moje włosy
Powstały na mej czaszce rozwichrzone;
A na mem czole stoją krople słone
Krwawego potu, a w moich źrenicach
Więcej płomieni, niż w tych błyskawicach!
Ja jestem burzą sam!… wstrząsam niebiosy
Potężnym piersi oddechem…
A pod mym wzrokiem gaśnie tęcza blada,
Wicher się zrywa na moje skinienie,
I jak gadzina znów w kłębach opada…
Dwa snopy słońca tryskają mi z czoła…
W prawicy czuję moc cudu!
Duch mój przed siebie przyszłe wieki woła…
Idą — i długim powtarzają echem
Okrzyk niedoli: „biada! biada! biada!”…
Wznoszę ramiona — iż Synai szczytu
Zbieram na skronie słoneczne promienie,
Które zażegłem mym duchem…
Z ognia korony rozwieńczam praw górę
I zdzieram szatę mgły srebrnej z błękitu,
Gdzie duchom przyszłości droga…
I przyoblekam monarszą purpurę
Z rubinowej łuny świtu…
I patrzę twarzą w twarz Boga!
Ja, prawodawca, wódz ludu!
* * *
Oto zmącone wichrem pyty blade
Wstają ponad moją głową,
I lekkim wiążą się ruchem
W girlandę szarańczy płową,
Którą ja na czoło kładę…
Oto laska moja trzyma
Zawieszone serca bicie
U króla — i niewolnika…
Oto pod memi oczyma
W krew się mienią zdroje wodne…
Oto jasność dzienna znika…
Straszliwe wstają ciemności,
Stonce gasi tajemnicza
Noc, ludu przestrachem blada…
Na przerażone oblicza
Jak szrony biały trąd pada…
Oto ćmy hufiec skrzydlaty
Powstaje z mojego tchnienia…
Czerwony anioł zatraty
Idzie po najdroższe życie…
Wskroś murów, co strzegą miasta,
Wieje śmierci chusta czarna…
Przed progiem rzuca niewiasta
Zasypane zbożem ziarna…
Cieszą się matki niepłodne:
Oto giną pierworodne…
Niema litości,
Ni przebaczenia!…
* * *
Ha! jaka cisza… to pustynia słucha
Przelotu ducha!
* * *
Ach! wstańcie wichry, unieście mnie z sobą!
Zakryj mnie nocy cieniów swych żałobą!
Niech imię moje, jako szmer daleki,
Nienalezionem będzie w przyszłe wieki!
Bijcie pioruny w czoło moje harde!…
Pan mnie opuścił! Pan wydał na wzgardę!
Zewlókł mnie z mocy mojej majestatu,
Na urąganie i zelźywość światu —
I ducha swego precz odjął ode mnie,
Daremnie wołam — i płaczę daremnie,
Oto już znika z prawicy mej siła,
Co głodne manną poranną żywiła…
Oto zamiera w piersiach moich słowo,
Co otwierało skałę granitową…
Oto cofnięta ode mnie moc Boża,
Co rozdzielała na dwoje pierś morza…
Oto mi z czoła jasność słońca zbiegła,
Co w obcowaniu z Panem się zażegła…
Oto w noc cieniów uchodzą już blaski
Z przeobrażonej w berło, cudów laski…
Jestem, jak palma od burzy strzaskana…
W prochu skroń moja u stóp leży Pana…
Ani lud zechce liczyć między wodze
Tego, co łkając padł piersią przy drodze!
* * *
Litości, Panie!…
Jam zwątpił na chwilę;
Lecz kiedyż tacy, co ludy swe wiedli
Do celów mglistych, jak kraj ten daleki,
Nie upadali w swej wierze i sile —
I patrząc w przyszłość, nie bledli?
Od brzemion cegły, od taczek, od miotów,
Szli za mną bracia nasi niewolnicy,
I ocierali twarz swą z krwawych potów,
A łzy z źrenicy!
Szli za mną, smętni, posępni, zmęczeni,
Wśród spustoszenia krainy niewoli…
Hufiec wybladłych szkieletów i cieni.
Przez pot wierzący tylko lepszej doli,
Jam musiał, jako matka swego syna,
Na ręku nosie duszę ich omdlałą…
A teraz, teraz, gdy przyszła godzina,
Tutaj mam złożyć me ciało?
* * *
Litości, Panie!…
Synai! Synai!
Przemów ty za mną gromów swych językiem
I tablic twoich kamienną wymową!
Pustynio! przemów jękiem swych bezdroży,
Kędy się ranny lew tai!
O gwiazdo nocy l przemów za mną słowo!
Ludu mój, ludu! ach zbudź się mym krzykiem!
Wołaj do Pana!… Litości! litości!…
Niech się odwróci odemnie gniew boży!
Niech na tej ziemi, zdobytej tak drogo,
W krainie wielkiej przyszłości,
Jako wódz ludu, pierwszy siąpię nogą.

* * *
Z sennych namiotów dolała westchnienie…
Do stóp mych gwiazda zabłąkana spada…
W szumach się orłów porywa gromada…
W dali gdzieś łuna gore piorunowa…
Oto czuję twoje tchnienie,
Idziesz…
Jehowa! Jehowa!

Juliusz SŁOWACKI (1809–1849)
Znajdzie — ja sądzę, że znajdzie — i życzę
Ludziom małego serca: kornej wiary,
Spokojnej śmierci. — Jehowy oblicze
Błyskawicowe jest ogromnej miary!
(„Beniowski”, pieśń V, w. 461-464) 

A koronę Jehowy przyozdobię perłą
ludu zmartwychwstałego…
(„Kordian” Akt III — Scena 4, w. 857-858) 

Onego czasu jedna z gwiazd wiecznego gmachu
Obłąkała się w drodze, jam ją zganił lotem,
Czułem w dłoni jej serce bijące z przestrachu
Jak serce ptaka, ludzkim dotkniętego grotem;
I drżącą położyłem przed tronem Jehowy.
(„Kordian. Przygotowanie” w. 281-285) 

Głuche cierpiących jęki, śmiech ludzki nieszczery
Są hymnem tego świata — a ten hymn posępny,
Zbłąkanymi głosami wiecznie wniebowstępny,
Wpada między grające przed Jehową sfery
Jak dźwięk niesfornej struny, Ziemia ta przeklęta,
Co nas takim piastunki śpiewem w sen kołysze.
Szczęśliwy, kto się w ciemnych marzeń zamknął ciszę,
Kto ma sny i o chwilach prześnionych pamięta.
(„Godzina mysli”, w. 1-8) 

I niechaj będzie jakoby stoletnie.
Lecz nie. O Boże! nie słuchaj, Jehowa.
(„Beniowski” Pieśń II w. 185) 

Jemu mówił Jehowa
Tajemnicę stworzenia
Ze światła i z promienia,
Z miłości i ze słowa.
Ja ci dam tajemnicę
Duchów, Jehowy sług,
(„Na drzewie zawisł wąż” w. 5)

 

Adam MICKIEWICZ (1798–1855)
Pokłon Przeczystej Rodzicy!
Nad niebiosa Twoje skronie,
Gwiazdami Twój wieniec płonie
Jehowie na prawicy
(„Na dzień zwiastowania N.P. Maryi”)

 

Cyprian Kamil NORWID (1821–1883)
Dziejów sąd ma u siebie tę straszną potęgę,
Że może słowa nie rzec i utworzyć księgę,
Skoro nie gwałcąc zdania ani rzeczy biegu,
Postawi tylko trumnę przy trumnie w szeregu,
A wiatr kątami onych zaświśnie w te słowa:
’Nie rzekłem nic… czytajcie! co zmówił Jehowa!’
(„Rzecz o wolności słowa”, XII, w. 162-167) 

Druk — gocka litera,
Litera umiera…
Tyś rzekł, o! Panie.
Jehowo, Jehowo,
Wracamy w Twe Słowo:
My bo Słowianie.
To słowo w bez-mowie,
Choć z niego przysłowie
I zmartwychwstanie!…
(„Pol listu. Slowotwor”, s. 383)

 

Zygmunt KRASIŃSKI (1812–1859)
Moc Jehowy — nie gniew —
Zlana z myślą Chrysa
(„IV Psalm żalu”, II, w. 1)

 

Nieznany poeta żydowski (XIII w.)
Ty jesteś Jehowa, ja jestem wędrowiec.
Kto powinien mieć litość nad wędrowcem
jeżeli nie Jehowa?
(tłum. Czesław Miłosz)
:: całość w Internecie ::

 

Józef SZUJSKI (1835–1883)
Co nam się pytać, jaki będzie los,
Co czasy przyniosły i lata:
W piersi każdego jest Jehowy głos
I przyszłość, i przeszłość świata.
(„Maksyma”, w. 5-8)

 

Teofil LENARTOWICZ (1822–1893)
Jehowa mocny, strzeż, żeby dzieci tej ziemi
Nie poszły z Polski precz, jak my z Jerozolimy,
By studni ludy swych nie zamknęły przed niemi,
Gdy środkiem wielkich miast iść będą te pielgrzymy;
(„Izrael”, w. 1-4)

 

Adolf NOWACZYNSKI (1876–1944)
Od Jehowy począwszy każdy artysta znajduje na
początku tylko chaos. Rzadko który jednak ma
ostatniego dnia czas spoczynku.
(„Skotopaski sowizdrzalskie”, s. 28)

 

Mieczysław ROMANOWSKI (1834–1863)
Słucha ich rabin i rzecze: „Posłowie,
Na sądzie Pana przeniewiercom biada!
Jam się tu zrodził, tu służąc J...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin