Elwira Watała - Okrucieństwo w dawnej Rosji.pdf

(87 KB) Pobierz
Elwira Watała
Elwira Watała
Okrucieństwo w dawnej Rosji
O tak, torturować na Rusi potrafili i lubili! (A gdzie nie lubili?) I podczas gdy naszego Glebowa, po
odkryciu jego amorów z Eudoksja, prowadzą na te dzikie, nieludzkie tortury, przyjrzyjmy się, drogi
czytelniku, jak ta sprawa przedstawiała się w Rosji.
Karano tu ludzi zawsze i wszędzie, nawet za najmniejsze przewinienia. W "Układzie", czyli w zbiorze
praw cara Aleksieja Michajłowicza, ojca Piotra I, dokładnie było wyszczególnione, kiedy i za co należy
karać. Opisanych było sto czterdzieści przypadków. Nie będziemy ich tu przytaczać. Kara cielesna, to
znaczy chłosta, odbywała się publicznie. Skazańca wieziono wczesnym rankiem na lichym wozie z
przewieszoną na piersi czarną deską, na której dużymi, białymi literami był wypisany rodzaj jego
przewinienia. Skazaniec siedział na ławce, plecami do konia, z kończynami przywiązanymi rzemieniem
do ławki. Ten sromotny wóz objeżdżał wszystkie główne ulice miasta, otoczony żołnierzami, którzy
głuchym biciem w werble, obwieszczali wszem i wobec, że skazańca wiozą. Oddzielną furmanką jechał
kat w czerwonej koszuli. Po przybyciu na miejsce, a zazwyczaj był to główny plac miasta lub rynek,
skazańca prowadzono na szafot. Tutaj najpierw podchodził do niego duchowny, który udzielał
pożegnalnego błogosławieństwa i dawał mu krzyż do ucałowania. Następnie urzędnik państwowy czytał
wyrok. Stróże więzienni przywiązywali skazańca do pręgierza, słupa hańby. Zdejmowali z niego
wierzchnie okrycie i przekazywali w ręce katom. Ci rozrywali mu kołnierz koszuli, obnażając do pasa.
Bez znaczenia było czy jest to kobieta, czy mężczyzna. Kładli przestępcę na... i tu, drogi czytelniku,
musimy na chwilę się zatrzymać. Na co kładli? Do czasów Katarzyny II procedura była następująca: na
ziemi kładł się chłop (ktoś z obsługi egzekucji czy też z ludu wybrany - nie wiemy), na brzuch kładziono
mu deskę, a na niej twarzą do ziemi układano i przywiązywano skazańca. Dlaczego tak? Skąd się to
wzięło? Nie wiadomo. Katarzyna II zakazała takiego barbarzyństwa. Rozkazała wówczas wykonać
specjalne krzyżaki, zwane "kozami". Matuszka nasza, wielka caryca, wiele udogodnień dla skazańców
wprowadziła. Nie pozwoliła, tak jak na przykład czyniono w Danii, przywiązywać skazańca do pręgierza
mniejszego od jego wzrostu. Przypomnijmy sobie jak mordował się biedny Bothwell, kochanek Marii
Stuart, gdy przywiązano go do pręgierza sięgającego mu pasa. Nie mógł się nawet wyprostować, żeby
móc plunąć swoim oprawcom w twarz.
Skazańca przywiązywano za ręce i nogi rzemieniami do tych "kóz", a kaci stojący po obu stronach z
krzykiem: "Strzeż się, bo oparze" zaczynali smagać po nagich plecach. Po tyłkach nie bito, po co
poniżać człowieka, nieprawdaż?
Kaci podczas egzekucji starali się, żeby uderzenia były rytmiczne, miarowe i następowały po sobie w
równych odstępach czasu. Broń Boże ulegać emocjom, jak to uczynił kat za czasów Elżbiety Piotrowny.
Tak się rozsierdził, gdy skazana, księżna Biestużewa, szamocząc się, zaczęła go targać za brodę, że
nie bacząc na obowiązującą rytmiczność uderzeń tak ją wysmagał, że ta ledwo z życiem uszła,
otrzymawszy dziesięć razy więcej batów, aniżeli jej się należało. Taka samowola była niedopuszczalna.
Skazaniec powinien był otrzymać dokładnie tyle razów, ile było mu zasądzone. Ani mniej, ani więcej. Po
skończonej chłoście skazańca odwiązywano, nakładano mu na głowę czapkę i zostawiano półnagiego,
bo koszulę nałożyć nie było sposobu. Plecy były jedną wielką raną z odrywającymi się kawałkami
mięsa. Półżywego człowieka kładziono na brzuchu, na specjalnej desce z materacem (co za
humanitaryzm!), zanoszono do więziennego szpitala, gdzie rany opatrywano i maścią smarowano dla
złagodzenia bólu.
1
Mistrzostwo katów osiągnęło taką perfekcję, że jeśli wierzyć wspomnieniom księżnej Błudowej, to
pewien cudzoziemiec zapłacił ogromne pieniądze katowi, żeby ten mu udowodnił, iż potrafi rozciąć
koszulę skazańcowi, nie raniąc mu skóry na plecach. Kat po mistrzowsku wykonał swoje zadanie, a
cudzoziemiec z otwartą głupio gębą przyglądał się swojemu rozerwanemu kaftanowi i własnym oczom
nie wierzył, bo nie odczuł przecież żadnego uderzenia. W praktyce, naturalnie, z tej umiejętności kat nie
mógł korzystać, ukarano by go za to. Dlatego też bicz w jego rękach zawsze rytmicznie i autentycznie
hulał po plecach skazańców.
I cóż z tego, drodzy czytelnicy, że Elżbieta Piotrowna zlikwidowała karę śmierci? Pozostaje pytanie, co
bardziej jest humanitarne: czy szybka śmierć przez ścięcie głowy, czy powolne umieranie w mękach po
biczowaniu? Co byście wybrali?
A oto co ma do powiedzenia na ten temat historyk K. Waliszewski: "Topór Piotra Wielkiego tak
napracował się za jego czasów, że istotnie, uspokoił się schowany w pochwie z niedźwiedziej skóry,
lecz knut nadal smagał skrwawione plecy".
Holsztyński uczony Oleari, który zwiedził Moskwę w 1621 roku, pisze: "Tu bez umiaru boleśnie drą
skórę prostego ludu". Lanie po pysku i bicie ludzi był to swoisty savoir-vivre nie tylko w domach
prywatnych, ale w urzędach i na ulicach.
Książę Grigorij Potiomkin, spotykając komisarza policji Szeszkowskiego, pytał jakby o pogodę chodziło:
"No i jak, Stiepanie Iwanowiczu, idzie łojenie skóry?" Na co tamten odpowiadał z ukłonem: "Pomaleńku,
wasza wielmożność". W Rosji tak rozpowszechnione było bicie nahajką, że aż trudno uwierzyć, że do
XIII wieku Rosja niby nie wiedziała, co to znaczy bicz. Do XIII wieku ludzi nie torturowano? (sic!)
Okrutnym carom sprawiało przyjemność oglądanie kaźni i tortur. Zaczęli przejawiać swoisty sadyzm.
Łatwo popadali w gniew, albo nasycali się widokiem własnych okrucieństw. Tak było na przestrzeni
wieków, od starożytności poczynając. Oto Aleksander Macedoński w gniewie zabija kopią swego
najlepszego przyjaciela i swoich generałów, nie sprawdziwszy nawet czy podejrzenia ich o zdradę były
słuszne. Kaligula własnoręcznie zabija wielu swoich dworzan. Ofiary Nerona - to jedna trzecia ludności
Rzymu, a podpaliwszy miasto, będzie rozkoszować się widokiem pożaru, grając na lirze. O Iwanie
Groźnym lepiej nie mówić. Doznawał fizycznej rozkoszy, patrząc na torturowanych i konających w
mękach ludzi.
Oblanie gorącym wrzątkiem, szturchnięcie nożem, uderzenie pałką, nasypanie trucizny do kubka
niewygodnego bojara, były dla Iwana Groźnego najlepszą rozrywką. Często ze swych okrucieństw
czynił przedstawienia. Szczególnie odrażający był jego sadyzm związany z seksualną patologią. Car,
mając lat 45, z powodu rozpusty i pijaństwa stał się zupełnie niedołężnym starcem. Doznawał
szczególnej seksualnej przyjemności, obserwując akty płciowe, których kanwą musiało być krwawe
przestępstwo. Rozkazał swoim oprycznikom wykradać bojarom ich piękne żony i przyprowadzać do
niego. Do syta nasyciwszy się gwałtem, przekazywał je do dalszego gwałcenia oprycznikom, którzy
mieli to robić w obecności związanego męża. Jeśli mąż zbytnio rozpaczał, czy nawet groził carowi na
oczach półżywej żony, rozkazywał go zabić. Jeśli pozostawiał męża żywego, kazał wszystkim z niego
szydzić, wyśmiewać i "rogaczem" nazywać. Pewnemu diakowi car zabrał żonę, zgwałcił ją, a
dowiedziawszy się, że mąż z tego powodu wyraził swe niezadowolenie, rozkazał powiesić żonę nad
drzwiami ich domu i nie zdejmować trupa przez dwa tygodnie. Innemu zaś diakowi żonę powiesił nad
stołem. A ileż dziewcząt gwałcąc pozbawił dziewictwa? Chwalił się, że tysiąc. Gdy ktoś ośmielił się
zaprotestować, karał okrutną śmiercią. "Radował się car, upajając się jękami i lamentem skazanych,
niczym cudowną muzyką, chłonął wzrokiem krew i łzy, niczym przepiękne widowisko" - pisał kronikarz
tamtych czasów.
2
Nowogrodzianie zamierzali poddać się polskiemu królowi. 2 stycznia 1570 roku Iwan Groźny z 1500
strzelcami zajął miasto. Rozpoczął się pogrom Nowogrodu - jeden z najbardziej krwawych i okrutnych w
dziejach ludzkości. Do niewoli trafili mieszczanie i kupcy, którym w obecności cara palono twarze jakąś
żrącą substancją. Tysiącami zwożono ich saniami na brzeg rzeki i wrzucano do lodowatej wody. Jeśli
komuś udało się wydostać na brzeg, wówczas oprycznicy dobijali go. Jatka trwała pięć tygodni.
Nowgorodzian zaczęto nazywać "dołbiożnikami", a słowo to było aluzją do "dołbni" - ciężkiej pałki
służącej do ogłuszania ludzi wydobywających się z lodowatej rzeki. Tak opisuje te zdarzenia rosyjski
historyk K. Birkin.
Nie bądźmy naiwni, drodzy czytelnicy, myśląc, że tylko jedna Rosja była takim barbarzyńskim krajem. O
nie! Ludzi poddawano torturom na całym świecie. Czyniono to niezwykle łatwo. Nawet w
cywilizowanych krajach europejskich dość późno oficjalnie zniesiono tortury. We Francji, na przykład,
dopiero w 1790 roku. Każdy kraj wniósł coś osobliwego do arsenału tortur. W Bretanii smażono ludziom
nogi jak na grilu, w Ruanie miażdżono palce specjalnym urządzeniem, w Otenie lano na nogi wrzący
olej, w Orleanie swój renesans miały dyby, w Paryżu zaś woleli "hiszpańskie buty". Najlżejszą torturą
było nakładanie na szyję żelaznej obroży, do której przyczepiane były ciężkie łańcuchy.
Między torturami, a zasłużoną karą jest mała różnica. Karano publicznie, a torturom poddawano w
podziemiach twierdz, z dala od niepowołanych świadków. I od wieku do bodajże końca XVIII wieku, w
czerwonym świetle lochów katowni znajdujemy w rękach katów skazańców z najróżniejszych środowisk.
Książęta czystej krwi, potomkowie carów, wysokich urzędników duchownych, kobiety z wyższych sfer,
arystokratki.
Za czasów Elżbiety Piotrowny słynne było publiczne ukaranie dwóch rodowitych arystokratek. Były to
księżniczka Biestużewa i Łopuchina. Ukarano je z sadystycznym okrucieństwem i to z nader błahego
powodu. Otóż kobiety ośmieliły się twierdzić, iż są piękniejsze od carycy. Elżbieta Piotrowna organicznie
nie cierpiała żadnej konkurencji, a cóż dopiero w tak delikatnej materii, jaką jest kobieca uroda. Już raz
wysmagała publicznie Łopuchina, która ośmieliła się do swych pięknych włosów wpiąć białą różę, której
przywilej noszenia miała tylko caryca. Scena przedstawia się nam nader zabawnie. Elżbieta Piotrowna
przestała tańczyć menueta i podszedłszy do Łopuchiny, energicznie wyszarpała z jej włosów różę z
kawałkami skóry. I oto teraz Łopuchina po raz drugi naraziła się carycy. Co prawda, niektórzy historycy
twierdzą, że Łopuchina i Biestużewa naraziły się carycy tym, iż brały udział w spisku przeciwko niej.
Lecz nam wydaje się bardziej wiarygodny pierwszy powód: są piękniejsze od carycy. Wcale nie jest to
taki błahy powód dla monarchiń, skoro za takie przewinienie potrafiły nie tylko wychłostać, ale i głowę
ściąć. Czy poszłaby pod topór Maria Stuart, gdyby była brzydsza od Elżbiety I? Lecz uroda rywalki nie
dawała spokoju angielskiej królowej dopóty, dopóki nie ścięła jej głowy.
Okrucieństwo kary, na jaką skazała, skądinąd humanitarna caryca Elżbieta Piotrowna, straszy nas i
przeraża. Łopuchina, która zaczęła wdawać się w dyskusję z katem, dostała za swoje. I gdy
nieprzytomna i skrwawiona, leżała na ławce twarzą do ziemi, ocucono ją i oznajmiono, że jeszcze nie
koniec jej męki. Jeszcze jej publicznie będą język obcinać. Dwóch drabów zmusiło ją do wysunięcia jak
najdalej języka, przytrzymali go, a kat jednym machnięciem noża uciął jej pół języka i zawołał w stronę
zgromadzonego tłumu: "No, kto chce kupić świeże mięsko księżnej Łopuchiny". Znaleźli się chętni.
Usmażą i zjedzą. Czyż nie tak postępowano z językami i sercami w epoce Rewolucji Francuskiej?
Biestużewa takich katuszy jak jej przyjaciółka nie doznała. Leżąc już na ławce, zdążyła jeszcze zerwać
z szyi złoty krzyż wysadzany brylantami i wsunąć go w ręce katu, który tylko dla pozoru pomachał
rózgą, ciała Biestużewej prawie nie dotykając. I język jej oszczędził, obcinając tylko sam koniuszek.
Tak, że gdy wróciła z zdania, mogła nadal na balach tańczyć i nawet na komplementy odpowiadać,
nieco tylko sepleniąc.
3
Zmaltretowanej, nieludzko torturowanej, z odcięty ni krwawiący m językiem Eudoksj i sił starczyło
jeszcze tylko na to, by splunąć w stronę pałacu, gdzie mieszkała Elżbieta Piotrowna. Czapki z głów,
drodzy czytelnicy, przed hardą i dumna kobietą, mającą odwagę przeciwstawić się despotycznej i
okrutnej Elżbiecie Piotrowie.
W Rosji bardzo powszechne było nie tylko wyrywanie języków. Przed zsyłką na katorgę, kat specjalnymi
kleszczami wyrywał zesłańcowi nozdrza. Złodziejom na policzkach i na czole wypalano znamię, krwawa
rana była zacierana prochem i piętno pozostawało na całe życie. Lecz chłop rosyjski nie był w ciemię
bity. Wymyślił jak piętno zlikwidować. Któż miałby ochotę przez całe życie paradować ze skazą:
"złodziej"? Wiejscy znachorzy wycinali kawał mięsa z "tylnej" części ciała, a następnie przyszywali do
policzków i czoła. Gdy rana się zagoiła i pokryła skórą, po piętnie śladu nie było i dawny katorżnik znów
mógł poczuć się człowiekiem. Operacja ta była przeprowadzana bez znieczulenia - na żywca! Lecz cóż
to dla rosyjskiego chłopa, przyzwyczajonego do tortur i najróżniejszych cierpień - wytrzyma z godnością
każdy ból.
Za czasów Piotra I tłum przechodniów z zaciekawieniem przyglądał się jak nabijano na pal trzech
chłopów uprzednio połamanych kołem. Jeden staruszek od razu wykitował, a dwaj zdrowi młodzieńcy
jeszcze jakiś czas żyli i nawet coś jeszcze do siebie mówili. Pale powoli przebijały ich ciała, ból to
niemiłosierny, a oni z zaciekawieniem spoglądali jeszcze na ludzi. I nagle jednemu z nich zaczęła z ust
kapać krew, plamiąc stalową obręcz koła. Żebyście, drodzy czytelnicy, mogli zobaczyć, jak wyswobodził
zmiażdżoną dłoń i z jakim namaszczeniem końcem rękawa wytarł tę krew z koła. Z takim szacunkiem
przyjmował chłop rosyjski prawo, które w jego pojęciu nie może być niesprawiedliwe. I jeśli skazano go
na tak okrutną śmierć, to należy ją przyjąć z godnością i nie zanieczyszczać państwowych urządzeń
chłopską krwią. Cóż można powiedzieć o takim narodzie? Chyba to, że to naród cierpiący i
niezwyciężony!
O tak, torturować w Rosji lubili i potrafili! Temu nie można zaprzeczyć. Każdy rosyjski car coś nowego
wniósł do nauki o torturach. Dopiero caryce-kobiety trochę od tych okrucieństw odeszły, złagodziły kary,
ale i one zupełnie ich nie zlikwidowały. Katarzyna II, w porównaniu do swoich poprzedniczek,
przejawiała w pewnym stopniu humanitaryzm. To ona przecież rozkazała, by ludzi szlacheckiego
pochodzenia łagodniej torturować. I kiedy znana moskiewska morderczyni-sadystka Sałtyczycha,
mieszkająca na rogu Łubianki (siedziba późniejszego KGB) i Kuznieckiego mostu, która własnoręcznie
pałką zamordowała aż stu trzydziestu ośmiu swoich chłopów, na trzydziestopięciostopniowym mrozie
polewając ich wodą, stanęła wreszcie przed sądem, przed którym zeznała, że zjadała zabite noworodki i
piersi kobiet, które sama odcinała, wówczas sędzia osobiście zwrócił się do carycy, żeby ta zezwoliła
wobec niej zastosować nadzwyczajne tortury. Katarzyna II, choć na równi z całym rosyjskim ludem była
wstrząśnięta czynami Sałtyczychy, to jednak zdecydowanie odmówiła, motywując to tym, iż Sałtyczycha
jest szlachcianką i nie przystoi ją poniżać okrutnymi torturami. Natomiast w obecności morderczyni
pozwoliła zastosować najwymyślniejsze tortury wobec diaka chłopskiego pochodzenia.
A wszystko dlatego, że była zbyt oświeconą carycą i na zachodniej modzie się wzorowała. A tam, na
przykład w Anglii od końca XVIII wieku, arystokratów nie wolno było torturować. W angielskim prawie
czarno na białym było napisane, że lorda pod żadnym pozorem nie można torturować, nawet jeśli
dopuścił się zdrady państwa. Wydaje nam się jednak, że ten obłudny zapis był czystą fikcją i
kamuflażem, i absolutną miał rację francuski pisarz Wiktor Hugo, który z właściwym sobie sarkazmem
powiedział: "W Anglii nigdy nie istniały tortury? Tak twierdzi historia. A to trzeba mieć tupet, by tak
sądzić. Tam jedynie nosy odcinali, oczy wykłuwali i wyrywali te części ciała, które świadczyły o
przynależności do określonej płci". Tylko tyle! Istotnie w żadnym kraju nie spotkamy tylu
wykastrowanych na żywca przestępców, co w Anglii. No cóż, zazdrość Turcjo ze swym wiecznym
niedostatkiem eunuchów w haremach.
4
Morderczyni Sałtyczycha tak łatwo uniknęła tortur dzięki swej przynależności do szlacheckiej kasty.
Siedziała w podziemnej celi Iwanowskiego klasztoru dokładnie trzydzieści trzy lata. Tłumnie przychodził
tu naród, żeby w twarz morderczyni splunąć. Odsuwali zieloną zasłonkę, którą zakryte było okienko w
drzwiach celi i pluli. Sałtyczycha odpowiadała im stekiem wyzwisk i szturchaniem laską w otwór
okienny. Chociaż w ten sposób mogła dać upust swym sadystycznym skłonnościom. Światła w celi nie
było, świece do niej wnoszono tylko podczas posiłków. Możliwe, że przy tym nikłym świetle dostrzegła
swojego strażnika, który jedzenie jej przynosił i postanowiła go uwieść. Otyłej jak beczka, zewnętrznie
odrażającej, udało jej się zniewolić strażnika. I jeszcze w więziennej niewoli dziecię powiła, ku zgrozie
wszystkich, nie wyłączając carycy. Jednym słowem dała pstryczek w nos historii. Wy tu ze mnie słynną
morderczynię robicie, która w encyklopedii znajdzie swoje miejsce, w ciemnicy trzymacie ponad
trzydzieści lat, ludziom jak dziwoląga pokazujecie, a mnie uciechy miłosne są w głowie. Figę wam pod
nos!
Sto trzydzieści osiem osób zamordowała Sałtyczycha, tak twierdzą jedni historycy, inni zaś utrzymują,
że nic podobnego. Więcej niż stu nie zamordowała (mało?). I jak tu się porównywać z takim oto
francuskim potworem, przyjacielem i dowódcą wojsk Joanny d'Arc, marszałkiem Gilles de Rais, który
bestialsko pomordował osiemset dzieci w wieku od 8 do 11 lat. Sadysta nacinał im brzytwą szyję,
gwałcił, osiągając orgazm, a następnie kontemplował się "pięknym" widokiem kapiącej krwi na swoje
obnażone genitalia. Po czym ofiary całował w usta i wieszał główkami w dół. Co za piękna perwersja!
Jeśli chodzi o Sałtyczychę, o dziwo, nawet głosy w jej obronie się podniosły. Ktoś nader skrupulatny
obliczył, że przestępstwa Sałtyczychy znacznie odbiegają od światowych standardów. Zgładziła
przecież zaledwie trzydziestu ośmiu swoich chłopów pańszczyźnianych, dwadzieścia dziewek i osiem
bab! Ot, wielka rzecz! I o co tu taki raban podnosić! I z tak błahego powodu wystawiać szlachciankę pod
pręgierz na Łobnym miejscu? To Łobne miejsce, które znajdowało się na obecnym placu Czerwonym w
Moskwie jest nader interesujące, drogi czytelniku. Stąd Iwan Groźny patrzył na kaźń skazańców,
których do gorącego oleju wrzucano i w tym celu na placu były ustawione piece z kotłami, ludzi na pale
nabijano i za nogi wieszano na ustawionych pod rząd szubienicach. Stąd wszystko dobrze było widać i
car jak w loży teatralnej mógł z bliska przyglądać się tragicznym widowiskom. Tu na Łobnym miejscu
rozrywano na kawałki Dymitra Samozwańca, wieszano czteroletniego synka polskiej szlachcianki
Maryny Mniszchówny, niedoszłej carycy rosyjskiej. Wiele ciekawych kaźni odbyło się w Moskwie na
Łobnym miejscu. I oto teraz stoi tam na szafocie z czarną tabliczką "zbrodniarka" Sałtyczycha. Obok kat
z batem. Lecz chłostać morderczyni nie będą. Zachłoszczą na śmierć jej diaka.
Patrz, Sałtyczycho, na tę kaźń i niech cię wyrzuty sumienia dręczą, za wszystkie zbrodnie, których
dokonałaś na swoich poddanych. Biła ciężarne kobiety tak długo, aż poroniły. Widok wylewającego się
płodu z łona matki dostarczał jej niezrozumiałej dla zwykłego śmiertelnika przyjemności. Wypędzała
bosych chłopów nocą na mróz, by rano oblać ich wrzątkiem i dobić knutem. Podpalała domy chłopom,
zabijając wcześniej drzwi i okna, żeby nikt nie mógł uciec. Tym, którzy nie chcieli się z nią przespać,
obcinała genitalia. Okrucieństwa Sałtyczychy prostym językiem opisał Jermołaj, któremu Sałtyczycha
zamordowała trzy kolejne żony. Brudnawy karteluszek z błędami ortograficznymi trafił do rąk Katarzyny
II. Oniemiała z wrażenia. Zareagowała natychmiast. Sałtyczyche aresztowano i oddano pod sąd. Był to
bezprecedensowy przypadek w dziejach Rosji, gdy chłop pańszczyźniany złożył skargę na swego pana.
Na ogół tego nie robiono. Chłopi w milczeniu i pokorze znosili wszelkie okrucieństwa zadawane im
przez swych panów. Obszarnicy w specjalnych pomieszczeniach trzymali skute i przywiązane na
żelaznych obrożach wiejskie dziewki, swój harem. Całymi latami przebywały w tych dusznych izbach, a
wyprowadzano je tylko wtedy, gdy ich pan miał ochotę na stosunek.
Od momentu ujawnienia przestępstw Sałtyczychy gazety coraz śmielej zaczynały obnażać
okrucieństwa "panów" pastwiących się nad swoimi poddanymi. Ujawniono szereg patologicznych
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin