II niedziela Bożego Narodzenia.doc

(35 KB) Pobierz
Święci i wybrani

Przybrane dzieci Boże

Bóg wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybrane dzieci – przez Jezusa Chrystusa. Tak pisze apostoł Paweł, przytaczając słowa starożytnego chrześcijańskiego hymnu. Słowa zaskakującego wyznania wiary i nadziei. Wiary w to, że dla Boga jesteśmy przybranymi dziećmi. Nadziei, że jesteśmy świętymi. Właśnie tak chrześcijanie tamtego pokolenia określali samych siebie: święci. Tak też zwracał się do adresatów swoich listów apostoł: „Paweł, sługa Chrystusa Jezusa do wszystkich przez Boga umiłowanych, powołanych świętych” (Rz 1,7). Powie ktoś, że to pycha i wynoszenie się nad innych. Nie, to wyraz wielkiej radości i poczucie obdarowania. Obdarował nas Bóg, radości zatem nigdy za wiele. Obdarował, bo swoimi dziećmi uczynił. Przybranymi dziećmi – bo jakże inaczej, ale nie sługami, nie bezwolnymi narzędziami, nie po prostu „stworzeniami”, a właśnie dziećmi. Przywykliśmy do tego określenia, tak, jak przywykliśmy do słów modlitwy „Ojcze nasz!”.

Tylko nie przywykliśmy do tego, by o sobie myśleć: święci. Pewnie dlatego, że określenie „święci” wydaje się nam zbyt wymagające. Powiedzieć, czy nawet pomyśleć o sobie „święty”, to tak jakby ogłosić swoją doskonałość. Mało tego – to postawić przed sobą wysokie wymagania, zgodzić się na bardzo trudny ideał. Wolimy wtedy, udając pokorę, powiedzieć, że jesteśmy zwykłymi ludźmi. Tak łatwiej i wygodniej. Cała prawda mówi jednak więcej: Bóg nas wybrał, byśmy byli tak dobrymi ludźmi, jak Jezus. Tylko tyle, powiesz? Tylko i aż tyle. „Tylko” – bo nie o bohaterstwo i cudowności chodzi. „Aż” – bo zwykła codzienność musi zostać prześwietlona dobrem jak światłem. Święte, przybrane dzieci Boże... Wielka i piękna sprawa.

Piękna? Wydaje się aż zbyt piękna. I dlatego mówią niektórzy – nieprawdziwa. Świat, który te Boże dzieci, ponoć święte, urządzają od wieków, nie wygląda na Boże Królestwo. Ileż w nim fałszu, ile chciwości, ile przemocy, ile rozpusty – by poprzestać tylko na tym ogólnym wyliczeniu. Ile egoizmu, ile bezbożności, ile odczłowieczenia – czy trzeba mówić więcej? Wojny, terroryzm, faszyzm i komunizm nie z kosmosu się wzięły, a z ziemi wyrosły, spomiędzy ludzi, z ich umysłów i serc. Jak wobec tego wszystkiego ze spokojem czytać słowa apostoła: Bóg wybrał nas, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybrane dzieci... Ani święci, ani nieskalani, ani przed obliczem Boga, ani z miłości, ani Boże dzieci.

Wiem, że to, co mówię jest straszne. Ale też wiem, że rzeczywistość wielu obszarów naszego życia bywa straszniejsza. Nie chcemy o tym wiedzieć i słyszeć. Historycy niejedną sprawę wolą przemilczeć – bo zbyt okrutna i nieludzka. Dziennikarzom, tropicielom sensacji, włosy dęba na głowie stają.

Choć to, co mówię, nie jest całą prawdą. Jest wśród ludzi wiele dobra. I tego codziennego, małego – jak te małe punkciki tworzące wielki obraz. „Każdy pikselek jest potrzebny” – powiedział mi kiedyś młody człowiek w rozmowie o codzienności. Miał rację. Tych dobrych, pięknych, wyrazistych miejsc w świecie jest bardzo wiele. A na ich tle widać wiele dobra wielkiego, obejmującego swym oddziaływaniem setki, tysiące, nawet miliony ludzi. Dobra, które z wielkim nakładem sił i nadziei pełnią mężczyźni i kobiety o gorących sercach, wielkich umysłach i czystych sumieniach.

Bardzo zróżnicowany i niejednorodny jest obraz naszego ludzkiego świata. Może więc nie jest aż tak źle, jak przed chwilą mówiłem? Może jednak Boże dzieci, święte i nieskalane nie tylko są na świecie, ale w każdym z nas jest choć trochę tego Bożego dziecięctwa i tej świętości? Nie jesteśmy doskonali, to prawda. Może jednak święci?

Patrząc na wielkie zróżnicowanie ludzkiego świata, zdajemy sobie sprawę z rozdarcia człowieka, każdego z nas, pomiędzy dobro i zło. Pomiędzy oddanie się Bogu i szatanowi – trzeciej drogi nie ma. I w tym momencie rodzi się dramatyczne pytanie: Jak nie dać się wypchnąć na stronę zła? Jak pozostać dzieckiem Bożym? Jak zostać Bożym dzieckiem, jeśli przestało się nim być? Każdy człowiek te lub podobne pytania musi w życiu choć raz postawić – choć nie każdy się do tego przyznaje. Jaka jest odpowiedź?

Czytam zdanie z dzisiejszej ewangelii: Wszystkim tym, którzy Słowo przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego. Przyjęli Słowo? Co to znaczy? „Słowem” ewangelista nazywa Bożego Syna, który stał się człowiekiem. Słowo stało się ciałem – powtarzamy w modlitwie „Anioł Pański”. Tym Słowem Boga jest Jezus – Jego życie i Jego Ewangelia. Przyjąć Go – to uwierzyć Ewangelii, ale także związać się z Nim osobiście, jak z kimś bardzo bliskim. Nie ze wspomnieniem z odległych czasów, ale z kimś obecnym w moim życiu. Chrześcijanin twierdzi, że to nie iluzja, nie świat fantazji i marzeń, lecz duchowa rzeczywistość.

Na jakiej podstawie tak uważamy? Otóż sprawdzianem jest dla nas siła i moc obecności Jezusa w życiu zarówno całego Kościoła, jak i jego poszczególnych członków. Historia Kościoła nie była i nie jest ani łatwa, ani prosta. A Kościół przecież nie tylko istnieje, ale w zmieniającym się świecie nieustannie jest stróżem prawdy i dobra. Prześladowany – nie ginie. Grzeszny – odradza się. Słaby – umacnia swych członków. To nie skutek sprawnej organizacji – to nieustanna obecność Jezusa, Bożego Słowa, które stało się ciałem.

Uwierzyć trzeba. Uwierzyć to nie tylko przytaknąć, coś za prawdę przyjąć. Uwierzyć – to całe życie oprzeć, jak na skale, na Jezusie. Wtedy człowiek przestaje się bać rozdarcia pomiędzy dobrem i złem. Takich dzieci Bożych jest bardzo wiele wśród nas. Świętych i wybranych. Dzięki nim świat nie zginął jeszcze.

...i zamieszkało wśród nas

Z jednej strony słowo dzisiejszej Ewangelii może budzić w nas jakieś zdziwienie. Z drugiej — człowiek, czytając je, staje wobec głębi i tajemnicy, która zdaje się być wprost nieprzenikniona. A przecież właśnie tu, w tych pierwszych słowach Janowej Ewangelii można odkryć zaproszenie, które Bóg kieruje do każdego nas: tak jak Chrystus, Odwieczne Słowo Ojca, zamieszkał pośród nas, wszedł w ludzki czas i ludzkie dzieje, tak potrzeba, aby słowo, które przychodzi do nas w każdej liturgii, w codziennej i niedzielnej Mszy świętej, znajdowało swoje miejsce i swój czas w naszym życiu.

Jak dzieci, które palcem dotykają każdego słowa zapisanego w książce i w ten sposób starają się jak najlepiej i jak najdokładniej je przeczytać i dobrze zrozumieć, tak i my musimy z coraz większym pietyzmem i zaangażowaniem pochylać się nad tym słowem, które przychodzi do nas jako słowo Boga. A przychodzi nie po to, aby nas wzruszać i zachwycać, ale by „zamieszkać wśród nas”, czyli stać się częścią naszego życia — punktem wyjścia dla wszystkiego, co myślimy i czynimy.

„Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”. Kiedy w pierwszych dniach Nowego Roku słyszymy te słowa Ewangelii św. Jana, nie można nie zapytać o rok, który dopiero co zakończyliśmy. Wierzyć, że tymi słowami Pan Bóg przemawia do nas w początku Nowego Roku, znaczy ni mniej, ni więcej, jak zadać sobie pytanie o czas, który mija. To przecież człowiek robi w swym życiu miejsce dla Słowa, które przychodzi. I to on sam może stwierdzić, ile tego miejsca było i jest w jego życiu. Nadzieja nowego roku, to w gruncie rzeczy nadzieja na dobry rachunek sumienia, który poprowadzi nas przez miniony czas i pozwoli z Bożą pomocą otworzyć się na przyszłość.

W jaki sposób można odpowiedzieć na Boże wezwanie dzisiejszej niedzieli?

Po pierwsze, niech towarzyszy nam jedna myśl: Słowo Boże — Jezus, Boży Syn, ma znaleźć miejsce w naszym życiu; słowo Boże — głos Boga, który dociera do naszych sumień, ma znaleźć miejsce w naszym życiu. Nie jest to słowo abstrakcyjne, oderwane od rzeczywistości, ale słowo, które realizuje się w naszej codzienności.

Po drugie, spróbujmy zatrzymać się przy każdym usłyszanym słowie jak dziecko, które uczy się czytać i swym paluszkiem musi dotknąć każdej sylaby i każdego wyrazu. Dotykajmy każdego słowa, które daje nam Bóg z przekonaniem, że im lepiej je zrozumiemy i mocniej je sobie przyswoimy, tym łatwiej będzie nam kroczyć za Chrystusem, naszym Panem.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin