XXIX niedziela zw. C.doc

(31 KB) Pobierz
Modlitwa z wiary

Modlitwa z wiary

Bóg zawsze z nami

Czy Bóg nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego? Prędko weźmie ich w obronę – mówi Jezus. Siła modlitwy płynie z wiary. Bo modlitwa nie jest zaklinaniem Boga, nie jest wymuszaniem na Wszechmogącym naszych planów, pomysłów i zamiarów. To trzeba powiedzieć na samym początku, by nikt nie pomyślał, że człowiek modlący się, proszący Boga, jest jak czarownik, albo szaman, którzy magicznymi formułami i tajemnymi obrzędami usiłuje podporządkować sobie nadludzkie moce. Owszem, modlitwa może sięgać po różne sposoby wyrazu – nie tylko myśl, nie tylko słowa, nie tylko pieśń, ale gest, umartwienie, dar, pielgrzymka i wiele innych sposobów wyrażania modlitwy zna tradycja.

W pierwszym czytaniu widzimy Mojżesza modlącego się, podczas gdy wojownicy toczą zbrojny bój. Była to modlitwa myśli i gestu. Ale warto zapamiętać, że to Bóg nakazał Mojżeszowi modlitwę. Czyżby Wszechmocny potrzebował modlitwy człowieka? Nie, to nie Bóg jej potrzebuje. To człowiek przez modlitwę otwiera się na Bożą moc, to człowiek zbliżając się do Boga, napełnia swoje duchowe wnętrze i przestrzeń wokół siebie siłą, dobrocią, miłosierdziem, radością pochodzącą od Stwórcy. A im większy dar Bóg przygotował, tym głębszej, wytrwalszej, gorliwszej modlitwy potrzeba.

A Bóg zawsze jest blisko. I Jego pomoc, Jego siła, Jego dobroć zawsze są na wyciągnięcie ręki. Ale człowiek musi tę rękę ku Bogu wyciągnąć, musi sięgnąć po to, co jest dla niego przygotowane. A przygotowane jest więcej, niż potrafimy sobie wyobrazić.

Brak nam wiary

Naszym problemem jest to, co Jezus celnie wypowiedział pytaniem: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? Tak, naszym problemem, także gdy mowa o modlitwie, jest brak wiary. Powiesz, że przecież modlą się ludzie wierzący. Tak, to prawda. Jeśli ktoś zaczyna się modlić, to jakaś, choćby szczątkowa, słaba i nieporadna wiara w nim jest. Ale rozglądając się wokół nas widzimy bardzo wielu ludzi, którzy nie modlą się. Którzy nie szukają bliskości Boga. Którzy nawet w sytuacjach kompletnej bezradności nie są w stanie pojąć, że jest Ktoś ponad naszą bezsilnością. Nie modlą się, bo nie mają czasu. Nie modlą się, bo nie potrafią. Nie modlą się, bo to nic nie daje. Nie modlą się, bo... Powodów mają wiele. Ale tak naprawdę powód jest jeden: brak wiary. Brak wiary wystarczającej, by zapalić w człowieku potrzebę i odruch modlitwy.

Potrzeba modlitwy jest bardzo naturalna. Zawdzięczamy ją nie tylko wychowaniu. Jestem przekonany, że jest jedną z pierwotnych, wrodzonych człowiekowi potrzeb. Jak potrzeba mówienia, jak potrzeba śmiechu, jak potrzeba chodzenia i wiele innych. Zauważ – jedni lubią chodzić, inni by siedzieli. Jedni potrafią zagadać otoczenie, inni siedzą jak mruki. Jedni ze wszystkiego się śmieją, inni ponuro patrzą na świat. Bo nie każda naturalna potrzeba jest jednakowo rozwinięta w każdym. Podobnie i modlitwa. Co nie znaczy, że potrzebą nie jest. Dlatego dobrze, jeśli modlitwa staje się także odruchem. Jak każda naturalna potrzeba. Łatwiej żyć, im więcej codziennych zachowań przychodzi nam sprawnie, bez potrzeby pamiętania i zmuszania się do nich.

To wszystko prawda. A jeśli nie ma wiary? Jeśli wiara jest zbyt nikła, by zapalić albo podtrzymać potrzebę i odruch modlitwy? Wtedy życie staje się uboższe o ważny element ludzkiego istnienia. Takich okaleczonych ludzi wokół nas jest wielu. Można z tym żyć. Ale życie staje się trudne, puste, zagrożone. Bez modlitwy człowiek zwolna zaczyna przegrywać. Jak Hebrajczycy w starciu z Amalekitami, gdy Mojżeszowi na modlitwie sił zaczynało brakować.

Nigdy w pojedynkę

I tu odnajdujemy kolejny wątek dzisiejszej biblijnej katechezy o modlitwie: Mojżesz modlący się na górze nie był sam. Byli z nim Aaron, jego brat oraz Chur. Bez wątpienia oni też się modlili. To, że podtrzymywali opadające ręce Mojżesza było tylko zewnętrznym wyrazem udziału w tej modlitwie. Zresztą – błagalna modlitwa to więcej, niż tylko wzniesione ku niebu ramiona. Ale wspólna modlitwa potrzebuje zewnętrznych, łączących ludzi znaków. To jedno z ogólnych prawideł naszej natury – ilekroć robimy coś razem, tylekroć potrzebujemy jednoczących nas haseł, sztandarów, gestów. A że modlitwa wspólna więcej znaczy niż w pojedynkę, wiele razy zostało podkreślone w Biblii – także w czytanej dziś opowieści z czasów wędrówki do Ziemi Obiecanej. Najdobitniej wypowiedział to jednak Jezus, gdy mówił: „Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,19n).

Dlatego w naszej, chrześcijańskiej tradycji – podobnie, jak w innych religiach – wspólna modlitwa jest głęboko zapisana w tradycji. I jako modlitwa liturgiczna, gdy przewodniczy jej oficjalny przedstawiciel Kościoła, towarzyszą gesty, różne obrzędy, a kierunek i treść nadają zatwierdzone księgi. Wspólna modlitwa to także ta, która jednoczy choć kilka osób – czy to w kościele, choćby nabożeństwa nie było, czy w domu kogoś z nas, czy nawet wtedy, gdy nie jesteśmy razem fizycznie, ale modlimy się zjednoczeni duchowo. Tak dzieje się na przykład w żywym Różańcu, tak jest w naszej wspólnocie związanej obietnicą, że każdego dnia modlimy się według formuły „ja za ciebie, ty za mnie”.

Najbardziej podstawową i pierwszą ze wszystkich wspólnotą modlitwy powinna być rodzina. Jednak warunki życia, pośpiech, dojazdy do szkół i pracy coraz bardziej utrudniają, często nawet uniemożliwiają wspólną modlitwę. A może to nie warunki życia, ale coraz bardziej słabowita wiara jest powodem zanikającej rodzinnej modlitwy? Może warto odnowić i wiarę, i zwyczaj modlitwy w domu? Jeśli nie codziennie, to choć kilka razy w tygodniu, gdy to jest możliwe. Bo tylko wtedy wygramy wielką batalię o dobro w naszym życiu, gdy wytrwałej i wspólnej modlitwy nie braknie.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin