KOONTZ DEAN R Przepowiednia DEAN KOONTZ Z angielskiego przelozyl JERZY ZEBROWSKI WARSZAWA 2006 Tytul oryginalu: LIFE EXPECTANCYCopyright (C) Dean Koontz 2004 Ali rights reserved Copyright (C) for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kurylowicz 2006 Copyright (C) for the Polish translation by Jerzy Zebrowski 2006 Redakcja: Jacek Ring Ilustracja na okladce: Jacek Kopalski Projekt graficzny okladki i serii: Andrzej Kurylowicz ISBN-13: 978-83-7359-434-0ISBN-10: 83-7359-434-5 Laurze Albano, ktora ma tak dobre serce. Dziwny umysl, ale dobre serce. Dystrybucja Firma Ksiegarska Jacek Olesiejuk Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa t./f. (22)-631-4832, (22)-535-0557/0560 www.olesiejuk.pl Sprzedaz wysylkowa - ksiegarnieinternetowe www.merlin.pl www.ksiazki.wp.pl www.empik.com WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYLOWICZ Wiktorii Wiedenskiej 7/24, 02-954Warszawa Wydanie I Sklad: Laguna Druk: WZDZ - Drukarnia Lega, Opole Niech ten, kto cierni boi sie Porzuci sny o rozy.Anne Bronte, The Narrow Way Mam westchnienie dla przyjaciol, A dla wrogow usmiech wzgardy; Czy los sprzyja, czy sie zacial - Wszystko przyjme, takim hardy! Lord Byron, Do Tomasza Moore* Byron, Wiersze i poematy, przelozyl Czeslaw Jastrzebiec-Kozlowski. Czesc pierwsza Witaj na swiecie, Jimmy Tock 1 W noc, kiedy sie narodzilem, moj dziadek ze strony ojca, Josef Tock, wyglosil dziesiec przepowiedni i one uksztaltowaly moje zycie. Potem umarl dokladnie w chwili, gdy przyszedlem na swiat.Josef nigdy przedtem nie zajmowal sie wrozbami. Byl cukiernikiem, specjalizowal sie w ekierkach i babkach cytrynowych, a nie przepowiedniach. Godne zycie jest jak piekny luk, laczacy doczesnosc z wiecznoscia. Mam teraz trzydziesci lat i nie bardzo wiem, dokad zmierza moje zycie, ale przypomina ono raczej kreta linie, prowadzaca od jednego kryzysu do drugiego, niz lagodny luk. Jestem niezdara, co nie znaczy, ze jestem glupi, tylko troche zbyt wyrosniety i nie zawsze wiem, dokad niosa mnie nogi. Nie mowie tego z dezaprobata ani nawet z pokora. Najwyrazniej, jak sami sie przekonacie, niezdarnosc dodaje mi uroku, stanowi niemal zalete. Niewatpliwie zadajecie sobie teraz pytanie, co mam na mysli, mowiac, ze jestem wyrosniety. Pisanie autobiografii okazuje sie trudniejszym zadaniem, niz sobie wyobrazalem. Nie jestem tak wysoki, jak ludziom sie wydaje, w istocie nie mam nawet wzrostu gracza zawodowej czy chocby szkolnej 11 druzyny koszykowki. Nie jestem ani pulchny, ani muskularny jak zapalony bywalec silowni, co najwyzej krzepki.Mezczyzni wyzsi i lepiej zbudowani niz ja czesto jednak nazywaja mnie dryblasem. W szkole mialem przezwisko Los. Od dziecinstwa slyszalem zarty, jakie astronomiczne rachunki musimy placic za jedzenie. Zdumiewal mnie zawsze rozdzwiek miedzy moja rzeczywista postura a tym, jak wielu ludzi ja postrzegalo. Zdaniem zony, zyciowej ostoi piszacego te slowa, moja osobowosc znacznie przerasta rozmiary ciala. Twierdzi ona, ze ludzie oceniaja mnie na podstawie wrazenia, jakie na nich wywieram. Uwazam, ze to absurdalny wymysl, zrodzony z milosci. Jesli czasem wydaje sie komus zbyt wyrosniety, to raczej dlatego, ze na niego wpadlem albo nadepnalem mu na noge. W Arizonie jest miejsce, gdzie upuszczona pilka wydaje sie toczyc pod gore, wbrew prawu ciazenia. W istocie jest to tylko wynik zludzenia optycznego, spowodowanego wyjatkowa konfiguracja krajobrazu. Podejrzewam, ze jestem podobnym wybrykiem natury. Moze swiatlo odbija sie ode mnie w jakis dziwny sposob albo zalamuje sie jakos szczegolnie i dlatego wydaje sie bardziej masywny. Tej nocy, gdy urodzilem sie w szpitalu w okregu Snow, w miasteczku Snow Village, w stanie Kolorado, moj dziadek powiedzial pielegniarce, ze bede mial piecdziesiat centymetrow wzrostu i wazyl cztery kilogramy trzysta gramow. Pielegniarke zdumiala ta przepowiednia, nie ze wzgledu na rozmiary noworodka - wiele jest wiekszych - i nie dlatego, ze moj dziadek, ktory byl cukiernikiem, zaczal sie nagle zachowywac, jakby wrozyl z krysztalowej kuli. Cztery dni wczesniej przeszedl rozlegly wylew, ktory spowodowal paraliz prawej strony ciala i pozbawil go mowy. A jednak lezac na oddziale intensywnej opieki medycznej zaczal wyglaszac przepowiednie glosem wyraznym i bez zajaknienia. 12 Powiedzial jej rowniez, ze urodze sie o 22. 46 i bede cierpial na syndaktylie.To slowo trudne do wymowienia nawet przed wylewem, a co dopiero po nim. Syndaktylia -jak wyjasnila memu ojcu pielegniarka ->>to wrodzona wada, polegajaca na zrosnieciu sie dwoch lub wiecej palcow reki lub nogi. W powaznych przypadkach kosci sa zespolone do tego stopnia, ze dwa palce maja wspolny paznokiec. Potrzeba wielokrotnych operacji, zeby skorygowac te wade i sprawic, by dotkniety nia dzieciak jako czlowiek dorosly mogl uniesc wymownie srodkowy palec, gdy ktos wystarczajaco go wkurzy. W moim przypadku chodzilo o palce nog. W lewej stopie mialem zrosniete dwa, a w prawej - trzy. Moja matka, Madelaine - ktora ojciec nazywa pieszczotliwie Maddy, a czasem Szurnieta M a d z i a - t w i e r d z i, ze zastanawiali sie, czy nie byloby lepiej zrezygnowac z operacji i po prostu dac mi na imie Flipper. Tak nazywal sie delfin, ktory pod koniec lat szescdziesiatych byl gwiazda popularnego serialu telewizyjnego, zatytulowanego -jak latwo zgadnac - Flipper. Matka okresla ten program jako "cudownie, wspaniale, przekomicznie glupi". Zniknal z ekranu kilka lat przed moim urodzeniem. Role Flippera, samca, gral tresowany delfin o imieniu Suzi. Byl to najprawdopodobniej pierwszy przypadek transwestyzmu w telewizji. Wlasciwie nie jest to odpowiednie slowo, gdyz transwestyzm oznacza przebieranie sie mezczyzny za kobiete dla osiagniecia korzysci seksualnych. Poza tym Suzi - alias Flipper - nie nosila odziezy. Byl to wiec program, w ktorym gwiazda plci zenskiej pokazywala sie zawsze nago i byla wystarczajaco macho, by udawac mezczyzne. Zaledwie dwa wieczory temu matka spytala retorycznie przy 13 kolacji, gdy siedzielismy nad j e d n a z j e j nieslawnych zapiekanek z serem i brokulami, czy mozna sie dziwic, ze drastyczny spadek jakosci programow, ktory zaczal sie od Flippera, prowadzi do tego, iz wspolczesna telewizja staje sie szokujaco nudnym jarmarkiem osobliwosci. Podejmujac jej gre, ojciec stwierdzil:-To zaczelo sie wlasciwie od Lassie. Tez wystepowala nago w kazdym odcinku. -Role Lassie graly zawsze samce - odparla matka. -No wlasnie - skwitowal tata. Uniknalem przezwiska "Flipper", gdy udane operacje przywrocily moim palcom normalny wyglad. Na szczescie zrosnieta byla tylko skora, nie kosci. Rozdzielenie palcow okazalo sie stosunkowo prostym zabiegiem. Jednakze w owa wyjatkowo burzliwa noc przepowiednia dziadka na temat syndaktylii okazala sie trafna. Gdyby w noc mych narodzin byla zwyczajna pogoda, rodzinna legenda glosilaby, ze panowala wtedy zlowrozbna cisza, liscie zastygly w bezruchu w nieruchomym powietrzu, a nocne ptaki zamilkly w oczekiwaniu. Rodzina Tockow szczycila sie zawsze sklonnoscia do dramatyzowania. Nawet jesli w opisach jest troche przesady, burza byla na tyle gwaltowna, ze wstrzasala skalnym podlozem gor Kolorado. Niebo rozdzieraly blyskawice, jakby niebianskie armie przystapily do wojny. Pozostajac wciaz w lonie matki, bylem nieswiadomy grzmotow. A kiedy sie urodzilem, skupilem zapewne uwage na moich dziwnych stopach. Byl 9 sierpnia 1974 roku. Dzien, w ktorym Richard Nixon ustapil ze stanowiska prezydenta Stanow Zjednoczonych. Upadek Nixona ma ze mna niewiele wiecej wspolnego niz fakt, ze na czele amerykanskiej listy przebojow byl w tym czasie szlagier Johna Denvera^<<w/e 's Song. Wspominam o tym tylko dla zachowania historycznej perspektywy. Najwazniejsze dla mnie wydarzenia z 9 sierpnia 1974 roku 14 to moje narodziny - i przepowiednie dziadka. Moje wyczucie perspektywy ma egocentryczne zabarwienie.Moze dzieki wielu barwnym rodzinnym opowiesciom na temat tamtej nocy widze wyrazniej, niz gdybym sam to ogladal, jak moj ojciec, Rudy Tock, chodzi tam i z powrotem z jednego konca szpitala okregowego na drugi, miedzy oddzialem polozniczym a oddzialem intensywnej opieki medycznej, odczuwajac na przemian radosc z oczekiwania na bliskie narodziny syna i smutek z powodu zblizajacej sie nieuchronnie smierci ukochanego ojca. Przesycona kolorami poczekalnia dla przyszlych ojcow - z posadzka z niebieskich winylowych plytek, jasnozielona boazeria, rozowymi scianami, zoltym sufitem i pomaranczowo-bialymi zaslonami w bociany - emanowala negatywna energia. Nadalaby sie swietnie jako upiorne tlo do sennego koszmaru o prezenterze programu dla dzieci, ktory wcielal sie potajemnie w zabojce z toporem. Palacy jednego papierosa za drugim klown nie poprawial atmosfery. Rudy'emu towarzyszyl w oczekiwaniu narodzin syna tylko jeden czlowiek. Nie byl z miasteczka, lecz wystepowal w cyrku, ktory na tydzien rozbil namiot na lace na farmie Halloway. Nazywal sie Beezo. Co ciekawe, nie byl to jego przydomek jako klowna, lecz nazwisko, z ktorym sie urodzil: Konrad Beezo. Niektorzy twierdza, ze nie istnieje cos takiego jak przeznaczenie, ze w tym, co sie zdarza, nie ma zadnego celu ani sensu. Nazwisko Konrada temu przeczylo. Beezo ozenil sie z Natalie, artystka wystepujaca na trapezie, pochodzaca ze slynnej akrobatycznej rodziny, ktora nalezala do cyrkowej arystokracji. Ani rodzice Natalie, ani jej rodzenstwo, ani tez zaden z szybujacych wysoko kuzynow nie towarzyszyl Beezo w...
rikiman