Tajemnice istnienia - Zbiorowy umysł.doc

(80 KB) Pobierz
Tajemnice istnienia - Zbiorowy umysł cz.28

Tajemnice istnienia - Zbiorowy umysł

Podczas naszego życia dołączamy się do różnych egregorycznych struktur, które wspierają nas w tym, co robimy, gdy działamy zgodnie z ich schematami i programami, ale gdy chcemy się od nich uwolnić, rzucają nam „kłody pod nogi", nie chcąc stracić tak cennego dla siebie żywiciela.

Część28

Waldemar Witkowski

Copyright © 2007

ul. Olszowa 16 08-300 Sokołów Podlaski

tel. 0-prefiks-25 7872195

tel. kom. 0508-245857

mailto:waldemarwitkowski@wp.pl

Zajmijmy się teraz tematem zbiorowego umysłu i jego wpływu na nasze codzienne istnienie.

Cechą zbiorowego umysłu jest jego genetyczne uwarunkowanie. Wynika to stąd, iż pokolenia pokoleniom przekazują do „użytkowania" posiadane poglądy, wierzenia, systemy wartości itp., które w określony sposób organizują nie tylko funkcjonowanie wielkich społeczności, ale również i codzienne życie każdego człowieka. Stąd rodzi się prosty wniosek: jakość naszego życia zależy bezpośrednio od jakości poglądów, wierzeń, systemów wartości itp. zawartych w zasobach zbiorowego, genetycznie uwarunkowanego umysłu.

Zbiorowy umysł w swojej konstrukcji nie jest jednolity i dzieli się na wzajemnie zależne i zazębiające się frakcje (rysunek nr 49). Tego typu struktura zbiorowego umysłu powoduje dużą bezwładność, a także powolność ewolucyjnego procesu rozwoju samoświadomości jednostki.

Jak wspomnieliśmy już wcześniej, każdy z nas jest integralnym elementem Wszechświata, elementem, który pobiera energię z kosmosu, transformuje ją, a następnie przekazuje zarówno Ziemi, jak i swojemu otoczeniu. W podobny sposób otrzymuje energię od Ziemi, transformuje ją i również przekazuje efekt swojej pracy otoczeniu, a także przestrzeniom kosmosu. Ważne jest uświadomienie sobie, że w każdej chwili naszego życia pobieramy energie i czy chcemy, czy nie, nadajemy im znaczenie, oddziałując w ten sposób nie tylko na siebie, nie tylko na innego człowieka, nie tylko na całą planetę, ale również i na cały Wszechświat. Możemy więc powiedzieć, iż z jednej strony pobieramy energie z „góry" i z „dołu", wykorzystujemy je dla naszych życiowych potrzeb, transformujemy, a następnie wysyłamy do „dołu" i do „góry", a także „horyzontalnie" w kierunku naszego środowiska, od którego również otrzymujemy przetransformowane przez innych energie.

Elementem w dużej mierze determinującym funkcjonowanie zbiorowego umysłu jest nieświadomość zbiorowa (rysunek nr 50).

Nieświadomość zbiorowa stanowi ciągłe rozszerzenie wszystkich indywidualnych podświadomości, organizując sobą zarówno ogromne zasoby pamięci, jak i szynę danych, po której przemieszczają się wygenerowane przez ludzi emocje, myślokształty, idee, wzorce - słowem wszystko to, co jakikolwiek człowiek kiedykolwiek stworzył w swoim umyśle, przetwarzając i nadając znaczenie pobieranym przez siebie energiom. W zależności od stanu naszej szeroko rozumianej psychiki, w pole nieświadomości zbiorowej wysyłamy odpowiadające mu swoją treścią informacje, a także tego samego typu informacje odbieramy, podświadomie ustawiając w tym celu takie, a nie inne zwrotnice w komunikacji z ogólnoludzkim umysłem.

Tak jak podświadomość stanowi sobą między innymi zbiór energetycznych programów pozwalających funkcjonować nam na co dzień w sposób automatyczny, bez konieczności zastanawiania się nad naszym każdym kolejnym krokiem, tak i nieświadomość zbiorowa zawiera w sobie egregoryczne formy umożliwiające większym czy też mniejszym zbiorowościom sprawne poruszanie się według określonych w zbiorowy sposób wzorców. Oczywiste jest, że tego typu schematy mogą w zależności od swoich treści sprzyjać lub nie efektywności naszego codziennego życia.

Jako praktyczny przykład tego typu uwarunkowań podajmy współczesny przypadek Roberta i jego rodziny, którzy przez dwadzieścia lat funkcjonowali w sekcie całkowicie podporządkowując się panującym w niej zasadom i regułom.

Oto relacja Roberta:

Kiedy pewnego dnia, po 21 latach małżeństwa, żona przyszła do mnie i powiedziała, że spała z Mistrzem, nie poczułem nienawiści. Trudno mi w ogóle sprecyzować ówczesne emocje. Byłem opanowany. Czułem, że coś się zmienia. Nie w naszych relacjach. Coś działo się ponad nami, a my w tym tylko uczestniczyliśmy jako główni bohaterowie.

 

 

Rys. 49. Przykładowe frakcje zbiorowego umysłu.

 

Ania przyszła do mnie pod wpływem wewnętrznego impulsu. Jej zawstydzone oczy wpatrywały się we mnie wyczekując wybaczenia, zrozumienia, miłości.

Ja też spałem z naszym Nauczycielem odpowiedziałem.

***

Było ich dwoje. W zasadzie to tylko On. Od niego wszystko się zaczęło. Guru. Mistrz kosmiczny. Mesjasz. I ja, i moja Żona. My. Wielu powołanych, niewielu wybranych - mawiał. Jacy będziemy? Presja!

Kiedy Go poznałem, mieliśmy po 22 lata i byliśmy świeżo po ślubie. On nieco po czterdziestce i Ona zaledwie dwa lata starsza od nas.

Wszystko zaczyna się tak niewinnie. Koledzy na studiach. Wspólne wakacje, nocne rozmowy. O życiu, o Polsce, o tym, co zmienić, co poprawić. Tacy są młodzi. Urodzili się po to, aby się rozwijać, zmieniać świat. Nie ma tajemnic. Jesteś otwarty. Mówisz szczerze, co czujesz- Oni też- Opinie się mieszają, łączą. Zaczynasz rezonować. Wtedy otrzymujesz pierwszy przekaz. Najpierw taki łagodny, żeby Cię nie przestraszyć. Cztery prawa rzeczywistości:

- Najokrutniejszym wrogiem jest egoizm negatywny,

- Największym zagrożeniem jest iluzja,

- Największą siłą jest dyscyplina,

- Największym przyjacielem jest mądrość.

I co, masz jakieś zastrzeżenia, widzisz haczyk? Ja ich nie miałem i nic nie widziałem.

Urodziłem się, aby kochać Boga i ludzi, sądzę, że tak jak wszyscy. Widziałem, jaki świat jest zły, fałszywy, niesprawiedliwy. Chciałem go zmienić. Oni też,

Mijały tygodnie. Było super. Spotkania początkowo rzadkie stawały się coraz częstsze. Nawet sam o to zabiegałem. Miałem z kim podzielić się swoimi wątpliwościami, opowiedzieć o problemach. Posłuchać propozycji rozwiązań. Jeszcze - propozycji.

Z rodzicami miałem słaby kontakt, moja żona jeszcze słabszy. Rodzice w przeważającej większości mają tę wadę, że nie umieją słuchać, są wszechwiedzący, chorują na punkcie swojego autorytetu, nie rozwijają się duchowo ani również bardzo często intelektualnie. Tkwią w swojej iluzji i myślą, że jak nas wyżywią, ubiorą i wykształcą, to zrobili max i jeszcze trochę.

Moi, kiedy z początku głosiłem im prawdy objawione, wyuczone w sekcie, zgasili mnie krótko, mówiąc, że Bóg to mi da, tak, na pewno. Ty się dziecko ucz, aby na chleb zarobić, i głupstw nie opowiadaj. W domyśle - my wiemy najlepiej. Mam pytanie. Kto zerwał kontakt pierwszy? Dziecko z rodzicami czy...?

Dalej wszystko potoczyło się lawinowo.

Rozmowy z rodzicami kończyły się słownymi awanturami. Kontakt rwał się na coraz dłużej. Najdłużej chyba na pół roku. (Mieszkałem vis a vis, po drugiej stronie ulicy). Sekta wspierała brak kontaktów, ale ich nie zabraniała. Byli sprytni, nie zabraniali, ale na każde spotkanie z rodziną szedłem z dokładnymi instrukcjami, jak się zachowywać i co mówić. O to, co mówić i myśleć, dbali nad wyraz gorliwie. Szkolenia odbywały się codziennie.

Życie jest walką - mówiono nam i trzeba było być gotowym do niej stale. Tym bardziej że byliśmy atakowani ze wszystkich stron. Zarówno w świecie fizycznym, jak i z drugiego wymiaru, astralu. To z tej przestrzeni nastawali na nas - Szatan i jego piekielne hordy.

Stopniowo nacisk i wymagania Mistrza i Nauczyciela rosły. To Ona była Nauczycielem i to Ona bezpośrednio zajmowała się nami. Szybko od porad przeszła do poleceń. Wydawała je coraz, bardziej stanowczym głosem, czasem krzykiem. Stosowali bardzo prostą i znaną powszechnie metodę kija i marchewki. I ręczę wam, nie była tak prymitywna w ich wydaniu, jak mogłoby się wydawać. Dam ci coś, a ty zrobisz tamto. Owszem, ostatecznie tak, ale było w tym tyle poziomów finezji, Że zagubiłem się na 20 lat.

Sekta była tak tajna, że nie miała nawet swojej nazwy. Kojarzona była przez ludzi przewijających się w światku ezoterycznym jako Grupa Kundaliniego. To jeden z przydomków Mistrza.

Było nas około setki, razem z dziećmi. Chyba nikt z nas tak naprawdę nie sądził, że tworzymy sektę. Tym bardziej że po ok. 12 latach Guru dokonał sprytnego zabiegu socjotechnicznego, oświadczając, że grupa zamienia się w sektę na skutek nieodpowiedzialnych działań niektórych członków, a on tego nie chce, więc podjął stosowne decyzje.

 

Rys. 50. Schemat doświadczania i rozwoju.

 

Polegały one na zakończeniu okresu wspólnych spotkań. Sekta poszła w rozproszenie. Kontakty między podgrupami żyjącymi w różnych miastach były utrzymywane tylko poprzez wyznaczone osoby. Mijały kolejne lata. Mistrz decydował o wszystkim. Byliśmy powołani i chyba już wybrani. Nikt nie był tego pewien. Pozycja Nauczyciela tak wzrosła, że zaczęła Ona podejmować coraz więcej decyzji na własną odpowiedzialność.

Rządziła wszystkim i wszystkimi, całym naszym życiem. A my wiernopoddańczo wykonywaliśmy wszystko, czego zażądała, niejednokrotnie odczuwając radość z takiego zachowania.

Filozofia była prosta. Mistrz głosił istnienie iluzji indywidualizmu i osobistego wyboru. Obojętnie, jak by to tłumaczyć, sprowadzało się to do stwierdzenia, że nie ma wolności. A skoro nie ma wolności, to, o co chodzi? Masz słuchać i wykonywać polecenia. To bezwzględne posłuszeństwo doprowadziło mnie do nędzy.

Sprzedaliśmy z Żoną mieszkanie, a pieniądze oddaliśmy na rzecz sekty. Przerwałem studia. Trzykrotnie na polecenie Nauczyciela. Dwukrotnie, bo nie radziłem sobie pod lawiną jego poleceń i obowiązków na uczelni. Moja żona straciła zdrowie (chory kręgosłup, artretyzm w palcach rąk), zajmując się tabunami wspólnotowych dzieci. Z tego też powodu utraciła kontakt z pracą. Nie rozwijała się zawodowo, nie dokształcała. Nie pracuje od 18 lat.

Sekta wyprowadziła mnie na kucharza. Utrzymywałem sam rodzinę. Żonę i trójkę dzieci. Po 20 latach bezwzględnego posłuszeństwa z moich młodzieńczych pragnień pozostało już, tylko wspomnienie. Gdzieś pod koniec tego okresu czułem, że jestem już wypalony. Odstawałem na tyle od Mistrza i Nauczyciela, że zaczęli rozmawiać ze mną coraz rzadziej i głównie po to, aby kontrolować sytuację, czyli co to mi tam po głowie chodzi. A jeśli coś chodziło, a nie było w zgodzie z ich wyobrażeniami, to mogłem poniewczasie tylko żałować, że się w ogóle odezwałem.

Działał jakiś cholerny magiczny mechanizm - nic mi nie wychodziło, jeśli robiłem to bez ich akceptacji. Przestawałem myśleć, aktywizować się. Mam wrażenie, że mimo pełni fizycznych sił gdzieś wewnętrznie obumierałem.

Ale kochałem ich. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale ja ich kochałem. Zabiegałem o względy, o spotkanie, wsparcie, dobre słowo. To nic, że otrzymywałem ochłapy. Im mniejszy ochłap dostałem, tym bardziej pragnąłem następnego. Cierpiałem.

Nauczyciel krzyczał na mnie, że się oddalam, że traci mnie. A ja już nie mogłem. Chciałem być przy nim, a zarazem nie wiedziałem, jak to zrobić. Modliłem się w sobie: „słuchaj Nauczyciela, słuchaj Nauczyciela ".

Moja sytuacja finansowa była coraz trudniejsza. Brak akceptacji dla wykonywanego zawodu, wręcz nienawiść do niego, skutkowała częstymi zwolnieniami na własne życzenie lub nie.

Pewnego dnia Nauczyciel wezwał mnie do siebie i wydał polecenie wyjazdu do Irlandii. Powiedział, że nie może już patrzeć na moją biedę.

Wyjechałem. Zabrałem ze sobą 50 euro i trzy kontakty internetowe. Żonie zostawiłem 200 zł. Miała za te pieniądze przeżyć dwa tygodnie. Opatrzność nade mną czuwała. Pracę dostałem z miejsca. Po trzech miesiącach ściągnąłem z. kraju Żonę z dziećmi. Wynajęliśmy dom.

Z sektą nie miałem żadnych kontaktów. Nauczyciel wydał stosowne polecenia, aby wszystkie ślady naszej znajomości spalić. Nie pozostało nic.

Tęskniłem. Nie sądziłem, że mnie poświęcają. Jak zawsze pragnąłem kontaktu. Był potrzebny jak powietrze. Oni byli dla mnie powietrzem. Modliłem się za nich codziennie. O ich zdrowie, sukcesy. Modliłem się „o zmianę". Czasami tak na nich wyczekiwałem, że bałem się, że oszaleję.

I wtedy przyszła zmiana. Kiedy wróciłem wieczorem z pracy, zastałem żonę przy komputerze płaczącą.

Co się stało zapytałem.

Pokazała mi fragment tekstu na ekranie monitora:

[...] ty jesteś we mnie, a ja jestem w tobie [...]

Nic mi to nie mówiło.

Co to jest? zapytałem

Wiesz powiedziała nie mówiłam Ci o tym wcześniej, ale kiedy byłeś sam w Irlandii, ja chodziłam do kościoła Świętego Antoniego i tam modliłam się za Ciebie, za nas. I pewnego dnia usłyszałam to zdanie. Dokładnie to samo zdanie.

Ale gdzie je usłyszałaś?

W głowie. Jakiś głos mi to powiedział. W środku, w głowie. To nie był głos z, zewnątrz. Od tamtej chwili tak się modlę do Boga.

Chciałbym podkreślić w tym miejscu, że nigdy ani ja, ani moja żona nie mieliśmy żadnych zwidów, ani nie słyszeliśmy Żadnych głosów. Nie dochodziło też do takich lub podobnych zdarzeń w sekcie.

Wydrukuj mi ten tekst poprosiłem

Materiał był olbrzymi, kilkaset stron. Składał się z wielu części. Była tam książka, poezje, filozofia, wywiady. Poza tym fantastyczne obrazy, genialna muzyka, taka, jakiej szukałem całe życie. I był ten tekst. W części pod zbiorczym tytułem Pierwsze Źródło w rozdziale pt. Moje Centralne Objawienie.

Jest to przesłanie od Boga. Naszego Boga. Tego Jednego i Jedynego. Najwyższego. Alfy i Omegi, Pierwszego Źródła. Tak nazywały Go istoty, które firmowały stronę internetową, z której cały tekst pochodził. Wingmakers. Tak się nazywali. Tłumaczyli, Że słowa, litery to symbole. Tak więc ta kombinacja liter wypowiedziana na głos wibruje podobnie do ich nazwy w ich języku. Jest to nazwa angielska, ponieważ pierwowzór strony internetowej powstał w USA, ale jest już polska strona z niemal wszystkimi przetłumaczonymi materiałami: www.http://ww.wingmakers.pl/. Nie ma w tym żadnego cudu. Cała praca wykonywana jest przez ludzi, a osoba główna o imieniu James jest inkarnacją Wingmakera w ludzkim ciele. Jest to możliwe ponieważ, jak twierdzą, są nami z przyszłości.

To był dla mnie szok. Nie chciałem wierzyć, ale siła przyciągania była za wielka. Czytałem do 3 nad ranem, następnego dnia, po pracy, ponownie do 3.

Wszystko mi się zgadzało. Były tam materiały na temat tajnych stowarzyszeń rządzących światem, przyszłych losów świata, jaki jest cel rozwoju ludzkości. I rzecz najważniejsza, techniki i materiały, za pomocą których mogłem uruchomić tkwiące w ludzkim DNA ukryte kody pozwalające podnieść własną świadomość na wyższy poziom i w końcu zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Kim Jestem i po co na tej Ziemi.

W tym czasie posługiwałem się już nieźle wahadełkiem. Sprawdzałem każdy fragment tekstu, czy to jest prawda. Tak, tak, tak

Rozpoczęliśmy studia. O dziwo, cały ból związany z niekontaktowaniem się z Nauczycielem gdzieś się ulotnił. Byłem pochłonięty całkowicie tym, co otrzymałem. Ściągnąłem muzykę i słuchałem jej przez cały czas. To była moja muzyka. Wydrukowałem obrazy i porozwieszałem po całej sypialni. Według moich badań przy wykorzystaniu skali BSM opracowanej przez pana Matelę obrazy emanowały energią 84 tysiące! jednostek czystej istoty duchowej.

Czułem się cudownie. To było jak sen. Kładłem się spać i budziłem się szczęśliwy.

Stopniowo zagłębiałem się w materiał. To tam znalazłem zdanie, które początkowo pominąłem. Przecież nie mogło się tyczyć mnie ani przede wszystkim mojego Mistrza.

[...] nie wierz niczyim proklamacjom, zamiast tego dogłębnie zbadaj owoce domniemanego mistrza, po czym określ, jak umożliwiają ci one stanie się swoim własnym samowystarczalnym nauczycielem.

To wtedy przyszła do mnie żona. To wówczas pękł wrzód. Zobaczyliśmy to. Całe życie nasze i naszych dzieci.

Pamiętam, jak objęliśmy się wtedy i po raz pierwszy po tylu latach kochaliśmy się jak wolni ludzie. Nie było w nas wzajemnych pretensji, żalu. Nie było na to miejsca. Byliśmy jak dzieci wyrwane z głębokiego snu, z szeroko otwartymi oczami, pytające, co się stało.

Po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że jestem normalny, Że nie oszalałem. Było to bardzo ważne doznanie, bo w sekcie Mistrz mówił, że zwariujemy, jeśli od niego odejdziemy (przynajmniej dawał to do zrozumienia).

Bóg miesza rozum tym, którzy przeciwko niemu występują -pamiętam dokładnie.

A wiec czar nie działał. Żyłem. I to jak.

Niestety, nie był to koniec naszych zmagań z przeszłością. Sekta odciska bardzo silne piętno na psychice i pozbycie się tych więzów jest bardzo trudne, ale ręczę wam, że nie niemożliwe. Wówczas jeszcze nic o tym nie wiedziałem. Żyłem szczęśliwie, przyswajając materiały Wingmakers.

I wówczas TO przyszło.

Żona będąc w trakcie pracy wahadełkiem nagle poderwała się z krzykiem, że nie czuje swego ciała. Nic. Nie czuje rąk, nóg, nawet ust. Przeraziłem się. Zdrowie i sposoby zaradzenia różnym chorobom zawsze mnie interesowały. Nigdy nie chciałem być bezradny. Teraz byłem. Nie wiedziałem nic. Przytuliłem ją. Strach. Badania specjalnie zrobionym w tym celu biometrem wykazały atak ze świata astralnego. Nawet nie chciałem o tym myśleć. Nie miałem o tym wówczas żadnego pojęcia

Nie wiem, jak żona nie zwariowała, ale nie. Wytrzymała wszystko. Początkowo nie chciała ze mną rozmawiać. Na trzeci dzień już nie mogła sama wytrzymać. Zadzwoniła do mnie. Zwolniłem się z. pracy. Następnego dnia byliśmy u lekarza. Dostała jakieś silne leki uspokajające. Jeszcze nie psychotropy, ale już blisko.

Cała sytuacja tak podziałała na mnie, że sam zacząłem odczuwać silny lęk. Musiałem wziąć ten sam lek co żona. Spaliliśmy wszystkie materiały Wingmakers, wszystkie książki na temat astrologii, radiestezji i inne o tematyce ezoterycznej. Wszystko to wywoływało wspomnienia i paniczny lęk.

Kiedy niszczyłem wszystko, przez myśl przeleciało mi, czy przypadkiem nie o tym myślał Mistrz, ostrzegając nas przed szaleństwem. Przypomniałem sobie, jak opowiadał, że był inicjowany w astralu, oraz o myślotworach, które tam funkcjonują. Twierdził, że można nimi zarządzać i oczywiście niedwuznacznie sugerował, że on to potrafi. Nazywał je lemurami.

Nasza sytuacja zdrowotna poprawiała się. Myśl o Wingmakers wywoływała lęk. Co jest? Byłem tak szczęśliwy? Pod ich wpływem wyrwałem się z sekty, a teraz lęk!? Nie dawałem za wygraną. Coś mi się nie zgadzało. Wiedziałem jedno, sam nie dam rady. Wysłałem bardzo silny sygnał w eter: Na pomoc!

I przyszła. Wszystko potoczyło się tak szybko. Książkę Waldemara Witkowskiego pt. „Tworzenie Rzeczywistości" przeczytałem jednym tchem. Zadzwoniłem. Wyjaśniłem problem. On wiedział, miał narzędzia i pomógł. Oddał nas samym sobie. Ustąpiły do końca lękowe objawy. No i przede wszystkim mogłem wrócić do studiowania moich ukochanych Wingmakers.

Co TO było? To TO, to był egregor. Inaczej twór myślowy funkcjonujący w świecie astralnym. Nie ma się co go bać, ale trzeba znać zasady jego funkcjonowania, aby się od niego uwolnić, jeśli zajdzie taka konieczność. Żeby dokładnie pojąć, o co chodzi, koniecznym jest zrozumienie, kim sami jesteśmy, ponieważ bez, tej świadomości będziemy bezradni i tacy ludzie, jak Mistrz, mają nad nami całkowitą przewagę.

A jesteśmy istotami duchowymi, które mają zdolność kreowania takich tworów swoją myślą. W ogóle możemy i tworzymy naszą rzeczywistość za pomocą myśli. Czy tego chcemy, czy nie. Czy jesteśmy tego świadomi, czy nie. Egregor jest tym silniejszy, im więcej ludzi go wspiera sobą, swoją wiarą, swoim działaniem w jakimś określonym, tym samym kierunku.

Tak jest w każdej sekcie. Członkowie każdej sekty tworzą takiego egregora. On ich wspiera, póki są w sekcie. Kiedy chcą z niej wyjść, On czuje, że traci. Będzie miał mniej energii, więc się broni. Tak było ze mną i z moją żoną. W naszym przypadku atak był tym silniejszy, Że używaliśmy wahadła. Przebywaliśmy w różnych przestrzeniach i to mogło sprawić, że (nazwijmy to umownie) byliśmy dla niego bardziej widoczni. Egregory tworzone są przez różne zbiorowości ludzkie. Za wieloma nie wyjaśnionymi problemami psychicznymi ludzi stoi ich (egregorów) negatywne oddziaływanie. Lecz nie wszystkie myślotwory są negatywne. Istnieją również pozytywne, do których zaliczyć możemy te obecne w miejscach kultów i mocy np. Lourdes.

Wiedza, do której dociera współczesny człowiek, jeszcze nie tak dawno uznawana była za tajemną. Nazywana magią wzbudzała lęk lub kpinę i lekceważące wzruszenia ramion. Współczesna nauka udowodniła już wiele „magicznych" zjawisk, jak choćby akupunktura, czy biorezonans. Francis S. Collins, ateista, szef badań nad ludzkim genomem (Human Genome Project) dostrzegł Boga w helisie ludzkiego DNA.

Świat się zmienia. Zmieniaj się z nim. Podnoś swoją świadomość. Ty Go zmieniaj. Twórz falę.

Nasze życie, moje, żony i dzieci, uległo całkowitemu przeobrażeniu. Jesteśmy dziś wolnymi ludźmi. Żyjemy, realizując nasze marzenia z pełną świadomością, że to my sami tworzymy naszą rzeczywistość. Nie ma miłości bez wolności. Pamiętajcie o tym. Do zobaczenia.

Skąd bierze się fenomen sekt? Dlaczego inteligentni, odpowiedzialni ludzie „tracą głowy" i bezkrytycznie pogrążają się w grupowych uzależnieniach, które przez wiele lat, a często i do końca życia, pozbawiają ich wolności i zmuszają do niewolniczego wręcz poświęcania się dla swego Mistrza, a także oddania mu nie tylko swoich majątków, ale również samych siebie?

Kto trafia do sekt? Idą tam ludzie wrażliwi, którzy albo chcą zmienić ten świat na lepszy, albo szukają odpowiedzi na pytania: „kim jestem?", „czy życie ma sens?", „co będzie ze mną po śmierci?" itp. Mistrz udziela pierwszych wyjaśnień, wciąga we wspólne dyskusje, oczarowuje swoją potęgą i możliwościami i w końcu uzależnia od siebie, a także od sił „za nim stojących".

Tak jak człowiek ma pamięć emocjonalną motywującą go do określonych działań, tak również takie pamięci posiadają całe zbiorowości. Pamięci te oddziałują na członków danej społeczności i pchają ich do takich a nie innych zachowań. Pamięci te mają egregoryczny charakter, co oznacza, że żyją własnym życiem, dbając przede wszystkim o swoje własne przetrwanie.

Trzeba wyraźnie podkreślić, że dzięki tego typu mechanizmom człowiek może bazować na owocach nie tylko swoich doświadczeń. Oczywiście owoce są różne, tak zdrowe, dające radość i rozwój, jak i gnijące, komplikujące codzienne istnienie.

Podczas naszego życia dołączamy się do różnorodnych zbiorowych, egregorycznych struktur, które wspierają nas w tym, co robimy, gdy działamy zgodnie z ich schematami i programami. Lecz gdy chcemy się od nich uwolnić, egregory bronią się i kładą nam „kłody po nogi", nie chcąc stracić tak cennego dla nich żywiciela.

Czy jest coś w tym złego? Nie, jak już wielokrotnie mówiliśmy, cała różnorodna ludzkość stanowi sobą funkcjonalną Jedność. Aby to było możliwe, muszą istnieć mechanizmy, które pozwalają na przechowywanie cywilizacyjnego dorobku minionych pokoleń, i przekazywanie ich nowym w formie umożliwiającej łatwe ich stosowanie. Oczywistym jest, iż od zawartych w tych mechanizmach treści zależy jakość życia naszej ziemskiej cywilizacji.

I właśnie do tego typu mechanizmów należą egregoryczne oddziaływania. Więcej na ten temat powiemy sobie w następnym numerze Nexusa.

ciąg dalszy w następnym numerze

O autorze:

Waldemar Witkowski urodził się w roku 1960. Jest absolwentem Wydziału Elektroniki Politechniki Warszawskiej, a także studiów podyplomowych na Politechnice Łódzkiej, Politechnice Warszawskiej, Uniwersytecie Warszawskim i w Wyższej Szkole Finansów i Bankowości w Warszawie. Prowadzi kameralne wykłady dotyczące prawdziwej tożsamości człowieka, a także wpływu szeroko rozumianej świadomości na przejawiającą się wokół rzeczywistość. Obecnie jest w trakcie pisania drugiej książki związanej z prezentowaną przezeń tematyką. Wiedzę dotyczącą próby sformułowania odpowiedzi na podstawowe dla ludzkiej egzystencji pytania czerpie w dużej mierze z prowadzonych medytacji, wewnętrznego dialogu, rozmów ze swoimi bezcielesnymi przyjaciółmi, a także z częściowej aktywacji posiadanych przez każdego człowieka kodów istnienia.

Kontakt z autorem: e-mail: waldemarwitkowski@wp.pl, tel. kom. 0508-245857, tel. dom. 025-7872195; bądź korespondencyjnie na adres: Waldemar Witkowski, ul. Olszowa 16, 08-300 Sokołów Podlaski.

Od autora:

Powyższy artykuł stanowi uzupełnienie książki Waldemara Witkowskiego Tworzenie Rzeczywistości, czyli praktyczny podręcznik obsługi człowieka, której treści zainspirowane zostały filozofią „Stwórców Skrzydeł", zawierając w sobie jej kluczowe idee. (Książka dostępna jest w sprzedaży wysyłkowej Agencji Nolpress).

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin