Stephen King - 'Truskawkowa wiosna'.pdf

(80 KB) Pobierz
Stephen King - Truskawkowa wiosna
StephenKing
TRUSKAWKOWA WIOSNA
SpringheelJack...
Te dwa słowa ujrzałem tego ranka w gazecie i, mój BoŜe, jakŜe one cofnęły mnie w
przeszłość.Wszystkodziałosięosiemlattemu;prawiedokładnie,cododnia.Wtedywłaśnie
ujrzałem siebie w ogólnokrajowej sieci telewizyjnej w Raporcie Waltera Cronkite'a.
Wprawdzie moja twarz mignęła tam tylko przez chwilę w tle, za plecami reportera, ale
wszyscy znajomi natychmiast mnie zauwaŜyli. Otrzymywałem telefony z innych miast i z
innych stanów. Mój tata domagał się ode mnie analizy i oceny sytuacji, był bardzo
rubaszny,serdecznytakidoranyprzyłóŜ.Matkachciałatylko,Ŝebymwróciłdodomu.Ale
janiechciałemwracaćdodomu.Byłemoczarowany.
Oczarowanytąmroczną,spowitąmgłątruskawkowąwiosnąiwiszącymnadwszystkim
cieniemgwałtownejśmierci,którajejtowarzyszyławczasietamtychnocysprzedośmiulat.
CieńSpringheelJacka...
WNowejAngliinazywanototruskawkowąwiosną.Niktniewiedlaczego;ot,poprostu
określenieuŜywaneprzezstarców.Twierdząoni,Ŝecośtakiegozdarzasięcoosiemlubco
dziesięć lat. Wypadki, jakie miały miejsce w New Sharon Teachers' College tamtej
konkretnie truskawkowej wiosny... teŜ mogłyby tworzyć cykl, ale poniewaŜ nikt nie
przeprowadzałnadtymgłębszychstudiów,nigdytegotaknienazwali.
W New Sharon truskawkowa wiosna zaczęła się szesnastego marca tysiąc dziewięćset
sześćdziesiątego ósmego roku. Tego właśnie dnia nastąpił przełom w najostrzejszej od
dwudziestu lat zimie. Padał deszcz, a powietrze przesycał zapach odległego o trzydzieści
kilometrów morza. Śnieg, którego napadało na wysokość prawie dziewięćdziesięciu
centymetrów,zacząłgwałtownietopniećicałykampustonąłwgrząskimbłocku.Rzeźbyze
śniegu pozostałość zimowego karnawału które przez dwa miesiące trwały nietknięte w
minusowych temperaturach, przekrzywiały się i przygarbiały. Ulepiona przed budynkiem
bractwa Tep karykatura Lyndona Johnsona płakała rzewnymi łzami odwilŜy. Gołąb
widniejący przed Prashner Hall stracił wszystkie pióra i miejscami widać juŜ było jego
Ŝałosny,wykonanyzesklejkiszkielet.
W nocy nadeszła mgła i spowiła nieprzeniknioną białą opończą i ciszą wąskie alejki
college'u oraz wszystkie drogi dojazdowe. Okalające promenadę sosny sterczały niczym
wyciągnięte do liczenia palce, a mleczny opar, jak dym z papierosów, snuł się leniwie pod
niewielkim mostkiem, otulając armaty pochodzące jeszcze z czasów wojny domowej. Mgła
odbierałapejzaŜowispoistość,wszystkowydawałosięobceimagiczne.Ktoś,ktoniebacznie
opuścił dudniące muzyką z szafy grającej, jaskrawo oświetlone, zgiełkliwe wnętrze klubu
Grinder,spodziewającsięwidokuwypełnionegogwiazdamizimowegonieba,trafiałnaglew
pogrąŜony w ogłuszającej ciszy świat dryfującej, białej mgły; w ciszę, którą mącił jedynie
dźwięk jego własnych kroków i plusk wody kapiącej ze staroświeckich rynien. Człowiek
niemalspodziewałsięnapotkaćidącegośpiesznieGolluma,Frodo,Samaalboodwróciwszy
sięskonstatować,Ŝe Grinderzniknął,ajegomiejsce zajęłamglistapanoramawrzosowisk,
cisów,druidzkichkręgówlubpryskającychiskramizaczarowanychpierścieni.
Tego roku szafa grająca odtwarzała Love is Blue. Bez przerwy dochodziły tony Hey,
Jude.DźwiękiScarboroughFair.
Tamtego wieczoru, dziesięć po jedenastej, student pierwszego roku, John Dancey,
wracając do akademika, zaczął w tej mgle wrzeszczeć. Cisnął na ziemię ksiąŜki i darł się,
wpatrzonywrozrzuconeszerokonogileŜącejnaśnieguwmrocznymnaroŜnikunaparkingu
przylegającym do Animal Sciences martwej dziewczyny, która miała gardło rozerŜnięte od
ucha do ucha. Jej rozwarte oczy zdawały się ciskać skry radości, jakby zrobiła najlepszy
dowcip w Ŝyciu Dancey, student pedagogiki, lepszy w nauce niŜ w gębie, wrzeszczał,
wrzeszczałiwrzeszczał.
Ranekwstałposępnyipochmurny,amyszliśmynasalewykładowezcisnącymisięna
ustapytaniami:Kto?Dlaczego?Jakmyślisz,czygozłapią?Iostatnie,budzącenajwiększy
1
dreszczemocji:Znałeśją?Znałaśją?
Tak,chodziłemzniąnaplastykę.
Tak, w zeszłym semestrze mój kumpel umawiał się z nią na randki. Tak, kiedyś w
Grinderpoprosiłamnieoogień.Siedziałaprzysąsiednimstoliku.
Tak
Tak,ja...
Tak...tak...och,tak,ja...
Znaliśmyjąwszyscy.NazywałasięGaleCerman(wymawiałosięKerrman)istudiowała
na wydziale plastycznym. Nosiła okrągłe, druciane okulary i miała świetną figurę. Była
powszechnie lubiana, ale koleŜanki z pokoju jej nie znosiły. Niewiele udzielała się
towarzysko, chociaŜ naleŜała do najbardziej adorowanych dziewcząt w kampusie. Była
okropna, ale miła. Była niebywale Ŝywa, ale rzadko zabierała głos i prawie nigdy się nie
uśmiechała. Była w ciąŜy i chorowała na białaczkę. Była lesbijką, którą zamordował jej
chłopak.SiedemnastegomarcabyłatruskawkowawiosnaiwszyscyznaliśmyGaleCerman.
W kampusie pojawiło się pół tuzina samochodów policji stanowej; większość
zaparkowała przed Judith Franklin Hall, gdzie mieszkała Cerman. Kiedy o dziesiątej rano
przechodziłemtamtędywdrodzenazajęcia,kazanomisięwylegitymować.Głupiniebyłem.
PokazałemimdokumentinierobiłemŜadnychuwag.
CzynosiszprzysobienóŜ?zapytałchytrzepolicjant.
Czy chodzi o Gale Cerman? próbowałem się dowiedzieć, gdy juŜ oświadczyłem, Ŝe
najniebezpieczniejsząrzeczą,jakązesobąnoszę,sąkluczeprzypiętedozasuszonejkróliczej
łapki.
Dlaczegopytasz?nasroŜyłsię.
Nazajęciaspóźniłemsiępięćminut.
Panowała truskawkowa wiosna i tej nocy nikt juŜ nie chodził samotnie po terenie na
poły akademickiego, na poły magicznego kampusu. Ponownie pojawiła się mgła pachnąca
morzem,cichaiotchłanna.
Mniejwięcejodziewiątejwieczoremwpadłdopokojukolega,zktórymmieszkałem.Od
siódmejwytęŜałemmózgownicę,mozolącsięnadesejemoMiltonie.
Złapaligooświadczył.SłyszałemtowGrinder.
Odkogo?
Niewiem.Odjakiegośchłopaka.Zrobiłtojejnarzeczony.NazywasięCarlAmalara.
Rozparłem się na krześle. Poczułem ulgę, a jednocześnie byłem trochę rozczarowany.
Takie nazwisko nie budzi wątpliwości. Musiała to być prawda. Najzwyklejsze, odraŜające,
nędznemorderstwoznamiętności.
Wporządkupowiedziałem.Ibardzodobrze.
Wybiegł z pokoju, Ŝeby dalej rozgłaszać wieść. Jeszcze raz przeczytałem swój esej o
Miltonieiniemogącdojśćdotego,cochciałempowiedzieć,podarłemgo,poczymzacząłem
pisaćodpoczątku.
O wszystkim doniosła poranna prasa. Zamieściła aŜ nieprzyzwoicie wyraźne zdjęcie
Amalary zapewne ze świadectwa ukończenia szkoły średniej pokazujące raczej smętnie
wyglądającegochłopakaooliwkowejcerze,ciemnychoczachizdziobaminanosie.Amalara
nieprzyznałsięjeszczedowiny,alewszystkieokolicznościwskazywałynaniego.OniGale
Cerman przez ostatni miesiąc bardzo się kłócili, a tydzień przed morderstwem zerwali ze
sobą. Jego kolega z pokoju powiedział, Ŝe ostatnio Amalara był „przybity”. W kuferku pod
jego łóŜkiem policja znalazła kupiony u L.L. Beansa nóŜ myśliwski o
osiemnastocentymetrowej klindze i ewidentnie pociętą noŜyczkami fotografię jego
narzeczonej.
Obok zdjęcia Amalary widniała teŜ podobizna Gale Cerman. Obok blondynki o raczej
mysimwyglądzieiwokularachdostrzecmoŜnabyłotrochęrozmazanegopsaorazflaminga
z rozpostartymi skrzydłami. Na twarzy Gale Cerman gościł pełen zakłopotania uśmiech.
MruŜyłaoczyirękętrzymałanałbiepsa.Awięctoprawda.Tomusiałabyćprawda.
Następnej nocy znów wystąpiła mgła, która słała się jak bluszcz, spowijając świat w
nieprzytomnej ciszy. Wyszedłem tego wieczoru na spacer. Bolała mnie głowa i miałem
ochotę zaczerpnąć nieco świeŜego powietrza. Pachniało wiosną; która z wolna usuwała ze
swej drogi niechętnie ustępujący śnieg, zostawiając za sobą pozbawione Ŝycia łaty
zeszłorocznejtrawy,nagieiniczymniezakrytejakgłowawiekowejbabci.
Dlamniebyłtojedenznajczarowniejszychwieczorów,jakiepamiętam.Ludzie,których
2
mijałem pod otoczonymi halo latarniami, byli mruczącymi cieniami i sprawiali wraŜenie
spleconychramionami,patrzącychsobiewoczykochanków.Śniegtopiłsięiodpływał,topił
się i odpływał, kaŜdy podmuch wiatru osuszał świat, a mroczne morze zimy odpływało w
niepamięć.
Spacerowałem prawie do północy, do chwili, kiedy byłem juŜ przemoczony do suchej
nitki,awalejkachzaroiłosięodcieni,wkrętychprzejściachusłyszałemwieletłumionych
mgłą kroków. Kto powie, Ŝe jednym z tych cieni nie był człowiek, czy stwór, nazwany
Springheel Jack? Na pewno nie ja, poniewaŜ minąłem wiele cieni, ale we mgle nie
rozróŜniałemtwarzy.
Następnegodniaobudziłmniedochodzącyzkorytarzazgiełk.Wylazłemzobaczyć,cosię
dzieje. Dłońmi doprowadziłem do jakiego takiego stanu fryzurę i przeciągnąłem włochatą
gąsienicą,wktórąpodstępniezamieniłsięmójjęzyk,posuchymjakpieprzpodniebieniu.
WykończyłnastępnąpowiedziałktośzpobladłązwraŜeniatwarzą.Muszągowypuścić.
Kogo?
Amalarę!wykrzyknąłinnyrozradowanygłos.Kiedytosięstało,onsiedziałwwięzieniu.
Stałosięco?dopytywałemsięcierpliwie.
Wiedziałem,Ŝewcześniejczypóźniejdowiemsięwszystkiego.Tegobyłempewien.
Dziśwnocyzabiłnastępną.Terazciąglejejszukają.
Kogoszukają?
Przedemnąznówzamajaczyłatabladatwarz.
Niekogo.Czego.Jejgłowy.Ktokolwiekzabiłtędziewczynę,zabrałzesobąjejgłowę.
NewSharonniejestduŜąuczelnią,awtamtychlatachbyłajeszczemniejsząinstytucja
określanaprzezdziennikarzymianem„uczelniśrodowiskowej”.Irzeczywiściestanowiliśmy
niewielką społeczność: w kaŜdym razie wtedy. Wszyscy się znali; gorzej lub lepiej, ale się
znali.GaleCermanbyładziewczyną,którejkaŜdykiwałgłowąnapowitanie,myślącsobie,
ŜeprzecieŜgdzieśjuŜjąwcześniejspotkał.
Ann Bray znali wszyscy. Rok wcześniej, w paradzie podczas konkursu na Miss Nowej
Anglii, szła zaraz za zdobywczynią tytułu i wymachiwała laską w takt melodii Hey, Look
Over Me. Rozum równieŜ posiadała nie od parady; do chwili śmierci była redaktorem
uczelnianej gazety (tygodnika), naleŜała do studenckiego koła dramatycznego i pełniła
funkcję przewodniczącej filii Narodowego śeńskiego Koła Studenckiego w New Sharon. Na
falientuzjazmu,jakiogarniakaŜdegostudentapierwszegoroku,wymyśliłemnowąkolumnę
doprowadzonejprzezniągazetyipróbowałemsięzAnnBrayumówićnarandkęwobu
przypadkachponiosłemsromotnąporaŜkę.
Aterazbyłamartwa...gorzejniŜmartwa.
Na popołudniowe wykłady chadzałem jak kaŜdy inny. Witając się mówiłem „cześć” z
nieco mniejszym zapałem niŜ zwykle; zupełnie jakbym bał się przyglądać twarzom
znajomych.Onizresztązachowywalisiępodobniewstosunkudomnie.Międzynamitrafiła
się czarna owca, czarna jak Ŝwir alejek krzyŜujących się z deptakiem, jak wyrwa między
stuletnimi dębami rosnącymi na tylnym dziedzińcu gimnazjum. Czarna jak masywne
cielska armat z czasów wojny domowej oglądane w oparach półprzezroczystej mgły.
Patrzyliśmysobiewoczy,próbującodnaleźćwzajemniewnichtęciemność.
Tym razem policja nikogo nie aresztowała. W mgliste noce osiemnastego,
dziewiętnastego i dwudziestego marca niebieskie radiowozy nieustannie patrolowały teren
kampusu. Ich czołowe reflektory co chwila kłuły mroczne zakątki i zaułki. Administracja
uczelni wprowadziła od dwudziestej pierwszej godzinę policyjną. Parki obłapiających się
ryzykantów, których chwytano w krzakach na północ od Tate Alumni Building, zabierano
naposterunekpolicjiwNewSharonibezlitośniemaglowanoprzeztrzygodziny.
Dwudziestego miał miejsce histeryczny, fałszywy alarm, kiedy na parkingu, w miejscu
gdzieznalezionozwłokiGaleCerman,natkniętosięnanieprzytomnegochłopaka.Przygłupi
gliniarzzkampusu,niebadającnawetpulsu,załadowałciałonatylnesiedzenieradiowozu,
rozłoŜyłsobieprzednosemmapęiruszyłdonajbliŜszegoszpitala.Naterenieopustoszałego
terenuuniwersytetusyrenasamochoduzawodziłajakwalnezgromadzeniebanshee.
W połowie drogi zwłoki usiadły i spytały głucho: „Gdzie, do diabła, jestem?” Gliniarz
wrzasnął i zjechał z szosy. Zwłoki okazały się być studentem, który nazywał się Donald
Morris i przez ostatnie dwa dni przechodził cięŜką grypę... Czy panowała wtedy grypa
3
azjatycka?Niepamiętam.Takczyowak,zemdlałpodrodzedoGrinder,dokądwybrałsięna
zupęitosty.
Dni ciągle były ciepłe, choć pochmurne. Ludzie gromadzili się w niewielkich grupach,
które przejawiały zdumiewającą tendencję do błyskawicznego rozpadania się i formowania
ponownie w innych juŜ konfiguracjach. Jeśli człowiek zbyt długo oglądał te same twarze,
przychodziłymudogłowygłupiemyślioichwłaścicielach.Aplotkipokampusierozchodzić
się zaczęły wręcz z szybkością światła. Powszechnie lubiany profesor historii widziany był
na niewielkim mostku, gdy śmiał się i płakał; Gale Cerman zostawiła tajemniczą,
składającą się z dwóch słów wiadomość wypisaną jej własną krwią na asfalcie parkingu
przy Animal Sciences; oba morderstwa tak naprawdę miały podłoŜe polityczne i dokonało
ichodgałęzienieSDS;Ŝebyzaprotestowaćprzeciwwojnie.Wszystkotobyłobardzozabawne.
SDS w New Sharon liczyło siedmiu członków; jedno większe odgałęzienie mogłoby
doprowadzić do bankructwa całą organizację. Ten fakt, spowodował jeszcze bardziej
złowieszczą teorię wysnuwaną przez prawicowe ugrupowania kampusu to robota
agitatorów z zewnątrz. Tak zatem w tamtych dziwacznych, ciepłych dniach odwracaliśmy
głowy,niepatrzącsobiewoczy.
Zawsze wietrząca sensację prasa zignorowała duŜe podobieństwo naszego mordercy do
Kuby Rozpruwacza i dokopała się o wiele głębiej aŜ do roku tysiąc osiemset
dziewiętnastego.AnnBrayznaleziononarozmiękłymskrawkuziemi,zaledwieczterymetry
od najbliŜszego chodnika, ale nie odkryto Ŝadnych odcisków stóp; nawet naleŜących do
ofiary. Obdarzony fantazją dziennikarz z New Hampshire, który uwielbiał takie mroczne,
tajemnicze historie, ochrzcił zabójcę mianem Springheel Jacka, czym nawiązał do
odraŜającego lekarza, Johna Hawkinsa z Bristolu, który za pomocą róŜnych dziwnych
mikstur farmaceutycznych zamordował swoich pięć Ŝon. I przezwisko to z powodu owego
błotnistegomiejsca,naktórymniebyłoŜadnychśladów,natychmiastsięprzyjęło.
Dwudziestegopierwszegoznówpadało,więcideptakoraztylnydziedzinieczamieniłysię
wtrzęsawisko.Policjaoświadczyła,Ŝezostawiwkampusieagentówwcywilnychubraniach,
zarównokobietyjakimęŜczyzn,poczympołowaradiowozówodjechała.
GazetakampusuwniecochaotycznymartykulewstępnymwyraziłaztegopowoduduŜe
oburzenie. Generalnie sens publikacji był taki, Ŝe jeśli pojawi się tyle glin przebranych za
studentów,tojuŜnapewnoniktniezdołarozpoznaćagitatorówzzewnątrz.
Nadszedł wieczór, a wraz z nim mgła. Wirowała po obramowanych drzewami alejkach,
prawie zamyślona, zasnuwała swymi oparami budynek za budynkiem. Była delikatna,
niematerialna,alewjakiśsposóbnieubłaganaiprzeraŜająca.SpringheelJacktomęŜczyzna
co do tego nikt chyba nie Ŝywił najmniejszych wątpliwości ale mgła stanowiła jego
wspólniczkę,kobietę...takwkaŜdymraziejatoodbierałem.OdnosiłemwraŜenie,Ŝenasza
niewielka uczelnia wpadła między ich ciała i ściśnięta w ich miłosnym uścisku, stała się
częścią składową małŜeństwa, które skonsumowane zostało w potokach krwi. Siedziałem,
paliłem i obserwowałem, jak w zapadającym mroku rozbłyskuje coraz więcej świateł.
Zastanawiałem się właśnie, czy to się juŜ skończyło, kiedy do pokoju wtargnął kolega, z
którymmieszkałem,icichozamknąłzasobądrzwi.
Będziepadałśniegpowiedział.
Odwróciłemsięwjegostronę.
Wiesztozradia?
Nieodparł.Komupotrzebnymeteorolog?Czysłyszałeśotruskawkowejwiośnie?
Chybatakpowiedziałem.–Dawnotemu.Tocoś,oczymopowiadałybabcie,prawda?
Stałobokmnieipatrzyłwoknonaskradającysięchyłkiemmrok.
Truskawkowa wiosna jest jak babie lato powiedział. Tyle, Ŝe zdarza się znacznie
rzadziej. W tej części kraju dobre babie lato masz co dwa, trzy lata. Pogoda, jaką mamy
teraz, przytrafia się raz na osiem albo dziesięć lat. To fałszywa wiosna, kłamliwa wiosna,
podobniejakbabielatojestfałszywymlatem.Mojababciamawiała,Ŝetruskawkowawiosna
poprzedza nadejście straszliwej burzy śnieŜnej im dłuŜej trwa truskawkowa wiosna, tym
burzatabędziesilniejsza.
Klitybajdyodparłem.Niewierzęwanijednosłowo.Popatrzyłemnaniego.Alewiesz,
jestemtrochępodenerwowany.Aty?
Uśmiechnął się łaskawie i podgrandził mi papierosa z otwartej paczki leŜącej na
parapecieokna.
Myślę, Ŝe wszyscy tylko nie ty i nie ja odparł i z twarzy zniknął mu uśmiech. Wiesz,
4
czasamizastanawiamsięnadtobą.MoŜepójdziemydozwiązkuipogramysobiewbilard?
Załatwięciędziesięćdoośmiu.
W przyszłym tygodniu mam egzamin wstępny z trygonometrii. Zamierzam zająć się
magicznymcyrklemistosemnotatek.
Długo jeszcze po jego wyjściu mogłem tylko siedzieć i bezmyślnie gapić się w okno. A
nawet później, kiedy juŜ rozłoŜyłem ksiąŜki i zabrałem się do pracy, jakaś cząstka mnie
przebywała poza pokojem, spacerowała w ciemnościach, gdzie wartę pełniło coś
niewyobraŜalniemrocznego.
TejnocyzabitazostałaAdelleParkins.Wtymsamymczasiekampuspatrolowałosześć
wozów policyjnych i siedemnastu przebranych za studentów wywiadowców (ośmiu
stanowiły ściągnięte z Bostonu kobiety). Ale Springheel Jack, dąŜąc do zabicia czterech z
nas, był nieulękły. Fałszywa wiosna, kłamliwa wiosna pomogła mu i pobudziła go zabił
Adelle Parkins i zostawił ją za kierownicą jej dodge'a rocznik tysiąc dziewięćset
sześćdziesiąty czwarty, gdzie rano znaleziono zwłoki. Część ciała znajdowała się w
samochodzie,adrugaczęśćwbagaŜniku.Naprzedniejszybiewidniaływymalowanekrwią
tojuŜniebyłaplotkadwiesylaby:HA!HA!
Po tej tragedii kampus trochę zwariował. Wszyscy i nikt znaliśmy Adelle Parkins.
NaleŜaładotychbezimiennych,zaharowanychkobiet,jakiepracowaływGrinderodszóstej
do dwudziestej trzeciej, zaspokajając w kaŜdej chwili hamburgerami wilczy apetyt
studentów, którzy wpadali do klubu w przerwach między wykładami a pracą w bibliotece.
Te ostatnie trzy mgliste wieczory stanowiły zapewne najmniej uciąŜliwe dni w jej Ŝyciu;
godzina policyjna była ściśle przestrzegana i po dwudziestej pierwszej Adelle obsługiwała
jedynie policjantów i uradowanych dozorców opustoszałe budynki w duŜym stopniu
poprawiłyimzłyzazwyczajhumor.
Niewielezostałodoopowiadania.Policja,równiebliskahisteriijakmy,ponowniewaliła
głowąwmuriaresztowałanieszkodliwegohomoseksualistę,absolwentasocjologii.Hanson
Grayutrzymywał,Ŝe„niepamięta”,gdziespędziłostatnie,krytycznenoce.Przymkniętogo,
postawiono w stan oskarŜenia, a następnie, po ostatniej, niemoŜliwej do opisania nocy
truskawkowejwiosny,kiedytonadeptakuzarŜniętazostałaMarshaCurran,poleconomu
opuścićNewSharonigalopemwracaćdorodzinnegomiasteczkawNewHampshire.
Niktnigdysięniedowie,dlaczegowyszłasamotniebyłatłustymstworzeniemoŜałosnej
urodzie, które mieszkało w mieście z trzema innymi dziewczętami. Przesmyrgnęła się na
kampus równie cicho jak sam Springheel Jack. Co ją do tego skłoniło? Zapewne jakaś
potrzeba, równie głęboka i niemoŜliwa do opanowania jak Ŝądza kierująca jej zabójcą. I
podobnie niezrozumiała. MoŜe wiódł ją przymus jakiegoś rozpaczliwego, pełnego
namiętnościromansuzciepłąnocą,zciepłąmgłą,zzapachemmorzaizimnymnoŜem?
Stało się to dwudziestego trzeciego marca. Dwudziestego czwartego dyrektor college'u
oznajmił, Ŝe ferie wiosenne zostaną przyśpieszone o tydzień, więc zanim nadeszła burza
śnieŜna, bynajmniej nie radośnie, lecz jak stado przeraŜonych owiec, rozjechaliśmy się do
domów.Zanamizostałpustykampusnawiedzanyjedynieprzezpolicjęimrocznegoupiora.
Miałemwłasnysamochód,więczabrałemzesobąsześćosób;ichbagaŜupchaliśmybyle
jak. Nie była to przyjemna podróŜ. KaŜdy z nas zdawał sobie sprawę, Ŝe w samochodzie
mógłjechaćSpringheelJack.
TejnocytemperaturaspadładopiętnastustopniponiŜejzera.NadcałąpółnocnąNową
Anglią rozszalała się burza śnieŜna, która zaczęła się opadem deszczu ze śniegiem, a
zakończyła trzydziestocentymetrowymi zaspami. Jak zwykle odpowiednia liczba starych
pierników dostała zawałów serca odgarniając ten śnieg... I nagle, jak za sprawą jakiejś
magii,byłjuŜkwiecień.Ciepłe,przelotnedeszcze,gwiaździstenoce.
NazwalitotruskawkowąwiosnąBógjedenwiedlaczegoijesttozły,kłamliwyczas,
którynastajetylkocoosiemlubdziesięćlat.SpringheelJackodszedłwrazzmgłą,toteŜna
początku czerwca na kampusie mówiło się głównie o protestach przeciwko słuŜbie
wojskowej i pikiecie domu, w którym znany producent napalmu przeprowadzał nabór
nowych pracowników. W lipcu powszechnie juŜ unikano tematu Springheel Jacka w
kaŜdymraziewrozmowach.Podejrzewam,Ŝewieleosóbroztrząsałotenproblemnaokrągło,
szukając jakiejś luki w tym całym szaleństwie, wytłumaczenia, które by cokolwiek
wyjaśniło.
Wtymsamymrokuukończyłemuczelnię,awnastępnymoŜeniłemsię.Doskonałapraca
wlokalnymwydawnictwie.Wtysiącdziewięćsetsiedemdziesiątympierwszymurodziłonam
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin