Bahdaj Adam _ Wakacje z duchami.pdf

(794 KB) Pobierz
Bahdaj Adam - Wakacje Z Duchami
Uuk Quality Books
Adam Bahdaj
Wakacje z duchami
Wydawnictwo SIEDMIORÓG
Wrocław, 1994
 
206200763.001.png
Spis treści
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
206200763.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
1
Maniuś zatrzymał się na brzegu jeziora. Pod nogami czuł miękki, nagrzany
piasek, a w oczach migotały mu srebrzyste cętki. To woda odbijała blask stojącego nad
lasem słońca i zamieniała jezioro w taflę łamliwego szkła.
Było cicho. Chłopiec słyszał wyraźnie szelest szuwarów i słaby świst własnego
oddechu. Z wolna ogarniała go radość. Zdumionymi oczami wodził po cienistym
brzegu, po obłokach sunących nad grzbietem dalekiego wzgórza, a gdy znów spojrzał
na jezioro, wydało mu się, że ciemna głębia ciągnie go ku sobie.
Uśmiechnął się — niby do siebie, niby do obłoków — a potem jego łobuzerska
twarz stężała w wyrazie spokojnej zadumy.
Pierwszy raz wyjechał z Warszawy w daleką podróż, a teraz od trzech dni nie
mógł się nadziwić, że świat jest tak szeroki, tak różnorodny i takie sprawia
niespodzianki. Od trzech dni chodził oszołomiony i nie mógł wprost uwierzyć, że
znalazł się pięćset kilometrów poza rodzinnym miastem.
A wszystko było przecież takie proste.
Pewnego razu, na wiosnę, mały Perełka, jego najlepszy przyjaciel z kamienicy,
otrzymał od swej ciotki list.
Maniuś widzi teraz wyraźnie, jak Perełka wpadł do niego z radosnym
okrzykiem: „Hurra! Jedziemy wszyscy nad jezioro!” — a potem jak obaj zeszli na
drugie piętro do Felka, którego nazywali Mandżaro, i wszyscy razem czytali z
wypiekami na twarzach.
Na początku listu było oczywiście: Dlaczego tak długo do nas nie piszecie ?,
potem: Co u ciebie słychać i jak zdrowie tatusia ?, ale najciekawsze okazało się
zakończenie. Maniuś pamięta dokładnie ładne, okrągłe pismo pani Lichoniowej i
mógłby recytować na pamięć jego treść.
Pani Lichoniowa pisała:
Wspominałeś nam o swych serdecznych kolegach, o Paragonie i Mandżaro.
Skąd te dziwaczne przezwiska? Ale mniejsza o to. Jeżeli mają ochotę, niech
przyjeżdżają razem z tobą. U nas w leśniczówce jest dość miejsca, no i powodzi się
nam, dzięki Bogu, nie najgorzej. Myślę, że weselej i raźniej będzie ci z kolegami...
 
Oczywiście małemu Perełce zawsze raźniej było z Maniusiem i Felkiem,
których dziwaczne przezwiska nikogo prócz cioci Marii nie raziły.
Na Woli nie mieć przezwiska to tak, jakby nie mieć charakteru. A wiadomo
przecież, że najmilsi i najmorowsi chłopcy w Warszawie to ci z Woli.
Perełkę bolały wtedy zęby, więc polecił Paragonowi, żeby w jego imieniu
odpisał cioci. Odpowiedź roiła się od byków i byczków, ale list to przecież nie zadanie
szkolne!
Kochana Pani Ciociu! — pisał Maniuś. — To ja, Paragon, odpowiadam w
imieniu całej trujki. Pyta pani, dlaczego mam takie dziwne przezwisko. Raz nasza pani
zapytała mnie w klasie: „Tkaczyk, dostałeś od matki pięć złotych, idziesz do sklepu,
kupujesz cztery bułki po osiemdziesiąt groszy. Ile ci wyda kasjerka?” A ja na to:
„Proszę pani, kasjerka wyda mi paragon...” Chłopcy się śmiali, a ja od tej pory
zostałem Paragonem. Proste, prawda? Z Mandżarem była gorsza sprawa. Jemu zdaje
się, że jest najmądrzejszy z nas wszystkich. Raz pan od geografii pyta go, jaki jest
najwyższy szczyt w Afryce, a on, proszę pani, nie wiedział. To ja mu podpowiedziałem:
Kilimandżaro. To on, proszę pani, nie usłyszał dobrze i mówi: „Mandżaro”. No i od
tego czasu wszyscy na niego mówią — Mandżaro. Ładnie, prawda? A Perełka, to
znaczy Boguś, to już od urodzenia jest Perełką. A my z nim to najlepsi koledzy.
Perełkę boli ząb czonowy, to ja za niego piszę. Dziękujemy serdecznie za zaproszenie.
Miło nam będzie nałykać się świerzego powiecza i postraszyć w jeziorze rypki. Mam
nadzieję, że Szanowna Pani nie będzie miała z nami wielkiego kłopotu. Ja pierwszy
raz wyjeżdżam na wieś. Bardzo się cieszę i Mandżaro także. Nie będziemy robić
ceregieli, zjemy byle co, bo apetyty mamy fenomenalne. Przyjeżdżamy w czerfcu.
Jeszcze raz dziękujemy za zaproszenie!
Paragon
I oto od trzech dni są już u cioci Marii nad jeziorem. I oto Maniuś, zwany na
Górczewskiej Paragonem, stoi na brzegu radośnie oszołomiony pięknem letniego
popołudnia.
Ławica drobnych rybek przemknęła niemal pod jego stopami, sponad sosen
nadleciała siwa rybitwa. Łagodnym łukiem spięła błękit nieba z zielenią lasu. Naraz
runęła jak strzała, aż zakotłowało się w trzcinach. Potem wzbiła się lekko, unosząc
trzepotliwą rybkę...
W tym momencie na ścieżce biegnącej do lasu rozległo się głośne wołanie:
— Paragon! Paragon!
 
Maniuś odwrócił się. Na tle pni zobaczył biegnącego Perełkę. Był to drobny,
filigranowy chłopiec o ruchach szybkich i nerwowych. Twarz miał okrągluchną jak
spodek i gęsto upstrzoną dużymi piegami. Oczy szare, zuchowate. Nosek mały, nieco
zadarty i łuszczący się na końcu jak młody kartofelek. Włosy króciutko ostrzyżone i
zaczesane na jeża. Jednym słowem — Perełka.
— My na ciebie czekamy — zawołał zdyszany — a ty, bracie... — utknął w
tym miejscu, nie mogąc wydusić ani słowa.
— Co się stało? — zapytał wesoło Paragon.
— Jak to: co? Mamy przecież naradę w sprawie szałasu.
— Zupełnie o tym zapomniałem.
— No chodźże, bo Mandżaro się wścieka.
Paragon uśmiechnął się wyrozumiale, wbił dłonie w kieszenie i, nie spiesząc się,
ruszył za Perełką. Szli przez stary las sosnowy. Wąska ścieżka wiła się wśród pni,
poprzecinana długimi cieniami. Pachniało rozgrzaną żywicą, a w gałęziach wesoło
grały trzmiele.
Wkrótce ukazała się leśna polana, pełna słońca, kwiatów i trzepotu motyli. Na
polanie, pod lasem, stał świeżo zbudowany szałas, a przed szałasem nerwowymi
krokami przechadzał się wysoki, zgrabny chłopiec. Miał ładną, nieco zasępioną twarz,
mądre, myślące oczy, jasne włosy opadające kędziorami na czoło, a z całej jego postaci
biła wyjątkowa stateczność i powaga. Był to właśnie Mandżaro.
Na widok chłopców uniósł ręce gestem zniecierpliwienia.
— Jak długo mam czekać?
Paragon skwitował to przyjaznym uśmiechem.
— Ciao! Nie denerwuj się, bośmy przecież na bezpłatnych wczasach.
W milczeniu usiedli pod szałasem.
2
Był to solidny szałas, wykonany według planu Paragona; ściany miał
wyplecione wikliną, wsparte na grubych palikach sosnowych, dach ułożony z świeżej,
świerkowej cetyny. Trzej chłopcy patrzyli na ten szałas, nie wiedząc, w jakim
właściwie celu go wybudowali. Początkowo miał być wigwamem indiańskich
wojowników, potem — domem poszukiwaczy złota, wreszcie — namiotem króla
Władysława Jagiełły wyruszającego na grunwaldzkie pola.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin