Tinsley Nina - Powrót na wyspę.pdf

(428 KB) Pobierz
442152996 UNPDF
NINA TINSLEY
POWRÓT NA
WYSPĘ
442152996.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Od maja do listopada codziennie około godziny szóstej
wieczorem Hotel du Lac zapełniał się gośćmi. O tej porze
zawsze spoglądałam na przyjeżdżających gości, wypatrując
znajomych z Anglii. Przerywałam wtedy swoją pracę w
recepcji i patrzyłam z nadzieją na ludzi tłoczących się w hallu.
Jednak kiedy Mark Quenton przekroczył próg naszego
hotelu i skierował się w moją stronę, byłam zbyt zaskoczona,
by cokolwiek powiedzieć.
- Romaine! - krzyknął z daleka.
Wszyscy odwrócili głowy w jego stronę, a Olga, druga
recepcjonistka, zerknęła na mnie zdumiona. Wiedziałam, że
inne dziewczyny ciągle plotkują na temat mojego braku
zainteresowania płcią męską.
Mark Quenton przyjechał z Anglii, z Eastands na
południowym wybrzeżu. Mężczyzna stał teraz przed
oddzielającym nas lśniącym kontuarem i uśmiechał się do
mnie uroczo. Nie miałam pojęcia, co robi tutaj w Zurychu.
Prawdę mówiąc, nie interesowało mnie to. Wystarczała mi
świadomość, że Mark jest w pobliżu.
- Dawno się nie widzieliśmy - powiedział, rzucając swoją
torbę podróżną na podłogę.
- Trzy lata - odrzekłam. - I żadnego listu. Sądziłam, że
jesteśmy przyjaciółmi.
Speszony wymamrotał coś pod nosem. W tej samej chwili
moją uwagę odwrócił ostry głos starej Amerykanki, żądającej
pokoju z widokiem na jezioro. Czując na sobie błagalny
wzrok Olgi, która nie znosiła natarczywych gości, wyjaśniłam,
że nie mamy takiego pokoju. Spodziewałam się, że Mark
odejdzie podczas załatwiania przeze mnie tej kłopotliwej
sprawy. Nie ruszył się jednak z miejsca i patrzył na mnie
równie badawczo jak Olga.
442152996.003.png
- Czy zostaniesz, Mark? Zarezerwować ci pokój? Skinął
głową i oparł się o kontuar.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedział cicho. Unikał
mojego wzroku.
- Czy coś się stało w domu? Przytaknął.
- Czy jest tu jakieś spokojne miejsce, gdzie można
porozmawiać?
Szepnęłam kilka słów do Olgi i opuściłam recepcję.
Zaprosiłam Marka do cocktail - baru, wiedząc, że o tej porze
będzie niewielu gości. Usiadłam przy stoliku. Lustra,
żyrandole i smukłe kolumny wspierające strop sprawiały, że
czułam się tam jak w szklanej klatce.
Obserwowałam Marka, gdy stał przy barze i zamawiał
drinki. Był świetnie zbudowanym, barczystym i postawnym
mężczyzną. Zamyśliłam się. Przypomniał mi się list, który
otrzymałam od mojej siostry Camilli.
Na nowo rozbudziła się we mnie tęsknota za domem.
Często śniłam po nocach, że siedzę pod drzewem orzechowym
w ogrodzie ojca i liczę pąki róż. Budziłam się wtedy, czując
na wargach słony smak. Marzyłam, aby to była sól
przyniesiona przez wiatr wiejący na plaży w Eastands, lecz
niestety dobrze wiedziałam, że to moje łzy.
Mark usiadł obok mnie.
- Czy ojciec jest chory? - spytałam.
- Nie, tylko bardzo niepokoi się o Camillę. - Przerwał,
wstrząsając whisky w szklance. - Odeszła. Znikła.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Żartujesz. Potrząsnął głową.
- Ona i Hedley. Oboje.
- Na Boga, Mark, powiedz, co się stało? Spojrzał mi
prosto w oczy.
Uznałam, że jest jeszcze przystojniejszy, niż wówczas gdy
widziałam go po raz ostatni. Położył na mojej ręce silną,
442152996.004.png
opaloną dłoń i uśmiechnął się, chcąc jakby podnieść mnie na
duchu, co, niestety, nie wydało mi się zbyt szczere.
- Kilka miesięcy temu Hedley kupił nowy jacht. Bardzo
chciał go wypróbować i trzy tygodnie temu zdecydował z
Camillą, że wybiorą się na ryby na naszą wyspę. - Zamilkł. -
Chyba ją pamiętasz? - odezwał się po chwili.
- Oczywiście.
- Zamierzali tam zostać trzy lub cztery dni, lecz kiedy nie
zjawili się po tygodniu, zaczęliśmy się niepokoić. Szalał
wtedy sztorm. Twój ojciec odchodził od zmysłów.
Powiadomił straż przybrzeżną. Przeszukali cały obszar wokół
wyspy i nic nie znaleźli. Wtedy wynajął helikopter, by
rozszerzyć zasięg poszukiwań, lecz nigdzie nie było po nich
śladu.
- Nie myślisz chyba...?
- Nie wiem, Romaine.
Przygnębienie Marka powinno wzbudzić moje
współczucie, jednak tak się nie stało. Byłam na siebie
wściekła, że biernie akceptuję tę sytuację.
- Przecież musimy coś zrobić! - krzyknęłam w końcu.
- Naprawdę cię to obchodzi? - Zauważyłam gniewny
błysk w jego oczach.
- Oczywiście. Camilla jest moją siostrą...
- A Hedley?
- Los męża mojej siostry też nie jest mi obojętny -
wymamrotałam wściekła.
Wyraz twarzy Marka zmienił się. Nie był to miły,
przyjazny uśmiech, jaki dobrze znałam, lecz dziwny grymas,
który wykrzywił mu usta. Nie zapomniał, że Hedley
przyczynił się najbardziej do mojego wyjazdu z Eastands.
- Twój ojciec sądzi, że zdołam przekonać cię, byś wróciła
do domu.
- Wróciła do domu! - powtórzyłam.
442152996.005.png
- Potrzebujemy cię.
Przygwoździły mnie te słowa. Dokładnie to samo napisała
Camilla w liście, który tak mnie zaniepokoił.
- Nie rozumiem - odrzekłam powoli. - Dostałam list od
Camilli zaledwie tydzień temu.
- Nie zwróciłaś uwagi na stempel pocztowy?
- Eastands, szósty maja. Lotniczy. Otrzymałam go po
kilku dniach, choć siostra napisała go trzy tygodnie wcześniej.
- Wyjechali z Eastands dwudziestego siódmego kwietnia -
powiedział.
- Niewykluczone, że wysłał go ktoś inny. Znasz Camillę.
Pewnie poprosiła kogoś, by się tym zajął.
Mark zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko.
- Wolę nie myśleć, kogo...
- Czy to ważne?
- Być może. - Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa. -
Była nieszczęśliwa - dodał, przesuwając niepewnie dłonią po
swych jasnych włosach.
Czego oczekiwał? Że będę płakać nad nieszczęściem
Camilli po trzech okropnych latach, które spędziłam na
wygnaniu? Jak mogłam inaczej myśleć o tych wszystkich
tygodniach, miesiącach, ba, nawet latach, w ciągu których
przenosiłam się z jednego obcego miasta do drugiego, coraz
rozpaczliwiej walcząc z tęsknotą za domem.
- Jeśli Camilla tak cierpiała, to mogę się założyć, że sama
była temu winna - odrzekłam.
- Nie starasz się zrozumieć, co czuła, prawda? Musiała
być w bardzo złej kondycji, skoro do ciebie napisała.
- Już dawno doszłam do tego samego wniosku.
- Co było w liście? - zapytał.
- Prosiła, bym wróciła do domu. Mark zgasił papierosa i
uśmiechnął się.
- Ojciec cię potrzebuje.
442152996.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin