A. i B. Strugaccy - Ekspedycja do piekla.pdf
(
1132 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - Ekspedycja do piekla
Ksi
ĢŇ
ka
Ļ
ci
Ģ
gni
ħ
ta z
serwisu
Www.Eksiazki.Org
Arkadij Strugacki
Borys Strugacki
Ekspedycja do piekła
Tłumaczyła Walentyna Trzci
ı
ska
Po
Ļ
cig w kosmosie
1.
Na brzegu oceanu, ongi
Ļ
lodowatego, a obecnie i po wsze czasy ciepłego,
Ň
yli sobie trzej
serdeczni przyjaciele: mistrz, sportowiec i uczony. Przez pami
ħę
o słynnych muszkieterach
b
ħ
dziemy ich nazywa
ę
Atosem, Portosem i Aramisem, jako
Ň
e, po pierwsze, ich prawdziwe imiona
nie maj
Ģ
wi
ħ
kszego znaczenia, a po drugie - poniewa
Ň
tak wła
Ļ
nie zawsze ich nazywano, byli
bowiem nierozł
Ģ
czni, gotowi pój
Ļę
jeden za drugiego w ogie
ı
, a swoj
Ģ
przyja
Ņı
cenili ponad
wszystko. I je
Ļ
li ktokolwiek z ich znajomych mówił: „Nasi muszkieterowie znów si
ħ
wczoraj
popisali” - wszyscy rozumieli od razu o kim mowa i pytali bez zb
ħ
dnych słów: „A có
Ň
znowu
zbroili tym razem?”. Nasi bohaterowie do
Ļę
si
ħ
przy tym wszystkim ró
Ň
nili charakterami, co zreszt
Ģ
nie dziwi, je
Ļ
li wzi
Ģę
pod uwag
ħ
ich profesje. Wszak wszystkim wiadomo,
Ň
e na naszej planecie
mistrzowie zajmuj
Ģ
si
ħ
tworzeniem nieopisanie pi
ħ
knych dzieł sztuki i konstruowaniem
niesłychanie pot
ħŇ
nych urz
Ģ
dze
ı
; sportowcy rozwijaj
Ģ
wspaniałe mo
Ň
liwo
Ļ
ci ludzkich organizmów
i doprowadzaj
Ģ
do doskonało
Ļ
ci urod
ħ
człowieczego ciała; a uczeni - có
Ň
, s
Ģ
wła
Ļ
nie uczonymi:
wymy
Ļ
laj
Ģ
wyprawy do najgł
ħ
bszych
Ņ
ródeł wiedzy i planuj
Ģ
czarodziejskie przemiany
Ň
ywej
materii. Dlatego uczeni, sportowcy i mistrzowie zawsze troch
ħ
si
ħ
b
ħ
d
Ģ
mi
ħ
dzy sob
Ģ
ró
Ň
ni
ę
, dopóki
jaki
Ļ
geniusz nie poł
Ģ
czy w jedno pracowni, stadionu i laboratorium.
Jednak
Ň
e je
Ļ
li chodzi o sp
ħ
dzanie wolnego czasu, gusty naszych przyjaciół były mniej wi
ħ
cej
jednakowe i nierzadko przyczyniały trosk otoczeniu. A to wypływali daleko w morze, podkradali
si
ħ
do drzemi
Ģ
cego w pełnym sło
ı
cu na leniwej fali podstarzałego kaszalota i, pokrzykuj
Ģ
c,
zaczynali go znienacka łaskota
ę
, a
Ň
nieszcz
ħĻ
nik z rykiem i parskaniem uciekał poskar
Ň
y
ę
si
ħ
podwodnym pasterzom. A to tu
Ň
przed noc
Ģ
zaczynali przy wtórze gitary uczy
ę
si
ħ
nowej lirycznej
piosenki, a poniewa
Ň
Portos miał pot
ħŇ
ny bas i praktycznie ani odrobiny muzycznego słuchu,
podobne lekcje niezmiennie wprawiały w stan niezwykłego podniecenia zaskoczonych w promieniu
kilkuset metrów ludzi, zwierz
ħ
ta, ptaki i roboty. A raz potajemnie skonstruowali niecne urz
Ģ
dzenie,
które graj
Ģ
c na czarnej fujarce przemaszerowało w biały dzie
ı
centraln
Ģ
ulic
Ģ
i wszystkie roboty-
nia
ı
ki, roboty-dozorcy i roboty-ogrodnicy w osadzie porzuciły swe zaj
ħ
cia, ruszyły za nim w step i
wróciły dopiero po tygodniu. Jednym słowem z naszych bohaterów były niezłe urwisy i chocia
Ň
podobne wybryki bardzo si
ħ
podobały wielu ich znajomym, to wszyscy dokoła wzdychali z ulg
Ģ
,
gdy nierozł
Ģ
cznych muszkieterów nachodziła cicha zaduma i wszyscy trzej całymi godzinami
wylegiwali si
ħ
w cieniu na trawce, zatopieni w staro
Ň
ytnych ksi
ĢŇ
kach o wielkich rewolucjach i
tytanicznych walkach narodów o wolno
Ļę
i niepodległo
Ļę
. (Nie, muszkieterowie byli mimo
wszystko lud
Ņ
mi bardzo odmiennymi. Pewnego razu zadano ka
Ň
demu z nich jedno i to samo
pytanie: „Co ci
ħ
interesuje najbardziej, je
Ļ
li masz przed sob
Ģ
jaki
Ļ
cel?” Mistrz Atos wzruszył
ramionami i niedbale odparł: „Chyba szuka
ę
Ļ
rodków do osi
Ģ
gni
ħ
cia tego celu”. Sportowiec Portos
wykrzykn
Ģ
ł, nie namy
Ļ
laj
Ģ
c si
ħ
: „Oczywi
Ļ
cie, bez wzgl
ħ
du na wszystko, cel osi
Ģ
gn
Ģę
!” A uczony
Aramis rzekł swoim zwykłym, cichym głosem: „Prawdopodobnie dowiedzie
ę
si
ħ
, co b
ħ
dzie, gdy
cel osi
Ģ
gn
ħ
.” By
ę
mo
Ň
e wła
Ļ
nie dlatego byli przyjaciółmi?)
W tym momencie wypada zaznaczy
ę
,
Ň
e w codziennej działalno
Ļ
ci naszej trójki du
Ň
y udział
brała pewna Gala, nader młode i milutkie stworzenie, mieszkaj
Ģ
ce w uroczym domku nie opodal.
Gala była czym
Ļ
w rodzaju ciotecznej siostry czy te
Ň
wujecznej ciotki Aramisa, i na prawach
krewniaczki ch
ħ
tnie zgadzała si
ħ
(w zale
Ň
no
Ļ
ci od nastroju) albo robi
ę
muszkieterom bur
ħ
w
imieniu i na zlecenie wzburzonego społecze
ı
stwa, albo te
Ň
owe społecze
ı
stwo uspokaja
ę
w imieniu
i na zlecenie muszkieterów. W przerwach hodowała na poletku do
Ļ
wiadczalnym za osad
Ģ
nowe
gatunki winogron, zmuszała Atosa do budowania dla s
Ģ
siedzkich dzieci mechanicznych zabawek
(„Czy ty i twoi smarkacze zostawicie mnie w spokoju, sałaciana główko?”), pod kierownictwem
Portosa uprawiała gimnastyk
ħ
artystyczn
Ģ
(„Palce! Wyci
Ģ
gnij palce, szkrabie!”) i wrzucała
Aramisowi za kołnierz wielkie
Ň
uki - jelonki, których to
Ň
uków Aramis bał si
ħ
bardziej ni
Ň
Ļ
mierci
(„Jej! Rozerw
ħ
ci
ħ
na strz
ħ
py, bezczelna dziewczyno!”). Gal
ħ
w ogóle prawie zawsze mo
Ň
na było
znale
Ņę
gdzie
Ļ
w pobli
Ň
u muszkieterów (albo muszkieterów w pobli
Ň
u Gali), tak
Ň
e znajomi cz
ħ
sto
nazywali j
Ģ
,,d'Artagnanem w spódnicy”, chocia
Ň
Gala z pewnych wzgl
ħ
dów za nic nie chciała
reagowa
ę
na te ze wszech miar pochlebne przezwisko. I kiedy w soboty Gala ruszała konno do
Zielonej Doliny na bliny do swojego dziadka, byłego kucharza Północnej Floty Podwodnej, prawie
zawsze towarzyszyli jej muszkieterowie - czy to z przyja
Ņ
ni, czy te
Ň
przeczuwaj
Ģ
c smak
wspaniałych blinów, których wielkimi zwolennikami byli wszyscy trzej. I trzeba było widzie
ę
ich
mkn
Ģ
cych galopem po poboczu szosy, ze szczupłymi po
Ļ
ladkami w górze, z twarzami przy
ko
ı
skich grzywach, gwi
Ň
d
ŇĢ
cych przenikliwie i dodaj
Ģ
cych sobie nawzajem animuszu dziarskimi
okrzykami!
Cała historia zacz
ħ
ła si
ħ
wła
Ļ
nie w jedn
Ģ
z takich sobót, tyle
Ň
e owego dnia Atos i Aramis byli
zaj
ħ
ci, i w wyprawie do dziadka Gali towarzyszył jedynie Portos. Dzie
ı
był pi
ħ
kny, słoneczny, po
bezkresnym bł
ħ
kitnym niebie dumnie sun
ħ
ły puszyste niczym bita
Ļ
mietana biało
Ň
ółte obłoki. Gala
i Portos galopowali szos
Ģ
, a wokół rozpo
Ļ
cierała si
ħ
Zielona Dolina: kwitn
Ģ
ce ogrody,
szmaragdowe ł
Ģ
ki, przytulne domy i a
Ň
urowe altany, przejrzyste strumienie i bł
ħ
kitne jak niebo
rzeki, przemykaj
Ģ
ce pod garbatymi mostkami. Wesoło umykały do tyłu słupki kilometrowe z
cyframi: 110... 111... 112...
ĺ
wie
Ň
y wiatr chłodził rozpalone twarze, strz
Ģ
saj
Ģ
c z siwych pysków
g
ħ
st
Ģ
pian
ħ
gniewnie parskały rosłe konie, rzuciła si
ħ
w pogo
ı
i została z tyłu pocieszna, kudłata
psina... Wszystko było po prostu wspaniałe, zwłaszcza je
Ļ
li wzi
Ģę
pod uwag
ħ
,
Ň
e na finiszu czekały
góry złocistych blinów, oczywi
Ļ
cie ze
Ļ
mietan
Ģ
i wszystkim, co nale
Ň
y, i tak zimne,
Ň
e pokryte
kroplami rosy dzbany szlachetnego jabłecznika, od którego j
ħ
zyk szczypie, a łzy napływaj
Ģ
do
oczu.
Nagle Gala w pełnym galopie osadziła konia tak gwałtownie,
Ň
e zwierz
ħ
zar
Ň
ało i stan
ħ
ło d
ħ
ba.
Portos przejechał z rozp
ħ
du jeszcze jakie
Ļ
dziesi
ħę
kroków i równie
Ň
si
ħ
zatrzymał.
-
O co chodzi? - zapytał, odwracaj
Ģ
c si
ħ
w siodle.
Gala nie odpowiedziała. Zmarszczyła brwi i z zakłopotaniem przygl
Ģ
dała si
ħ
słupkowi
kilometrowemu. Portos podjechał do niej.
- Co? - spytał. - Co si
ħ
stało?
- Spójrz... - wyszeptała Gala. - Co to jest?
Spojrzał. Słupek jak słupek. Na białej emaliowanej tabliczce czarne cyfry: 160.
- Sto sze
Ļę
dziesi
Ģ
t - stwierdził zniecierpliwiony. - Okr
Ģ
gła liczba. Co z tego?
- A przed nami las - szepn
ħ
ła Gala.
Rzeczywi
Ļ
cie, szosa przed nimi nikła w głuchym lesie. W
Ļ
wiadomo
Ļ
ci Portosa co
Ļ
przebiło si
ħ
poprzez wizj
ħ
paruj
Ģ
cych blinów i zroszonych szklanic. Gala bez słowa zawróciła konia i pomkn
ħ
ła
z powrotem. Portos poszedł w jej
Ļ
lady. Zatrzymali si
ħ
przy najbli
Ň
szym słupku. Na białej
emaliowanej tabliczce czerniały cyfry: 120.
- Sto dwadzie
Ļ
cia... - wci
ĢŇ
szeptem powiedziała Gala. - A potem od razu sto sze
Ļę
dziesi
Ģ
t... I
od razu las...
- Co
Ļ
podobnego - powiedział skonsternowany Portos. - Wygl
Ģ
da na to,
Ň
e gdzie
Ļ
przepadło
czterdzie
Ļ
ci kilometrów szosy!
- Nie tak po prostu szosy, głupcze! - krzykn
ħ
ła Gala i jej prze
Ļ
liczne zielone oczy napełniły si
ħ
łzami. - Przepadło pół Zielonej Doliny, przepadł dom dziadka, rozumiesz?
- Nie denerwuj si
ħ
- mrukn
Ģ
ł Portos. - By
ę
mo
Ň
e wszystko nie jest takie straszne...
Znów zawrócili konie i wrócili do słupka na skraju lasu.
- Sto sze
Ļę
dziesi
Ģ
t - powiedział Portos. - Głupi
Ň
art!
- To nie
Ň
art. Nie jakie
Ļ
tam łaskotanie wielorybów. Tutaj zdarzyło si
ħ
co
Ļ
okropnego! Co teraz
robi
ę
?
Portos pomy
Ļ
lał.
- Trzeba opowiedzie
ę
Atosowi i Aramisowi - oznajmił zdecydowanie. - Wracamy.
- Nie - powiedziała Gala. - Jedziemy naprzód.
- Ale
Ň
przed nami jest tylko zwykły las...
- No to sobie popatrzymy, co tam jest.
Z miejsca ruszyli galopem i wpadli do lasu. W lesie panował duszny półmrok, kopyta
d
Ņ
wi
ħ
cznie stukały po betonie nawierzchni i przesuwały si
ħ
do tyłu słupki kilometrowe z cyframi:
161... 162... 163... 164... Las i las, my
Ļ
lał z irytacj
Ģ
Portos, wpatruj
Ģ
c si
ħ
w czarnozielon
Ģ
ciemno
Ļę
na lewo i prawo. Zwyczajny las mieszany. Tracimy tylko na darmo czas. Powinni
Ļ
my jak
najszybciej wraca
ę
do domu i powiedzie
ę
o wszystkim Atosowi i Aramisowi. To głowy, jakich ze
Ļ
wiec
Ģ
szuka
ę
, a my p
ħ
dzimy, gdzie ponios
Ģ
oczy. Ale wiedział z do
Ļ
wiadczenia,
Ň
e uparta
dziewczyna w sporach jest nie do pokonania. Dobra, b
ħ
dziemy wyrozumiali... I w tym momencie
zauwa
Ň
ył dziwn
Ģ
rzecz. Konie z galopu niezauwa
Ň
alnie przeszły w kłus, potem szły st
ħ
pa, i nie
zd
ĢŇ
ył nawet podzieli
ę
si
ħ
cennym spostrze
Ň
eniem z Gal
Ģ
, gdy jego pot
ħŇ
ny ogier odwrócił si
ħ
bokiem i jak wkopany stan
Ģ
ł w poprzek szosy.
-
No? - ze zdumieniem spytał rumaka Portos. - Co z tob
Ģ
? W czym problem?
Ogier w milczeniu pokr
ħ
cił łbem.
-
Mo
Ň
e si
ħ
zm
ħ
czyłe
Ļ
?
Plik z chomika:
emohawk
Inne pliki z tego folderu:
A. i B. Strugaccy - Poniedzialek zaczyna sie w sobote.pdf
(1201 KB)
A. i B. Strugaccy - Z zewnatrz.pdf
(100 KB)
A. i B. Strugaccy - Spotkanie.pdf
(63 KB)
A. i B. Strugaccy - Bajka o trojce.pdf
(364 KB)
A. i B. Strugaccy - Bialy stozek Alaidu.pdf
(136 KB)
Inne foldery tego chomika:
Arkadij i Borys Strugaccy - Piknik na skraju drogi (Stalker)
Arkadij i Borys Strugaccy - Zuk w mrowisku [Audiobook PL]
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin