A. i B. Strugaccy - Slimak na krawedzi.pdf

(1094 KB) Pobierz
(Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - \214limak na krawedzi)
Arkadij i Borys Strugaccy
ĺ limak na kraw ħ dzi
(Ulitka na sklone)
Przeło Ň yła Irena Lewandowska
Data wydania oryginalnego 1966
Data wydania polskiego 1985
Gdzie le Ļ na droga wije si ħ
przez uroczysko,
nieubłagana czeka mnie
i znana przyszło Ļę .
Daremnie wszczyna ę by z ni Ģ spór,
mami ę pieszczot Ģ ,
otwarta jest jak mroczny bór
na wskro Ļ szeroko 1
Borys Pasternak Za povorotom
Powoli, powoli pełznij
Ļ limaku po zboczu Fud Ň i
wci ĢŇ wy Ň ej, a Ň na sam szczyt!
Issa, syn chlapa
1
Tłumaczył Michał Jagiełło
Rozdział l
Z tej wysoko Ļ ci las wygl Ģ dał jak puszysta, c ħ tkowana piana, jak ogromna mokra
g Ģ bka wielko Ļ ci wszech Ļ wiata, jak zwierz ħ , które kiedy Ļ zamarło w oczekiwaniu, potem
usn ħ ło, porosło szorstkim mchem. Jak bezkształtna maska zasłaniaj Ģ ca twarz, której nikt
jeszcze nigdy nie widział.
Pierec zrzucił sandały i usiadł zwiesiwszy nogi w przepa Ļę . Miał wra Ň enie, Ň e
natychmiast zwilgotniały mu pi ħ ty, jakby rzeczywi Ļ cie zanurzył je w ciepłej liliowej mgle
g ħ stniej Ģ cej w cieniu skały. Wyj Ģ ł z kieszeni przygotowane kamyki, starannie uło Ň ył je obok
siebie, potem wybrał najmniejszy i ostro Ň nie wrzucił w to Ň ywe i milcz Ģ ce, senne i oboj ħ tne,
pochłaniaj Ģ ce bezpowrotnie, i biała iskra zagasła i nic si ħ nie wydarzyło - nie drgn ħ ła ani
jedna gał Ģ zka, nie otwarły si ħ Ň adne oczy, aby spojrze ę na Piereca.
Je Ļ li co półtorej minuty rzuca ę kamyczek i je Ļ li prawd Ģ jest to, co opowiadała
jednonoga kucharka, zwana Kazałuni Ģ , co przypuszczała madam Bardot, szefowa Grupy
Pomocy Tubylczej Ludno Ļ ci, i je Ļ li nieprawd Ģ jest to, o czym szeptem rozmawiali szofer
Tuzik z Nieznajomym z Grupy In Ň ynieryjnej Infiltracji, i je Ň eli ludzka intuicja ma
jak Ģ kolwiek warto Ļę , i je Ļ li chocia Ň raz w Ň yciu spełniaj Ģ si ħ oczekiwania, wówczas przy
siódmym kamyku krzaki za plecami rozchyl Ģ si ħ z trzaskiem łamanych gał Ģ zek i na polank ħ ,
na zdeptan Ģ traw ħ posiwiał Ģ od rosy wyjdzie goły do pasa dyrektor w szarych gabardynowych
spodniach z liliowym lampasem, dyrektor błyszcz Ģ cy od potu, kosmaty, Ň ółtoró Ň owy i nie
patrz Ģ c na nic, ani na las pod sob Ģ , ani na niebo nad sob Ģ , sapi Ģ c zacznie robi ę skłony
zanurzaj Ģ c w traw ħ palce, wywołuj Ģ c podmuchy wiatru szerokimi dło ı mi za ka Ň dym razem,
kiedy si ħ wyprostuje, i wtedy pot ħŇ na fałda na jego brzuchu wypłynie na spodnie, a powietrze
nasycone nikotyn Ģ i dwutlenkiem w ħ gla ze Ļ wistem i bulgotem wylatywa ę b ħ dzie z otwartych
ust dyrektora.
Krzaki za plecami rozchyliły si ħ z trzaskiem łamanych gał Ģ zek. Pierec obejrzał si ħ
ostro Ň nie, ale to nie był dyrektor, był to znany mu Klaudiusz-Oktawian Domaroszczyner z
Grupy Wykorzeniania. Powoli zbli Ň ył si ħ i przystan Ģ ł dwa kroki za Pierecem patrz Ģ c na niego
z góry uwa Ň nymi, ciemnymi oczami. Co Ļ wiedział albo co Ļ podejrzewał, a było to co Ļ
wa Ň nego i ta wiedza czy te Ň podejrzenie unieruchomiło rysy jego wydłu Ň onej twarzy,
skamieniałej twarzy człowieka, który przyniósł tu na skraj urwiska dziwn Ģ i trwo ŇĢ nowin ħ ,
jeszcze nikt na całym Ļ wiecie nie słyszał tej nowiny, ale było ju Ň jasne, Ň e wszystko zmieniło
si ħ diametralnie, Ň e wszystko, co było do tej pory, nie ma ju Ň od tej chwili najmniejszego
znaczenia, i Ň e ka Ň dy b ħ dzie musiał da ę z siebie wszystko, na co go sta ę .
- A czyje to buty? - zapytał Domaroszczyner i - obejrzał si ħ .
- To nie buty - powiedział Pierec. - To sandały.
- Czy Ň by? - Domaroszczyner U Ļ miechn Ģ ł si ħ i wyci Ģ gn Ģ ł z kieszeni wielki notes. -
Sandały? Bardzo dobrze. Ale czyje s Ģ te sandały?
Zbli Ň ył si ħ do urwiska, ostro Ň nie spojrzał w dół i natychmiast si ħ cofn Ģ ł.
- Człowiek siedzi na kraw ħ dzi urwiska - powiedział - a obok niego stoj Ģ sandały.
Nieuchronnie powstaje pytanie - czyje s Ģ te sandały i gdzie jest ich wła Ļ ciciel?
- To moje sandały - odpowiedział Pierec.
- Pa ı skie? - Domaroszczyner z pow Ģ tpiewaniem spojrzał na wielki notes. - To znaczy,
Ň e siedzi pan boso. Dlaczego?
- Boso - dlatego, Ň e inaczej nie mo Ň na - wyja Ļ nił Pierec.
- Wczoraj wpadł mi tam prawy but, wi ħ c postanowiłem, Ň e od tej pory b ħ d ħ siedział
boso. - Pochylił si ħ i spojrzał przez rozsuni ħ te kolana. - O, tam wła Ļ nie le Ň y. Zaraz rzuc ħ w
niego kamykiem.
Domaroszczyner zwinnie złapał go za r ħ k ħ i odebrał kamyk.
- Rzeczywi Ļ cie zwyczajny kamie ı - powiedział. - Ale na razie to niczego nie zmienia.
Nie rozumiem. Pierec, dlaczego mnie pan oszukuje, przecie Ň st Ģ d nie mo Ň na zobaczy ę buta -
nawet je Ň eli on si ħ istotnie tam znajduje, a czy si ħ znajduje, to oddzielny problem, którym
zajmiemy si ħ nieco pó Ņ niej - a poniewa Ň buta nie mo Ň na zobaczy ę , to znaczy, Ň e nie mo Ň e
pan w niego trafi ę kamieniem, nawet gdyby dysponował pa ı odpowiedni Ģ umiej ħ tno Ļ ci Ģ
trafiania i rzeczywi Ļ cie chciał tego i tylko tego - mam na my Ļ li trafienie kamieniem w but...
Ale zaraz to wszystko wyja Ļ nimy... - Domaroszczyner podci Ģ gn Ģ ł spodnie i przykucn Ģ ł.
- A wi ħ c wczoraj był pan tu równie Ň - powiedział. - Po co? Dlaczego ju Ň po raz drugi
przyszedł pan na urwisko, na które pozostali pracownicy Zarz Ģ du, Ň e nie wspomn ħ ju Ň o
nieetatowych współpracownikach, przychodz Ģ w najlepszym razie wył Ģ cznie za potrzeb Ģ ?
Piereca a Ň skr ħ ciło. To po prostu chamstwo, pomy Ļ lał. Nie, to nie wyzwanie i nie
nienawi Ļę , nie nale Ň y do tego przywi Ģ zywa ę znaczenia. To z powodu chamstwa. Nie nale Ň y
przywi Ģ zywa ę znaczenia do chamstwa, - nikt nie przywi Ģ zuje znaczenia do chamstwa.
Zapaskudzanie lasu jest chamstwem. Chamstwo zawsze musi co Ļ zapaskudza ę .
- Pan zapewne lubi tu przesiadywa ę - przymilnie powiedział Domaroszczyner. -
Zapewne bardzo pan lubi las. Lubi pan? Odpowiada ę !
- A pan? - zapytał Pierec.
- Prosz ħ si ħ nie zapomina ę - z uraz Ģ odpowiedział: Domaroszczyner i otworzył notes.
- Wic pan Ļ wietnie, gdzie pracuj ħ , a pracuj ħ w Grupie Wykorzeniania, i dlatego pa ı skie
pytanie, a wła Ļ ciwie kontrpytanie, jest całkowicie pozbawione sensu. Rozumie pan dobrze, Ň e
mój, stosunek do lasu jest okre Ļ lony moimi słu Ň bowymi obowi Ģ zkami, natomiast co okre Ļ la
pa ı ski stosunek do lasu - jest dla mnie wysoce niejasne. To bardzo Ņ le, Pierec musi pan
koniecznie powa Ň nie nad tym pomy Ļ le ę , radz ħ dla pa ı skiego dobra, a nie dla mojego. Nie
wolno takim niezrozumiałym. Siedzi nad urwiskiem, boso, rzuca kamienie... Powstaje pytanie
- dlaczego? Na pa ı skim miejscu szczerze bym powiedział wszystko. I wszystko ustawiłbym
na wła Ļ ciwych miejscach. Sk Ģ d pan wie, mo Ň e istniej Ģ okoliczno Ļ ci łagodz Ģ ce, i mo Ň e si ħ
nawet okaza ę , Ň e nic panu nie grozi. No, Pierec?
- Nie - odpowiedział Pierec. - To znaczy tak, - oczywi Ļ cie.
- Sam pan widzi: od razu znika jasno Ļę i wszystko - staje si ħ zagmatwane. Czyja r ħ ka?
- pytamy. Gdzie rzuca? Albo - komu wła Ļ ciwie? Albo by ę mo Ň e - w kogo? I po co? I jak to
si ħ dzieje, Ň e mo Ň e pan siedzie ę na skraju urwiska? Potrafi to pan sam z siebie, czy te Ň
dopiero po specjalnym treningu? Ja, na przykład, nie mog ħ siedzie ę na skraju urwiska. I a Ň
boj ħ si ħ pomy Ļ le ę , w jakim celu miałbym to trenowa ę . Kr ħ ci mi si ħ w głowie. I to jest
naturalne. Człowiek w ogóle nie ma po co siedzie ę na skraju urwiska. A w szczególno Ļ ci
wtedy, kiedy nie ma przepustki do lasu. Prosz ħ pokaza ę swoj Ģ przepustk ħ , Pierec.
- Nie mam przepustki.
- Tak. Nie ma pan. A dlaczego?
- Nie wiem... Jako Ļ mi nie daj Ģ .
- Słusznie, nie daj Ģ . Wiadomo nam o tym. Ale dlaczego nie daj Ģ ? Mnie dali, jemu dali
i jeszcze wielu innym, a panu z jakiego Ļ powodu nie daj Ģ .
Pierec ostro Ň nie, bokiem, spojrzał na Domaroszczynera Domaroszczyner si Ģ kał
długim, cienkim nosem i szybko mrugał.
- Zapewne dlatego, Ň e jestem człowiekiem postronnym - wyraził przypuszczenie
Pierec. - My Ļ l ħ , Ň e dlatego.
- A przecie Ň nie tylko ja interesuj ħ si ħ panem - konfidencjonalnie powiedział!
Domaroszczyner. - Gdyby tylko ja! Panem interesuj Ģ si ħ ludzie znacznie wa Ň niejsi... mo Ň e
jednak odsunie si ħ pan od urwiska, Ň eby Ļ my mogli porozmawia ę ? Kr ħ ci mi si ħ w głowie,
kiedy na pana patrz ħ .
Pierec wstał i podskoczył kilkakrotnie na jednej nodze wkładaj Ģ c sandał.
- Och, niech Ň e pan odejdzie od kraw ħ dzi! - ze zgroz Ģ zawołał Domaroszczyner,
machaj Ģ c na Piereca - notesem. - Kiedy Ļ mnie pan zabije swoimi wygłupami!
- Ju Ň po wszystkim - powiedział Pierec przytupuj Ģ c. - Wi ħ cej nie b ħ d ħ . Idziemy?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin