Jak polskość się wyczerpuje.doc

(32 KB) Pobierz

Krzysztof Kłopotowski

Krzysztof Kłopotowski

 

12.10.2010 12:34 133

Jak polskość się wyczerpuje

  Odganiam tę myśl, ale wraca - czy aby nie oglądamy bliskiego kresu polskości, gdy tylu ludzi przywiązanych do tej formy historycznej od dawna, i całkiem niedawna, leży w grobach a ich miejsce zajęli nowi Polacy. Dlatego końcówka wcale nie musi mieć przebiegu dramatycznego. Raczej będzie rozciągnięte w czasie miękkie pufff ....Może po prostu wyczerpała się polska misja w historii, i to już pod koniec XVIII wieku. Potem bardziej szczęśliwym zbiegiem okoliczności niż zasługą odzyskaliśmy niepodległe państwo dwa razy po dwadzieścia lat. Ktoś wyliczył, że II Rzeczpospolita trwała tyle czasu, ile upłynęło od 4 czerwca 1989 do 10 kwietnia 2010. Wolę tego nie sprawdzać a powtarzam jako świadectwo nastrojów.

   Jeszcze kilka la temu wydawało mi się, że "Wesele" Wyspiańskiego, "Dziady cz. III" Mickiewicza, "Kordian" Słowackiego, to tylko pamiątki po nieszczęściach, które powinny trafić do muzeum pięknej polszczyzny.  Lecz dzisiejsza Polska roku 2010 robi na mnie wrażenie powtórki z Wesela. "Takie nas chyciło granie ... " Nawet katastrofa smoleńska nie przebudziła większości.  Jeśli to nie przebudziło, to co przebudzi? Nie widzą, co się dzieje, nie dopuszczają myśli innej, niż poprawne, nie słysza nic innego, niż upiornej muzyki hipnotycznej do tych obelżywych słów o złotym rogu. Na próby przebudzenia odpowiadają wrzaskiem albo śmiechem.

  I Rzeczpospolita jako forma państwa wielonarodowego na wschodzie Europy ustąpiła Rosji i Austrii. II RP nie mogła się utrzymać w tej formule będąc za słabą. Jako państwo jednonarodowe byłaby jeszcze słabsza. III Rzeczpospolita wyewulowała z półkolonii sowieckiej w byt niepodległy lecz bez wymiany elit przywykłych do niewoli, więc bez poważnych ambicji suwerennych.

  Nie chcę nikogo oskarżać. Wydaje nam się i każdemu z osobna, że podejmujemy samodzielnie decyzje polityczne i za nie moralnie odpowiadamy. A  tymczasem bierzemy udział w dramacie formy, która wyczerpuje się dochodząc swego naturalnego kresu a nasze indywidualne decyzje wynikają z logiki tego umierania.   Polskość umiera na zlocie Palikota w stalinowskim pałacu i umiera pod pałacem prezydenckim, dawniej Namiestnikowskim, w religijnej agonii.

   Wydaje mi się, że oglądamy powtórkę drugiej połowy XVIII wieku. Wtedy bracia szlachta sądzili, ze Polska nierządem stoi, sąsiedzi to widzą, czują że im nie zagraża, dlatego nic złego z takim państwem stać się nie może. To było wtedy. Obecnie rozwiązano armię z poboru. Do walki jest zdolny tylko kontygent kilku tysięcy żołnierzy wysłanych do Afganistanu. A w kraju, w dwóch kolejnych katastrofach zginęło dowództwo najpierw lotnictwa, potem całych sił zbrojnych z prezydentem na czele i częścią elity przywiązanej do idei suwerenności.  A zdaniem rządu nie odpowiada za to ani premier, ani minister zwany ministrem obrony narodowej. Nie ma w tym żadnej regularności, niczego, co zasługiwałoby na najgłębszy namysł.

   Zginął prezydent dbający o niepodległość? No coż, to się zdarza. Zginęło dowództwo armii? Czyż nie od tego są żołnierze. Zginął rząd alternatywny przy Kancelarii Prezydenta? A po co nam dwa rządy. Oddajemy śledztwo w ręce podejrzanych co najmniej o zaniedbania? Owszem, ale kto lepiej dojdzie przyczyn katastrofy od tego, kto brał w niej udział. "Takie ich chyciło granie..." A zarazem rząd zgodził się na zdumiewająco niekorzystną umowę gazową z Rosją, aż musiał interweniować w naszej obronie nasz obecny suweren, Unia Europejska.

   Rozumiem rozpacz i gniew Jarosława Kaczyńskiego, jako brata poległego prezydenta i jako patrioty. Jednak  obawiam się, że wszedł na drogę ostatecznej klęski. Zgadzam się z opinią prof. Krasnodębskiego w ostatnim tekście dla Rzeczpospolitej, że Kaczyński podsyca nastroje insurekcji, ponieważ sytuacja przypomina schyłek  XVIII wieku. Prof. Krasnodębski popiera w tym Kaczyńskiego. Ale jeśli te marsze pod pałac prezydencki z pochodniami i te słowa podważające legitymację obecnych władz kraju mają być wezwaniem do powtórki powstania kościuszkowskiego, to gorzej niż zbrodnia. To błąd.

   Gdyby nie doszło do powstania kościuszkowskiego, to I RP dotrwałaby w okrojonej tylko dwoma rozbiorami postaci do wojen napoleońskich. Łatwiej byłoby ją wtedy odbudować i na dłużej, może nawet na zawsze dzięki nowoczesnemu prawodawstwu napoleońskiemu. Rozumny patriota prowadziłby więc pod koniec XVIII wieku politykę kunktatorską, wyczekując sprzyjającego momentu. Być może na tym polega dziś tajemnica bierności premiera Donalda Tuska, że nie chce powótrzyć błędu Kościuszki?  Nie odmawiajmy Tuskowi pochopnie rozumu ani patriotyzmu. Natomiast w wypadku Jarosława Kaczyńskiego, rozumne kunktatorstwo polegałoby na zachowaniu względnie łagodnej taktyki politycznej z kampanii prezydenckiej i także wyczekiwaniu dobrego momentu. Tymczasem robi insurekcję nadrabiając brak sił materialnych siłą krzyża.

   Mamy powrót zimej wojny domowej. Czy nastąpi gorąca? Czy w najbliższej dekadzie lub dwóch dopełni się i wyczerpie polska forma w historii? To są zbyt poważne pytania, by odpowiadać wedle linii partyjnej.  Jeśli ktoś zechce to skomentować, liczę na umiar i rozum.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin