Mccaffrey Anne - Jeźdzcy Smoków 09 - Narodziny Smoków.pdf

(1315 KB) Pobierz
384898062 UNPDF
Anne McCaffrey
Narodziny Smoków
Dragonsdawn
Przekład Justyna Zandberg
Data wydania oryginalnego 1988
Data wydania polskiego 1997
Tę książkę dedykowałam zawsze Judy-Lynn Benjamin del Rey
Część I
LĄDOWANIE
Rozdział I
- Mamy już raporty z sondy, panie admirale - oznajmiła Sallah Telgar, nie odrywając
wzroku od migających lampek terminala.
- Proszę dać je na ekran, pilocie - odparł admirał Paul Benden. Obok niego, opierając
się o fotel dowódcy, stała Emily Boll, wpatrując się w oświetloną słońcem planetę, jakby
nieświadoma panującego wokół zamieszania.
Pernijska Wyprawa Kolonizacyjna osiągnęła właśnie najbardziej ekscytujący moment
piętnastoletniej podróży: trzy statki, Yokohama, Bahrain i Buenos Aires zbliżały się do punktu
przeznaczenia. W pracowniach poniżej pokładu sterowniczego specjaliści niecierpliwie
oczekiwali uaktualnień do raportu od dawna nie istniejącego Zespołu Badawczo-
Oceniającego, który dwieście lat wcześniej wytypował do kolonizacji trzecią planetę Rukbat.
Długa podróż do Sektora Strzelca odbyła się bez przeszkód. Jedynym urozmaiceniem
było odkrycie obłoku Oort, otaczającego system Rukbat. Zjawisko to obejmowało dużą część
przestrzeni kosmicznej i całkowicie absorbowało uwagę personelu naukowego, ale Paul
Benden stracił zainteresowanie, kiedy Ezra Keroon, kapitan Bahraina oraz astronom
wyprawy, zapewnił go, że mgławicowa chmura zlodowaciałych meteorytów nie jest niczym
więcej niż tylko astronomiczną ciekawostką. Będą ją mieć na oku, zaręczał Ezra, ale chociaż
z jej wnętrza mogłaby wystrzelić jakaś kometa, mało prawdopodobne, by stanowiła ona
zagrożenie dla trzech statków kolonizacyjnych czy też dla planety, do której szybko się
zbliżali. W końcu Zespół Badawczo-Oceniający nic nie wspominał na temat nadmiernego
bombardowania powierzchni Pernu meteorytami.
- Raporty z sondy na drugim i piątym - powiedziała Sallah. Kątem oka dostrzegła, że
admirał Benden uśmiecha się lekko.
- To już się robi trochę nudne, no nie? - mruknął Paul w stronę Emily Boll, gdy
ostatnie raporty rozbłysły na ekranie.
Emily, stojąc z rękami skrzyżowanymi na piersi, nie poruszyła się ani razu od chwili
wystrzelenia sondy, nie licząc okazjonalnego przebierania palcami. Teraz cynicznie uniosła
brwi, nadal wpatrując się w ekran.
- Och, bo ja wiem. To po prostu kolejna procedura przybliżająca nas do powierzchni.
Oczywiście - dodała sucho - będziemy musieli poradzić sobie ze wszystkim, o czym mówią
raporty, ale mam nadzieję, że nam się uda.
- Musi się udać - odparł Paul Benden odrobinę ponuro.
Nie mieli możliwości powrotu - nie mogło być inaczej, biorąc pod uwagę koszt
przetransportowania sześciu tysięcy kolonistów i ich wyposażenia w tak odległy sektor
galaktyki. Po dotarciu do Pernu paliwa w wielkich transportowcach miało zostać tylko tyle,
by mogli wejść na orbitę synchroniczną i utrzymywać pozycję tak długo, żeby wahadłowce
przeniosły pasażerów i ładunek na powierzchnię planety. Oczywiście, mieli kapsuły
powrotne, zdobię dotrzeć do siedziby głównej Federacji Planet Rozumnych w ciągu zaledwie
pięciu lat, ale wytrawny strateg, jakim był Paul Benden, dobrze wiedział, że nie są one
wystarczającym zabezpieczeniem. W skład Wyprawy Pernijskiej wchodzili ludzie o dużych
zdolnościach adaptacyjnych, którzy postanowili uciec od wysoko rozwiniętych społeczeństw
Federacji Planet Rozumnych. Zamierzali być samowystarczalni. A chociaż Pern posiadał dość
dużo rud i minerałów, by utrzymać społeczeństwo rolników, był dostatecznie ubogi i na tyle
oddalony od centrum galaktyki, żeby uniknąć zakusów technokratów.
- Już niedługo, Paul - tchnęła Emily w ucho dowódcy - i oboje znajdziemy spokojną
przystań.
Admirał uśmiechnął się szeroko, zdając sobie sprawę, że Emily było równie trudno
jak jemu opierać się perswazjom technokratów, którzy nie chcieli tracić dwójki równie
charyzmatycznych bohaterów wojennych: admirała wsławionego Bitwą w Konstelacji
Łabędzia oraz nieulękłej Emily Boll, gubernator Pierwszej Centauri. Nikt nie mógł jednak
zaprzeczyć, że trudno by było znaleźć lepszych dowódców Wyprawy Pernijskiej.
- A skoro mówimy o spokoju - dodała głośno - powinnam raczej wrócić do zespołu.
Wiem, że specjaliści zawsze uważają swoją dziedzinę za najważniejszą, ale ta ich kłótliwość!
- Emily stłumiła westchnienie, po czym uśmiechnęła się szeroko. Błękitne oczy w raczej
pospolitej twarzy spojrzały porozumiewawczo. - Jeszcze kilka dni gadania i zabierzemy się
do roboty, admirale.
Znała go dobrze. Paul nienawidził nie kończącego się rozpatrywania błahostek, które
zdawały się pochłaniać ludzi odpowiedzialnych za procedury lądowania. Od przeciągających
się rozmów wolał szybko podejmowane i natychmiast wdrażane decyzje.
- Jesteś cierpliwsza ode mnie - stwierdził admirał półgłosem. Ostatnie dwa miesiące,
gdy trzy statki powoli wytracały szybkość, wchodząc w system Rukbat, wypełniały
monotonne spotkania i dyskusje, które Paulowi wydawały się niepotrzebnym roztrząsaniem
procedur, omówionych dokładnie podczas siedemnastu lat planowania poszczególnych
etapów przedsięwzięcia.
Większość z dwu tysięcy dziewięciuset kolonistów na Yokohamie przez całą podróż
pozostawała w głębokim śnie. Personel konieczny do obsługi i konserwacji trzech wielkich
Zgłoś jeśli naruszono regulamin