Ringo John - Wojna Rady 03 - Wbrew Fali.pdf

(1238 KB) Pobierz
WBREW FALI
WBREW FALI
JOHN RINGO
Tytuł oryginału: AGAINST THE TIDE
Dla Jenny i Lindy Ringo Tak po prostu
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Humbak płynął powoli na północ przez błękitne wody wschodniego Atlantyku,
wsłuchując się w odgłosy otaczającego go oceanu. W zależności od częstotliwości sygnału
dźwięk pod wodą potrafi rozchodzić się na bardzo duże odległości. Wieloryb nie używał
swojego sonaru, wykorzystując dźwięki emitowane przez małe i duże stworzenia morskie do
generowania trójwymiarowej mapy otoczenia rozciągającej się z malejącą dokładnością około
stu mil wokół niego.
Na południu znajdowało się kilka ławic drobnych ryb. Pożywiały się nimi ptaki i
tuńczyki, a jedną zajmowało się też stado rekinów. Na północnym zachodzie, w pobliżu
lodowców, emitowała swój wielorybi śpiew cała grupa humbaków, przeplatając go
docierającą na tysiące mil litanią informacji. W głębinach przebywała ławica kalmarów, ale
płynący wieloryb nie był ani pelagicznym łowcą, jak płetwale błękitne, żeby ruszyć ku
ławicom na południu, ani głębinowym drapieżcą, jak kaszaloty, które potrafiły zanurkować na
pięćset metrów w głębiny. Nie, on żywił się przy brzegach, jedząc przez kilka tygodni śledzie,
by potem tygodniami utrzymywać się na zgromadzonym tłuszczu.
Tak przynajmniej powtarzał sobie Bruno. Co nie zmieniało faktu, że był głodny, a
statki z zaopatrzeniem miały przypłynąć dopiero za kilka tygodni.
Kiedy tak marudził w duchu, skręcając właśnie na wschód, żeby pozostać w swojej
strefie patrolowej, wyłowił gorączkowe piski delfina. Wysłuchał go, po czym dokończył
powolny zwrot, ustawiając się w kierunku odległego stadka i nurkując powoli sto metrów pod
powierzchnię oceanu, na głębokość, na której zanikały interferencje od strony powierzchni.
Natężenie dźwięku zostało osłabione przez odległość - wysokiej częstotliwości piski delfina
słabły szybko nawet w zimnej wodzie - ale humbaki były nie tylko najgłośniejszymi
waleniami w oceanie, miały też najlepszy słuch. Odczekał, aż dźwięki zaczęły się powtarzać,
po czym wynurzył się, wydychając zawartość płuc po wstrzymywanym długie minuty
oddechu i głęboko wciągając zimne atlantyckie powietrze. Następnie zanurkował z powrotem
na sto metrów, uniósł ogon w górę i zaczął emitować serię głębokich dudnień
przypominających uderzenia w potężny bęben, rozchodzące się daleko przez ocean.
Tryton leżał w mule, podpierając głowę rękami, żeby utrzymać ją nad glutowatą,
czarną masą. Asfaw tego nie lubił, ale do wyboru miał jeszcze tylko pływanie w kółko, co
szybko mu się nudziło. Chyba po raz setny pomyślał sobie, że powinien coś zrobić, żeby nie
musieć tarzać się w tym obrzydlistwie. Ale potem przypomniał sobie, że pisanie notatek jest
bardzo uciążliwe, a prawdopodobnie i tak nic by z tego nie wynikło, bo jak dowodziły ich
kwatery, wsparcie dla syren miało tu dość niski priorytet. Siedział więc w mule, leżał w mule
i czasami, w trakcie długich zmian, bawił się mułem.
Kiedy po raz kolejny kontemplował myśl, że wolałby przebywać w Bazie
Czarnobrodego lub nawet na południu, ze zwiadowcami, usiadł nagle i przechylił głowę na
bok. Przez chwilę nasłuchiwał, po czym zbladł, choć w ciemnej wodzie trudno byłoby
zauważyć zmianę odcienia i tak bladej skóry. Szybko wypłynął na powierzchnię i odetchnął
powietrzem, używaj ąc go do wypchnięcia z płuc wody przez skrzela międzyżebrowe. Na
pływającym pomoście nie zobaczył nikogo, więc podpłynął do drabiny i, pomagając sobie
rękoma, wspiął się na nią, aż był w stanie wyjrzeć nad jego brzeg.
Goniec siedział na krześle - no proszę, on miał przynajmniej krzesło - z głową
zwieszoną na piersi. Księżyc już zaszedł, ale światło latarni wystarczało, by stwierdzić, że śpi.
- Robertson! - warknął tryton. - Obudź się!
- Cojecht? - wybełkotał nieprzytomnie goniec, prostując się gwałtownie.
- Obudź się i przygotuj do przyjęcia wiadomości - polecił tryton.
- Tak jest, sir - odpowiedział szeregowy, zapalając lampę olejową na stoliku i
wyciągając przybory do pisania.
- A kiedy już ją dostarczysz, idź obudź pozostałych gońców, czeka nas pracowity
dzień.
- Tak jest, sir - powtórzył chłopak. Kiedy tryton dyktował wiadomość, ołówek zaczął
mu drżeć w dłoni i jego twarz w świetle lampy również zrobiła się kredowobiała.
* * *
- Jak widzicie - odezwał się młody mężczyzna, rysując na tablicy kolejną linię -
Subedei wykorzystał w każdej ze swoich kampanii podejście pośrednie. I w każdej z
ważniejszych bitew, choć często jego przeciwnik miał przewagę liczebną lub dysponował
podobnymi, dobrze wyszkolonymi siłami, potrafił go pokonać, pozbawiając woli walki lub
uniemożliwiając jakikolwiek opór.
Instruktor był młodszy od większości swoich studentów, choć i ci nie wyglądali staro.
Ledwie przekroczył dwudziestkę, ale oczy miał twarde i zimne, a twarz pełną blizn, podobnie
jak rękę trzymającą kredę. Jego druga ręka kończyła się skomplikowaną protezą z kleszczami
i hakiem, założoną aktualnie za pas munduru składającego się z szarej tuniki w stylu kimona,
podkoszulki z surowego badwabiu, grubej chusty zawiązanej pod szyją, niebieskich spodni z
jasnoniebieskimi paskami po bokach i ciężkich butów z grubej skóry. Mundur nie grzeszył
nowością i widać było po nim skutki wielokrotnego prania, podobnie jak zużycie po butach.
Ale młodzieniec wyraźnie czuł się w tym stroju wygodnie i uważał go za codzienny ubiór.
Oprócz młodego wieku mężczyznę wyróżniały też rozmiary. Bardzo duże. Kreda w jego
dłoni wyglądała jak mały patyczek.
- No dobrze. - Obrócił się do grupy, która zapamiętale próbowała skopiować jego
rysunki. - Czy może mi ktoś podać przykład strategicznego wykorzystania metod pośrednich?
- Walka dawnych Stanów Zjednoczonych ze Związkiem Radzieckim? - odezwała się
jedna ze studentek z tyłu sali, nie podnosząc wzroku znad rysunku.
- Bardzo dobrze, podchorąży - pochwalił wykładowca. - A może jeszcze jeden
przykład z tego samego okresu?
Kobieta zmieszana podniosła wzrok, po czym potrząsnęła głową.
- Wojna z terroryzmem? - rzucił jeden z mężczyzn.
- Tak - zgodził się instruktor. - W obu wojnach Stany Zjednoczone ani razu nie
zaatakowały bezpośrednio krajów, które były dla nich najniebezpieczniejsze politycznie i
strategicznie przez wykorzystanie terroryzmu. Zamiast tego napadły państwa, które pomagały
i wspierały ich memami kulturowymi, bądź bezpośrednio zaatakowały te memy. Przez
zniszczenie ekonomii Związku Radzieckiego w pierwszym przypadku, a kulturowego oraz
finansowego wsparcia dla terroryzmu w drugim. USA i tu, i tu wykończyły przeciwnika,
który być może mógłby wygrać wojnę. Związek Radziecki przez bezpośredni atak jądrowy
lub atak lądowy na sojuszników Stanów Zjednoczonych, a państwa wspierające terroryzm
przez embargo ekonomiczne lub wsparcie finansowe dla produkcji i terrorystycznego
wykorzystania broni masowej zagłady. Jednak w obu przypadkach przez strategiczne dżu-
dżitsu naród amerykański zaatakował w najsłabszym punkcie, wygrywając potężne wojny
drobnymi potyczkami.
- Irak nie był najsłabszym państwem w regionie - zaprotestowała kobieta. - Miał
więcej wojska niż - z powodów logistycznych - mogły wyprowadzić w pole siły
ekspedycyjne.
-1 tutaj siły ekspedycyjne znów odwołały się do podejścia pośredniego - zauważył
instruktor. Starł z tablicy dotychczasowy rysunek i zaczął tworzyć nowy. - Przeciwnik
zajmował bardzo silne, ufortyfikowane pozycje wzdłuż prawdopodobnych tras ataku. Tras,
które były używane już we wcześniejszych wojnach, na przykład przez brytyjskich
sojuszników Amerykanów. Dzięki przemieszczeniu się przez tereny, uważane przez obrońcę
za niemożliwe do pokonania ze względów logistycznych, sojusznicy potrafili wymusić walkę
manewrową, której wróg nie potrafił wygrać z powodu przewagi powietrznej Stanów i państw
stowarzyszonych. A przez umieszczenie sił w tamtych okolicach osłabiono ataki na cywili i
sprzymierzone państwo Izrael oraz na swoje rodzime kraje.
- Wracając do Subedeia i Czyngisa: siali zniszczenie na polach przed bramami
przeciwnika, leżących na terenach, które wróg uważał za niemożliwe do zdobycia przez
kogokolwiek, a następnie przekroczyli je, rozbijając całkowicie znacznie większe siły perskie.
Od razu wprowadzili rządy terroru, co zapobiegało problemom, z jakimi zetknęli się później
Amerykanie, ale to zupełnie inne czasy. Slim zastosował bardzo podobne podejście w
bitwach wzdłuż wybrzeża Irriwady, gdzie miał do czynienia z bardzo silnym i
niebezpiecznym przeciwnikiem. Który, jak dodam, pokonał go już wcześniej na tym samym
terenie. - Młodzieniec odłożył kredę i wytarł dłoń w szmatkę trzymaną w kleszczach protezy.
- Można by się zastanawiać, czy generałowie tamtych czasów również studiowali Subedeia -
dodał z uśmiechem.
- Ale... - odezwała się kobieta. - Tak?
- Co się stanie, jeśli napastnik jest dość inteligentny, by poradzić sobie z podejściem
pośrednim? - znów odezwała się Amosis Van Krief, podchorąży.
Dziewczyna miała wzrost odrobinę poniżej średniej, blond włosy, wyrazistą trójkątną
twarzą i silne, mocno umięśnione ciało. Miała także błękitne oczy i naprawdę ładne nogi,
czego instruktor bardzo starał się nie komentować ani, pozornie, nie zauważać.
- W takim przypadku - odpowiedział wykładowca z krzywym uśmiechem - lepiej
mieć cholernie dobry plan awaryjny. Bo tego rodzaju podejście stosuje się tylko wtedy, gdy
nie ma się wyboru, wobec przeciwnika, który jest silniejszy lub o porównywalnej sile. Jeśli
ma się młot pneumatyczny, zawsze lepiej rozbić orzech właśnie nim. Problem polega na tym,
że zazwyczaj nie mamy młota pneumatycznego, a rozbicie orzecha, gdy nie ma się dość siły,
wymaga subtelności.
Drzwi do sali otworzyły się cicho i weszła przez nie młoda dziewczyna, jeszcze bez
żadnego stopnia, stając na baczność.
- Kapitanie Heniek - wyskrzeczała nerwowo - generał chce pana zobaczyć w... gdy
tylko...
- Przy pierwszej sposobności? - zapytał instruktor z lekkim uśmiechem, znów
wycierając dłoń.
- Tak jest, sir - potwierdziła.
- Komendant?
- Nie, sir - zaprzeczyła, zagryzając wargę. - Książę Talbot, sir. Instruktor
znieruchomiał, po czym wykręcił się w stronę zafascynowanych studentów.
- Grupa - polecił ostrym głosem - waszym zadaniem na jutro jest przeanalizowanie
lądowania Inchon w trakcie japońskiego ataku na Myanmar podczas Drugiej Wojny
Światowej. Macie wypracować przynajmniej trzy rozsądne alternatywy dla każdej ze stron.
Bądźcie gotowi je obronić. Baczność! - Odczekał, aż wszyscy zerwali się z miejsc,
wyciągając się jak struny, po czym rozejrzał się po twarzach młodych ludzi.
- Jak brzmi nasze motto, dziewczęta i chłopcy? - zapytał.
- Żaden plan nie przetrwa kontaktu z wrogiem! - wykrzyknęła chórem klasa.
- A kim jesteśmy? - zapytał. - WROGIEM!
- Rozejść się.
Po tych słowach wymaszerował z sali.
* * *
Megan Sung sprawdziła poziom płynu w retorcie z odpadkami, po czym potrząsnęła
głową. Od miesięcy miała dość materiału na zrealizowanie swoich planów, musiała nawet
ostrożnie pozbywać się nadmiaru, ale wciąż go gromadziła. Wiedziała, jak zabić Paula,
jednak nie do końca, co zrobić potem.
Megan miała szesnaście lat, gdy stary włóczęga znalazł wysoką, gibką i ładną, choć
dość brudną i niedożywioną młodą brunetkę piorącą ubrania na brzegu strumienia w Ropazji.
Pomogła mu przejść na drugi brzeg i chwilę potem znalazła się w tym miejscu, w haremie
Paula Bowmana, przywódcy Nowego Przeznaczenia.
Początkowo jej sytuacja była... trudna. W haremie rządziła Christel Meazell, jedna z
kobiet, z którą przed Upadkiem Paul począł dzieci. Zajmowała się zarówno pilnowaniem, by
dziewczęta rozumiały swoje „obowiązki”, jak i zarządzaniem logistyką haremu. Ponieważ
odebrała bardzo skromne wykształcenie - przed Upadkiem nie istniała w zasadzie potrzeba
uczenia się choćby zapisu własnego nazwiska - zarządzanie księgowością związaną z
zaopatrzeniem haremu stanowiło dla niej codzienny koszmar. Zwłaszcza że wszystko musiała
robić ręcznie, a nie potrafiła dwa razy z rzędu uzyskać tego samego wyniku, nawet dodając
dwa do dwóch.
Wyładowywała tę frustrację na dziewczętach, a one z kolei przekazywały agresję
dalej. Kiedy Megan trafiła do haremu, panowały w nim dość wredne stosunki. Dziewczyny
wiedziały, że nie mogą pozwolić sobie na zostawianie trwałych śladów i uszkodzeń,
dokuczając swoim ofiarom, ale nudę i frustrację rozładowywały innymi sposobami, z których
sporo wiązało się z seksem, a wszystkie były bardzo okrutne.
Megan dość szybko poradziła sobie z tym aspektem życia. Jej ojciec intensywnie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin