Mój Fryzjer.doc

(62 KB) Pobierz

Mój fryzjer
Łukasz



  Spędzałem lato w przepięknie położonym gospodarstwie agroturystycznym. Wokół pola, łąki, czyściusieńka rzeka, na linii horyzontu las... Całe dnie spędzałem na spacerach i kąpielach w rzece, starając się zupełnie nie przeszkadzać moim gospodarzom.
  Pewnego dnia panował nieznośny upał. Postanowiłem pójść nad rzekę. Rozejrzałem się po okolicy i, nie widząc „żywego ducha”, rozebrałem się do naga i wskoczyłem do wody.
  Pływałem sobie w najlepsze, gdy nagle kątem oka dostrzegłem zbliżającego się młodego, wysokiego i muskularnego chłopaka. Przystanął, zatrzymał się i z lekkim uśmiechem na twarzy spytał:
  – Dobra woda?
  – Chcesz się przekonać, to chodź – odpowiedziałem z lekką drwiną. Doskonale widziałem, jak gapi się w moje jaja, wyraźnie widoczne, bo przecież woda była tu idealnie przezroczysta.
  – Dlaczego nie? – uśmiechnął się szeroko.
  – Tylko... Zauważ, jaka woda czysta. Wchodzić tu w gaciach to jak profanacja – dodałem złośliwie. – Ale ciebie na pewno na to nie stać.
  – Tu się pomyliłeś. Uwielbiam pływać w stroju Adama.
  O ku... – pomyślałem. – Jeśli tak, to mi się, chłopak, podobasz!
  – No to wskakuj!
  Chłopak natychmiast pozbył się szortów, bokserek i sandałów i zanim zdążyłem mu się przyglądnąć, wskoczył z głośnym pluskiem i momentalnie znalazł się blisko mnie.
  – Cześć. Jestem Michał – przedstawił się.
  Pomyślałem, że głupio to zabrzmiało: towarzyska prezentacja w takiej sytuacji. Ale odpowiedziałem:
  A... no to cześć. Jestem Łukasz.
  – Czy ty przypadkiem nie mieszkasz w gospodarstwie Nowakowskich?
  – Tak się składa, że mieszkam. A dlaczego pytasz?
  – Bo ja jestem Michał Nowakowski. Tak się składa, że to moi rodzice – ponownie się uśmiechnął.
  – Aaaa... Łukasz... Łukasz Niżyński... Ale jak się to stało, że nigdy cię tu nie widziałem?
  – Bo rzadko przyjeżdżam.
  Pochylił się, obmywając tułów zimną wodą. Teraz mogłem mu się lepiej przyjrzeć. Miał krótkie czarne włosy, duże jasnoniebieskie oczy, orli nos i pełne usta. Był naprawdę świetnie zbudowany. Miał również piękną opaleniznę, równą na całym ciele. Na muskularnej klacie miał bardzo obfite owłosienie i duże, ciemne sutki. Mięśnie brzucha to była najprawdziwsza „tarka” z idealnie okrągłym pępkiem. Ponieważ woda sięgała mojemu towarzyszowi do pół uda, mogłem stwierdzić, że jego rodowe klejnoty były naprawdę dużych rozmiarów, a maczuga! – chętnie bym ją w sobie poczuł – pomyślałem, patrząc na jego dużego, mięsistego penisa... Do tego opalone pośladki, które na pewno świadczyły, że nie stroni on od nagości na łonie natury. Ciekawy chłopak! Dobrze by było bliżej się z nim poznać.
  Zanurzyłem się czym prędzej i odpłynąłem kawałek od niego. Ale on po chwili już był przy mnie.
  – Opalasz się na waleta? – spytałem wskazując jego śniade pośladki, na które miałbym teraz niesamowitą chęć!
  – Jak tylko jest okazja – odpowiedział. – A u ciebie z kolei majtki tak na ciele odrysowane, że aż dziwne. Masz jasną skórę i dlatego taki kontrast, nie?
  – Nadrobię to i wyrównam, jak będzie okazja. Właśnie zaczynałem, kiedy mi przeszkodziłeś.
  – Nie chciałem ci w niczym przeszkadzać. Dobre miejsce wybrałeś, bo woda tu głębsza niż tam – wskazał ręką – no i od ludzi osłonięte, można powaletować. Sam też właśnie tu przychodzę.
  – I po to teraz przyszedłeś? A tymczasem mnie tu zastałeś?
  – Miło się z tobą gawędzi, nie mam powodu do narzekania.
  – Dzięki! Miło mi – odrzekłem.
  Kilka razy przepłynęliśmy dystans około pięćdziesięciu metrów. Patrzyłem na niego już bez żadnego ukrywania, że jego widok naprawdę sprawia mi przyjemność. On też, co od razu zauważyłem, kilka razy zmierzył mnie badawczym wzrokiem, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało i nie krępowało.
  Zmęczyliśmy się. I on, i ja. Staliśmy chwilę w wodzie, ale na plecach czuło się już mocne promienie słońca.
  – Robi się naprawdę skwar nie do wytrzymania –  rzekł po chwili Michał. – Lepiej już chodźmy stąd.
  – Zgoda. Chodźmy – odpowiedziałem.
  Wyszliśmy z wody. Ja włożyłem tylko swoje skąpe slipy, bo wkładać resztę na mokre ciało nie chciało mi się. Michał natomiast, zamiast swoich bokserek, wciągnął krótkie szorty na goły tyłek, a koszulkę przerzucił przez ramię, sandały wziął w rękę i jeszcze raz spojrzał na mnie.
  – Gotowy? No to wracamy.
  Ale po wejściu na podwórze, Michał powiedział tylko:
  – No to... Zmykam do siebie.
  – Na razie – odpowiedziałem, kierując się do głównego wejścia i po schodach do swojego pokoiku.
  Niestety, do wieczora już go nie widziałem. Nie wiem, gdzie przepadł.  
  Rodzice Michała byli przemiłymi ludźmi. Dużo z nimi rozmawiałem, pokazywali mi proces produkcji sera, masła, wypieku chleba… Pani Maria – niewysoka, korpulentna brunetka w średnim wieku o włosach zaczesanych w misterny kok i pogodnej twarzy, była zawsze skromnie i elegancko ubrana. To po niej Michał odziedziczył jasnoniebieskie oczy i pełne wargi. Z kolei pan Tomasz był od swej żony kilka lat starszy. Dużo wyższy, krępy, ogorzały, o ciemnobrązowych oczach i wąskich wargach. To po nim mój towarzysz znad rzeki otrzymał orli nos. Zwykle nosił niebieską koszulę i szare spodnie na szelkach. Zauważyłem też, że gospodarz miał wspaniale ostrzyżone i utrzymane szpakowate włosy – podczas gdy ja... już nie pamiętałem, kiedy ostatnio byłem u fryzjera.
  Następnego dnia podczas śniadania zapytałem:
  – Przepraszam, czy tu gdzieś w pobliżu jest fryzjer?
  Pani Maria uśmiechnęła się i odpowiedziała:
  – Nie. W pobliżu nie ma fryzjera. Zresztą, my wcale go nie potrzebujemy.
  – Jak to? Macie państwo świetne ostrzyżone i zadbane włosy.
  – Nasz syn jest fryzjerem. Ma swój gabinet tam, w przybudówce, ale tu nic by nie zarobił. W mieście pracuje, tam zawsze są klienci... Czy zna pan naszego syna?
  – Aha... A tak, poznałem go nad rzeką, ale nie wiedziałem, że jest fryzjerem. Myślę o sobie, że to ja powinienem skorzystać z jego usług – i przemierzwiłem swoją zarośniętą czuprynę.
  – Może pan skorzystać, Michał będzie dzisiaj, może nawet lada chwila.
  – I na pewno pan będzie zadowolony – wtrącił pan Tomasz. – Nasz syn jest po prostu mistrzem w swojej sztuce!
  – To na pewno skorzystam. Dziękuję.
  Po posiłku wziąłem z pokoju książkę i duży kąpielowy ręcznik, bo postanowiłem poczytać nad rzeką i poopalać się, zwłaszcza pokryć trochę brązem te moje przerażająco białe pośladki.
  Doszedłszy do celu, znalazłem spokojne miejsce. Rozłożyłem się, rozebrałem się „do rosołu”, wystawiłem tę smutną część mojej osoby ku słońcu i zatopiłem się w lekturze.
  Nie wiem, ile czasu upłynęło do chwili, gdy usłyszałem znajomy głos:
  – A! Tu jesteś, naturysto! Bezbłędnie wiedziałem, gdzie cię szukać.
  Odwróciłem głowę. To oczywiście był Michał.
  – Nie przeszkadzam? – zapytał.
  – Nie, skądże! – odrzekłem, zadowolony z jego wizyty.
  – Ku...! – zaklął. – Nie wziąłem koca ani ręcznika, a też bym się poopalał.
  – Nie ma sprawy – odrzekłem. – Zmieścimy się na moim – i przesunąłem się, robiąc mu miejsce.
  – Super! Dzięki!
  Michał rozbierał się powoli, stojąc, a ja od dołu patrzyłem w jego męskie ciało i, oczywiście, w tego dużego, mięsistego penisa. Po chwili położył się, ale twarzą do słońca. Zamknął oczy. A ja – zamiast czytać, teraz po prostu gapiłem się w niego jak w obraz! Co to za chłopak! Jak by go tu poderwać... Żeby chociaż na jeden raz!
  – Co ty właściwie robisz w tym mieście? – spytałem, udając, że nie wiem, czym się zajmuje.
  – Udaję, że pracuję – odpowiedział, nie otwierając oczu.
  – Ale co konkretnie...
  – Bawię się we fryzjera. Dokładniej w stylistę – odpowiedział.
  – Fajnie – odpowiedziałem, niby trochę ubawiony, niby zaskoczony, bo pewnie takiej mojej reakcji się spodziewał
  – Fajnie jest wtedy, jak się bawisz włoskami jakiejś ładnej lali. Ale jak ci zasiądzie w fotelu jakaś dama z aspiracjami, to cię diabli biorą. Każda chce wyglądać dziesięć lat młodziej, myślą, że ty cuda zdziałasz...
  – I co wtedy robisz?
  – Czasem robię te cuda – uśmiechnął się pod nosem
  – A ze mną zrobiłbyś jakieś cuda? Patrz, jak ja wyglądam.
  – Zauważyłem – odrzekł, podpierając się na łokciu i pochylając się nade mną. – Tu bym ci zebrał, bo za dużo, tu ścieniował...
  – Ale skóry ze mnie nie zedrzesz?
  – A co, na jajeczkach też chcesz mieć fryzurkę?
  – Mówiłem o kasie...
  – He... jak dla ciebie, gratis... Jajeczka też bym ci uczesał... – i lekko dotknął moich łonowych włosów.
  – Jak...? – zapytałem hamując wrażenie, jakie wywołał tym dotykiem.
  – Tak, żeby się podobało.
  – Komu?
  – Wszystkim... I tobie, i mnie też...
  – Lubisz być zadowolony ze swojej roboty?
  – No... zwykle jestem... Gęste masz włosy, tutaj, a ptaszek pewnie często ci się w nie wplątuje i potem ciągnie, nie?
  – Skąd wiesz?
  – Bo mam tak samo.
  – Aha... To swoje sobie przycinasz?
  – Przycinam – uśmiechnął się. – Ale nie wygalam. Nie lubię przedszkolaków.
  – Ty i przedszkolak... Z taką... armatą...
  – No... zauważyłem, że ci się spodobała...
  Zmieszałem się. Dobry z niego obserwator.
  – Nie zaprzeczaj. Ja to świetnie widzę – dodał.
  – Nie mam zamiaru zaprzeczać – odrzekłem po chwili. – Jesteś przystojny, zbudowany, do tego z takim sprzęciochem, że...
  Jego palce wciąż błądziły po moich łonowych włosach, bardzo subtelnie, bardzo delikatnie, że z trudem się pilnowałem, żeby nie zadrżeć... Teraz te palce odważnie wzięły mojego penisa, ugniatając go lekko.
  – Twój sprzęcik... też mi się podoba – rzekł ciszej, wciąż trzymając go lekko. – Taki miarowy, bez przegięcia w jedną czy w drugą stronę...
  O kurw...! Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem!
  – Co z tego wynika? – wyszeptałem, żeby nie zdradzić, że mógłby mi zadrżeć głos, a penis... już mi zaczął stawać!
  – Jeszcze nic. Ale... kto wie?
  Zaryzykuję! – pomyślałem – i swoją dłonią przykryłem jego dłoń na moim penisie. Odwróciłem głowę w stronę jego twarzy i odpowiedziałem:
  – Kto wie? – powtórzyłem, a jego dłoń już trzymała mojego twardo wyprężonego penisa. – Lubisz takie? – dodałem szeptem.
  – Lubię – odrzekł bez wahania. Podobasz mi się...
  ... Ja się jemu podobam... Co za radosna wiadomość! Jednocześnie on pochylił się nade mną i nasze usta połączyły się w delikatnym pocałunku.
  – A ja tobie? – zapytał po chwili, wciąż patrząc mi prosto w oczy.
  Chyba nie musiałbym odpowiadać, bo wyczytał to w moich oczach, ale odrzekłem:
  – Ty mnie też. Bardzo... – i znów połączyliśmy się w długim pocałunku, podczas którego jedną ręką trzymałem go mocno za kark, a w drugiej już pieściłem jego wielkiego penisa...
  – To kto zaczyna? – usłyszałem – a na jego dłoni zobaczyłem błyszczące sreberko. Skąd je wziął? Wiedział, że...?
  Chciałem odpowiedzieć: ty... Ale chyba z emocji większej niż strach przed takim fallusem, odrzekłem:
  – Ja...
  Drżałem, gdy zakładał mi prezerwatywę, i drżałem jak liść gdy się na nim kładłem... Wchodziłem w niego lekko, powoli, a on tylko nieznacznie poruszał biodrami. On wiedział, jak przyjąć partnera, te jego ruchy ułatwiły mi wszystko...
  Poszedłem jak pełnodystansowiec... Pod otwartym niebem, w pełnym żarze upalnego słońca... W taki sposób robiłem to pierwszy raz! Szybko i coraz szybciej, prawie do galopu! Tylko na chwilę zwolniłem, tu przed wytryskiem, żeby się jeszcze powstrzymać, żeby nie było za szybko – i ponownie bez ograniczeń...
  Zadowolone pomruki Michała podpowiadały mi, że dobrze to robię. Bo naprawdę się starałem. Uderzałem w jego pośladki z jakąś niebywałą radością, z satysfakcją, że mam kogoś takiego – i że mam seks, prawdziwy seks, o którym od dawna marzyłem, którego po prostu już bardzo potrzebowałem... Dobijałem do mety, poczułem, że teraz już się nie pohamuję... Poderwałem się, zerwałem gumę – i poleciałem spermą aż na jego plecy...
  – Dobry jesteś – usłyszałem jego zdyszany szept, gdy odkleiłem się od niego, mokry, zziajany, spocony bez pamięci.  
  – Nie wiem... – wyszeptałem, ale jego słowa odebrałem jak najwyższą pochwałę.
  W rzece zmywałem z jego pleców swoją spermę, a on mył mojego penisa. Ja pieszczotliwie gładziłem jego wielkie wory i polewałem wodą z dłoni długiego, ciężkiego penisa. Wstyd mi było spytać, czy on przeżył swój wytrysk, czy nie – ale chyba nie, bo na ręczniku nie było śladów jego spermy. I – nie nalegał teraz na „swoją kolej”, co bardzo było mi na rękę. Czułem się wykończony. Nie seksem, ale słońcem...
  Jeszcze przez pewien czas leżeliśmy nad rzeką, delikatnie pieszcząc nasze ciała. Sam jeszcze w to wszystko nie mogłem uwierzyć. To było dla mnie jak wymarzony prezent,  na który sobie nie zasłużyłem. Bo – czy zasłużyłem sobie na takiego chłopaka?
  – Co ci się we mnie najbardziej spodobało? – spytałem.
  – Nic. Czyli cały ty. Nie ma, co bardziej, co mniej... Ale będziesz jeszcze bardziej mi się podobał, jeśli zrobimy porządek z twoimi włosami – uśmiechnął się, rozgarniając moją splątaną czuprynę i gładząc mi łonowe włoski. – To co? Dziś wieczorem? U mnie w tej przybudówce. Wiesz gdzie...
  – Wiem... Kto wie, czym to nasze spotkanie się skończy...
  – Kto wie? – popatrzył wesoło w moje oczy. – Chyba obaj wiemy.
  – Tak, obaj wiemy. Wiemy na pewno... – powtórzyłem cicho.
  Czas od obiadu do kolacji dłużył mi się w nieskończoność. W mojej głowie wciąż kołatały się te słowa: „Kto wie, czym nasze spotkanie się skończy”. „Tak, obaj wiemy, wiemy na pewno.”
  Dokładnie o dwudziestej zapukałem do drzwi jego przybudówki.
  – Wejdź – usłyszałem jego głos, a gdy wszedłem, bez zbędnych słów rzekł: - To co, zaczynamy od włosów?
  Rozsiadłem się wygodnie w fotelu, przymknąłem oczy i zatopiłem się w metalicznym dźwięku nożyczek i elektrycznej maszynki. Co za cudowny relaks.
  Po chwili, gdy kazał mi spojrzeć w lustro – sam siebie nie mogłem rozpoznać!
  – Jesteś artystą! Jesteś cudotwórcą! – pochwaliłem go, a on tylko się uśmiechał.
  – To co, druga część artystycznego fryzjerstwa? – spytał.
  – Jakiego?
  – A tego! Rozbieraj się, strzyżenia ciąg dalszy!
  – Aha! Myślałem, że tam tylko żartowałeś!
  Po kolejnej krótkiej chwili leżałem nagi na jego leżance, a on z malutkimi nożyczkami, które tylko migały w jego rękach, i z takim samym malutkim grzebieniem, strzygł mi łonowe włosy... Chciałem, żeby i on się rozebrał, niech mnie strzyże, ale też niech będzie na golasa, ale odpowiedział, że to bardzo by nas rozkojarzyło i zajęlibyśmy się naszymi ciałami, zamiast... A na wszystko przyjdzie pora.
  – Już... – powiedział za jakiś czas, a ja tylko czułem, jak mnie teraz wszędzie wszystko swędzi!
  – Wykąpałbym się – odpowiedziałem, dźwigając się z leżanki.
  – Uprzedzasz moje plany – uśmiechnął się Michał. – Właśnie teraz chcę ci to zaproponować!
  – Ale nie sam... – dodałem.
  – Wiadomo!
  Michał w lot pozbył się swojego obcisłego, granatowego t-shirtu, szortów w tym samym kolorze, białych slipów i skarpet oraz brązowych, skórzanych sandałów. Wprowadził mnie obok... Łazienka już była przygotowana. Wanna pełna piany o oszałamiającym zapachu! Nie umiałem nic powiedzieć!
  Michał pochylił się nade mną i powolutku zsuwał się ustami aż dotarł do sutków, zaczął je na zmianę ssać i miętosić, jednocześnie patrząc mi głęboko w oczy.
  Z kolei ja głaskałem go najpierw po twarzy, by potem schodzić coraz niżej. Bawiłem się jego „futerkiem”, ściskałem brodawki, i tak powoli zanurzaliśmy się w tej narkotycznej kąpieli. Michał delikatnie uniósł moją prawą stopę i zaczął lizać i ssać palce. Po chwili to samo powtórzył z lewą. Doznawałem dreszczy.
  – Chciałbym, żebyś wiedział, że mam dwa fetysze: męskie sutki i stopy – powiedział.
  – Bardzo mnie to kręci...
  Ponownie zajął się moimi stopami... Drżałem. I ponownie przygryzał mi sutki, leżąc nade mną w wannie pełnej piany. Było mi cudownie. Mój malutek podrywał się mocno raz po raz i stał pionowo, ozdobiony gęstą pianą. Nim też się Michał zajął. Było mi bosko... aż poczułem, jak jego fallus niebezpiecznie naciera na moje pośladki. Wiedziałem, ze to się stanie, że tak na pewno będzie, ale nie przypuszczałem, że to się może stać tu... Uprzedziłem jednak jego słowa i własne obawy. Powiedziałem:
  – Chcę, żebyś we mnie wszedł. Nigdy jeszcze... z kimś...aż tak obdarzonym tego nie robiłem, ale z tobą chcę to zrobić, dla ciebie zrobię. Masz gumki...? – dodałem jeszcze.
  – Jasne, że mam...
  Jeden ruch dłonią w górę, ponad wannę, na półeczkę i ... Patrzyłem, jak opłukał swojego dostojnego wielkiego fallusa i jak naciągnął na niego mleczno-matowe wdzianko.
  Pochylił się nade mną. Pokryła nas piana...
  Chcesz, żebym cię rozluźnił?
  – Nie. Po prostu wchodź...
  Michał bardzo mocnym, zdecydowanym ruchem wtargnął między moje pośladki. Jęknąłem. Drugie uderzenie...
  – Kurw... Bo nie wyrobię! – jęknąłem głośniej. – Ale idź dalej...
  Michał jednocześnie oburącz ostro trzymał mnie pod pośladki, a ja wbiłem palce w jego plecy. Jeszcze jedno mocne, gwałtowne pchnięcie... Przeszedł... Jakim sposobem, nie wiem... Ból niesamowity. Myślałem, że wbiję się w dno tej wanny!
  Zaczął mnie całować... Oddawałem mu te pocałunki z taką samą natarczywością, żeby stłumić ten ból. Ale nie stłumiłem go do końca.
  Michał posuwał mnie rytmicznie, aż woda z pianą chlapała naokoło, wylewając się ponad wannę. To nic... Ja z kolei jedną ręką trzymałem go w pasie, a drugą waliłem swojego małego. Chcę też mieć...
  Doznałem orgazmu. Moja sperma wystrzeliła, wypływając wraz z pianą spomiędzy nas, do wierzchu. Teraz poczułem, że Michał też będzie dochodził. Czułem to po jego ruchach... Miałem rację. Jeszcze się kilka razy wyprężył, a potem opadł nieruchomo, zgniatając mnie całym ciężarem swojego kochanego muskularnego ciała. Ledwie oddychał...
  Wreszcie uwolnił mnie ze swego ciężaru. Poczułem, jak wysuwa się ze mnie jego ogrom, ten, którego się bałem, czy potrafię go zmieścić. Ale udało się.
  – Dałeś mi niezwykłe przeżycie. Dziękuję... – powiedział, zdejmując gumę z fallusa, pełną spermy. Patrzyłem w to ciało naprawdę z niedowierzaniem. Michał podszedł do kosza, zawinął gumę w papierowy ręcznik i wyrzucił.
  – Nie... to ja ci dziękuję – odpowiedziałem.
  Wyszedłem z wanny. Michał otarł mnie z piany. Spojrzałem w lustro. Ujrzałem tam, stojącego za mną, naprawdę bardzo przystojnego faceta. Mojego fryzjera... który objął mnie i spytał:
  – Nawet nie wiem, czy masz kogoś, czy jesteś sam...
  – Sam – odrzekłem zgodnie z prawdą.
  – Ja... mam, ale chcę się od niego uwolnić. To nie jest ktoś dla mnie...
  Poczułem na plecach chłód. To był chłód jego słów.
  – Dlaczego? – spytałem.
  – Bo to naprawdę nie jest ktoś dla mnie... Dla mnie jesteś ty... Chciałbym, żeby tak było.
  – Ja też bym chciał – odrzekłem. I dodałem: – Poczekam na ciebie... Poczekam, mój fryzjerze.
                                                                                                ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin