Adam Piechowski Lud Syriusza W poszukiwaniu tajemnic Dogonów SPIS TREŚCI Rozdział 1 DROGA DO AFRYKI Rozdział 2 NAJJAŚNIEJSZA GWIAZDA NIEBA Rozdział 3 PRZEZ PIASEK Rozdział 4 Z TAJEMNIC SAHARY Rozdział 5 MAGIA AFRYKI Rozdział 6 KOSMICZNA ODYSEJA BLIŹNIAKÓW NOMMO Rozdział 7 ZWIĄZEK TAJEMNY: DOGONOWIE I BOZO Rozdział 8 SYRIUSZ NAD BANDIAGARĄ Rozdział 9 BIAŁY OLOUBAROU Rozdział 10 SĄD POD TOGUNĄ Rozdział 11 DOGOŃSKI TANIEC ŚMIERCI Rozdział 12 BOSKIE SŁOWA NA SKALE SONGO Rozdział 13 ŚWIĘTO OBCHODZONE RAZ NA SZEŚĆDZIESIĄT LAT Rozdział 14 NA POCZĄTKU BYŁO SŁOWO Rozdział 15 TAJEMNICA TELLEMÓW Rozdział 16 PRZEZ PIASEK (II) POSŁOWIE BIBLIOGRAFIA Rozdział 1 DROGA DO AFRYKI ... Przez nieszczelności plandeki wdziera się lodowate powietrze. Silnik stara jednostajnie wyje, ale o tym da się zapomnieć, zwłaszcza przy puszczonym na pełny regulator walkmanie i wełnianej czapce naciągniętej na uszy. Wszyscy leżą w swoich śpiworach, pozwijani, w dziwnych pozach. Na podłodze skrzynki, karimaty, buty. Za matowymi, celuloidowymi okienkami migają drzewa, wyprzedzające nas samochody, czasem domy miasteczek. Na przemian śpię, drzemię, próbuję czytać, słucham muzyki i znów śpię, przede wszystkim śpię, odsypiając ostat- nie nerwowe tygodnie. Sny, majaki, myśli, wspomnienia, wątki lektur, melodie splatają się w jedną przedziwną całość, w jakiś niesamowity trans. Środek Francji, początek listopada 1991 roku, pierwsze dni podróży do Afryki, do kraju Dogonów... A przed kilkoma zaledwie miesiącami nic nie wskazywało, że wyruszę w tę podróż, o samych Dogonach zaś wiedziałem bardzo niewiele. Trochę informacji z literatury o Afryce, sprowadzających się w sumie do tego, co podawała encyklopedia: niewielkie murzyńskie plemię, zamieszkujące dawny francuski Sudan, obecnie w Mali, w łuku Nigru, a więc na południe od Sahary, w górzystych okolicach Bandiagara. Że jest ich ćwierć miliona, żyją z uprawy roli, a ich sztuka należy do najciekawszych w Afryce. “Język z grupy gur rodziny kongokordofańskiej", stwierdzała autorytarnie jedna z encyklopedii, lecz zwykłemu śmiertelnikowi niewiele to mówiło. Więcej wiadomości pamiętałem z różnego rodzaju “danikenowskich" książek i artykułów. Wynikało z nich, że Dogonowie mają nader interesującą kulturę, a zwłaszcza mitologię, której pewne wątki oraz związana z nimi zadziwiająca wiedza astronomiczna trudne są do wytłuma- czenia. To ostatnie wskazywałoby więc - według pewnych autorów - na niewątpliwe kontakty Dogonów z kosmosem, czy wręcz na ich pozaziemskie pochodzenie. Wiedza astronomiczna i kosmogoniczna Dogonów, przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie i przekazana również wybitnemu francuskiemu etnografowi, profesorowi Marcelowi Griaule'owi i jego najbliższym współpracownikom jako jedynym bodaj Białym, stanowi skompli- kowany system, w którym rozpoznać można wiele elementów dopiero od niedawna znanych współczesnej nauce. Najbardziej frapująca wydaje się dogońska znajomość systemu Syriusza. Dogonowie twierdzą bowiem, że towarzyszem tej najjaśniejszej gwiazdy nieba jest druga, bardzo mała, lecz niezwykle ciężka, niewidoczna gwiazda, krążąca po eliptycznej orbicie, wykonująca jedno okrążenie w ciągu 50 lat. Tej tajemniczej gwieździe odpowiada dokładnie biały karzeł, Syriusz B, odkryty przez astronomów w połowie XIX wieku, a po raz pierwszy sfotografowany dopiero w 1970 roku. Według Dogonów obie gwiazdy posiadają jeszcze trzeciego towarzysza - byłby to hipotetyczny Syriusz C, którego istnienie nie zostało dotąd potwierdzone przez astronomów. Dogonowie posiadają również wiedzę o innych ciałach niebieskich: o “suchym i martwym" Księżycu, o pierścieniu Saturna, o czterech księżycach Jowisza... Wiedzą z grubsza, jak jest zbudowany system słoneczny, a nawet Droga Mleczna odpowiadająca spiralnie poruszającym się gwiazdom. Mówią, że istnieją inne, zamieszkane światy, a życie porównują do procesu fermentacji. Również ich kosmogonia przypomina współczesne teorie powstania Wszechświata: prapoczątkiem wszystkiego było według Dogonów nieskończenie małe ziarno, które rozwijając się spiralnie “dało życie wszystkim rzeczom widzialnym i niewidzialnym". W dogońskim micie o stworzeniu świata i człowieka występuje lądująca na ziemi arka boskich bliźniaków Nommo przypominająca swoim opisem statek kosmiczny. Czyżby więc Nommo były istotami przybyłymi na Ziemię z układu Syriusza? Tę atrakcyjną hipotezę chętnie przyjmuje wielu zainteresowanych paleoastronautyką, choć z drugiej strony sceptycy twierdzą, iż kosmiczna wiedza Dogonów to nic innego, jak echo tego, co mogli usłyszeć kiedyś od misjonarzy czy innych Europejczyków odwiedzających ich kraj na długo przed Griaulem. Ten ostatni zresztą i kontynuująca po jego śmierci badania, uczennica i następczyni, pani Germaine Dieterlen, w swoich pracach składali jedynie relację o dogońskich mitach i wyobrażeniach. “Kosmiczna" interpretacja była już dziełem zupełnie innych autorów, często poszukiwaczy sensacji, którzy z Afryką niewiele mieli wspólnego. Tyle mniej więcej o Dogonach wiedziałem wówczas, na kilka miesięcy przed rozpoczęciem afrykańskiej podróży. Trudno powiedzieć, czy informacje takie były bardziej fascynujące niż dziesiątki innych zawartych w tego typu lekturach: o tajemnicach piramid, rysunkach z Nazca, UFO, kosmicznych wątkach w Biblii, Atlantydzie... W otaczającej rzeczywistości Dogonowie wydawali się równie odlegli i mało realni jak amazońscy Indianie czy australijscy aborygeni i trudno byłoby mi -wtedy, na początku 1991 roku - uwierzyć, iż właśnie do nich udam się w podróż. Był to czas intensywnych przemyśliwań o nowej podróży. Rozmawialiśmy o tym często z moim przyjacielem, Tomkiem Wierzejskim, fotografem, towarzyszem wspólnych wędrówek po Borneo. Wspinaliśmy się wówczas razem na najwyższy szczyt wyspy Mount Kinabalu, rzekami Rajang i Balleh spływaliśmy w głąb dżungli do kraju legendarnych łowców głów - Ibanów, mieszkaliśmy w ich “długich domach". Podróżowaliśmy, już osobno, w różnych okresach, po wielu krajach Azji: Indiach, Nepalu, Birmie, Kambodży... Ja wchodziłem na wysokie himalajskie przełęcze, Tomek robił fotoreportaże przemierzając tereny zajęte przez Czerwonych Khmerów. Ale od naszych ostatnich podróży upłynęły już wówczas dwa lata i z coraz większym utęsknieniem braliśmy do ręki atlas, spoglądając - z uwagi na wcześniejsze doświadczenia i zainteresowania - na Wschód. Marzyły się, owszem, i inne kierunki: Ameryka Południowa, Sahara, Australia, lecz leżały one całkowicie w sferze snów choć i kierunek azjatycki wydawał się coraz mniej realny. Skończył się czas łatwego (przy silnej motywacji) i taniego (relatywnie) podróżowania lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych: Azji dostępnej aż do Indii drogą lądową, biletów LOT-u czy Aeroflotu kupowanych za złotówki według dziwnych taryf, drobnych interesów załatwianych na marginesie wyprawy, które pozwalały w ogromnym stopniu obniżyć jej koszty. Praca, obowiązki rodzinne, zmieniająca się w zawrotnym tempie i, nie mniej fascynująca niż egzotyka odległych krajów, sytuacja w Polsce również sprawiały, że myśl o nowej podróży musieliśmy wciąż odkładać na dalszy plan, tym bardziej iż dwa pomysły spaliły na panewce już na bardzo wczesnym etapie. Kwestią zupełnego przypadku - bądź, co podpowiada druga, mistyczna natura ukryta w każdym z nas, tajemniczego przeznaczenia kierującego naszymi losami - było nawiązanie, poprzez łańcuszek pozornie nieistotnych zdarzeń i szeregu bliższych i dalszych znajomych, kontaktu z Jackiem Łapottem ze Szczecina. Przedstawiono go nam jako etnografa afrykanistę, pracownika szczecińskiego Muzeum Narodowego, kolekcjonera sztuki afrykańskiej, a przede wszystkim jednego z nielicznych w Polsce specjalistów od Dogonów, który w najbliższych mie- siącach organizuje kolejną wyprawę drogą lądową do Mali. Brzmiało to nader obiecująco. Może należałoby więc zmienić kierunek naszych planów? Otwieraliśmy atlas, teraz na stronach z wielką, barwną mapą Afryki. Kluczowym elementem ekspedycji musiał być przejazd przez Saharę. O tym marzyliśmy przecież już przed wielu laty. Sami Dogonowie jeszcze nas nie “brali". Ustalaliśmy szczegóły, rozpoczęliśmy przygotowania, niespieszne zrazu, jako że wszystko wciąż jeszcze wydawało się odległe w czasie i mało realne. Dopiero pierwsze odwiedziny pełnego rzeźb, masek, włóczni, fotografii, a przede wszystkim opowieści gospodarza szcze- cińskiego domu Jacka Łapotta sprawiły, że poczuliśmy tchnienie Afryki. Wrażenie pogłębiła wizyta w Muzeum Narodowym. Jego Dział Kultur Pozaeuropejskich posiada ogromne zbiory sztuki afrykańskiej. Znajduje się tu jedyna w Polsce i jedna z nielicznych na świecie kolekcja monograficzna poświęcona Dogonom, istniejąca od 1977 roku. Samo muzeum zorganizowało siedem ekspedycji do Afryki, w kilku z nich uczestniczył Jacek. Ich plonem jest opracowana przez niego specjalna ekspozycja, gdzie, urządzono naturalnej wielkości makietę przedstawiającą fragment dogońskiej wsi. Sprawiła iż zza perspektywy egzotycznej włóczęgi i przeżycia przygody na Saharze, wyłaniało się coś jeszcze: szansa muśnięcia (bo na więcej, to nie ulegało wątpliwości, tym razem przynajmniej nie będzie nas stać) rąbka tajemnicy nieodwołalnie związanej z Dogonami. Na wymodelowanym urwisku skalnym wznoszącym się nad śmiesznymi, kwadratowymi, krytymi strzechą domkami czy spichrzami Dogonów, widać było maleńkie, dziwne budowle, będące, jak głosił opis umieszczony na ścianie, po- zostałościami po wcześniejszej od dogońskiej kulturze Tellem....
marszalek1