15263.txt

(330 KB) Pobierz
Nora Roberts

Echo przeszłoci

Tłumaczyła Natalia Kamińska-Matysiak
Nora Roberts
Echo przeszłoci
Toronto ˇ Nowy Jork ˇ Londyn Amsterdam ˇ Ateny ˇ Budapeszt ˇ Hamburg 
Madryt ˇ Mediolan ˇ Paryż Sydney ˇ Sztokholm ˇ Tokio ˇ Warszawa
Rozdział pierwszy
Co ja tu robię? Co ja tu robię? Vanessa po raz kolejny zastanowiła się, co 
skłoniło jš do powrotu w rodzinne strony. Senne miasteczko Hyattown nie zmieniło 
się ani trochę w cišgu dwunastu lat jej nieobecnoci. Wcišż leżało u stóp gór 
Blue Ridge, otoczone farmami i lasami. Sady jabłkowe i zielone pastwiska sięgały 
pierwszych zabudowań. A samo Hyattown? Ani ladu wiateł na skrzyżowaniach, 
drapaczy chmur, porannych korków. Za to wszędzie wokoło pełno starych, solidnie 
zbudowanych domów, nie ogrodzonych placów, radosnych dzieci biegajšcych po 
spokojnych ulicach i kolorowego prania, powiewajšcego na sznurach. Jest zupełnie 
tak, jak przed moim wyjazdem, pomylała zdziwiona i jednoczenie zadowolona 
Vanessa. Chodniki wcišż były pełne wybojów, a asfalt na ulicach kruszył się pod 
wpływem rozrastajšcych się korzeni drzew. Stateczne dęby włanie wypuciły 
pierwsze licie, krzewy forsycji obsypały się żółtymi kwiatami, a na wszystkich 
rabatach pojawiły się krokusy. Ludzie spacerowali bez popiechu i często 
przystawali, żeby ze sobš pogawędzić. Wiele osób z ciekawociš spoglšdało na 
obcy samochód. Niektórzy nawet
6 No r a R o b e rt s
pozdrawiali dziewczynę siedzšcš za kierownicš. Nie dlatego, że jš rozpoznali, 
tylko dlatego, że takie włanie było Hyattown. Potem znów wracali do pielenia 
grzšdek, przerwanego spaceru lub pogawędki. Vanessa uchyliła okno i wcišgnęła 
głęboko powietrze. Pachniało wieżo skoszonš trawš, kwiatami i wilgotnš ziemiš. 
Usłyszała szczekanie psa, warkot kosiarki i miech bawišcych się dzieci. Kilku 
chłopców na rowerach minęło jš w szalonym pędzie, spieszšc do sklepu Lestera po 
słodycze lub lemoniadę. Pamiętała, jak sama pokonywała tę trasę niezliczonš 
iloć razy. To było chyba tysišc lat temu, pomylała ze smutkiem, czujšc dobrze 
znany, piekšcy ból w ciniętym żołšdku. Co ja tu robię? Zdumiona pokręciła 
głowš i sięgnęła do torebki po fiolkę leków na nadkwanoć żołšdka. Ona, w 
przeciwieństwie do miasteczka, zmieniła się, i to bardzo. Często z trudem 
rozpoznawała samš siebie. Pragnęła wierzyć, że wracajšc tu, postšpiła słusznie. 
Ale nie był to powrót do domu, pomylała nagle rozbawiona. Nie czuła, żeby 
włanie tu był jej dom. Chyba nawet nie zależało jej na tym. Miała zaledwie 
szesnacie lat, gdy opuciła rodzinne strony. A raczej, gdy ojciec jš zmusił, by 
zamieniła senne miasteczko na nieustanny korowód wielkich miast, występów, 
podróży i codziennych ćwiczeń. Odwiedziła Chicago, Nowy Jork, Los Angeles, 
Londyn, Paryż, Bonn i Madryt. Jej życie przypominało szybkš jazdę górskš kolejkš. 
Zanim skończyła dwadziecia lat, dzięki determinacji ojca i własnemu talentowi, 
stała się jednš z najmłodszych, i zarazem najsławniejszych, pianistek w kraju.
Ec h o p rz e s z ł o  ci 7
Zdobywała pierwsze miejsca i główne nagrody w prestiżowych konkursach. Grała dla 
rodzin królewskich i jadała obiady z prezydentami. Zdobyła sławę błyskotliwej, 
utalentowanej i pełnej temperamentu artystki. Była chłodnš, eleganckš, seksownš 
kobietš. Włanie tak teraz wyglšdała Vanessa Sexton, która skończywszy 
dwadziecia osiem lat, wracała do rodzinnego miasteczka i do matki, z którš od 
dwunastu lat nie miała żadnego kontaktu. Gdy wjechała na podjazd, pieczenie w 
żołšdku się wzmogło. Nieprzyjemne uczucie towarzyszyło jej od tak dawna, że 
nauczyła się nie zwracać na nie uwagi. Dom, który pamiętała z dzieciństwa, stał 
przed niš nie zmieniony. Jedynie okiennice były wieżo pomalowane. Kamienny 
murek oddzielał od cieżki ogromne kępy peonii, a przy samych cianach usadowiły 
się rzędy azalii. Vanessa siedziała bez ruchu i walczyła z przemożnš chęciš 
ucieczki. Ostatnio coraz częciej działała pod wpływem impulsu. Chociażby kupno 
tego samochodu, rezygnacja z kilku występów i na koniec szalona wycieczka w 
przeszłoć. Do tej pory jej życie było zaplanowane, czyny wyważone, a wszystko 
przemylane i uporzšdkowane. Jako dziecko była impulsywna, jednak kariera muzyka 
wymagała powięceń, więc szybko zrozumiała, jak ważna jest dobra organizacja. 
Dopiero teraz jasno zdała sobie sprawę, że w jej poukładanym życiu nie ma 
miejsca na budzenie dawnych żalów i wspomnień. Jeli jednak teraz odwróci się i 
odjedzie, nigdy nie pozna odpowiedzi na pytania, które przeladowały jš od lat. 
Szybko wysiadła z samochodu i sięgnęła po walizki. Nie chciała już dłużej 
zastanawiać się, co powinna, a czego nie powinna robić. Jeli sprawy nie pójdš 
po jej myli, po prostu wyjedzie. Wyjedzie dokšdkolwiek zechce. Była
8 No r a R o b e rt s
dorosła, zwiedziła kawał wiata i miała pienišdze. Mogłaby zamieszkać w dowolnym 
miejscu na kuli ziemskiej. Gdy ojciec zmarł pół roku temu, nie zostało już nic, 
do czego czułaby przywišzanie. Ruszyła w stronę domu. Serce waliło jej jak 
młotem, lecz na zewnštrz była opanowana i trzymała się prosto. Ojciec zawsze 
ganił jš za zgarbione plecy. Mawiał, że prezencja muzyka jest tak samo ważna, 
jak grany przez niego utwór. Z podniesionš głowš i prostymi ramionami wspięła 
się po stopniach na ganek. Nagle drzwi otworzyły się i Vanessa zatrzymała się 
zaskoczona. Przed niš stała jej matka. Przez moment zalała jš fala wspomnień. 
Zobaczyła siebie, jak wraca rozemiana pierwszego dnia ze szkoły, a matka stoi 
na ganku i już z daleka radonie jš wita. Mała Vanessa spadła z roweru i wraca z 
płaczem do domu, a mama wybiega, ociera jej łzy i całuje stłuczone kolano. 
Vanessa, już jako nastolatka, ze szczęcia tańczy na ganku po swoim pierwszym 
pocałunku, a matka patrzy na córkę rozjanionym wzrokiem i walczy ze sobš, by 
nie zadawać jej pytań... Na koniec ostatnie wspomnienie. Vanessa znów stoi na 
ganku, ale tym razem nie wraca do domu, lecz wyjeżdża, a matki nie ma przy niej 
i nikt jej nie żegna. ­ Vanessa. Loretta Sexton stała przed córkš, zaciskajšc ze 
zdenerwowania dłonie. W jej kasztanowych włosach nie było ladu siwizny. Były 
krótsze i bardziej puszyste, niż Vanessa pamiętała. Twarz matki miała łagodne 
rysy i wydawała się młodsza, niż była w rzeczywistoci. Nagle dziewczyna 
przypomniała sobie ojca. Był chorobliwie szczupły, blady i... stary. Loretta 
chciała podbiec do córki i zamknšć jš w ra-
Ec h o p rz e s z ł o  ci 9
mionach. Jednak nie mogła. Przed niš, zamiast młodej dziewczyny, którš straciła 
dawno temu, stała nie znana kobieta. Jest tak podobna do mnie, pomylała, 
walczšc ze łzami. Silniejsza, bardziej pewna siebie, ale podobna do mnie! 
Vanessa ocknęła się pierwsza. Zwalczyła tremę, tak jak robiła to setki razy 
przed występami i postšpiła krok w stronę matki. W zielonych oczach obu kobiet 
odbiło się zaskoczenie, gdy okazało się, że sš niemal tego samego wzrostu. Stały 
blisko siebie, ale żadna nie wycišgnęła ręki. ­ Cieszę się, że pozwoliła mi 
przyjechać ­ zaczęła Vanessa niepewnym głosem. ­ Zawsze jeste tu mile widziana 
­ szybko odparła Loretta i spuciła wzrok, by ukryć kłębišce się w niej uczucia. 
­ Przykro mi z powodu twojego ojca ­ dodała po chwili. ­ Dziękuję. ­ Dziewczyna 
sztywno skinęła głowš. ­ wietnie wyglšdasz. ­ Ja... ­ Loretcie zabrakło słów. ­ 
Czy... na drodze był duży ruch? ­ Nie. Gdy tylko wyjechałam z Waszyngtonu, 
zrobiło się luniej. W gruncie rzeczy to była całkiem przyjemna podróż. ­ Na 
pewno jeste zmęczona. Wejd do domu i odpocznij. Wszystko pozmieniała, 
pomylała dziecinnie Vanessa, gdy weszła za matkš do rodka. Pomieszczenia 
wydawały się teraz janiejsze i bardziej przestronne. Imponujšcy dom, który 
zapamiętała, stał się bardziej przyjazny i przytulny. Tapety w ciemnych, 
przygnębiajšcych kolorach zastšpiono łagodnymi, pastelowymi barwami. Znikły też 
wykładziny, by odsłonić przepięknš podłogę z sosnowych desek, którš teraz 
ozdabiały
10 No r a R o b e rt s
kolorowe dywaniki. Niektóre antyczne meble pozostały na swoich miejscach, jednak 
widać było, że zostały odnowione. W powietrzu unosił się zapach wieżych kwiatów. 
Łatwo poznać, że ten dom należy do kobiety, pomylała zaskoczona Vanessa. I to 
do kobiety, która ma dobry gust i wie, czego chce. ­ Może pójdziesz najpierw na 
górę i rozpakujesz rzeczy? ­ spytała Loretta. ­ Chyba że jeste głodna. ­ Nie. 
Nie jestem. ­ Pomylałam, że zechcesz zatrzymać się w swoim dawnym pokoju. 
Troszkę tu pozmieniałam ­ dodała wyjaniajšcym tonem, zatrzymujšc się przed 
drzwiami pokoju na piętrze. ­ Zauważyłam ­ ostrożnie przytaknęła Vanessa. 
Loretta otworzyła drzwi i Vanessa weszła za niš do pokoju. Nie było tu lalek 
ubranych w kolorowe sukienki ani pluszowych zabawek. Ze cian znikły plakaty i 
pieczołowicie oprawione dyplomy. Nie było też jej wšskiego tapczanu z barwnš 
narzutš ani biurka, przy którym spędziła tyle godzin nad arytmetykš i 
francuskimi słówkami. To już nie był pokój dziewczynki. To był pokój dla gocia. 
ciany miały kolor koci słoniowej z delikatnym zielonym wzorem. W oknie 
powiewały ażurowe firanki. W pokoju stało łóżko przykryte kapš w kolorze 
morskiej zieleni. Na delikatnym, antycznym biureczku stał wazon z frezjami. 
Powietrze było przepojone zapachem kwiatów. Zdenerwowana Loretta kręciła się po 
pokoju, poprawiajšc nienagannie rozłożonš kapę i cierajšc nieistniejšcy kurz z 
bieliniarki. ­ Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie. Jeli będziesz czego 
potrzebowała, wystarczy, że poprosisz.
Ec h o p rz e s z ł o  ci 11
Vanessa nie mogła oprzeć się wrażeniu, że włanie przyjechała do komfortowego i 
eleganckiego hotelu. ­ Przeliczny pokój. Dziękuję, nic mi nie trzeba ­ odparła 
grzecznie. ­ wietnie. ­ Loretta kiwnęła głowš i znów splo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin