3793.txt

(2447 KB) Pobierz
                             L. Ron Hubbard 

          Pole bitewne, Ziemia 

      przek�ad : Wac�aw Malten 

      1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20. 21. 
      22. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 29. 30. 31. 32. 33. 









      L. Ron Hubbard        Pole bitewne, Ziemia 
       
           . 1 .       
       


      1

         - Cz�owiek - powiedzia� Terl - jest skazany na ca�kowit� zag�ad�. 
          W�ochate �apy braci Chamco zawis�y nad szerokimi przyciskami gry 
      laserowej. Steward, kt�ry cicho drepta� doko�a, zbieraj�c rondle, zastyg� 
      w bezruchu z wytrzeszczonymi oczami. Nawet Char oniemia�. 
          Przez przezroczyst� kopu�� rekreacyjnego holu Intergalaktycznego 
      Towarzystwa G�rniczego przes�cza�a si� - za�amuj�c na wspornikach 
      srebrnymi refleksami - blada po�wiata jedynego ksi�yca Ziemi, 
      znajduj�cego si� tej letniej nocy w pierwszej kwadrze. 
          Terl podni�s� wielkie bursztynowe oczy znad ksi�gi, kt�r� trzyma� w 
      mocnych pazurach, rozejrza� si� wok� i z satysfakcj� zauwa�y�, jakie 
      wra�enie wywo�a�a jego wypowied�. Rozbawi�o go to. Nareszcie jakie� 
      urozmaicenie monotonii dziesi�cioletniego pobytu s�u�bowego w tym 
      zapomnianym przez bog�w obozie g�rniczym na skraju drugorz�dnej galaktyki. 
      Jeszcze bardziej mentorskim tonem ni� poprzednio powt�rzy� swoj� opini�: 
          - Cz�owiek jest to gatunek skazany na wymarcie. 
          Char spojrza� na niego gro�nie. 
          - Co ty czytasz, do licha? 
          Terl nie zwr�ci� uwagi na jego ton, ostatecznie Char by� tylko jednym 
      z kilku zarz�dc�w kopalni, podczas gdy on, Terl, by� jej szefem ochrony 
      bezpiecze�stwa. 
          - Nie wyczyta�em tego. Po prostu g�o�no my�l�. 
          - Musia�e� to sk�d� wzi�� - burkn�� Char. - Co to za bzdury? 
          Terl podni�s� ksi��k� w taki spos�b, by Char zobaczy� jej grzbiet. 
      Widnia� na nim napis: "Og�lny raport na temat geologicznych teren�w 
      g�rniczych. Tom 250, 369. Jak wszystkie tego rodzaju ksi�gi, by�a ogromna, 
      ale wykonana z takiego materia�u, �e prawie nic nie wa�y�a, zw�aszcza na 
      planecie o tak ma�ej grawitacji jak Ziemia. 
          - Rughr! - parskn�� Char z niesmakiem. - To musi mie� oko�o dwustu lub 
      trzystu lat. Je�li ju� koniecznie chcesz grzeba� si� w ksi��kach, to mam 
      aktualny raport z walnego zgromadzenia dyrektor�w, kt�ry donosi, �e 
      jeste�my op�nieni w dostawach boksytu o trzydzie�ci pi�� frachtowc�w. 
          Bracia Chamco popatrzyli na siebie, a potem na gr�, sprawdzaj�c, jak 
      im idzie zestrzeliwanie �ywych j�tek umieszczonych w pojemniku 
      powietrznym. Nast�pne s�owa Terla zn�w zwr�ci�y ich uwag�. 
          - Dzisiaj - Terl pomin�� milczeniem uwag� Chara na temat pracy - 
      otrzyma�em sprawozdanie z bezpilotowego samolotu zwiadowczego, kt�ry 
      zarejestrowa� tylko trzydzie�ci pi�� stworze� ludzkich w dolinie w pobli�u 
      tamtego szczytu. Terl machn�� �ap� w kierunku zachodnim, ku wysokiemu 
      �a�cuchowi g�rskiemu rysuj�cemu si� w md�ej po�wiacie ksi�yca. 
          - No to co? - spyta� Char. 
          - A wi�c pogrzeba�em w ksi��kach z ciekawo�ci. W tej akurat dolinie 
      by�o ich zazwyczaj tylko par�. Natomiast na ca�ej planecie - kontynuowa�, 
      wracaj�c do mentorskiego tonu - by�o wiele tysi�cy. 
          - Nie mo�esz wierzy� we wszystko, co czytasz - powiedzia� Char ponuro. 
      - W czasie mojego ostatniego pobytu s�u�bowego, to by� Arcturus IV... 
          - Ta ksi��ka - przerwa� mu Terl, podnosz�c grub� ksi�g� zosta�a 
      opracowana przez departament kultury i etnografii Intergalaktycznego 
      Towarzystwa G�rniczego. 
          - Nie wiedzia�em, �e mamy co� takiego - zdziwi� si� ro�lejszy z braci 
      Chamco. 
          Char prychn�� pogardliwie: 
          - Departament zosta� rozwi�zany ponad sto lat temu. Niepotrzebnie 
      marnowane pieni�dze, trajlowanie o katastrofach ekologicznych i temu 
      podobnych bzdurach. - Przesun�� swe ogromne cielsko ku Terlowi. - A mo�e 
      masz zamiar uzasadni� nie planowane wakacje? Ju� widz� stos twoich 
      zam�wie� na zbiorniki z gazem do oddychania i pojazdy rozpoznawcze... Ale 
      nie dostaniesz �adnego z moich robotnik�w... 
          - Zamknij si�! Ja tylko m�wi�em, �e cz�owiek... 
          - Wiem, co m�wi�e�. Pami�taj, �e tylko dlatego zosta�e� szefem 
      bezpiecze�stwa, poniewa� jeste� sprytny. Tak jest, sprytny. Nie 
      inteligentny, ale sprytny. I nie wyprowadzisz mnie w pole �adnym 
      pretekstem uzasadniaj�cym wyruszenie na ekspedycj� �owieck�. Czy 
      kt�rykolwiek b�d�cy przy zdrowych zmys�ach Psychlos zawraca�by sobie g�ow� 
      takimi rzeczami? 
          Drobniejszy brat Chamco wyszczerzy� z�by w u�miechu: 
          - No, mnie si� na przyk�ad znudzi�o to ci�g�e kopanie i �adowanie. 
      Polowanie mog�oby by� fajn� zabaw�. Nie wydaje mi si�, aby ktokolwiek 
      robi� to przez... 
          Char ruszy� na niego jak czo�g, kt�ry uchwyci� w celownik ofiar�. 
          - Polowanie na te stworzenia nazywasz fajn� zabaw�? Czy widzia�e� 
      kiedykolwiek cho� jedno z nich? - Stan�� chwiejnie na nogach, a� pod�oga 
      zaskrzypia�a, za�o�y� �ap� za pas i kontynuowa�: - One z trudem wspinaj� 
      si� tutaj. Nie maj� prawie �adnego ow�osienia. Ich sk�ra jest brudnobia�a 
      jak u �limak�w. S� tak delikatne, �e rozpadaj� si�, gdy pr�bujesz w�o�y� 
      je do torby - parskn�� z niesmakiem i podni�s� rondel z kerbango i tak 
      s�abe, �e nie mog�yby unie�� tego bez wyprucia sobie flak�w. Nie s� nawet 
      dobrym po�ywieniem. - Wypi� duszkiem kerbango i wzdrygn�� si�, co wywo�a�o 
      efekt zbli�ony do ma�ego trz�sienia ziemi. 
          - A ty widzia�e� kiedykolwiek kt�re� z nich? - zapyta� ro�lejszy brat 
      Chamco. 
          Char usiad� z �oskotem, a� zadudni�o w kopule, i odda� pusty rondel 
      stewardowi. 
          - Nie - odpar�. - �ywego, nie. Ale widzia�em w szybach kopalni ich 
      ko�ci i s�ysza�em o nich. 
          - Kiedy� by�y ich tysi�ce - powt�rzy� Terl, ignoruj�c zarz�dc� palni. 
      - Tysi�ce! Wsz�dzie dooko�a... 
          Charowi si� odbi�o. 
          - Nie dziwota, �e wymieraj� - warkn�� - przecie� oddychaj� zab�jcz� 
      mieszank� tlenu i azotu! 
          - P�k�a mi wczoraj maska - rzek� drobniejszy brat Chamco. Przez blisko 
      trzydzie�ci sekund my�la�em, �e ju� po mnie. Jaskrawe ognie wybuchaj�ce 
      wewn�trz czaszki. Potworno��! Naprawd� z ut�sknieniem oczekuj� na powr�t 
      do domu, gdzie mo�na pospacerowa� bez kombinezonu i maski, gdzie jest 
      grawitacja, z kt�r� si� mo�na pomocowa�, wszystko jest przepi�knie 
      purpurowe i nie ma ani skrawka tej zieleni. Nasz tata m�wi� cz�sto, �e 
      je�li nie b�d� dobrym Psychlosem i nie b�d� si� zwraca� "sir" do tego, do 
      kogo nale�y, to sko�cz� w takim zadupiu jak to tu. Ojciec mia� racj�, tak 
      si� w�a�nie sta�o. Tw�j strza�, bracie. 
          Char usiad� i zmierzy� wzrokiem Terla. 
          - W rzeczywisto�ci nie masz chyba zamiaru polowa� na cz�owieka, 
      nieprawda�? 
          Terl spojrza� na swoj� ksi��k�. Za�o�y� j� pazurem, aby nie zgubi� 
      w�a�ciwej strony, a potem popuka� ni� o kolano. 
          - My�l�, �e nie masz racji. - Zaduma� si�. - Co� przydarzy�o si� tym 
      stworzeniom. Zanim tu przybyli�my, mia�y miasta na wszystkich 
      kontynentach, samoloty i okr�ty. Wydaje si�, �e uda�o si� im nawet 
      wystrzeli� pojazd w przestrze� kosmiczn�... Tak tutaj pisz�. 
          - Sk�d wiesz, �e to oni, mo�e jaki� inny gatunek? - zapyta� Char. - 
      Mo�e to by�a jaka� zagubiona kolonia Psychlos�w? 
          - Nie - odpar� Terl. - Psychlosi nie mog� oddycha� tym powietrzem. To 
      by� na pewno cz�owiek, w�a�nie taki, nad jakim prowadzili prace badawcze 
      ci faceci od kultury. A czy wiecie, co psychloska historia m�wi na temat 
      naszego przybycia tutaj? 
          - Ufff... - sapn�� Char. 
          - Cz�owiek najwidoczniej wys�a� w przestrze� rodzaj sondy, kt�ra 
      zawiera�a pe�ne informacje o jego planecie, mia�a wyryte podobizny 
      cz�owieka i wszystkie inne dane. Zosta�a ona przechwycona przez zwiad 
      Psychlo. I wiecie, co si� okaza�o? 
          - Ufff... - powt�rzy� Char. 
          - Sonda wykonana by�a z rzadko spotykanego metalu o olbrzymiej 
      warto�ci. No i Towarzystwo Intergalaktyczne zap�aci�o w�adcom Psychlo 
      sze��dziesi�t trylion�w kredyt�w galaktycznych za informacje i koncesj�. 
      Jeden atak gazowy i ju� prowadzili�my interes. 
          - Bajki, bajeczki - powiedzia� Char. - Ka�da planeta, kt�r� 
      kiedykolwiek pomaga�em patroszy�, zawsze ma jak�� tak� absurdaln� 
      historyjk�. Absolutnie ka�da. - Ziewn�� szeroko, tak �e na chwil� jego 
      usta zmieni�y si� w wielk� jaskini�. - Wszystko to zdarzy�o si� setki, 
      mo�e tysi�ce lat temu. Czy�cie kiedy� zauwa�yli, �e biuro prasowe zawsze 
      umiejscawia swoje bajki w tak odleg�ych czasach, �e nikt nigdy nie mo�e 
      ich sprawdzi�? 
          - Mam zamiar wyj�� na zewn�trz i schwyta� jedno z tych stworze� - 
      o�wiadczy� Terl. 
          - Ale bez pomocy mojej za�ogi i bez mojego ekwipunku odparowa� Char. 
          Terl d�wign�� z siedzenia swoje mamucie cielsko i przeszed� po 
      skrzypi�cej pod�odze do w�azu wiod�cego do kajut sypialnych. 
          - Jeste� r�wnie zwariowany jak spiralna mg�awica - mrukn�� Chan 
          Obaj bracia Chamco wr�cili do gry i z przej�ciem niszczyli promieniami 
      laser�w uwi�zione w pojemniku j�tki, zamieniaj�c jedn� po drugiej w 
      ob�oczki pary. 
          Char popatrzy� za odchodz�cym. Szef bezpiecze�stwa musia� przecie� 
      wiedzie�, �e �aden Psychlos nie mo�e p�j�� w te g�ry wyst�po...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin