SYN GONDORU Częć pišta Mordor Kasiopea 1 Syn Gondoru, Częć Pišta Rozdział I Osgiliath Kolejny poryw wiatru zatrzepotał sztandarami i Głupol Jeden na wszelki wypadek zadrobił w miejscu, szykujšc się do ucieczki. Pippin zagryzł zęby i pchnšł go piętš z całej siły. Koń, zlany potem, ruszył niechętnie dalej, napięty jak cięciwa łuku, z oczami utkwionymi w sztandarze. Nie dojechali jeszcze do Rammas Echor, a Głupol Jeden zdšżył się spłoszyć z dziesięć razy. Boromir miał, jak się okazało, bardzo straszny płaszcz, jadšce wojsko rzucało straszne cienie na mury, wród kamieni bruku czyhały straszne wystajšce głazy, drogę przebiegł znienacka straszny kot, a nade wszystko dybały na nich te potworne, roztrzepotane sztandary. Nie mówišc o tym, że nieszczęsny koń został zaatakowany przez zdradzieckš kałużę w chwili, kiedy najmniej się tego spodziewał. Co gorsza, Pippin też się tego nie spodziewał i o mało nie zleciał, kiedy Głupol Jeden wrył się niespodziewanie w ziemię wszystkimi czterema nogami. Wszystko to sprawiło, że hobbit miał dosyć i swego wierzchowca i całej tej wyprawy już przy wyjedzie z Miasta. Oczywicie powrót nie wchodził w grę i Pippin starał się nadrabiać minš. W duchu zastanawiał się jednak za jakie grzechy dostał najgłupszego i najbardziej płochliwego konia ródziemia. A wszystko tak dobrze się zapowiadało! Wałach spodobał mu się na pierwszy rzut oka. Nieduży, smukły, gniadosz z białš gwiazdkš i długš grzywš prezentował się bardzo ładnie. Nie był to kuc, tylko normalny koń, który z jaki powodów nie wyrósł i w zwišzku z tym nie nadawał się pod siodło dla gondorskich wojowników. Dla hobbita był natomiast w sam raz, większy wprawdzie niż kuce z Shire, ale nie na tyle, by Pippin, przy swym obecnym wzrocie, nie mógł z nim sobie poradzić. Podobno Orlik, bo tak brzmiało prawdziwe imię konia, czas jaki służył jako wierzchowiec dla gońców, ale z niego zrezygnowano. Teraz już hobbit rozumiał dlaczego. I szczerze mówišc, wolałby podróżować na piechotę. Wród oddziału ochotników z Minas Tirith wypatrzył Beregonda i najchętniej przyłšczyłby się do tej kompanii. Przed wyjazdem miał cichš nadzieję, że Boromir zaproponuje mu wspólnš podróż i wemie go przed siebie na siodło, ale tak się niestety nie stało. Zamiast tego, na dziedzińcu stajni zastał osiodłanego Orlika i, nic podejrzewajšc, przyjšł ten jak mu się wtedy wydawało hojny prezent. - Oby cię Lobelia do powozu wzięła! zawarczał, kiedy po raz kolejny Głupol Jeden wykonał dziki uskok w bok, tym razem z przyczyn niewiadomych. - Jakie kłopoty? zapytał Pan Mysza, podjeżdżajšc i umiechajšc się z wyżyn swego pięknego, skarogniadego i, oczywicie, spokojnego jak ciocia Rosamunda wierzchowca. Pippin zaklšł w duchu, obrażajšc wszystkie pokolenia myszy, jakie znał wiat, a potem umiechnšł się słodko i odpowiedział tym samym tonem: - Ależ skšd, ćwiczymy sobie zwody i uniki, tak potrzebne w bitwie odparł, a dla potwierdzenia słów Głupol Jeden przysiadł na zadzie. - A to duża ulga Mysza ukłonił mu się grzecznie. - Bo już się bałem, że sobie nie radzisz, moci niziołku i chciałem ci zaproponować przesiadkę na wóz. Kasiopea 2 Syn Gondoru, Częć Pišta - Doprawdy, czuję się obrażony samym tym podejrzeniem! - A zatem raz jeszcze przepraszam. I jestem już spokojny o twš przeprawę przez rzekę. Pippin spojrzał na niego podejrzliwie. - Przecież nie płyniemy wpław zauważył, marszczšc czoło. - Nie, ale będziemy przejeżdżać po chybotliwych łodziach, przez które przerzucono deski wyjanił Mysza, po czym ukłonił się i pojechał dalej, doganiajšc Boromira, który, jak się okazało, obserwował ich bacznie przez ramię. Pippin przybladł. Most na chybotliwych łodziach... Wyglšdało na to, że dla niektórych wyprawa do Mordoru zakończy się już dzisiaj. Pippin próbował o tym nie myleć, choć wyobrania natychmiast narzuciła mu wizję podskakujšcych na falach łódeczek, połšczonych jednš deskš przerzuconš w poprzek burt. Zrobiło mu się słabo. Przecież ten koszmarny koń zabije ich obu! Duma nie pozwalała hobbitowi zsišć i przebyć most na piechotę, choć z drugiej strony nie miał ochoty ginšć tak młodo, dokonawszy jedynie paru bohaterskich czynów. Spróbował jednak na razie nie zaprzštać sobie tym głowy. Od Osgiliath, wedle słów Boromira, dzieliła ich ponad godzina jazdy. Ruiny dawnej stolicy znajdowały się w zasięgu wzroku, ale tak ogromne zastępy wojska przemieszczały się bardzo powoli. Na szczęcie, bo Pippin wcale nie marzył o tym, by się przekonać, jak wyglšda galop w wykonaniu Orlika. Jechał więc dalej, starajšc się przewidzieć czegóż to ten frapujšcy koń może się spłoszyć i przy okazji próbował zerkać na okolicę. Nie prezentowała się niestety malowniczo. Pola i pastwiska Pelennoru spłonęły podczas oblężenia, podobnie jak rozsiane po całym terenie domostwa. Żołdacy Mordoru byli bardzo konsekwentni w niszczeniu wszystkiego, co napotkali na swej drodze. Próbowali nawet wyburzać mury graniczne, na szczęcie zabrakło im czasu, by dokończyć dzieła. Wojownicy z Minas Tirith co i rusz mijali smętne zgliszcza i kopce, na których palono zwłoki orków i Haradrimów. Dymy wcišż jeszcze biły w powietrze, ale łaskawy los kierował podmuchy wiatru ku rzece. Pippin spojrzał w prawo i skrzywił się kilkadziesišt kroków dalej, górujšc nad wpół-zburzonym murem, leżały niedopalone szczštki mumakila. Uwijali się przy nich ludzie w chustach zasłaniajšcych nosy i usta, a kilka par zaprzęgniętych wołów sugerowało, że wielkie truchło zostanie wywiezione gdzie dalej. Samwise marzył o tym, by zobaczyć olifanta na własne oczy westchnšł Pippin w mylach ale raczej nie co takiego mu chodziło. I jeli mam być szczery to wolałbym, żeby żywego mumakila też na swojej drodze nie spot...- A żeby cię kleszcze całego oblazły! krzyknšł na głos, cišgajšc wodze i odchylajšc się w siodle do tyłu dla równowagi, ponieważ Głupol Jeden włanie zauważył woły i uznał, że na pewno przyszły tu, by go zgładzić. - Oszaleję, słowo daję, oszaleję jęczał hobbit pod nosem, z trudem panujšc nad nerwowo chrapišcym koniem. Głupol Jeden wykonał kolejny uskok w bok, próbujšc się wyłamać z kolumny. Nie utrzymam go! pomylał Pippin z rozpaczš. Rozejrzał się szybko i kierujšc konia w bok, ruszył ostrym kłusem ku Boromirowi. Zdołał wymanewrować tak, że Kasiopea 3 Syn Gondoru, Częć Pišta siwa klacz znalazła się między nim a mumakilem, zasłaniajšc im obu widok. Głupol jeden przyhamował i uspokoił się nieco. - Wszystko w porzšdku? zagadnšł Boromir, odrywajšc się od rozmowy z jakim rosłym rycerzem, którego hobbit nie znał. - Ze mnš tak, ale ten koń jest chory na umyle warknšł Pippin i rękawicš otarł pot z czoła. - Włanie widzę, że się nie spisuje syn Denethora zmierzył Orlika uważnym spojrzeniem. Obawiam się, że teraz nie znajdziemy nic innego, musisz się jeszcze trochę z nim pomęczyć. Dasz radę? - Oczywicie odparł Pippin butnie. Teraz tak. Ale do bitwy na nim nie pojadę, mowy nie ma. Boromir pokiwał głowš. - Czy nie będzie ci przeszkadzało, jeli będę tak jechał obok ciebie? zapytał jeszcze hobbit z nadziejš. - Ależ skšd. I Boromir zwrócił się z powrotem do swego towarzysza po prawej. Czas jaki jechali jeszcze wzdłuż murów pierwszego kręgu. Podziwiane z wysokoci Cytadeli Minas Tirith wydawało się olbrzymie, ale dopiero próba objechania go na dole dawała prawdziwe pojęcie o jego ogromie. Pippin odwrócił się, by przez ramię raz jeszcze zerknšć na Cytadelę. Miał nadzieję, że zobaczy Wieżę Ectheliona w blasku wstajšcego słońca, ale niestety, jak na złoć, coraz więcej szarych chmur spowijało niebo i piękna budowla, choć bielšca się na tle gór, nie iskrzyła się tak, jak to uczyniła na powitanie hobbita i Gandalfa wiele dni temu. Na ich powitanie. Kiedy to było? Wydawało się wieki temu, w innym wiecie. Pippin, który do tej pory zwykł był dzielić swoje życie na przed Wyprawš i Wyprawę teraz mylał w kategoriach przed oblężeniem i po nim. Przed bitwš o Miasto, przed chorobš Faramira i stosem Denethora był innym hobbitem, a przynajmniej tak mu się zdawało. Podobnie jak Merry po mierci Theodena nie był już tym samym Meriadokiem Brandybuckiem, z którym niemal rok temu wyruszał naprzeciw przygodzie. Nic, ani mierć Gandalfa w Morii, ani zdrada Boromira, ani nawet niewola u orków nie uczyniła z nimi tego, co Minas Tirith i Pelennor. Pippin nie był przekonany, czy podoba mu się ta zmiana, ale jedno wiedział na pewno nie ma już powrotu do tego dawnego, dziwnie ufnego i beztroskiego stanu. Nadrabiał minš, nadal próbował żartować, nieraz mocno na siłę, ale w głębi serca czuł, że nic już nie będzie tak jak dawniej. I było mu z tym jednoczenie i le i dobrze. Z jednej strony czuł smutek, a z drugiej o ile to miało jakikolwiek sens, odczuwał dziwnš dumę i spokój. Gratulacje, Peregrinie Tuku, synu Paladina! pomylał, umiechajšc się krzywo. Chyba włanie stałe się dorosły. To straszne. Szeroki, kamienny gociniec odbił ku rzece. Las masztów był teraz dokładnie przed nimi i coraz wyraniej bieliły się pierwsze, zrujnowane zabudowania Osgiliath. Przednia straż rozcišgnęła się na tyle szeroko, że pierwsi żołnierze dojeżdżali już do przystani. Pippin wycišgnšł szyję, żeby sprawdzić, czy widać most, ale oddział jadšcy przed nimi zasłaniał mu widok. Była to kolejna niespodzianka. Pippin z góry założył, że skoro będzie jechał w wicie Boromira, to siłš rzeczy znajdzie się na samym czele pochodu. No bo przecież, któż ma prowadzić wojsko, jeli nie Namiestnik? Tymcz...
marszalek1