13697.txt

(1567 KB) Pobierz
w Wydawnictwie Amber
Dziedzictwo tajemnic Kobiety rządzą światem
Leonia
Morelle
Spadkobierczyni poszukiwana
Szmaragd z korony carów
w przygotowaniu
niedyskrecje
Tajemnica willi Mimoza
Zwiewne obrazy
DAR Cffll
■PpcąY
ADLE
^J^Bietyrządzą śzuiatem
Przełożyła Maria Piucińska - Woźniak
&
AMBER
Powieści Elizabeth Adler
w Wydawnictwie Amber
Dziedzictwo tajemnic Kobiety rządzą światem
Leonia
Morelle
Spadkobierczyni poszukiwana
Szmaragd z korony carów
w przygotowaniu
niedyskrecje
Tajemnica willi Mimoza
Zwiewne obrazy
OAR CZYTELNIKA
ЕПгоЬЖ
Cf^Biety rządzą światern
Przełożyła Maria Piucińska - Woźniak
AMBER
Tytuł oryginału FORTUNE IS A WOMAN
Ilustracja na okładce KLAUDIUSZ MAJKOWSKI
Redakcja merytoryczna EWA PIOTRKOWICZ
Redakcja techniczna ANNA WARDZAŁA
FILIA nr 7
'4t-814Zabtze.
Ш&ОД BffiLSifl  ... РІМІША w Zabrzu I
Copyright © 1992 by Elizabeth Adler
For the Polish edition Copyright © 1995 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o
ISBN 83-7082-799-3
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1995. Wydanie I
Druk: Zakłady Graficzne im. K.E.N. w Bydgoszczy
D/a mojej najdroższej Mamy, jedynej na świecie Anny Louisy
„Szczęście ma imię kobiety; jeśli chcesz je zdobyć, nie wahaj się użyć siły"
Książę, NICCOLÓ MACHIAVELLI 1513.
'Sroiog 1937
andaryn Lai Tsin poczuł, że jego dni dobiegają kresu. Zabrał Lysandrę w ostatnią podróż do Hongkongu.
Miał już ponad siedemdziesiąt lat, był drobny i niewysoki. Twarz o pergaminowej skórze, wystające kości policzkowe i lśniące czarne oczy w kształcie migdałów nadawały mu wyraz dostojeństwa. Lysandra zaś ukończyła dopiero siedem lat. Złote włosy opadały jej na ramiona kaskadą zadziornych loków. W delikatnej, jasnej buzi błyszczały okrągłe szafirowe oczy. Ale Lysandra nigdy nie dziwiff się, że tak bardzo różni się od dziadka. Zawsze byli parą najlepszych przyjaciół.
Podróż z San Francisco trwała sześć dni. Nocowali w hotelach w sześciu miastach. Ten wspólnie spędzony czas mandaryn wypełnił opowieściami o Chinach i interesach, które tam prowadził. Lysandra słuchała wszystkiego z zainteresowaniem.
— Jestem już stary, Lysandro — powiedział, gdy samolot powoli wznosił się nad zatoką Manila. Ich podróż dobiegała już końca. — Nie będę miał zaszczytu towarzyszyć ci w drodze przez życie ani patrzeć, jak stajesz się dorosłą kobietą. Dam ci wszystko, czego można pragnąć na ziemi — bogactwo i władzę — w nadziei, że będziesz szczęśliwa.
Nie powiedziałem ci, Lysandro, tylko jednej rzeczy, ale opisałem
M
9
ją w liście do ciebie, który złożyłem w sejfie, w Hongkongu. Możesz go przeczytać tylko wtedy, gdy ogarnie cię rozpacz albo gdy nie będziesz wiedziała, co uczynić ze swoim życiem. Wówczas, mam nadzieję, wybaczysz mi, że ukryłem przed tobą moją tajemnicę, która pomoże ci odnaleźć drogę do szczęścia.
Lysandra w milczeniu skinęła głową. Czasami mandaryn zachowywał się zagadkowo, ale kochała go tak bardzo, że niezrozumiałe dla niej „tajemnice" nie były ani w połowie tak ważne jak wspólna podróż.
Z lotniska w Hongkongu od razu pojechali do luksusowej rezydencji nad zatoką Repulse. Po domu przemykali bezszelestnie chińscy służący. Zachwycali się jasnowłosą, błękitnooką dziewczynką i wzdychali nad kruchym, przezroczystym niemal staruszkiem.
Po kąpieli i posiłku mandaryn wezwał eleganckiego rolls-гоусе'а i pojechaU do siedziby firmy Lai Tsin, mieszczącej się w wysokim, wspartym na kolumnach budynku, łączącym ulice Queens i Des Voeux.
Pokazał Lysandrze strzegące wejścia lwy z brązu, wspaniały hol, wyłożony kolorowym marmurem, wysokie malachitowe kolumny, rzeźby i mozaiki. Wchodzili do każdego pomieszczenia i Lai Tsin przedstawiał wnuczkę całemu personelowi, poczynając od sprzątaczki, a kończąc na zarządzających jego potężnym imperium. Lysandra grzecznie kłaniała się wszystkim, słuchała uważnie i nie odzywała się ani słowem.
Pod koniec dnia czuła się już zmęczona, ale jak się okazało, mandaryn zaplanował jeszcze jedną wizytę.
Wezwał rikszę i przebijali się przez ruchliwe, zatłoczone ulice. Elegancki samochód sunął za nimi powoli. Rikszarz sprawnie torował sobie drogę przez labirynt wąskich alejek i wkrótce znaleźli się nad brzegiem morza, zostawiając rolls-гоусе'а i kierowcę na plaży. Po długiej jeździe, która zmęczonej Lysandrze wydawała się wiecznością, zatrzymali się przed obskurnym drewnianym barakiem, pokrytym cynowym dachem. Dziewczynka spojrzała pytająco na dziadka.
— Chodź, Mała Wnuczko — powiedział spokojnie. — Właśnie to miejsce chciałem ci pokazać. Stąd wzięła początek fortuna Lai Tsin.
10
Trzymając się mocno za ręce podeszli do odrapanych drzwi. Chociaż wyglądały licho, miały jednak solidne metalowe zawiasy i mocne zamki. Z bliska widać było, że ktoś dba o budynek — w starych ścianach widniały wstawki z nowej cegły i drewna. Metalowe kraty chroniły wysoko osadzone, małe okna.
— Tylko ogień mógłby zniszczyć magazyny Lai Tsina — powiedział mandaryn miękkim, spokojnym głosem. — Ale to już nigdy się nie zdarzy. — Staruszek wierzył, że magazyny nie spłoną, bo zapewniła go o tym wróżka, z którą rozmawiał co tydzień i ufał jej bez granic. Dawno temu zapewniła go, że ogień już nie zagrozi rodzinie Lai Tsin.
Mandaryn zapukał dwukrotnie. Po kilku sekundach ktoś otworzył ciężkie zasuwy i drewniane drzwi powoli uchylały się. Stał w nich uśmiechnięty czterdziestoletni Chińczyk. Ukłonił się głęboko zapraszając ich do środka.
—  Czcigodny Ojcze, wejdź, proszę, z Małą Wnuczką — powiedział.
Mandaryn z radością objął młodszego mężczyznę. Potem odsunęli się i uważnie popatrzyli sobie w oczy.
—  Cieszę się, że znów cię widzę — powiedział mandaryn ze smutkiem, jakby spotykali się po raz ostatni. — To mój syn, Filip Chen — zwrócił się do Lysandry. — Nazywam go synem, bo znalazł się w moim domu, gdy był jeszcze bardzo mały, młodszy niż ty teraz. Nie miał rodziców i zawsze traktowałem go jak własne dziecko. Teraz jest moim przedstawicielem w Hongkongu. Wierzę mu bez zastrzeżeń.
Lysandra z ogromnym zainteresowaniem wpatrywała się w nowego znajomego swymi wielkimi błękitnymi oczami. Dziadek ponownie wziął ją za rękę i poprowadził w głąb pomieszczenia. Magazyn był długi i wąski. Puste, zakurzone półki oświetlała zawieszona pod sufitem żarówka. Lysandra z lękiem patrzyła w ocienione kąty, odskoczyła gwałtownie, gdy spostrzegła parę innych oczu. Ale to nie był straszny smok, tylko mały chłopiec.
Filip Chen odezwał się z dumą.
—  Ojcze, mam zaszczyt przedstawić mojego syna, Roberta. Malec ukłonił się nisko.
—  Ostatni raz widziałem cię, gdy miałeś trzy lata — powiedział cicho mandaryn. — Teraz skończyłeś dziesięć. Niedługo staniesz się
11
mężczyzną. Podobasz mi się — nie lękasz się patrzeć prosto w oczy. Myślę, że w przyszłości będziemy mogli obdarzyć cię tak wielkim zaufaniem, jak twego ojca.
Lysandra z ciekawością patrzyła na małego Chińczyka. Był krępy, a z rękawów białej koszuli wyłaniały się krótkie, muskularne ręce. Miał też na sobie kremowe szorty i szary blezer ze szkolną tarczą. Mandaryn odwrócił się, a chłopiec odwzajemnił ciekawe spojrzenie Lysandry, zerkając zza drucianych okrągłych okularów. Potem ukłonił się jeszcze raz, podszedł do ojca i wspólnie odprowadzili starca do drzwi.
—  Miałem nadzieję, że ugoszczę was w domu — powiedział ze smutkiem Filip. — Ale widzę, że jesteś bardzo zmęczony, ojcze.
—  Wystarczy, że widziałem cię przez parę chwil — odpowiedział Lai Tsin, gdy Filip położył głowę na jego ramieniu w geście pożegnania. — Mogę ci teraz podziękować, że zawsze byłeś tak dobrym synem. I prosić, abyś nadal strzegł fortuny Lai Tsin, nawet gdy mnie już nie będzie.
—  Masz moje słowo, czcigodny ojcze — Filip cofnął się o krok. Walczył ze sobą, aby nie okazać wzruszenia.
—  Więc mogę umrzeć spokojnie — odrzekł mandaryn. Wziął za rękę Lysandrę i poszli powoli w kierunku rikszy.
Kiedy odjeżdżali wąską uliczką, kazał jej odwrócić się i spojrzeć raz jeszcze na stary, drewniany magazyn.
—  Nie wolno nam nigdy zapomnieć, jak skromne były nasze początki — powiedział miękko. — Zapominając o tym, moglibyśmy uznać, że jesteśmy najmądrzejsi, najbogatsi i najważniejsi na świecie. Niewykluczone, że wtedy szczęście opuściłoby naszą rodzinę.
Po powrocie do rezydencji nad zatoką Repulse na Lysandrę oczekiwał cały stos prezentów od wspólników mandaryna. Z okrzykami zachwytu dziewczynka otwierała kolejne paczuszki: były w nich piękne perłowe naszyjniki, misternie wyrzeźbione figurynki, jedwabne sukienki i malowane wachlarze. Mandaryn, przyglądając się uszczęśliwionej wnuczce, powiedział tylko:
—  Pamiętaj, że ci ludzie nie obdarowują cię z czystej przyjaźni. Dostałaś to wszystko, bo należysz do rodziny Lai Tsin.
Wiele lat ptóźniej Lysandra przekonała się, jak prawdziwe były te słowa.
12
Mandaryn umierał w swoim domu w San Francisco w chłodny, październikowy dzień. Tylko Francie, piękna biała kobieta, którą wszyscy uważali za jego konkubinę, siedziała przy łóżku. Ocierała jego gorące czoło chłodnymi kompresami, trzymała za rękę i szeptała słowa otuchy. Mandaryn otworzył oczy i popatrzył na nią z czułością.
—  Czy wiesz, co masz robić? — wyszeptał. Skinęła głową.
—  Tak.
Na twarzy starca odmalował się błogi spokój. Po chwili już nie żył.
Wbrew chińskim obyczajom prochów Lai Tsina nie odesłano do rodzinnych Chin, aby spoczęły obok przodków. Francie wynajęła wielki biały jacht, kazała go udekorować czerwonymi flagami i w pięknym białym stroju żałobnym wypłynęła z Lysandra na wody zatoki San Francisco. Tam rozsypała prochy mandaryna na cztery strony świata.
Takie było jego ostatnie życzenie.
*
із
•-1
!Ępzdzia( 1 1937
Wtorek, 3 października
nnie Aysgarth była małą, pulchną kobietką o pełnych wyrazu brązowych oczach i lśniących kasztanowych włosach, modnie ostrzyżonych na pazia. Brwi przecinała nigdy nie znikająca zmarszczka. „To przez te lata zmartwień", powtarzała zawsze. Skończyła 57 lat, a od p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin