13989.txt

(19 KB) Pobierz
Józef Ignacy Kraszewski

OBRAZKI Z NATURY

I
Ciekawa to nauka, nauka ludzi  i chociaż na niš nie ma katedry, nie ma prawa 
teorii, nie 
ma prawideł, choć to jest nauka, w której czas nauczycielem, każdy powoli w 
cišgu życia 
poduczy się jej trochę.
Któż nie uważał choć raz w życiu, że ludzie, wcale z sobš niepokrewni, majš 
jednak jedni 
z drugimi familijne jakby jakie podobieństwo charakterów, twarzy, ruchów, głosu, 
które by 
mogły ułatwić klasyfikację, gdyby się na niš mógł kto odważyć. Dotšd, mimo prób 
tego 
rodzaju, właciwej nauki człowieka, obejmujšcej charakterystykę duszy jego i 
ciała, nie 
marny; wszystko, co w tej mierze uczyniono, jest widocznie niedostatecznym, może 
dlatego, 
że wszyscy antropologowie1 z fałszywego punktu na człowieka patrzyli, którego 
ani z nosa, 
ani z oczu, ani z guzów frenologicznych2 poznać i zadeterminować3 nie można, 
tylko z tego 
czego niepojętego, zależšcego od całoci i połšczenia wszystkich szczegółów.
Co do mnie, nieraz mi się zdarzyło widzieć bogacza i biedaka jakby w jednej 
formie 
odlanych i tylko tyle różnišcych się, ile ich położenie, wychowanie, wiat, w 
którym żyli, 
różniło, nieraz w najoddaleńszych stronach spotykałem twarze przypominajšce mi 
znajomych 
postacie i charaktery. To mię przekonywa, że klasyfikacja ludzi byłaby podobnš, 
gdybymy 
tylko mogli zadeterminować typy pierwotne, których reszta indywiduów jest 
modyfikacjš 
tylko. Lecz znowu tyle jest odmian, tyle rozmaitoci w ludziach, nawet z sobš 
podobnych i 
charakterami pokrewnych, że dwaj sobie podobni, których by do jednej klasy 
zaliczyć 
wypadało, bywajš jeden karykaturš drugiego, choć oba od tegoż pochodzš 
pierwiastkowego 
typu. Liczba tych pierwiastkowych typów w każdym narodzie jest zapewne bardzo 
okrelona 
i można by jš może w końcu ograniczyć, ale że się nikt temu nie powięca, nikt o 
tym nie 
myli, a w dodatku do tej fizjonomologii4 potrzeba by poszukiwań nad 
charakterami 
mozolnych, długo poczekamy, aż się co podobnego utworzy. Lecz nie bójmy się, 
przyjdzie 
do tego wreszcie, że się znać będziemy! Ludzie tak usilnie pracujš nad odarciem 
wiata z 
reszty złudzeń, które ich szczęcie stanowiš!
Tymczasem, póki ta, o której mowa, historia naturalna człowieka nie zostanie 
stworzona, 
chciejcie przyjšć moje szkice charakterów wybitniejszych i częciej spotykanych 
na naszej 
ziemi. Niektóre z nich sš spólne innym krajom, niektóre wszystkim, inne sš nam 
właciwe 
tylko. Rozumiem, że choć narysowane tylko, przedmiotem zajšć potrafiš.
II
Opiszę wam naprzód filozofa, jakiego mi się często spotykać zdarzyło. Rozumiem, 
że nie 
jest on rolinš naszego tylko kraju, można go zapewne mało co odmiennym w innych 
krajach 
obaczyć.
Do tego wielkiego imienia filozofa, nieskończona iloć ludzi mniej więcej 
słuszne 
miewa pretensje. Największa liczba dobija się tego tytułu tylko jakš dziwacznš 
ekscentrycznociš, przesadzaniem swoich przymiotów, a często i wad. Lecz cóż 
poczšć, 
kiedy do tej przesady często ich popychajš ludzie i okolicznoci! Każdy ma co, 
co go psuje, 
co go zwodzi, co mu pochlebia, co go popycha w drogę fałszywš, do której z 
natury już jest 
skłonny. Spikajš się na to częstokroć ludzie i przypadki, a człowiek podsycony 
pochwałš, 
podziwieniem  coraz żwawiej i z większš determinacjš posuwa się naprzód i 
przychodzi do 
tego w końcu, że się staje karykaturš swoich usposobień i skłonnoci.
Nie mam wcale ochoty malować wam istnego i prawego filozofa, ideału jakiego, 
biorę 
owszem dziwaka tylko, którego nieprawnie czczš tym nazwiskiem. Najsłuszniej zwać 
by się 
on powinien tylko egoistš.
Człek to stary, czerwononosy, siwy, ale żwawy jeszcze i rzewy, oczki ma szare, 
małe pod 
brwiami wzdętymi, zapalone i opasane czerwonš powiekš napuchłš, usta nieco 
zwisie i 
szerokie. Mimo swych pięćdziesięciu i przeszło lat, trzyma się prosto, udaje 
młodoć, nosi się 
nie wykwintnie, lecz czysto, gardzi jednak modš jak miesznociš.
Filozofia jego zależy na tym, żeby niemiłosiernie pędzać, ganić, przeladować 
wszystko, 
co w jakikolwiek sposób da się kwalifikować uczuciem, słabociš, obłškaniem, 
przesšdem 
itp. Nie ma przedmiotu, do którego by uczepić nie potrafił wykrzykników krytyki 
swej, pełnej 
cynizmu, a rzadko nawet dowcipnej. Dla niego wszystko jest miesznym  i wstyd 
młodych 
panien, i rumieńce młodego chłopca, i łzy po stracie czyjej, i wesoła zabawa; ma 
bowiem 
stałe postanowienie utrzymywać się w swej roli recenzenta wszystkich czynnoci 
ludzkich, 
wszystko sprowadza z jego ust diatryby5, ucinki, szyderstwa, bardziej malujšce 
jakš złoć 
zazdrosnš niż myl potężnš. Wszystko mu szkodzi! A najbardziej jednak, gdy w 
towarzystwie 
nie doć uważajš na niego, nie doć go szanujš, nie doć go słuchajš i ceniš. 
Wówczas to 
dopiero wystrzałami swego cynizmu z uwielbieniem stanu natury, z maksymami o 
szczęciu 
bydlšt, wyjeżdża triumfalnie. Znajdzie słuchaczy, a krzyczšc coraz głoniej, 
wrubuje się 
nawet w uszy niechętnym i obojętnym a grzecznym. Kobiety bojš się go jak ognia, 
muszš 
mu się nawet umiechać. Biedne istoty, które on tak nisko ceni, tak po sułtańsku 
traktuje!
Nie chce on, nie umie i z umysłu nie jest dla nikogo grzecznym, zdaje mu się, że 
filozofia 
jego na tym zależy, żeby na nikogo nie uważać, przed nikim się nie uchylić, 
nikomu, 
pobłażania nie okazać. Jest to rodzaj zuchwalstwa taki, że w oczy gotów nasz 
filozof prawić 
najsroższe rzeczy przytomnym, pewien, że jego filozoficzna sława, jego wielkoć, 
postrach, 
jaki wraża jego język niewstrzymany, zasłoniš go od odpowiedzialnoci  przy tym 
wie, że 
stary i że staroć ma swoje przywileje bezkarnoci.
Jednš to dopiero stronę filozofa pokazalimy; z tej strony widzim tylko 
skoncentrowany 
egoizm, działaczem jednym. Pobłażanie ludzi otaczajšcych rozwija w nim naturalnš 
skłonnoć ku gderaniu i poniewieraniu wszystkim; stracone życie, zawiedzione 
nadzieje, 
utopione żšdze wywyższenia się wzbudzajš ten zapał DonKiszoterii przeciw 
wszystkiemu, 
walki z całym wiatem lepszym, piękniejszym, szczęliwszym, niż on się czuje.
Takim się on między ludmi okazuje, lecz w bliższych stosunkach, w inny sposób 
rozwija 
się jego filozofia, a raczej egoizm monstrualny. W domu jest on czystym 
dziecięciem natury, 
jakim by go mieć chcieli najzapaleńsi naturofile6 XVIII w., to jest bydlęciem i 
nic więcej. Nie 
myli nigdy o swej duszy, o czym wyższym, lepszym, wzniolejszym, nic go nie 
zajmuje 
prócz ciała, brzucha i nasycenia zmysłowych chuci. Jest to tyran najsroższy w 
domu, 
wszystko tam jemu tylko służy, żona i dzieci (jeli ich ma), słudzy, krewni, 
gocie. O 
zwyczajnej godzinie musi być podanym jadło, napój, musi być wygrzane łóżko, 
wylecona7 
kšpiel, nałożona fajka  okropne burze, gdy mu co chybi. Sługa chory! co mu do 
tego. Noc, 
słota, boleć, nic u niego nie wymawia najlżejszych uchybień w usłudze koło jego 
osoby. 
Czci on siebie tak wysoko, że nie ma bezprawia, które by kładł w równi z obrazš 
swego 
żołšdka i swoich wygódek zakompromitowaniem8.
Takiego to dziwaka, egoistę, zowiš jednak filozofem i bojš się go, i służš mu 
nawet obcy. 
A jednak bydlę to tylko z twarzš ludzkš, i gdybym klasyfikował ludzi, położyłbym 
go 
najbliżej stanu natury, któren wielbi przy samym barłogu wiernego ucznia natury 
 
wieprza. Jednakże nasz wciekły egoista nie jest całkiem głupi, nie  dał się 
tylko opętać 
swemu cielsku i służy mu duszš. Od czasu jak poczšł swoje bydlęce życie, nie 
czyta, nie 
myli, tylko je i trawi. Wszystkie uczucia szlachetniejsze, uczucia pięknoci, 
cnoty, 
powięcenia, uważa za głupstwo. Jego przysmak wieczorny lub niadaniowy więcej 
znaczy 
dla niego niż losy wiata i ludzi, oddałby swojš niemiertelnoć duszy za dobry 
beefsteak9 lub 
smażone rydze. Sšsiedzi uważajš naszego pana za cudo mšdroci i dowcipu, 
wielbiš, czczš 
go, unoszšc się nad nim, przyjmujš go, pojš, karmiš, słuchajš niegrzecznoci 
jego, za cukier i 
miód przyjmujš jego żarty i ucinki za dowcip najpierwszej próby.
Tymczasem nasz bohater maskuje się bardzo zręcznie, aby się z próżnš głowš swojš 
nie 
wydać; złoć u niego zastępuje naukę i dowcip. Ale przez urywkowe zdania, 
koncepty, żarty, 
nie ujrzysz, co tam dzieje się w jego głowie, nie pojmiesz jego wiary i sposobu 
mylenia, 
często bowiem nawet złapiesz go na sprzecznociach z sobš samym, A to nowy 
fenomen, 
nasz bohater jest komicznš opozycjš; kiedy więc kto z jego własnym zdaniem 
wyjdzie na 
plac, będzie go zbijał, jedynie dlatego, że nie wolno nikomu w jego obecnoci 
mieć racji. Nie 
cierpi też naladowców swoich, chce tylko sam jeden być oryginalnym, wielkim! 
Najmniejsze 
współzawodnictwo niecierpliwi go i pobudza do wojny.
Taki człowiek rzadko się lub nigdy w nowych towarzystwach nie pokazuje; lubi 
tylko 
swoich, przywykłych, swój albo pobłażajšce mu sšsiedzkie domy; obcy ludzie go 
męczš, bo 
wobec nich czuje jaki wstyd, jakš niepewnoć siebie, jakie wahanie się, nim 
się omieli 
wykryć ze swoim egoizmem; zmylać za innš postawę do okolicznoci, ulec, 
pochylić się nie 
potrafi. Boi się także, aby go nie poznano, boi się trafić na podobnego sobie; 
boi się, czujšc 
słabym, aby się nie dać zaćmić.
Chceszli lepiej jeszcze poznać starego egoistę, wejd do jego mieszkania, tu się 
odmaluje 
człowiek w tej skorupie, jakš sobie uczynił. Znajdziesz u niego w domu wszystko 
do wygody, 
nic dla oka i duszy; wszystko wygodne, nic pięknego, żadnej ksišżki, obrazu, 
żadnego nawet 
wyszukanego przedmiotu, który by wydawał człowieka z uczuciem wykształconym, ze 
smakiem. Będš tam tylko wszelkich form, do poobiedniego trawienia, fotele, choć 
stare i 
odarte, łóżko wysoko i miękko...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin