bioterapia.pdf

(157 KB) Pobierz
Strategia działania bioterapeutycznego
Strategia działania
bioterapeutycznego
O tym jak leczyć najogólniej i jak diagnozować przyczyny bólów, schorzeń- chorób.
AUTOR I WŁAŚCICIEL PRAW AUTORSKICH, W TYM ROZPOWSZECHNIANIA, DRUKOWANIA I PRZETWARZANIA W INNEJ
FORMIE NIŻ TA: Wampirek.
Bez zgody autora zabrania się drukowania tego tekstu w formie masowej, płatnej, jakiejkolwiek komercyjnej lub jako część innych
publikacji. Niniejsze prawo do tego ma jedynie autor i to jedynie od niego zależy, czy je wykorzysta i czy tekst będzie miał charakter
komercyjny. Jeśli zapłaciłeś za ten tekst chociaż złotówkę (albo precyzyjniej: cenę kosztów wydruku przekroczono)- zgłoś mi to:
Wstęp teoretyczny
Mimo, iż nie jestem dyplomowanym bioterapeutą (a może właśnie dlatego!) leczeniem
zajmuję się od dość długiego już czasu (kwiecień 2006, gdy wymusiły to na mnie do obrony
ataki astralne, wykierowane na mnie i przyjaciół moich) i idzie mi to naprawdę dobrze. W
90% przypadków (co najmniej) uzyskuję pełny sukces. Pozostałe 10% osób zaś to albo osoby,
z którymi nie kontaktowałem się na żywo (nie jest to wymagane, ale lepiej widzę po aurze, co
powoduje chorobę, gdzie to dokładnie jest i jak się zachowuje- ponadto szybciej informację
zwrotną dostaję zdecydowanie), przez co ich leczenie było trudniejsze, albo te, które za
szybko zrezygnowały z dalszego leczenia tzn. leczyłem je z reguły mniej niż 10 min. i
zawiedzione, że to „nie działa od razu” nie chciały dalej czekać. Większość niemniej osób w
czasie, gdy spędzam z nimi od 15 minut do 1,5 godziny (z przerwami, by nigdy nie było to
dłuższe niż 30 minut, lub gdy siła bólu jest nie do wytrzymania- nie dłuższe niż godzinę)
oznajmia, iż przestało je boleć. Do schorzeń, którymi między innymi zajmowałem się należą:
-bóle kręgosłupa, nerek itp. itd.
-bóle mięśni, stawów, bóle szyi, kolan, łokci
-eliminowałem zakwasy, trądzik
-leczyłem ponadto bóle brzucha, temperaturę, choroby typowo wirusowe i bakteryjne
-bóle głowy wszelkiego typu
-pomagałem chorym na dużo cięższe dolegliwości, gdzie medycyna konwencjonalna zupełnie
sobie nie radziła, między innymi lecząc nogę u jednego wujka, który mógł w końcu na nią
chodzić i nie odczuwał już w niej bólu, oraz lecząc guza na klatce piersiowej u drugiego
wujka, który po 2 dniach od zabiegu, po którym poczuł się zdecydowanie lepiej, zniknął
całkowicie i do tej pory nie wrócił (dodam, że lekarze nie mieli pojęcia, jak się tego pozbyć)
-oraz inne choroby, których było tyle, że w zasadzie wszystkich nie ma sensu wymieniać.
Nie piszę bynajmniej, uprzedzając niektóre złośliwe zapewne opinie, po to, by się chwalić,
tylko by pokazać, że doświadczenie, poparte licznymi praktycznymi przykładami
wyzdrowień, pozwala mi podzielić się tym, co umiem tak, by w przyszłości Tobie było
łatwiej leczyć. Nie mogę więc z prostych powodów pisać o czymś, nie podpierając tego
praktyką. Byłoby to niespójne z mojej strony. Chciałbym w tym artykule napisać przede
wszystkim nie o tym, jakimi sposobami leczyć, ale co o wiele ważniejsze: jak rozpoznać,
gdzie jest przyczyna danej choroby, bo wyleczyć można prawie wszystko wg identycznych
schematów, natomiast namierzyć przyczynę choroby jest nieraz naprawdę trudno, nawet mi.
Można jednak zawsze, posługując się pewnymi schematami (o których i ja przyznaję
zapominam czasem mimo, że sam je wypracowałem) przyśpieszyć leczenie i zminimalizować
ryzyko nawrotów choroby. Zapraszam więc do dalszej lektury.
Etap pierwszy- skanowanie
Jest pierwsza bardzo, bardzo ważna rzecz, od której zacznę- nie baw się w jasnowidzenie i
zabawy ze skanowaniem aury, zanim nie zapytasz osoby, co jej dolega! Nie chodzi o
udowadnianie, że możesz to zobaczyć, a o jej zdrowie i zapamiętaj to! Nie wiem, czy zdajesz
sobie sprawę, ale w aurze jest tyle rodzajów larw i innych tworów energetycznych (nie
wspominając, że większość z nich ma po parę swoich kopii, czy nawet kilkadziesiąt), że
policzenie tego jest niemożliwe, co dopiero pozbycie się łatwe… Zamiast więc myśleć o tym,
która konkretnie larwa jest najbardziej uciążliwa i powoduje realny ból zapytaj osobę-
powiedz jej to, co ja teraz Tobie mówię:
„Mógłbym bawić się w wykrywanie chorób, powiedzieć, co Ci dolega, nie pytając o to,
wskazać dokładnie miejsce i rodzaj bólu, ale nie dość, że jest to czasochłonne, to do tego
niczego nie dowodzi, bo co z tego, że wykryję chorobę, o której i tak wiesz, skoro to wcale
nie musi oznaczać, że to uleczę? Umiejętność widzenia choroby nie jest potrzebna do tego, by
chorobę uleczyć.”
Ekologia jest najważniejsza- brak jej będzie, jeśli będziesz próbować leczyć dolegliwość,
która nie jest największym problemem osoby lub w ogóle nie istnieje- obecność zaburzeń
bioenergetycznych wcale nie musi oznaczać bólu! To najważniejsze!
Sprawa druga, jeśli chodzi o skanowanie aury: jest bardzo duża szansa, że lecząc na początku
odnajdziesz larwy w tym miejscu, które nie będą bezpośrednio związane z chorobą czy
dolegliwością i nawet, jeśli tychże się pozbędziesz ból nie ustąpi. Co więc masz robić?
Usuwać wszystko , co tylko widzisz w tym miejscu i robisz to dopóty, dopóki nie uznasz, że
miejsce jest w 80-100% czyste energetycznie, ale co najważniejsze: dopóki osoba nie poczuje
się lepiej lub całkowicie dobrze. Niektóre choroby mają specyficzne oddziaływanie i mimo,
że ich przyczynę usuniesz nawet całkowicie, to ból przechodzi dopiero po „nocnym śnie”.
Ważne: po nocnym, a nie po drzemce za dnia. Jeszcze nie wiem do końca, dlaczego sen jest
niezbędny i drzemka nie wystarczy, ale faktem jest, że u połowy osób średnio normą jest, że
przechodzi w pełni dopiero po przespaniu się całonocnym. Te same jednak osoby nadal
czują poprawę już za dnia , tylko potrzebują nocy, by całkowicie przeszło. Także pytaj o to,
czy ból ustępuje zamiast sprawdzać to w aurze, bo to często bywa zgubne.
Kolejna ważna rzecz przy skanowaniu: sprawdzaj, czy jest coś, co odtwarza dane zaburzenia
w momencie, gdy ciągle wracają i wtedy pozbywaj się tego czegoś.
Dalej: proś osobę, by na ciele wskazała dotykiem miejsce bólu czy objawów choroby
dokładnie i zakres tej choroby mniej więcej na tyle, na ile może. Osobiście należę do osób,
które zajmują się od niedawna patrzeniem na aurę dłońmi- dotykam miejsca choroby i widzę
w nim zaburzenia o wiele lepiej, niż widzeniem typowym. To też weź pod uwagę.
Ważną sprawą jest też to, by skanowania aury dokonywać raczej w obecności osoby-
widzenie aury mimo, że jest możliwe na odległość, do pewniejsze rezultaty są przy osobie,
będąc fizycznie w jej pobliżu. Poza tym dodatkowo pobyt fizyczny tam, gdzie jest osoba
umożliwia wykorzystanie bardziej wyszukanych metod skanowania aury jak widzenie dłońmi
(widzenie aury przez dotyk, a dokładniej: widzenie tego, co powoduje choroby przez dotyk
tego miejsca fizycznie).
Jeśli leczysz siebie, to dobrze jest od czasu do czasu stosować pewien trick, a mianowicie
patrzeć na aurę tak, jak widziałby ją inny ezoteryk. Wbrew pozorom jest to często możliwe,
ale co najważniejsze przydatne (weryfikowałem to nawet niedawno „patrząc oczami” kolegi
po fachu, który widzi astral nieco inaczej, co nie znaczy, że gorzej czy lepiej- astral to emocje
i każdy widzi to inaczej nieco). Niektóre istoty, które ze swojej energetyki chcesz wywalić z
racji, że są w Tobie powodują zablokowanie częściowe widzenia astralnego, przez co są
niewykrywalne dla Ciebie mimo, że inni je widzą. Wtedy bardzo dobrym podejściem jest
spojrzeć na siebie tak, jakbyś patrzył cudzymi oczami. Od razu lepiej widać gdzie, co jest.
Ten trick głównie przydatny jest przy autoleczeniu, ale jeśli ktoś dokonał ataku astralnego na
Ciebie i zakamuflował to, w czym Ciebie walnął, to dobrze jest spojrzeć na swoją energetykę
tak, jakby patrzył atakujący, bo jest niemożliwe raczej na dłuższą metę, by stwórca nie
widział tego, co sam stworzył. Sam początkowo nie mogłem dostrzec servitorów
zakamuflowanych przeze mnie, gdy dokonywałem ataku astralnego, ale prędzej czy później
następowało ponowne mapowanie astrala podświadome i wtedy już wszystko było jasne-
widziałem je już normalnie.
Kolejna sprawa ważna: rób zbliżenia danych obszarów energetycznych jak największe.
Niektóre larwy są tak małe, że prawie ich nie widać i bez zbliżenia możesz nie mieć
świadomości, że istnieją, co nie zmienia faktu, że one dalej tam są i mimo rozmiarów mogą
być bardzo szkodliwe. Bierz to pod uwagę. Dość często zdarza mi się, że w rozmiarach
naturalnych nie widzę larw i dopiero przybliżenie się pozwala ujrzeć je w pełni. Przykładem
tego, jak zbliżenie może się przydać są choćby oczy, które w końcu nie należą do
największego organu. Przykłady rzecz jasna można mnożyć w nieskończoność,
Etap drugi- przygotowanie na rezultaty
Pamiętaj przede wszystkim tutaj, by nastawić pacjenta na to, że go wyleczysz, ale może nie
udać się to przy pierwszym podejściu w pełni i by nie zrażał się tym. Nastaw też go, że
choroba może wrócić, ale jest to rzadkie by wiedział, że wtedy zwyczajnie trzeba dokończyć
leczenie. Często dobra sugestia, która nastawi optymistycznie osobę na efekty się przydaje-
pamiętaj, że nie jest takie ważne, czy wyleczyłeś kogoś dlatego, że w to uwierzyła ta osoba,
czy dlatego, że faktycznie masz dar. Oczywiście nie byłbym spójny gdybym stwierdził, że
mogę wyleczyć osoby tylko dlatego, że w to wierzą. Właśnie kwestia wiary (z mojego
doświadczenia) ma tutaj najmniejsze znaczenie. Mogę nie wierzyć w powietrze, nie widząc
go, co nie zmienia faktu, że to ono daje mi życie i siły. Tak samo mogę nie wierzyć w aurę,
energie i bioterapię, ale dalej to wpływa na mnie i na moje zdrowie, na moje ciało fizyczne,
na moje samopoczucie. Rozumiesz to teraz? Wiara ułatwia Ci pracę z pacjentem, gdyż w ten
sposób nie odrzuca w ogóle chęci Twoich, by mu pomóc, ale nie jest niezbędna do leczenia!
Większość osób, które leczyłem, nie wierzyła ani trochę w efekty z racji, że skrajny
racjonalizm lub co najmniej średni racjonalizm u nich dominował. W zasadzie to chyba nie
znam więcej niż 2-3 osób, które by od razu były pewne, że dam radę je wyleczyć (mówię tu o
osobach, które po raz pierwszy próbowałem leczyć- nie o tych, którym wcześniej pomagałem,
bo one nie muszę wierzyć, że mogę je wyleczyć- one już wiedzą, że to umiem!). Podkreślam
więc ponownie: to nie jest kwestia wiary czy sugestii! Często nawet specjalnie mówię, że
nie mam pojęcia, czy wyleczę osobę. Unikam presupozycji i ich nie stosuję mówiąc o tym,
jak patrzę na szansę wyleczenia. Niemal zawsze podkreślam, że sam nie wiem, czy wyleczę
osobę, a jedynie, że jest duża szansa na to, a i tak nie mają te osoby nic do stracenia, skoro
lekarze i leki przeciwbólowe czy przeciwchorobowe im nie pomogły. Tylko to, że naprawdę
wiedzą, że nie będą mieć z tego strat finansowych, a spróbować nie zaszkodzi je nakłania do
tego. Mimo pesymizmu, często skrajnego, oraz braku wiary w efekty więc wyleczyć można.
Powiem to po raz ostatni więc: to nie jest kwestia wiary w efekt, w moc wyjątkową
uzdrowiciela, czy w cudowne uzdrowienie i nie jest od tego zależne- liczy się kompetencja
bioterapeuty i jego realne umiejętności.
Kolejna ważna rzecz: nastaw osobę, że potrwa to jakiś czas- 15 minut do godziny. Nastaw też
ją na to, że choć niektórzy czują w tym czasie w różny sposób energię uzdrowiciela, to to
wymaga od osoby uzdrawianej wyjątkowej wrażliwości na ruchy energii, którą nie każdy ma
mimo, że można tą wrażliwość odblokować. To, czy czuje się energię, czy nie, nie ma jednak
wpływu na efekty. Proś osobę, by niezależnie od tego, czy odczuwa coś czy nie, nie
przerywała terapii, nim jej o to nie poprosisz tzn. by nie otwierała oczu, zanim Ty jej tego nie
powiesz.
Etap trzeci- leczenie
Zacznę od tego, że w ezoteryce, o czym nie wspominałem tak dokładnie w pozostałych
artykułach na stronie, o ile w ogóle, bardzo ważny jest gest. Jeśli wykonasz gest wyciągania
czegoś fizyczny tzn. przesuniesz rękę fizyczną w powietrzu tak, jakbyś coś w niej trzymał itp.
lub jakbyś coś z aury czyjejś wyciągał i zrobisz to z własną wiarą w to, że to robisz, to
naprawdę to robisz! Można to też zrobić i z reguły tak to robię, gdy osoba nie widzi, jaki gest
wykonujesz, by jej nie sugerować, czego ma oczekiwać. Każdej osobie, którą leczę karzę
mieć zamknięte oczy, gdyż wtedy łatwiej wchodzi w trans, a w transie aura poszerza się i jest
generalnie silniejsza- łatwiej leczyć. W trans energetycznie wprowadzam i trwa to najwyżej 3
sekundy- głębokich transów nie trzeba. Aura się poszerza wtedy. Zamknięte oczy są ważne
dla mnie osobiście oraz to, że jestem sam na sam z pacjentem, gdyż wiem wtedy, że nikt, kto
myśli zbyt racjonalnie, nie będzie oceniać tego, co robię, nie będzie oceniać tego, że np.
macham dłońmi nad ciałem fizycznym osoby, gdy np. wyjmuję coś z aury. Nie zdziwi
nikogo, kto tego zwyczajnie nie widzi to, że np. gestem coś wylewam do aury osoby. Gest
bardzo ułatwia leczenie. Nie muszę wizualizować wtedy intensywnie czegoś, bo kinestetyka
sama w sobie ciała fizycznego zastępuje wizualizację. U mnie podstawowymi gestami są:
-wyciąganie- przesuwam rękę fizyczną do przodu z otwartą dłonią z intencją, by weszła w
wewnętrzną część aury i łapię „to coś”, co powoduje ból
-polewanie/posypywanie itp.- szybkim machnięciem ręki najpierw powoduję, że coś jest w
mojej dłoni, a potem to coś zwyczajnie nad ciałem fizycznym osoby mogę wylać. Czasem
wykonuję zastępczo gest po prostu wzięcia czegoś do ręki, czyli trochę tak, jakby to było od
dawna, a ja w danym momencie tylko bym to brał i trzymał w ręce.
-zdmuchiwanie negatywnych energii- lekko dmuchasz na pacjenta tzn. jest to bardziej
widoczne niż wyczuwalne czy słyszalne przez osobę- nie jest to silniejsze niż oddech Twój, a
chodzi tylko o to, by pewien gest na poziomie podświadomym, wykonany przez Ciebie,
został przetworzony na wysłanie konkretnego rodzaju energii
-głaskanie- jest to ruch taki, jakbyś chciał np. na plaży wyrównać nierówności, by
powierzchnia była gładka. Może być użyte przy leczeniu guzów, trądziku itp.
-pstryknięcie- jeśli potrzebuję jakiegoś tworu energetycznego i wiem, co to ma konkretnie
być, to nieraz po prostu pstrykam, a gdy dłoń od razu po rozkładam tzn. tak, że jest płaska to
na niej „leży już to, czego potrzebuję”, czyli pstrykam i wyprostowuję palce tuż po tym, by
mieć już na ręce odpowiedni twór energetyczny
Pamiętaj, że każdy gest, jaki wykonujesz, który ma dla Ciebie sens na poziomie świadomym,
któremu taki sens świadomie nadajesz jest skuteczny. Najważniejsze więc jest to, byś
stosował dokładnie to, na co w danej sytuacji masz ochotę, a nie wyuczone passy, głaski itp.,
które są opisywane w książkach do bioenergoterapii.
Jedną z prostych technik leczenia, z tych, których nie da się nawet za bardzo nauczyć, bo
osoby to stosujące z tym darem się nauczyły jest leczenie przez dotyk: bioterapeuta o silnym
magnetyzmie dotyka chorego miejsca i choroba ustępuje, gdy chwilkę przytrzyma tam swoje
dłonie. Znam kilka osób, które leczyły w ten sposób, niemniej ta metoda mimo, że często
wystarcza, to na ciężkie dolegliwości jest nieodpowiednia i do tego może przerzucić chorobę
na leczącego. Tutaj więc dodatkowa uwaga: mimo, że sam z racji używanych metod nie
stosuję tego, to Ty, gdy leczysz swoimi technikami, stosuj ochronę energetyczną. Mi wolno
chodzić bez niej, bo moja energetyka nie bierze nic z zewnątrz od osoby chorej. Mimo
jednak, że sam tego nie stosuję, co wydawać by się mogło jest w pewien sposób niespójne to
z racji, że wiem o niejednym przypadku, gdy leczący używając innych niż ja technik, brał na
siebie chorobę, Ty powinieneś dla świętego spokoju założyć sobie ochronę energetyczną.
Lepiej zapobiegać, niż leczyć.
Jeśli jesteś osobą wierzącą w cokolwiek to proś o wsparcie- czy to duchowych opiekunów,
czy to Boga bezpośrednio, czy to Chrystusa. Nie wiem, na ile to kwestia własnego
przekonania, a na ile faktycznej mocy wiary, ale prosząc o wsparcie Chrystusa podczas
któregoś leczenia z rzędu, czyli stosując coś, co nazywa się uzdrawianiem duchowym wg
niektórych literatur bioterapeutycznych czułem, że moja energetyka jest nawet 10 razy
silniejsza, niż przy typowych technikach. Nie byłem wtedy wierzący dodam, by podkreślić, że
chyba to nie do końca wiąże się z wiarą samą w sobie. Pomógł mi wtedy i głęboko jestem o
tym przekonany- przekonany, bo wiedzieć tego nie mogę nawet, jeśli powtórzyłbym
eksperyment tysiąc razy. Uzdrawianie duchowe stosowałem tylko kilka razy i zawsze moja
energetyka była o wiele silniejsza, gdy używałem tego, zamiast zwykłych metod
bioenergetycznych. Po pierwszym udanym uzdrowieniu duchowym nawróciłem się na wiarę
w Boga. Jestem od tego momentu osobą głęboko wierzącą mimo, że do kościoła nie chodzę,
ani nie modlę się. Wiara dla mnie jest czymś o wiele głębszym, niż pójście do kościoła czy
modlitwa. Być wierzącym, to żyć w miłości i przede wszystkim pomagać innym, gdy tego
potrzebują i gdy w naszej ocenie zasługują na to. O wierze świadczy to, kim jesteś a nie to,
jak się modlisz. Żyć w jedności z Bogiem trzeba cały czas, a nie tylko w niedzielę przez jedną
godzinę na mszy kościelnej. Zapamiętaj to. W uzdrawianiu duchowym ważne jest też to, że
nie możesz nim leczyć siebie- inny bioterapeuta mógłby to dla Ciebie zrobić, jeśli go
poprosisz, ale ten rodzaj duchowej pomocy jest czysto altruistyczny i nie możesz wykorzystać
tego, by pomóc sobie. Nie zmienia to jednak fakty, że lecząc innych leczysz i siebie- to jest
bardzo częsty skutek „uboczny”.
Kolejna rzecz: sam nie musisz być w pełni zdrowy w danej chwili, by jednak móc wyleczyć
osobę z innej choroby, która Ciebie akurat nie nęka. Łatwiej wyleczyć kogoś niż siebie i
chociaż ja sam siebie zawsze leczę i nigdy nie proszę o to kumpli po fachu, choć wiem, że
mogą to zrobić tak skutecznie jak ja (lub czasem mniej, a nieraz nawet lepiej niż ja sam), to
realnie rzecz ujmując jest naprawdę dużo trudniej leczyć siebie niż innych. Wpływa na to
wiele czynników- nie widzisz chociażby ciała fizycznego swojego bezpośrednio, a lustro to
już nie to samo… Ponadto choroba powoduje nieraz, że zamiast skupiać się na rozwiązaniu
zbytnio skupiasz się na bólu, jaki ona powoduje, czy dolegliwościach. Dekoncentracja jest
więc znaczna i trudniej się leczyć.
To, co jeszcze musisz wiedzieć to to, że czasem pozornie stworzyć możesz wyleczenie osoby
z przyczyny, a tylko tą przyczynę na chwilę usuwasz. Co mam na myśli? Otóż wysłanie w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin