Catherine George - Apartament nad Tamizą.pdf

(487 KB) Pobierz
sz15
Catherine George
Apartament nad Tamizą
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wysiadał z taks´ wki, kiedy od Tamizy z wyciem
nadleciał wiatr. Bolały go wszystkie ko´ci. Pospieszył
do budynku i wsiadł do windy, zupełnie bezradny
wobec silnej infekcji wirusowej. Na najwy˙szym pi ˛ t-
rze wysiadł z trudem i ruszył ku ciepłemu wn˛trzu
swojego mieszkania na poddaszu. Zrzucił płaszcz prze-
ciwdeszczowy, poło˙ył teczk˛ na komodzie w przedpo-
koju i, pogra˛˙ony w marzeniu o gora˛cej kawie z whisky,
otworzył kuchenne drzwi.
Kuchnia, cała w stali i granicie, l´niła, tak jak si˛
spodziewał, nieskalana˛ czysto´cia˛, ale nie była pusta.
Na jednym ze stylowych stołk´ w przy barze siedziała
nieznana mu, młoda kobieta. Wpatrzona w ekran lap-
topa wcale go nie zauwa˙yła. Zanim zdołał poprosi´
o wyja´nienie, rozkaszlał si˛ sucho. Kobieta odwr´ ciła
głow˛, spojrzała na niego skonsternowana i zsun˛ła si˛
ze stołka.
– Pan Tennent? – zapytała zaskakuja˛co gł˛bokim,
chropawym głosem. – Bardzo przepraszam. To napra-
wd˛ pierwszy raz, daj˛ słowo.
Lucas Tennent patrzył na nia ˛ t ˛ po.
– Jaki pierwszy raz? I kim pani, u diabła, jest?
– Pa´ ska ˛ sprza ˛ taczka ˛ .
6
CATHERINE GEORGE
Zamrugał.
– Moja˛ sprza˛taczka˛?
Skin˛łagłowa˛ i zarumieniła si˛.
– Bardzo dzi˛kuj˛ za czek, kt´ ry mi pan dzisiaj
zostawił– chyba ˙e chce go pan z powrotem?
– Dlaczego miałbym go chcie´ z powrotem? – roz-
dra˙niony, zmagał si˛ z faktem, ˙e oto miał przed
soba˛ E. Warner, kt´ ra utrzymywała jego mieszkanie
w idealnej czysto´ci. Nie starsza˛ pania˛ w fartuchu,
ale młoda˛ dziewczyn˛ wd˙insach i bluzie, o smo-
listoczarnych, faluja˛cych włosach, niedbale zebranych
ww˛zeł.
– Panie Tennent – odezwała si˛ po chwili – nie
wygla˛da pan za dobrze.
– Czuj˛ si˛ fatalnie – burkna˛ł. – Ale wr´ ´my do
tematu. Co to za laptop?
– Na baterie, wi˛c nie zu˙ywałam panu pra˛du.
– Tak jakby to było najwa˙niejsze – rzucił z sarkaz-
mem. – Chc˛ wiedzie´, co pani robiła.
Zacisn ˛ ła szcz ˛ ki.
– Nie powiem.
– Nalegam.
– Nic karalnego, panie Tennent. To kurs korespon-
dencyjny.
– A normalnie gdzie pani nad nim pracuje?
– U siebie. Niestety podczas przerwy semestralnej
nie mog˛ tam liczy´ na spok´ j i cisz˛, wi˛c popracowa-
łam troch˛ tutaj. Ale mieszkanie jest sprza˛tni˛te.
– No c´ ˙,˙ałuj˛,˙e wr´ ciłem wcze´niej i zepsułem
pani zabaw˛ – zacza˛ł, ale reszt˛ sł´ w zagłuszył gwał-
towny atak kaszlu.
APARTAMENT NAD TAMIZA˛
7
Ku swojemu zdumieniu został delikatnie podprowa-
dzony do barowego stołka.
– Prosz˛ na chwil˛ usia˛´´, panie Tennent – powie-
działa ciepło. – Ma pan jakie´ leki?
Zaprzeczył ruchem głowy, z trudem łapia˛c oddech,
i usadowił si˛ na stołku.
– Prosz˛ mi zrobi´ kawy, zapłac˛ pani podw´ jnie.
Rzuciła mu mia˙d˙a˛ce spojrzenie, odwr´ ciła si˛ na
pi˛cie i zabrała do mielenia kawy, wcia˛˙ sztywna z obu-
rzenia. Lucas podparł brod˛ dło´ mi i milczał, patrza˛cna
E. Warner. Pochyliła si˛ teraz, by zamkna˛´ komputer
i nala´ kawy.
– Ju˙ my´lałem, ˙e mam halucynacje – rzucił lek-
ko, kiedy zapach jego ulubionej kawy wypełnił pomie-
szczenie. – Laptop wydaje mi si˛ do´´ nietypowym
akcesorium gospodarstwa domowego.
Łykna˛ł mocnego, paruja˛cego płynu z fili˙anki, kt´ ra˛
postawiła przed nim.
– Dzi˛kuj˛. Uratowała mi pani ˙ycie.
Potrza ˛ sn ˛ łagłowa ˛ , marszcza ˛ c brwi.
– Nie sa˛dz˛. Powinien pan le˙e´ w ł´ ˙ku.
– Zaraz si ˛ kład ˛ . – Uni´ sł brew. – Nie napije si ˛
pani kawy?
U´miechn ˛ ła si ˛ i na jej buzi pojawiły si ˛ dołeczki.
Zauwa˙ył,˙e miała bardzo pon˛tne usta, nieumalowa-
ne, pełne i wyra´nie cału´ne. Chyba majacz˛, pomy´lał
z niesmakiem. Miał nadziej˛,˙e dziewczyna nie zdołała
odczyta´ jego my´li.
– Wydawało mi si˛ bezpieczniej... zaczeka´ na za-
proszenie – powiedziała.
Lucas skina˛ł iskrzywił si˛, bo ruch pogł˛bił b´ lgłowy.
8
CATHERINE GEORGE
– Zapraszam na kaw˛, panno Warner – powiedział
oficjalnie. – A mo˙e pani?
– Panna.
– A imi˛?
– Emily.
Zerkn˛ła na niego ze zmarszczonymi brwiami.
– Panie Tennent, czy mog˛ dotkna˛´ pana czoła?
– Prosz˛ bardzo. – Poddał si˛ dotykowi chłodnej
dłoni. – No i jaka diagnoza?
– Wysoka gora˛czka. Mam nadziej˛,˙e to grypa.
– Nadziej˛?
– Lepiej grypa ni˙ co´ gorszego. – Zawahała si˛,
a potem si˛gn˛ła po le˙a˛cy na podłodze plecak i wycia˛g-
n˛ła opakowanie paracetamolu. – We´mie pan? Dwie
teraz i dwie na noc. I prosz˛ du˙o pi´.
Zadziwiała go.
– Bardzo pani miła, Emily, a mo˙e woli pani bar-
dziej oficjalnie...?
– Pan płaci, wi˛c pan wybiera, panie Tennent.
– Spojrzała na zegarek i schowała laptopa do plecaka.
– Nie zda˛˙˛ wypi´ kawy. Musz˛ lecie´. Zabieram bli´-
niaki do kina.
– Bli´niaki?
– To dzieci mojego gospodarza. Maja ˛ przerw ˛ se-
mestralna˛ i na te kilka godzin odcia˛˙am ojca w opiece
– wyja´niła. – Zrobiłam zakupy, wi˛c ma pan du˙o
soku pomara´ czowego i owoc´ w. Do widzenia. B˛d˛
jak zwykle w poniedziałek. – Popatrzyła na niego z tro-
ska˛. – Jest kto´, kto si˛ panem zaopiekuje?
– Nie ˙yczyłbym tego wirusa najgorszemu wrogo-
wi. Obawiam si˛ o pania˛ – dodał nagle.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin