Kubiak M Dorota i megality.txt

(472 KB) Pobierz
Miros�aw J. Kubiak

DOROTA I MEGALITY

Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Cze�� pierwsza
KR�GI KAMIENNE W ODRACH
G��boko mam w pami�ci ostatni z Tob� wiecz�r kwietniowy,
kiedy razem do szale�czego zawrotu g�owy
ogl�dali�my, ogromne sp�aszczone S�o�ce,
lini� horyzontu, z czu�o�ci�, delikatnie pieszcz�ce...
Ty sta�a� obok,
na m� obecno�� niewra�liwa (...)
krwaw� egzekucj� dnia nieszcz�liwa...
Ka�de zjawisko na ziemi jest alegori�, a ka�da alegoria otwart� bram�, przez 
kt�r� dusza, je�li jest
gotowa, mo�e wej�� do wn�trza �wiata, gdzie ja, ty, dzie� i noc stanowi� jedno. 
Ka�da istota ludzka
napotyka gdzie� w trakcie swego �ycia tak� bram�, ka�demu jawi si� my�l, �e to, 
co widziane jest alegori�,
poza kt�r� znajduje si� duch i odwieczne �ycie. Niewielu z pewno�ci� przechodzi 
przez t� bram�,
odrzuca barwne iluzje dla przeczuwanej rzeczywisto�ci, kt�ra rozpo�ciera si� 
wewn�trz... (Herman
Hesse IRYS).
Dochodzi�a godzina 851, kiedy zawiadowca niewielkiej stacji kolejowej w 
Wierzchucinie energicznie
podni�s� zielony lizak do g�ry i poci�g osobowy relacji Bydgoszcz - Gdynia przez 
Ko�cierzyn� delikatnie
szarpn�� i troch� majestatycznie, aczkolwiek zdecydowanie, p�ynnie 
przy�pieszaj�c, ruszy� w
dalsz� drog�...
Marek Konarzewski, z lekko sennym znudzeniem do�wiadczonego podr�nego, 
wpatrywa� si� w m�czyzn�
w czerwonej kolejarskiej czapce, ubranego w elegancki granatowy s�u�bowy mundur, 
powoli
przesuwaj�cego si� wzd�u� okna wagonu, przy kt�rym siedzia�. Kiedy kolejarz 
znikn�� z pola widzenia,
Marek nie�wiadomie skierowa� sw�j wzrok na zmieniaj�cy si� za oknem wspania�y 
krajobraz Bor�w
Tucholskich. Poci�g niezauwa�alnie przy�piesza� i przez chwil� Marek da� si� 
wci�gn�� w zabaw�
wzgl�dno�ci ruchu. Jako fizyk wiedzia�, �e to poci�g, w kt�rym siedzi, si� 
porusza, a �wiat za oknem
jest nieruchomy. Dobrowolnie i z wielk� ochot� podda� si� jednak regu�om 
wzgl�dno�ci ruchu i przez
chwil� ulega� z�udzeniu, �e to wagon stoi, a przesuwaj� si� tylko obrazy za 
oknem, zgodnie z rozkazami
Wielkiego Czarodzieja Relatywno�ci.
Poci�g, sk�adaj�cy si� z sze�ciu wagon�w pomalowanych w jasno zielony kolor, 
delikatnie mkn�� nitk�
stalowych szyn przez wspania�e tereny Bor�w Tucholskich, gdzieniegdzie 
przetykane majestatycznie
b��kitnymi i dostojnymi jeziorami lub wartko p�yn�cymi, ciemno zielonymi 
rzeczkami.
R�wnin� tucholsk� ostatecznie ukszta�towa� przed tysi�cami lat pot�ny zimny 
lodowiec o grubo�ci
ponad tysi�ca metr�w. Ogromny l�dol�d bezlito�nie mia�d�y� ziemi� w swoim 
nieub�aganym pochodzie
na po�udnie, nios�c ze sob� ogromne g�azy z brutalnie rozdartych masyw�w 
g�rskich w Skandynawii,
pozostawiaj�c po sobie niezliczone zwa�y piasku i gliny oraz ogromne ilo�ci, 
r�nych kszta�t�w
i kolor�w oraz r�nych wielko�ci kamieni. Kiedy spe�niwszy swoj� misj� leniwie 
cofa� si� w swojej
w�dr�wce na p�noc wysy�a� spod swojej topniej�cej masy lodu setki wartko i 
rado�nie p�yn�cych �yciodajnych
strumieni, nios�cych z�ocisty, drobniute�ki piasek i ma�e kawa�eczki 
��tobrunatnej gliny.
Na uwolnionej od lodowca ziemi wyros�y wspania�e lasy, tworz�c rozleg�y kompleks 
dzisiejszych Bor�w
Tucholskich - wspania�e i dorodne bory sosnowe z domieszk� brzozy grucza�kowatej 
i osiki, a w
podszyciu ja�owca, jarz�biny i kruszyny. By�y one ulubionym miejscem wycieczek 
turyst�w z r�nych
stron kraju, pragn�cych przebywa� w tym zielonym kr�lestwie ciszy i spokoju oraz 
czystego, pe�nego
olejk�w eterycznych, le�nego powietrza. W ciszy Bor�w Tucholskich, z dala od 
t�tni�cych swoimi
sprawami ludzkich osad, dzikie zwierz�ta nie p�oszone przez cz�owieka �y�y nadal 
wed�ug swoich odwiecznych,
niezmiennych Praw Natury...
��to z�ociste promienie s�oneczne rado�nie i beztrosko wpada�y przez wielkie 
okna do wn�trza wagonu.
Troch� zaczepnie, troch� bu�czucznie, lecz delikatnie i z sympati� zaprasza�y do 
zabawy podr�nych,
rado�nie podskakuj�c na ich twarzach. Biega�y po ich kolorowych ubraniach, 
ta�czy�y na ich
baga�ach i odwa�nie, tak jak zawsze ch�tne do zabawy ma�e kotki, myszkowa�y po 
mrocznych zakamarkach
jad�cego wagonu. Przyczajone gdzie� w ukryciu w tryskaj�cym zieleni� lesie, z 
napi�t� do
ostatnich granic uwag�, czeka�y na w�a�ciwy moment do zmasowanego i 
niespodziewanego ataku.
Nagle, w u�amku sekundy, przeskakiwa�y z jakiego� ciekawego i tajemniczego 
miejsca w lesie do p�dz�cego
wagonu, by po kr�ciutkiej chwili, zbroiwszy jakie� psoty, wr�ci� tam z powrotem, 
schowa�
si� i chwil� odpocz��, przed dalsz� zabaw�...
�liczny, s�oneczny wiosenny czerwcowy poranek ochoczo wprawi� Matk� Przyrod� w 
radosn� ekstaz�
i udzieli� si� r�wnie� pasa�erom poci�gu...
Marek lekko rozmarzony przeni�s� sw�j wzrok na siedz�c� naprzeciw niego Dorot�. 
By�a elegancko i
na sportowo ubrana, w �nie�no-bia�� bluzk� z kr�tkimi r�kawkami, podkre�laj�c� 
pe�ne kobieco�ci
piersi, bia�� sp�dnic�, d�ugie, prawie do kolan bia�e skarpety oraz sportowe 
obuwie. Cieniute�ki i z�oty
�a�cuszek na szyi oraz zmys�owy i delikatny zapach ekskluzywnych perfum Aredvi 
Szera - prezent od
Marka - dope�nia� jej obecno�ci. Na ramionach mia�a zarzucony bia�y sweter z 
d�ugimi r�kawami, lu�no
opadaj�cymi na piersi. S�oneczne promienie rado�nie skaka�y po jej twarzy, ma�ym 
zmys�owym
do�eczku na brodzie, d�ugich czarnych, spadaj�cych na ramiona w�osach i biega�y 
po niewielkich rozmiar�w,
pomara�czowego koloru ksi��eczce, kt�r� lekko pochylona, w skupieniu i z 
zaciekawieniem
czyta�a. Urod� Doroty dope�nia�y doskonale dopasowane do jej ucha male�kie z�ote 
kolczyki, uformowane
w kszta�cie ko�skiej podkowy przez pomys�owego i bardzo zdolnego jubilera 
z�otnika.
Marek przez chwil� uwa�nie przygl�da� si� Dorocie, a z wyrazu jej twarzy 
pr�bowa� odgadn��, czy ta
jego ulubiona ksi��eczka Irys Hermana Hessego b�dzie r�wnie� jej ulubion� 
ksi��k�. By� to ma�y podarunek
od niego, kt�ry podarowa� Dorocie tu� przed przesiadk� na stacji w Laskowicach. 
Wtedy te�
wyzna�, �e chcia�by, aby czyta�a t� ksi��k� nie rozumem do�wiadczonej doros�ej 
osoby, lecz czystym
sercem i intuicj� dziecka.
Losy tego prezentu by�y niezwyk�e...
Dorota czuj�c delikatn� si�� spojrzenia Marka przerwa�a na chwil� czytanie 
tekstu. Podnios�a lekko
g�ow� i oczy ich spotka�y si� w milcz�cym, lecz nami�tnym pojedynku. Przez 
chwil� trwa�o zmaganie,
lecz kiedy tylko zmru�y�a w spos�b charakterystyczny tylko dla niej swoje 
niebieskiego koloru oczy,
pozostawiaj�c jedynie ma�e szparki, wynik tego cudownego starcia szybko i 
zdecydowanie zacz�� si�
przechyla� w kierunku Doroty. Marek bez oporu i ch�tnie podda� si� bez dalszej 
walki, a jako rekompensat�
otrzyma� delikatny i radosny u�miech. By� on rozkosznym promieniem s�onecznym, 
kt�ry
�mia�o o wczesnym wschodzie S�o�ca rozp�dza resztki mrocznych nocnych koszmar�w 
i g��bokich
l�k�w. Przecieraj�c zaspane oczy, przygl�da si� w kropli rosy, mieni�c si� 
milionami drobniute�kich
diamencik�w. Napawa otuch� nowy, rodz�cy si� dzie�. Wprawia w ciep�e, przyjemne 
mrowienie w
okolicy serca, dzia�aj�c uspokajaj�co i koj�co...
Marek zawsze przywo�ywa� ten u�miech Doroty w trudnych chwilach osamotnienia i 
my�l o nim - te
charakterystycznie zmru�one ocz�ta z b�yszcz�cymi rado�nie i troch� kpiarsko 
szparkami �renic - dodawa�a
mu otuchy i nowych si� do pokonywania r�nych �yciowych trudno�ci i przeszk�d.
D O R O T A...
Imi� od pewnego czasu dla Marka magiczne, pe�ne delikatnego i orze�wiaj�cego 
powiewu. Niedo�cignionych
marze� i rado�ci, przygn�biaj�cego smutku, radosnej nadziei i g��boko 
pora�aj�cej uk�ad
nerwowy, rozterki. Wymawiane pieszczotliwie szeptem, zduszonym przez zaci�ni�te 
do b�lu gard�o, w
takt wolno sun�cych po policzku s�onych �ez. Pisane wieczorami w samotno�ci na 
ma�ych skrawkach
bia�o-niebieskiego listowego papieru, w�druj�cym pi�rem, zapl�tanym w sid�a 
wyschni�tego zielonego
atramentu, magicznych sze�ciu liter alfabetu. Darte na male�kie kawa�eczki by�y 
gwarancj� najwi�kszej
tajemnicy przed �wiatem...
- Dlaczego chcesz, abym czyta�a Irys czystym sercem dziecka, a nie umys�em 
do�wiadczonego doros�ego
cz�owieka? - spyta�a troch� zaczepnie, wk�adaj�c palec wskazuj�cy pomi�dzy 
strony ksi��eczki.
Palec Doroty pe�ni� rol� chwilowej zak�adki. Mi�kki i s�odki jej g�os przywr�ci� 
Marka do rzeczywisto�ci.
- No tak - pomy�la� - Dorota zaczyna si� nudzi� czytaniem i pewnie szuka 
pretekstu do rozmowy oraz
podj�cia tematu sprzed ponad p� godziny, kiedy to wr�czy� jej Irys.
Marek patrz�c w oczy Doroty delikatnie uchwyci� jej d�onie i spr�bowa� wyj�� 
ksi��eczk� trzymaj�c j�
za ok�adk�, lecz natrafi� na �agodny op�r. By� troch� tym zdziwiony, lecz szybko 
odczyta� intencj� Doroty
i wk�adaj�c sw�j palec wskazuj�cy pomi�dzy zaznaczone strony, ju� bez trudu 
przej�� ksi��k�.
Zacz�� szybko wertowa� kartki...
- Czy zauwa�y�e�, �e strony w tej ksi��ce nie s� numerowane? - zapyta�a.
S�owa w tej ksi��ce specjalnie zaakcentowa�a, pr�buj�c zwr�ci� na siebie uwag�. 
Pragn�a by Marek
zn�w patrzy� jej w oczy.
- Mhm - mrukn�� w odpowiedzi i kiwn�� potakuj�co g�ow�. Nie patrzy� na Dorot� 
zaj�ty wertowaniem
stron, wyczuwaj�c jednak ogromn� si�� jej wzroku. Marek wiedzia�, �e nie 
wszystkie strony s� nie ponumerowane,
a Dorota by�a jedynie troch� roztargniona. Przewertowa� kilkana�cie stron, 
trzymaj�c
nadal palec wskazuj�cy w miejscu, gdzie Dorota przerwa�a czytanie. Otworzy� na 
tytu�owej stronie i
przeczyta�:
- Herman Hesse IRYS i inne opowiadania inicjacyjne.
Dorota milcza�a wyczekuj�co, jakby czekaj�c na rozwini�cie tematu. Poci�g 
miarowo stuka� sw�j podr�ny,
metaliczny rytm... Marek nic nie wyja�niaj�c przewr�ci� kilka stron i zacz�� 
p�g�osem czyta�.
IRYS
Wiosny swego dzieci�stwa Anzelm sp�dza� biegaj�c i bawi�c si� w zielonym 
ogrodzie. Jedne z kwiat�w
matki, kosa�ce, by�y mu szczeg�lnie bliskie. Przytula� policzki do strzelistych, 
jasnych, zielonych li...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin