Michałowska Klatka.txt

(23 KB) Pobierz
IWONA MICHA�OWSKA

klatka

SPOS�B, w jaki przyj�to mnie w obcym kraju, odbiega� od oczekiwa�. My�la�em, �e 
b�d� mnie traktowa� jak nieo�wieconego buraka. Rzadko podr�owali�my; oni te� 
niecz�sto do nas zagl�dali. Granicy nikt nie pilnowa�, bo i po co: odmienny 
wygl�d, odzie� i obyczaje zdradza�y nas przy pierwszym kontakcie. Je�li kto� si� 
tam wyprawia�, to jedynie wiedziony m�odzie�cz� ciekawo�ci�. �aden cel 
praktyczny nie wchodzi� w gr�: nie byli�my zdolni do nauczenia si� precyzyjnych 
sztuk, kt�rymi w�adali oni, a wszystkie prostsze prace wykonywa�y u nich 
maszyny, wi�c nawet jako niewykwalifikowana si�a robocza byli�my zupe�nie 
nieprzydatni. Pewnie to dzi�ki wrodzonej niezdarno�ci wci�� cieszyli�my si� 
wolno�ci�.
KIEDY BY�EM jeszcze m�ody, wpada�y do nas od nich przez granic� r�ne 
przedmioty. Trudno by�o powiedzie�, czy wrzucaj� je celowo, czy po prostu jako� 
im si� wysmykuj�, do�� �e mieli�my z nimi dobr� zabaw�. Trafia�y si� wprawdzie 
rzeczy niebezpieczne: w podrzucone b�yszcz�ce nowo�ci� wnyki z�apa� si� kiedy� 
so�tys; najcz�ciej by�y to niegro�ne rupiecie. 
Jednym z ciekawszych znalezisk okaza�a si�  klatka. Znale�li�my j� pewnego ranka 
i przytargali�my do szko�y, nie maj�c poj�cia, do czego s�u�y. Dla nas by�o to 
mn�stwo powyginanych pr�t�w. Oczywi�cie ca�a szko�a natychmiast zebra�a si� 
wok� zagadkowego znaleziska.
- My�l�, �e tam w �rodku siedzi d�in - powiedzia� z min� m�drca Zoran, 
przewodnicz�cy samorz�du uczniowskiego. - Ujawnia si� po wypowiedzeniu 
odpowiedniego has�a.
Kt�ry� z malc�w zaproponowa�, �eby wrzuci� do �rodka kamie� i wyp�oszy� d�ina. 
Nawrzucali�my mn�stwo kamieni, ale nic z tego nie wynik�o. W ko�cu kto� wpad� na 
pomys�, �eby p�j�� po dyrektora, kt�ry jako najm�drzejszy cz�owiek w szkole 
powinien zna� obyczaje d�in�w. 
Dyrektor obejrza� obiekt, obszed� go dooko�a, zmarszczy� brwi, postuka� w pr�ty, 
po czym uda� si� do gabinetu studiowa� ksi�gi. Na czwartej lekcji zwo�a� 
zebranie.
- To jest klatka - oznajmi�. - S�u�y do zamykania zwierz�t, �eby nie mog�y 
uciec.
Potem zademonstrowa�, jak si� otwiera i zamyka klatk�. Okaza�o si� to bardzo 
�atwe. Trzeba przekr�ci� ma�y kluczyk i poci�gn�� za wygi�ty pr�t, drzwi si� 
wtedy otwiera�y i mo�na by�o wej�� do klatki. Potem dociska�o si� ten pr�t i 
ponownie przekr�ca�o kluczyk. Dyrektor otworzy� klatk�, wszed� do wn�trza i 
poprosi� stoj�cego obok ch�opaka o zamkni�cie drzwi. By� to niejaki Mirko, 
pomys�odawca i realizator niezliczonych facecji. Trudno sobie wyobrazi�, �e 
m�g�by przepu�ci� tak� okazj�.
Mirko przekr�ci� kluczyk, wyj�� go z zamka i odsun�� si� od klatki.
- No, dyrektorku - powiedzia� - sugeruj�, aby pan jeszcze raz przemy�la� moj� 
ocen� ze sprawowania.
Dyrektor pocz�tkowo potraktowa� rzecz z humorem. Jednak chwila, w kt�rej 
zobaczyli�my go zdanego na nasz� �ask�, wystarczy�a, �eby�my podj�li milcz�co 
zbiorow� decyzj�, �e tak �atwo nie wypu�cimy go z r�k, a raczej z klatki. Nawet 
je�li Mirko chcia� tylko za�artowa�, internowanie dyrektora sta�o si� faktem.
Zanie�li�my klatk� do gabinetu. Dyrektor nie z�orzeczy�, nie wzywa� pomocy, nie 
grozi� ani nie prosi�, tylko przygl�da� si� wszystkiemu z filozoficznym 
spokojem.
- To jak b�dzie? - zapyta� Vlado, kt�ry powtarza� ka�d� klas�. Mia� ju� 
pi�tna�cie lat, a dotar� dopiero do pi�tej. - Mamy wakacje?
- Wakacje nie - odpar� dyrektor. - Zaraz by tu kuratorium wkroczy�o. Um�wmy si� 
inaczej. Codziennie przychodzicie do szko�y i sami organizujecie  sobie czas. 
Nauczyciele s� do waszej dyspozycji, je�li b�dziecie ich potrzebowa�. Mo�ecie 
tak�e zwraca� si� do mnie ze wszystkimi pytaniami, jakie wam przyjd� do g�owy. 
Musz� jednak by� w dobrej formie, je�li mam na nie odpowiada�. Prosz� wi�c, 
aby�cie mi przynie�li wszystkie moje ksi��ki, a tak�e zadbali o moje wy�ywienie, 
odzienie i toalet�.
Uznali�my to za uczciw� propozycj�. Wkr�tce w klatce dyrektora pojawi�a si� 
balia z wod� i przeno�ny kibelek. Wyznaczyli�my dy�urnych, kt�rzy mieli czuwa�, 
aby dyrektorowi niczego nie zabrak�o. Dla pozosta�ych zacz�o si� wielkie 
�wi�to. Jak nietrudno przewidzie�, w pierwszych dniach dokonali�my totalnej 
demolki, niszcz�c pomoce naukowe, �ami�c �awki, t�uk�c szyby, wyjmuj�c drzwi z 
zawias�w i zje�d�aj�c na nich po schodach. Par� razy trzeba by�o wo�a� 
piel�gniark� zwan� Pigu��. Niestety, okaza�o si�, �e kto� dla zabawy wywl�k� 
wszystkie banda�e i nie ma czym owin�� g�owy ch�opakowi, kt�ry spad� ze schod�w. 
Ale Pigu�a jako� sobie poradzi�a. 
Po kilku tygodniach demolka zacz�a nas nudzi�. Nikt nie wprawia� nowych szyb, 
�eby�my je mogli wybija�, nikt na nas nie krzycza�, nikt nie sprz�ta� zawalonych 
od�amkami szk�a, drewna i plastiku pod��g. Kt�rego� dnia grupa dziewczyn zosta�a 
w szkole po po�udniu i zabra�a si� do sprz�tania. Siedzia�y do p�nej nocy, ale 
kiedy rano wr�cili pozostali, budynek l�ni� jak za starych dobrych czas�w. 
Jedyn� r�nic� by� brak szyb w oknach, znikni�cie niekt�rych drzwi oraz wielu 
krzese�, �awek i niemal wszystkich pomocy naukowych. 
Paru jo�op�w pr�bowa�o na nowo rozpocz�� demolk�, ale szybko spostrzegli, �e nie 
ma czego demolowa�. Ogarn�a nas potworna nuda. Usiedli�my i debatowali�my, co 
zrobi� z mn�stwem czasu, kt�ry nam zosta� do ko�ca roku szkolnego. W ko�cu kto� 
wpad� na pomys�, �eby urz�dzi� lekcje. 
D�ugo dyskutowali�my, kt�rych nauczycieli zaprosi� i na jakich warunkach. 
Stan�o na wyeliminowaniu jedynie kilku naprawd� niezno�nych zgred�w. Obecno�� 
na lekcjach mia�a by� opcjonalna, a oceny stawiane tylko tym, kt�rzy chcieli je 
otrzymywa�. 
POJAWIENIE SI� w szkole wojewody z delegacj� zagranicznych dygnitarzy zaskoczy�o 
wszystkich. Okaza�o si�, �e przyg�up Vlado odebra� telefon w gabinecie dyrektora 
i nikomu nic nie powiedzia�. No i nagle pi�knego wiosennego poranka pojawi�o si� 
w naszych progach trzech wa�nych facet�w, w tym dw�ch zagranicznych. Wi�kszo�� z 
nas nigdy przedtem nie widzia�a cudzoziemca, wi�c stali�my z otwartymi pyskami i 
gapili�my si� jak sroka w gnat. Nikomu nie przysz�o do g�owy, �eby wypu�ci� 
dyrektora. Zreszt�, w ferworze ostatnich tygodni wszyscy stracili z oczu klucz. 
Karmienie i oporz�dzanie dyrektora odbywa�o si� bez otwierania klatki.
Zdr�twia�em, kiedy do mnie dotar�o, �e delegacja za chwil� uda si� do gabinetu 
dyrektora i mo�e si� odrobin� zdziwi�. 
- Mirko - zawo�a�em w panice -  masz klucz?
Mirko bezradnie pomaca� si� po kieszeniach i pokr�ci� g�ow�.
- Zatrzymajcie ich najd�u�ej, jak si� da - przykaza� dwu ch�opakom dy�urnym, po 
czym kiwn�� na mnie i razem pop�dzili�my do gabinetu.
Z klatki wita� nas mi�y, ujmuj�cy u�miech.
- S� k�opoty - zawo�a� do dyrektora zasapany Mirko. - Wali tu delegacja z 
zagranicy, a ja zgubi�em klucz. 
Dyrektor nadal si� u�miecha�. Najwyra�niej nie zdawa� sobie sprawy z powagi 
sytuacji. Z osobistego punktu widzenia mo�e i mia� powody do rado�ci, ale musia� 
zdawa� sobie spraw�, �e kiedy wojewoda o wszystkim si� dowie, naszej szkole 
grozi zamkni�cie, a jemu degradacja. Je�li na domiar z�ego go�cie rozpoznaj� 
swoj� klatk�, mo�e doj�� do mi�dzynarodowego skandalu. Kto uwierzy, �e klatka po 
prostu wpad�a przez granic�?
Wyjrza�em przez okno. Jeden z go�ci wskazywa� w�a�nie puste ramy okienne. Zoran 
gorliwie pr�bowa� zaspokoi� jego ciekawo��.
Po chwili do gabinetu wpad� zast�pca przewodnicz�cego.
- Ju� tu id�! - wrzasn��.
Mirko od d�u�szej chwili bezskutecznie manipulowa� przy zamku. Ja chodzi�em 
nerwowo z k�ta w k�t. Tylko dyro wydawa� si� spokojny.
Wkr�tce na korytarzu zabrzmia�y kroki, po czym drzwi si� otworzy�y i weszli 
przez nie dygnitarze, a za nimi wojewoda. Poch�d zamyka� Zoran.
- Dzie� dobry, panie dyrektorze - rzek� pierwszy dygnitarz k�aniaj�c si� z 
szacunkiem postaci w klatce. Mia� sp�oszony wyraz twarzy, ale stara� si� go 
maskowa� spojrzeniem �wiatowca, kt�rego nic nie zdziwi.
- A oto kolejna innowacja - pospieszy� z wyja�nieniem Zoran - klatka dla 
dyrektora! Przestronne, przewiewne, komfortowe pomieszczenie, umo�liwiaj�ce 
izolacj�, a pomy�lane tak, by nie zak��ca� pracy naszego najwy�szego 
zwierzchnika szeregiem bezsensownych ruch�w i spotka�.
Gapi�em si� przera�onym wzrokiem to na Zorana, to na dyrektora. Ten wydawa� si� 
nieporuszony i ani my�la� prostowa� bredni przewodnicz�cego. Wygl�da�o nawet, 
jakby dobrze si� bawi�. 
- Witam, panowie. - Sk�oni� si� wojewodzie, po czym przeni�s� wzrok na 
cudzoziemc�w. - Czuj� si� zaszczycony, �e to w�a�nie moj� szko�� postanowili 
panowie odwiedzi� podczas napi�tego bez w�tpienia programu wizyty. Czemu 
zawdzi�czam to wyr�nienie?
Wojewoda, kt�ry od przekroczenia progu gabinetu wygl�da�, jakby otrzyma� cios 
m�otkiem w g�ow�, wykrzywi� si� straszliwie i tylko j�kn��. Go�cie zdawali si� 
nie dostrzega� jego za�enowania.
- Poprosili�my pana wojewod�, �eby nam pokaza�, jak funkcjonuje tutejszy system 
szkolnictwa. Poleci� nam t� szko�� jako jedn� z najlepszych w okolicy. Musz� 
przyzna�, �e istotnie jeste�my pod wra�eniem pa�skich nowatorskich pomys��w. 
Przewodnicz�cy samorz�du opowiedzia� nam ju� o idei "przewiewnej szko�y", a 
teraz ta przepi�kna klatka, kt�ra z pewno�ci� tak�e stanowi pa�skie autorskie 
dzie�o!
Wszyscy opr�cz dyrektora i drugiego dygnitarza spiekli raka. 
- Czuj� si� zaszczycony pa�skim uznaniem - rzek� swobodnie dyrektor. - 
Cudzoziemcy nie zawsze potrafi� zrozumie� nasz� kultur�. Idea klatki 
kontemplacyjnej istotnie narodzi�a si� w mojej g�owie. Sama klatka jednak, co z 
pewno�ci� pan�w zdziwi, stanowi podarunek od bratniego narodu, kt�ry maj� 
panowie zaszczyt reprezentowa�. Co jaki� czas otrzymujemy zza granicy prezenty, 
kt�re staj� si� dla nas bod�cem do bada� technologicznych, kulturowych i 
intelektualnych. Przed dwoma miesi�cami sprezentowano nam t� oto klatk�. 
Zg��bi�em histori� wynalazku i obmy�li�em dla niego nowe, szczytne 
przeznaczenie. Nawet sobie panowie nie wyobra�aj�, jak niezm�cony umys� 
zac...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin