HELENA MNISZK�WNA SFINKS Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Wszystkim pogr��onym w mrokach Umberry I Zgn�biony, bezradny przechadza� si� pan Jacek tam i na powr�t po piaszczystym wybrze�u w Port Saidzie. W oczach mia� rozpacz i �zy, na czole g��bokie bruzdy. W zamy�leniu nie dostrzeg� nawet, �e fale morskie, nadp�ywaj�c �agodnymi kr�gami z dalekiej przestrzeni, dotyka�y st�p jego, zaledwo odzianych w zrudzia�e �atane buty, szumi�c przyja�nie bezs�own� muzyk� ukojenia. Pana Jacka nic tu nie zajmowa�o, nie dziwi�o. Wszak widzia� tyle kraj�w, przeby� tyle w�d, l�d�w, do�wiadczy� tyle lat n�dzy, opuszczenia, samotno�ci. Wpatrzy� si� jeno w bezkresn� dal lazurow�, gdzie zenit niebieski zlewa� si� z rozchwian� toni� morza, a wzrok jego wyt�ony i t�skny chwyta�y w postrz�pione za�omy w�d odm�ty i nios�y hen, ku Europie, poprzez po�og� blask�w, poprzez przepychy p�omieni s�onecznych. Ale nie m�g� tak d�ugo patrze�. Na zm�czone oczy starca rych�o opad�y nabrzmia�e czerwone powieki, na rz�sach zawis�o kilka grubych �ez. W�wczas ogarn�� go i �cisn�� mu serce jaki� �al d�awi�cy i z piersi wypad� bezwiednie g�o�ny okrzyk b�lu. � Ach Bo�e, dopiero Port Said, �r�dziemne, kiedy� nareszcie... Wtem us�ysza� za sob� lekki szelest i czyje� przyspieszone kroki. Obejrza� si�. Stan�a przed nim m�oda kobieta wysoka i smuk�a, w podr�nym wytwornym stroju. U�miechn�a si� przyja�nie, �ywo i zapyta�a z prostot�, d�wi�cznym, serdecznym g�osem: � O ile wiem, pan jest Polakiem. Podni�s� na ni� oczy szeroko rozwarte, zdumione, nie mog�c zdoby� si� na odpowied�. � Przepraszam, �e zak��cam panu samotno�� i spok�j, ale s�ysza�am mimo woli okrzyk pa�ski w j�zyku ojczystym, a wszak i ja jestem Polk�. � Pani Polka, Polka! � w uniesieniu zawo�a� starzec. � Bo�e m�j, ja ju� tak dawno nie widzia�em rodak�w, nikogo z Polski! A pani, a pani?... Schyli� si� nagle i gor�co uca�owa� r�ce kobiety. Rozrzewniona przywar�a ustami do jego ramienia, tak dziwn� cze�� wzbudzi� w niej ten starzec. On patrzy� na ni� uparcie z brwi� namarszczon� i niepokojem w duszy. � Sk�d pani tu, sk�d?... Patrzy� na ni� ju� przez �zy. � Jestem w podr�y, jad� prosto z kraju. Czekam tu na statek, by pop�yn�� dalej. � Do Polski?... � spyta� bezwiednie trz�s�cymi si� wargami. Zawaha�a si�. � Na Ocean Indyjski � odrzek�a wymijaj�co. � A pan? Spojrza� na ni� z wyrazem rozczarowania, ale wnet odrzek� z o�ywieniem: � Ja wracam do ojczyzny z Syberii. � Z Syberii! � zawo�a�a, obrzucaj�c go wzrokiem zdziwionym. � Teraz?... � Tak, dopiero teraz, po trzydziestu kilku latach pobytu na zes�aniu. Wyjecha�em b�d�c cz�owiekiem zdrowym, silnym, wracam � pr�chnem ju�. � Ale czemu tak p�no?... � Rozumiem pani�, niestety, nie mog�em wcze�niej, chorowa�em ob�o�nie par� lat, potem musia�em zarabia� na grosz w Chinach, w Japonii. Inni wr�cili wcze�niej, jam siedzia� przykuty now� niewol� � n�dzy. Dopiero teraz rozku�em te straszne kajdany, pracowa�em w pocie czo�a i zarobi�em na powr�t do ojczyzny. Na skrzyd�ach bym polecia� w jednej chwili, a oto znowu przeszkoda... � Czeka pan tak�e na statek. � Tak, zsadzili mnie tu z pok�adu towarowego parowca, kt�ry zamiast do Triestu pop�yn�� wezwany nagle do Algieru. Ot, nieszcz�cie, m�j Bo�e... � Musi pan czeka� par� dni na statek angielski �Batawia�, id�cy do Brindisi. Wyp�yn�� ju� z Adenu � informowa�am si� w porcie. �e za� i ja czekam na statek z Southamptonu, kt�ry b�dzie tu we wtorek rano, przeb�dziemy wi�c wsp�lnie kwarantann�. Korzystaj�c z tego, zabieram pana na �niadanie...Gdzie pan mieszka? � Tymczasem nigdzie, tu mnie wysadzili i tu stoj�. U�miechn�a si�. � No, tak nie mo�na. W hotelu, gdzie si� ulokowa�am, znajdzie si� na pewno pokoik. Tu, w Port Saidzie, nie ma nic ciekawego; znudzona �miertelnie jutro jad� do Kairu i pod piramidy. Pojedzie pan ze mn�, prawda? � Ja, pani... co ja tam b�d� robi�? � Zobaczy pan Sfinksa. � A m�j statek? Wszak musz� na niego czeka�. Spojrza� na ni� podejrzliwie, lecz ona za�mia�a si� weso�o. � Ale�, panie kochany, �Batawia� b�dzie tu zaledwo we wtorek w nocy � dzi� jest sobota. Przecie i pan Morza Czerwonego przez jedn� dob� nie przep�yn��. Wzi�a jego r�ce w swoje d�onie i rzek�a powa�nie: � Niech mi pan ufa, drogi panie, wszak jestem Polk�, los pa�ski wzruszy� mi� serdecznie. Chcia�abym panu u�atwi�, uprzyjemni� to niezno�ne czekanie na lokomocj� do Europy. Prosz� wierzy� rodaczce. Ale ja si� panu dot�d nie przedstawi�am. Halina Strzemska, z Podlasia. Pan Jacek wymieni� swoje nazwisko i wpatrzy� si� z rozczuleniem w towarzyszk�. Oczy jej b�ysn�y zdziwieniem. Przygl�da�a si� mu ciekawie. � Z Podlasia! � zawo�a� pan Jacek � rodzinne moje Podlasie, ukochane! Przebywa�em tam dziecinne lata i m�odo�� swoj�, zanim zamkn�y si� nade mn� mury cytadeli. Kr�tko konspirowa�em w stolicy, a wszystkie �wi�ta i wakacje sp�dza�em zawsze na Podlasiu. Pami�tam t� wie�, widz�, jak na jawie, ��ki prze�liczne rozkwit�e w r�owe sm�ki i ��te przytulie, i rumianki bia�e. A chabry w �ycie! Ach, Bo�e! Widz� rzeczk� kochan�, nazywa�a si� Krzna, p�yn�a w�r�d olszyn mokrych, zatopionych w kwieciu i... i... Zach�ysn�� si� �zami i pochyli� g�ow� na piersi. By� kr�tki moment rozrzewnienia, zadumy. Halina utkwi�a w nim zdumione dziwnie oczy. Nagle �cisn�a jego d�o� z jak�� porywcz� czu�o�ci� i, nawi�zuj�c na nowo przerwan� ni� wspomnie�, ci�gn�a przyciszonym jedwabnym g�osem: � ...i traw soczystych, wysokich, szumi�cych, kt�re sp�ywa�y ku rzeczu�ce b��kitn� zawiej� niezapominajek i k�ad�y si� cicho na szerokich li�ciach wodnego rdestu. Bia�e kielichy nenufar�w, jak du�e motyle rzucone na rzek�, u�miecha�y si� w s�o�cu do ziemskich b��kitnych siostrzyczek. Gdy nasta�y pierwsze dni wiosny, wok� olszyn z�oci�y si� kobierce kacze�c�w ��tych, s�a�y si� u ich st�p, otoczone rojem pszcz�. Olszyny nad Krzn� � to cud wiosny i rozkwitu, to jakby ogr�d zaczarowany, gdzie wszystko �piewa i mi�uje, gdzie mieszka mi�o�� i czar, bo tam si� mo�e pierwszy urok poczyna, a pod tym urokiem p�ynie si� potem w �wiat... Umilk�a zamy�lona, twarz jej poblad�a nieco. Pan Jacek uczu� dziwny niepok�j w sercu i dr�enie, jakby na widok objawionej nagle przesz�o�ci. � Niech pani m�wi, niech pani m�wi � szepn�� cichutko w jakim� ekstatycznym rozmodleniu. � I s� tam borki strzeliste, gdzie seledynow� powodzi� p�acz� brzozy na wiosn�, gdzie sosny butne wznosz� swe m�ode szyszki, a chrz�st ich taki zwyci�ski a taki smutny. Tam kwiecie� rozsypuje bia�e puchy zawilc�w, a czeremcha per�owymi ki��mi si� owija, niby panna m�oda gotowa do �lubu, zakochana. I tu kr�luje mi�o��. �piewaj� o niej rapsody s�owiki i kuku�ka roznosi jej g�o�ny hymn. A gdy wieczorne zadymi� opary, z olszyn, z ��k i bagienek kwitn�cych wznosi si� hejna� gromadny �abich nieszpor�w. Rade, rade, rade, rade, monotonnie a rytmicznie, smutnie a �piewnie raduj� si� wodne gminy. Ludziom wtedy co� piersi rozsadza szcz�ciem, skrzyd�a si� rozwijaj� u ramion i serca kochania chc�... G�os Strzemskiej za�ama� si�. Pan Jacek podni�s� r�k� do czo�a, zapatrzony we w�asne g��bie czy wizj�, kt�ra rozrasta�a si� przed nim w s�o�cu, w t�czach, w melodii s��w b�ogich, pie�ciwych. Zaledwo dos�yszalnym szmerem ust dr��cych powtarza�: � Drogie, kochane Podlasie... Polska... Rzewny g�os Haliny zaszemra� znowu: � I s� na Podlasiu wioski ciche jak sady umajone w kwitn�ce wi�nie, gdzie w ogr�dku przy chacie b��kitniej� lnu grz�dy, pachn� lipy i stoj� szeregi uli miodu i roj�w pe�ne, gdzie w�r�d wiejskich strzech bielej� �ciany ko�cio�a, a z wie�y sygnaturka na Anio� Pa�ski dzwoni. Gdzie wieczorem s�ycha� porykiwania kr�w wracaj�cych z pastwiska, bek owiec i g�o�ne g�ganie g�sich stad, kt�re p�dzi pastuszek, wygrywaj�c na fujarce. A w ka�de �wi�to, w ka�d� niedziel� drogi polne i miedze zakwitaj� kolorami kra�nych chust i we�niak�w; to kobiety d��� do ko�cio�a, by z�o�y� Stw�rcy wszechrzeczy i wszech�wiat�w modlitw� dusz prostaczych, serc mi�uj�cych. A w maju o wieczornych zorzach, w ka�dej wsi pod ukwiecon� kapliczk� lub krzy�em, gromadka ludzi �piewa pobo�nie: �Zdrowa� Maria, Boga Rodzico�... Pan Jacek skuli� si� jako� w sobie, spu�ci� g�ow� bardziej na piersi i oczy zakry� d�oni�. � Och, Bo�e, Bo�e i ja to wszystko b�d� znowu widzia�... ...I s� na Podlasiu krzy�e na rozstajach, w�r�d wierzb rosochatych, samotne, ciche krzy�e, przez lud uci�niony wzniesione potajemnie, cz�sto w nocy, bo by�y czasy krwawe, �e krzy�e obalano, �e lud krew swoj� za wiar� przelewa�, lecz krzy�e przetrwa�y. Rozpo�cieraj� ramiona szeroko w�r�d p�l z�otych, b��kitem chabr�w usianych � i w chabry je stroi lud wierny. Przesz�y burze i gromy i nawa�nice. A one stoj�, bo lud nasz wierzy szczerze, g��boko w mistyczny symbol odrodzenia. Strzemska umilk�a nagle, po twarzy jej przewin�� si� ostry cie� smutku, usta wykrzywi� niespodziewanie lekki skurcz sarkazmu; powoli, powoli misterna tkanka wspomnie�, zadumy rozsnu�a si�, rozchwia�a � pozosta� tylko dra�ni�cy teraz szum fal morskich i dokuczliwa spiekota s�o�ca. Pan Jacek uj�� w swe d�onie obie r�ce m�odej kobiety i szepn�� gor�co: � Teraz wierz� �e� Polka, bo odczuwasz to wszystko, co nasze serca ukocha�y... Zach�d s�o�ca rozla� purpur� na ��tawe piaski pustyni. Krew p�yn�a na ob�okach, bramuj�c ich k��by w jaskrawe obrze�a. Krwawy py� przesyca� powietrze i przylega� do wielkich kopc�w piramid, �e czuby ich �wieci�y jak rubiny, gdy cielska zwaliste pogr��a�y si� ju� w mroku. Smutek przedziwny i jaka� groza sz�a z tej rozlanej czerwieni ku ludziom i dusz� ich poi�a t�sknot�, przejmowa�a l�kiem. Halina by�a zamy�lona, oczy utkwi�a w kolosie Sfinksa jakby w wyroczni. Mo...
Poszukiwany