Piskulak Po trzeciej zmianie.txt

(17 KB) Pobierz
Andrzej Piskulak

Po trzeciej zmianie

Tomik wydany nak�adem Wydawnictwa ��dzkiego � Kielce 1985 r. 
w ramach �Biblioteki �wi�tokrzyskiej�.
Tom wyr�niony Og�lnopolsk� Nagrod� Literack� im. Ryszarda Milczewskiego � Bruno 
w 
1986 r.
Na ok�adce fragment recenzji wewn�trz wydawniczej:
�Andrzej Piskulak urodzi� si� 23. 05. 1959 r, w Kielcach, gdzie pracuje po 
uko�czeniu 
Technikum Mechanicznego w Rejonie Przewoz�w Kolejowych. Debiutowa� w 
jednodni�wce 
�M�odzi id��. Jego wiersze ukaza�y si� m.in. w Magazynie �S�owa Ludu�, 
�Przemianach�, 
�Radarze�, �Okolicach�, �Tu i teraz�. W 1980 r. Nak�adem O�rodka Kultury 
Literackiej w 
Kielcach wyszed� jego arkusz poetycki �Kluczem do ba�ni mo�e by� wytrych�.
W zbiorku tym � w �lad za wspomnianym arkuszem � autor z przewrotn� pasj� 
odkrywcy � 
ironisty � prze�miewcy pr�buje odk�ama� otaczaj�cy go �wiat konwencjonalnych 
form.�
Spis tre�ci
s�owo na pocz�tku
pierwsze b�ogos�awie�stwo
wygnanie
�ona lota
niedziela
wi�niowie
d�b i ja
*** (gdy tak gapi si� na wycieczkowicz�w)
czarny spowiednik
�wi�tokrzyskie podniesienie
kamienacja szczepana
powr�t do raju
niebozst�pienie
debiutancki krok
egzamin dojrza�o�ci
syzyf
*** (zwyk�y n�)
*** (gdy sierpie� wybuchnie...)
*** (w t�umie �cian czerwiec...)
wigilia jak co roku
drwal
gr�b partyzanta
rolnik
wystrza�owy wiarus
kulig
*** (gdy noc okry�a podw�rko drutem...)
*** (w dniu urodzin znalaz�em sobie...)
pies
koszyk�wka z przewidze�
�yciorys
jeden z nas
kabina
na wycieczce
czytaj�c londona
zabrano mi
poeta robotnik
*** (a ja chcia�by wiedzie� dlaczego...)
ulotna chwila
*** (gdy si� boisz tak...)
nad rzek�
moja matka
rybak
cmentarz
liryka wiejskiego ch�opaka
miasto o trzeciej zmianie
zdro�ony na zawsze
przyorywka do �piewu s�owika
oracz
Matka Boska
ja panie Bo�e
KONIEC ROZDZIA�U
5
s�owo na pocz�tku
nie mog�em st�umi� poduszk�
s�owa na pocz�tku
potrafi je wy�piewa�
oko przeci�te trzcin� ksi�yca
i tak up�yn��
wiecz�r i poranek
dzie� kolejny
czy ta chwila
po stworzeniu s�owa 
jest 
czasem na papierosa
si�dmym dniem
czy chwil� by
rozprostowa� krzy�...
pierwsze b�ogos�awie�stwo
pierwsza to istota
ale nie mam
wyboru
abym m�g� istnie�
musi istnie� on
b�dzie panowa� w moim dziele
b�d�c dzie�em moim
na m�j obraz i podobie�stwo
niezale�ny
b�dzie walczy� ze mn�
i istnia�
w zwyci�stwie przegra
a� stanie si� taki
sam
jak ja 
wygnanie
dlaczego zerwa�e�
umow� o pobyt w Raju 
nie zrozumia�e�
swojego cz�owiecze�stwa w Raju
i roli pos�usze�stwa
do uprawy kt�rej ciebie stworzy�em
i tak 
na wniosek m�j i
rady �wi�tych zsy�amy ci� na ziemi�
by� doora� si�
roli jak� sam sobie wyznaczysz
z tym jednak
�e nie przekroczysz
korony z cierpienia
�ona lota
- jedna prawda
w oczy parzy
p�onie ciekawo��
i
co by si� mog�o sta� ze mn�
gdybym si� obejrza�a
w lot
pomy�la�a ze zgrozy
os�upia�a 
niedziela
co mo�na zrobi� w tym dniu
poza odpoczynkiem
a� �upie w bezczynno�ciach
cz�owiek ju� stworzony
na dziesi�towej ukrzy�owano Chrystusa
noo mo�na 
napisa� wiersz z szokuj�c� puent�
ale poezja ju� dawno rozsadzi�a
na wskro�
normalne prostoludzkie zdanie
wi�niowie
ogrodzeni b�lem ze wszystkich zmys��w naraz
w obozie
w kt�rym chcemy si� wznie��
ponad istnienie
a zapadamy w nie jeszcze g��biej
wysup�uj�c resztki
siwych my�li z g�owy
d�b i ja
konarzymy sobie tak
d�b i ja
ja � jeden z dw�ch �otr�w rozkrzy�owany
na �aweczce
on gestykuluje do nieba
niezgrabnie ga��ziami
ukrzy�owanymi
na wspieraczach 
raz po raz 
wybucha
ptactwem
z rozwartej dziupli 
cieknie
czerwony 
li�� 
�zaprawd� powiadam ci
jeszcze dzi� b�dziemy w raju�
- tak powiedzia�
gdy nagle
w��cznia gwiazd
przebi�a
w okolicy napisu informacyjnego 
bok
wyp�yn�a 
noc i woda
�Spe�ni�o si�
rozerwa�a
na dwoje
zas�ona w mojej �wiadomo�ci 
***
gdy tak gapi si� na wycieczkowicz�w
podparty wspornikiem
pod konar
nie pami�ta
wiatru
kt�ry zaszumia� d�binie
w koronie
wtedy on � 
ma�y �o��d�
ledwo przeczuwaj�cy istnienie
upad� z kolan matki
ma�y k��buszek zieleni
z zawi�zanym troskliwie listkiem
w czapeczce z pomponikiem
zerwa� ostatni� �ody�k� zale�no�ci 
nareszcie wolny
obija� si� o kamienie
zaorywa� nosem o ziemi�
kluczy� mi�dzy ryjami dzikich �wi�
ucieka� 
a� zagnany
do nieprzytomno�ci
zary� si� g��boko
w dziejow� szczelin�
w �wiadomo�ci zagna�ska
nie przypuszcza� nawet
�e prze�yje tysi�c najbli�szych lat
�e przetrwa w�asn� �mier� 
czarny spowiednik
ukryty g��boko w puszczy �wi�tokrzyskiej
dawa� przez setki lat
rozgrzeszenie
temu zagnanemu skrawkowi
nim nasta� Chrystus
on by� Bogiem
w swojej koronie wykluwa� ptaki
ubo��ta chmurnik�w
pozwala� dzikom ostrzy� szable
o sw�j pie�
wilczyce wy�y do niego
dzik� mi�o��
konarami b�ogos�awi� ludzi do zagr�d
aby rodzili dzieci
na jego obraz i podobie�stwo
�Ch�op jak d�b co si� zowie�
a gdy nasta� Chrystus
podzieli� si� po boskiemu z nim 
w�adz� 
jak dobry gospodarz
w s��nistych s�ojach
zawiekowa�
histori� Polski
na czarn� godzin� 
�wi�tokrzyskie podniesienie
ta ziemia
u Krzy�a
przyjmuje komuni�
nawozu i potu
by przemieni�
wzburzon� do szale�stwa krew
w wino
strudzone cia�o
w nasz� kromk� powszedni�
kamienacja szczepana
dlaczego kamienujecie mnie
krzykiem
poza t�um
w kt�rym bezpiecznie jest
by� samemu
dlaczego
zazdro�ci� i pom�wieniem
wyznaczacie
granice mojej wra�liwo�ci
i poni�enia
Bo�e wybacz im...
powiesi�em 
w�asn� pier�
na krzy�yku
od �wi�tej komunii
powr�t do raju
nareszcie pozwolono nam powr�ci�
archanio� w pierwszej chwili
zmiecza� si� 
pr�bowa� co� do nas zarai�
�Ej wy tam po co...�
zniech�cony zapioruszy� si� w sobie
a wi�c to tu
z wra�enia brak�o dziesi�ciu przykaza�
i ko�cielnych pi�ciu
a wi�c to tu
zwierz�ta linia�y si� do nas
w�� z rozwieszon� paj�czyn�
zwisn�� si� od drzewa do drzewa
a wi�c to tak
kto� 
g�szczy� si� przed nami
a� znale�li�my ogryzek
z dobrze zawiecznionymi nasionami
niebozst�pienie
zat�umi� si� stadion
powiewaj� sztandary i chusteczki do nosa
na podium wszed� m�wca
jak rozgrzany o��w
czerwony na twarzy
rozpi�� marynark�
potem we�niana kamizelk�
krawat
guzik od ko�nierzyka
wreszcie rozerwa� na ca�y g�os 
gard�o
zapalono reflektory
zapa�ki i papierosy
by by�o ja�niej
a niebozst�pienia jak
nie by�o tak nie by�o
albo by�o
zreszt� to nieistotne 
bo liczy�o si� tylko czekanie
debiutancki krok
na progu istnienia
z podkurczonymi pod siebie my�lami
tr� s�owo o s�owo
by wskrzesi�... pierwsze sylaby
a� zatli� si� l�k
i o
pierwszych w�asnych krzykach
ruszy�em do ludzi
by narzuci� im w�asne zdanie
egzamin dojrza�o�ci
posadzono mnie 
w od�wi�tnie doprasowanych �awkach
albo sam usiad�em � 
wszystko jedno
wszystko co teraz napiszecie
b�dzie na wag� istnienia
a
rol� jak� pragniecie spe�nia�
w historii �wiata sami
wyznaczymy
wreszcie poezje
oceniono 
niedostatecznie
to tylko
ha ha ha
hobby
syzyf
wtacza�
przez ca�e �ycie
mi�nie
kamie�
odepchni�ty
wreszcie sko�czy�a si�
kara
zainstalowa� ta�moci�g
***
zwyk�y n�
z czerwonym trzonkiem
dwoma ostrzami i korkoci�giem
le�y na stole
ja le�� na wersalce
tak�e bez idei i
ze stalow� marki
gerlach nierdzewny oboj�tno�ci�
czekam cierpliwie a� kto� si�
pos�u�y mn�
***
a gdy sierpie� wybuchnie
pokarmem
wy�ej ni� wzniesie si� ptak
g��biej ni� ryba
i
gdy ju� dopadniemy
do tego �arcia
to...
kiedy� obserwowa�em zabawnie 
zakr�cone ogonki
ryje ideologicznie przepycha�y 
si� bli�ej koryta
***
w t�umie �cian czerwiec
sp�ywa po bia�ych zas�onach
w czterdziestostopniowej gor�czce
wybite z orbity s�o�ce uderzy�o w ksi�yc
a na poduszce na trzydziestej stronie
echa le�ne
krzycz� tak
jak le�ne echa
jeszcze ostatnie krople krwi
zawis�e na metalowym pr�cie
skapuj� kolejn� minut�
milczenia
wigilia jak co roku
jedna strona historii wolna
kto przy niej usi�dzie
na talerzu z�amie s�owo
do Polski do Polski
szcz�� Bo�e
ciszej o rany boskie
tak nie wolno
o�� w gardle
z niedojedzonej my�li
drwal
splun�� w siarczyste d�onie
wzi�� siekier�
i na ca�� d�ugo�� s�katych ramion
szeroko 
zamy�li� si�
w drzewo
gr�b partyzanta
w skraju lasu
(podobno w czterdziestym pi�tym)
�ci�to brzoz� na krzy�
i w miejscu jej
s�ycha� okrutn� cisz� domys��w
du�o brz�z wyros�o na ludzi
rolnik
stworzony z tego co go boli
z roli
kt�r� jak se po�cieli
tak se w niej
umrze
wystrza�owy wiarus
(prelekcja przy ognisku harcerskim)
urodzi�a mnie wojna
w gor�cym oku pepeszy
leje i bruzdy na czole
ju� wtedy mia�em nadziej�
�e socjalizm
je st
na skinienie palce
teraz wiem na pewno:
�ycie i wolno�� tylko jego
dodatkiem...
kulig
ju� cienki 
l�d �ci�� g�owy
w rzece
mr�z �cisn�� a� zrobi�o 
si� lu�no w palcie
zdyszane okulary
wydzielaj� sk�po po kieliszku gor�cego �wiat�a
oj naawiaa�oo... wiaa! oj awia�ooo
oj tej zimy po kolana...
... noo wiooo siwy!
konie spocone batem po zadach
ugrz�z�y w wysi�ku wo�nicy
***
gdy noc okry�a ko�dr� podw�rko ogrodzone drutem
wspinaj�cym si� bezsilnie po delikatnym ciele s��w
ironicznych jak spojrzenie koleg�w
�yczliwych jak spojrzenie przyjaci�
niecierpliwych jak spojrzenie ojca
s��w jak spojrzenie matki
gdy pytaj� � powiedz co to jest poezja
gdy ka�de s�owo grozi upadkiem
gdy ziemia ucieka spod k� expresu wyobra�ni
moja poezja jest zje�d�ona poci�giem podmiejskim
moja poezja jest zje�d�ona poci�giem podmiejskim
moja poezja rozwleczona autobusem
wykuta opornie na kowadle
w szkolnych warsztatach
jak rozbity wagon bez listu przewozowego
moja poezja
w tym syku z rury odpowietrznikowej kaloryfer�w
w tym niemym szepcie z ksi�ycem
zmy�lnikowanym spytajnikowanym zwykrzyknikowanym
przez poet�w
trzepoce si� jak bia�a flaga w r�ku tch�rza
gdy siedzimy we dw�ch obok siebie
i zwlekamy do ostatecznej chwili
jak ja z zaleg�ym referatem z propedeutyki
gdy ojciec przed wyzwoleniem
jad� i smakowa�y mu obierki z przemro�onych ziemniak�w
i...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin