Halina Pop�awska Hiszpa�ska romanca - Niech wszyscy wyjd�. - Niech wszyscy wyjd�. - Walery Kontkowski powt�rzy� g�o�niej ledwie s�yszalne polecenie umieraj�cego. Zaszura�y odsuwane krzes�a. Delikatne trzewiczki dam bezszelestnie wysun�y si� z sypialni, m�skie buty narobi�y nieco ha�asu. Ojciec i syn zostali sami. - Walery... - S�ucham, ojcze. - Czy wszyscy wyszli? - Wszyscy. - Jest wiele spraw nie za�atwionych. Musisz mnie zast�pi�. - Dobrze, ojcze. - Kontki s� twoje. Reszta w testamancie. Nie przerywaj, wiem, �e umieram. Nie ma ju� dla mnie nadziei na tej ziemi, tylko tam... Mi�osierdzie boskie... - Ale�, ojcze... - Nie potrzebuj� pociechy, chc� pomocy. - Uczyni� wszystko... - Jest krzywda, kt�r� naprawisz zamiast mnie. - Krzywda? - Tak. Wielka krzywda. - Naprawi�. - Te pieni�dze, co to dwa razy w roku sz�y do Pary�a... na r�ce bankiera Laffitte'a... - Wiem. - Nic nie wiesz. S�a�em na utrzymanie... c�rki. - C�rki? Czyjej c�rki? - Mojej. - Chory zamilk� i odwr�ci� twarz, jak gdyby pragn�� ukry� zak�opotanie w�r�d firanek otulaj�cych wezg�owie. - Co mam robi�? - Syn pierwszy przerwa� kr�puj�ce ich obu milczenie. - Zabra� j� tu... do domu. To twoja siostra. - Siostra... - G�os syna wyra�a� niedowierzanie, zdumienie, obaw� nawet. - Twoja siostra. I tak j� masz traktowa�. M�odsza od ciebie o dwana�cie lat. Tym razem milczenie przed�u�y�o si�. Oddech umieraj�cego traci� miarowy rytm, przechodzi� w rz�enie. Syn znowu pierwszy odzyska� r�wnowag�. - Gdzie ona jest? Chory poruszy� g�ow�, zbiera� si�y do koniecznych wyja�nie�. - Daleko - zaszemra� po chwili. - W Hiszpanii. - To... podczas wojny - zacz�� syn. - Podczas wojny... W dziewi�tym roku. - I co? - Matka nie �yje. Dziewczyna zosta�a u dziadk�w. Ale i dziadkowie umarli. Rodzina jej nie chce. Nieprawa c�rka... - R�k� tak chud�, �e wydawa�a si� przezroczysta, podni�s� do oczu. Spoza palc�w sp�yn�a �za, potoczy�a si� po r�wnie bia�ym, jak poduszka, policzku i uton�a w po�cieli. - Zrobi� wszystko - zapewni� gor�co syn, pochylaj�c si� nad chorym. - Przysi�gnij. - Przysi�gam - dotkn�� stoj�cego na stoliku krucyfiksu. - Na Chrystusa. - Umr� spokojny. - Rz�enie powoli ust�powa�o. - Tam, w biurku - wskaza� wzrokiem - ��ta koperta zapiecz�towana moim sygnetem. Syn podni�s� si�. - Nie teraz... Potem, gdy ja... Syn powr�ci� na fotel przy ��ku. - Jaka ona jest? - Znowu pochyli� si� nad umieraj�cym. - Nie wiem. Nigdy jej nie widzia�em. Laffitte wszystko za�atwia�... Nie chcia�em... p�ki �y�a twoja matka... - Rozumiem - pokiwa� g�ow� syn. - Pojedziesz do Pary�a. - Chory m�wi� z coraz wi�ksz� trudno�ci�. - Laffitte powie ci... Bo�e, czy to ju�...? Syn wsta� i uchyli� drzwi s�siedniego pokoju. Zebrana tam rodzina i domownicy powoli wsuwali si� do sypialni. - Walery... Jeste� tu? - Jestem, ojcze. - Daj r�k�... Nic nie widz�. Syn ukl�k� przy ��ku i spe�ni� �yczenie ojca. - Nie odchod�... Zosta� przy mnie... Do ko�ca... Syn odpowiedzia� mocniejszym u�ciskiem palc�w, obejmuj�cych bezw�adn� d�o�. - Gdzie Natalka? Chc� pob�ogos�awi�... Synowa i wnuczka przysun�y si� do ��ka. Pani sp�akana, jak tego wymaga�a okoliczno��, dziewczynka przestraszona zmienion� twarz� dziadka, nastrojem tej sypialni, gdzie za kotarami wezg�owia czai�a si� �mier�. Chory le�a� cicho. Wydawa�o si� nawet, �e zasn��. W pewnej chwili otworzy� szeroko oczy i poderwa� si�, jak gdyby pchni�ty niewidzialn� jak�� moc�. - Mercedes! Jezu! Mercedes! - G�os by� d�wi�czny i m�ody jak dawniej. Ten ostatni wysi�ek rzuci� go martwego na poduszki, twarz mu si� zapad�a, zgas�o w nim �wiat�o, kt�re jest �yciem. Wschodz�ce s�o�ce uderzy�o w okna, rozpali�o lodowe hafty na szybach, zbryzga�o z�otem koronkowe firanki i �wietlist� smug� leg�o na nieruchomej postaci. Wsta� pierwszy dzie� nowego, tysi�c osiemset trzydziestego pi�tego roku. Pod �wietlistym niebem Hiszpanii Wielko�� to milczenie;@ reszta jest s�abo�ci�.@ Alfred de Vigny "�mier� wilka" Hiszpania... Takie imi� nadali jej Fenicjanie, w ich j�zyku znaczy�o to "ziemia daleka i nieznana". Zaiste daleka i nieznana by�a ta ziemia odci�ta Pirenejami od reszty Europy, otwarta jedynie na lazur Morza �r�dziemnego i na bezkresny przestw�r oceanu. Pi�kna ziemia, bogata we wszystko, co cz�owiekowi potrzebne do �ycia, do szcz�cia, do miejsca w nie�miertelno�ci. Ju� od pradziej�w natkn�� si� tu mo�na na �lady ludzkiego geniuszu. Czy� grota Altamiry, tej skalnej "Kaplicy Syksty�skiej", nie �wiadczy o talencie rasy, kt�ra kiedy�, p�niej, wyda Murill�w, Zurbaran�w i Velazquez�w? Mistrzowska i jak�e pewna r�ka artysty owej odleg�ej epoki wypu�ci�a na kamienne �ciany tabun dzik�w, bizon�w i jeleni, kt�re bez chwili wytchnienia p�dz� we w�ciek�ym galopie, a� padn� od grotu my�liwca. C� dziwnego, �e taka ziemia przyci�ga i wabi? Ludy, kt�re j� obra�y za siedlisko, przyby�y z po�udnia i z p�nocy. �niadzi i czarnow�osi, kr�pi, lecz zwinni, Iberowie tu zetkn�li si� z d�ugonogimi Celtami o jasnych w�osach i oczach jak niebo. Zetkn�li si� i pomieszali. �ywo�� i melancholia, zmys� praktyczny i sk�onno�� do mistycyzmu, mocne poczucie rzeczywisto�ci i wyobra�nia wysnuwaj�ca ba�niowe wizje - oto wynik maria�u owych dw�ch natur, dw�ch mentalno�ci. Dlatego z tej w�a�nie ziemi wyro�li Cervantes i Calder~on, ta ziemia a nie inna ukszta�towa�a nie�miertelne wzorce wszech czas�w: Cyda, Don Quijote'a i Don Juana, jej poeci najdoskonalej wy�piewali bohaterstwo, honor i mi�o�� - trzy idea�y ludzko�ci. Morze �r�dziemne - szeroki go�ciniec ��cz�cy ludy osiad�e na jego obrze�ach - a� kusi do wypuszczenia si� na b��kitne wody, do zbadania, co kryje horyzont wiecznie ruchomych fal, owo perpetum mobile p�ynnego �ywio�u. Nic �atwiejszego jak zaspokoi� s�uszn� ciekawo��. Morze zamiast oddala� przybli�a ludy, cz�owiek bowiem najpierw zbudowa� ��d�, a dopiero potem wymy�li� ko�o. Po Fenicjanach Grecy, po nich Kartagi�czycy, wreszcie Rzymianie wyci�gaj� na piaszczysty brzeg Hiszpanii mniej lub bardziej ozdobne galery o z�oconych masztach i �aglach z purpury. Przybysze zak�adaj� faktorie, prowadz� handel, ucz� pos�ugiwania si� nieznanymi tu dot�d wyrobami wy�szej, bo starszej, cywilizacji. Po wiekach jeszcze hiszpa�ski rolnik czy budowniczy kopi�c ziemi� natrafi na bezcenne od�amki marmuru, g�ow� greckiej bogini czy okalecza�y tors gladiatora. Z czasem �eglarze ci, dot�d przynosz�cy pok�j, przerodz� si� w inwazor�w ��dnych podboj�w i w�adzy. Faktorie zamieni� w wojskowe obozy, sk�d zbrojne legiony ponios� �mier� opornym, mieczem wyr�buj�c drog� rzymskiemu panowaniu. Jednak nie tylko mieczem zawojowa� Rzym Hiszpani�. Przede wszystkim podbi� j� wspania�� kultur� i cywilizacj�, przesadzi� na jej �yzny grunt w�asne instytucje i prawa, ofiarowa� jej wreszcie najcenniejszy sw�j skarb - j�zyk �aci�ski. Wraz ze sztuk� budowy dr�g i akwedukt�w, amfiteatr�w, term i �uk�w triumfalnych, wraz z obyczajami, z kultem rozlicznych b�stw, Rzym zani�s� do Hiszpanii i chrze�cija�stwo, a t� "dobr� nowin�" wed�ug tradycji g�osi� tam �wi�ty Jakub Aposto�, jeden z Dwunastu. Pod imieniem Santiago zosta� on na zawsze patronem Hiszpanii, a jego gr�b w Composteli b�dzie przez wieki celem pielgrzymek ca�ej niemal Europy. Zromanizowa�a si� nad podziw szybko owa Hiszpania, tak z pocz�tku oporna, sta�a si� r�wnie rzymska jak sam Rzym, r�wnie chrze�cija�ska jak Piotrowa stolica. I jak Rzym wyda�a �wi�tych i m�czennik�w, poet�w i filozof�w, nawet m�drych imperator�w Trajana i Hadriana. O tak, za to wszystko, co otrzyma�a, Hiszpania sp�aci�a d�ug z nawi�zk�, Rzymowi i �wiatu. Cho� przed jej oczami le�a�a ta hiszpa�ska ziemia z wypisan� jak gdyby na powierzchni wspania�� przesz�o�ci�, nie o dawnych dziejach duma�a Trinidad Aguado, spogl�daj�c ze szczytu zamkowego wzg�rza na puste o tej porze roku pola, na pojedyncze drzewa szarpane zachodnim wiatrem od oceanu. Jak�e dalekie od jej my�li by�o owo historyczne dziedzictwo przekazane przez dziesi�tki pokole� zromanizowanych Celtiber�w, kt�rych krew - w nast�pstwie inwazji - zasilili �wie�� krwi� barbarzy�cy, spadaj�cy na t� ziemi� niczym s�py. Trinidad Aguado my�la�a o czym� zupe�nie innym, o sprawach jedynie j� obchodz�cych, my�la�a o sobie, o swoim �yciu, kt�re by�o ci�kie, trudne i beznadziejnie smutne. Jak te drzewa na horyzoncie - patrzy�a na nagie jeszcze ga��zie. - Poddaj� si� pos�usznie porwistym podmuchom, bezbronne i bezsilne, niezdolne stawi� czo�o wichurze. Tak i ona... Rzeczywi�cie ci�kie, trudne i smutne by�o to �ycie, a przede wszystkim pozbawione mi�o�ci. Bo nikt jej nie kocha�. Ze �mierci� matki wygas�o wiecznie dla niej p�on�ce ognisko, przy kt�rym grza�a si� bezpieczna, spokojna i szcz�liwa. Serce matki niczym tarcza os�ania�o j� od cios�w, przed kt�rymi potem nie umia�a si� broni�, nie uodporniona na nie�yczliwo�� otoczenia. Wszystko dla niej by�o nie takie, jak dla innych. Ot, cho�by i to, �e nie nazywa�a si� tak jak matka i dziadkowie. Oni byli Aguado de Arlanz~on. Dlaczego jej dano tylko pierwsz� cz�� nazwiska, t� mniej wa�n�, bo nie zwi�zan� z ziemi�, na kt�rej siedzieli od wiek�w? R�d to bowiem by� stary i niegdy� mo�ny, dzi� zubo�a�y, zrujnowany wojn�, zapomniany przez tych, kt�rym dawniej pomaga� utrzyma� koron�. Gdy raz podpisa�a jaki� list "Trinidad Aguado de Arlanz~on", rozp�ta�o si� piek�o. - Wbij sobie mocno do g�owy - krzycza� don Luis - jeste� Aguado, nic wi�cej - stuka� przy tym palcem w papier. - Wara ci od Arlanzon�w. Rozumiesz? Tylko Aguado, a i to szlachetne nazwisko za dobre dla b�karta! B�kart - oto czym by�a. Pierwszy raz dziadek bluzn�� na ni� tym brutalnym s�owem. Pierwszy raz zachowa� si� tak grubia�sko, on, zawsze opanowany, zimny i nienagannie, acz lodowato, uprzejmy. Wiedzia�a, �e jest nieprawnym dzieckiem, jednak�e nikt dot�d nie rzuci� jej w twarz tak strasznego wyzwiska. A w�a�ciwie na czym pol...
Poszukiwany