Micha� Rusinek Kr�lestwo pychy Powie�� historyczna Rozdzia� I Karczma szumia�a gwarem, cho� ludzi nie by�o tu wiele. Sze�ciu szlachty obsiad�o spory st� podle szynkwasu i oni to wype�niali gospod� coraz huczniejsz� wrzaw�. W czuby im �atwo sz�o, jak to bywa, gdy si� przed po�udniem zasi�dzie do g�siora. Rej wodzi� ubrany z waszecia szlachetka, wp� �ysy, o �wiec�cej przekrwionej czaszce i rybich oczach. Bi� w tej chwili pi�ci� w zalany st� i krzycza� w stron� szynkwasu: - Dawaj�e, kundlu, nowy dzban, a nie czekaj, a� ci� zawo�aj�. Nie widzisz, �e pusto w kubkach? - W te p�dy, wielmo�ny panie - karczmarz �ama� si� wp� i bieg� co tchu ku sto�owi. Szlachetce gorza�o w czubie i nachodzi�y go teraz wielkopa�skie maniery. Przytkn�� nos do szyi glinianego dzbana, przyniesionego przez karczmarza, i fukn��: - C� ty mi dajesz, �ydzie? Szlacht� traktujesz jak �yk�w lubelskich, dusigrosz�w?! - chlupn�� z dzbana pod nos arendarzowi. - Wasza mi�o��, to samo, co przedtem waszmo�ciowie pili. - Szczyny francuskie, psiawiaro. Przy�u�eccy takiego nie pijaj�. Ma�mazyi nie masz? - Ja nie mam? Dla tak znamienitej szlachty wszystko si� u mnie znajdzie. Jest ry�skie, waszmo�ciowie, mam madery, kanary, petercyment. Ma�mazyi da�? Lec�, lec�, moje dostojno�cie. Przy�u�ecki popatrzy� z dum� na swoich kompanion�w. Nie bardzo wygl�da� na posesjonata, bo �upanik mia� wyglansowany na �okciach, a pas na brzuchu przetarty, ale przecie sadzi� si� przy wsp�towarzyszach nie lepiej od niego odzianych. Hojno�� Przy�u�eckiego wzmog�a si� i z tej przyczyny, �e dopiero co usiad�o przy przeciwnym stole dw�ch m�odych podr�nych, bardziej z pa�ska ubranych. Zw�aszcza jeden z nich w cholewach, jak si� patrzy, z pasem przedniej jako�ci, u kt�rego wisia� do�� bogato ozdobiony rapier, wprost urzek� pana Przy�u�eckiego. - Chod�cie� ku nam, mili waszmo�ciowie, w kompanii weselej. M�odszy szlachcic w ceglastym kontusiku ju� si� z krzes�a podnosi�, ale �w w dostojniejszym stroju uj�� go nieznacznie za rami�. - W podr�y jeste�my, waszmo�ciowie, i po�piech w drog� p�dzi. Darujcie, panowie, nam tylko �wawo przek�si� i dalej na siod�a, by jak najpr�dzej stan�� w Lublinie. Przy�u�ecki wyd�� wargi z wyra�n� uraz�, uni�s� dzban w g�r� i powiedzia�: - Skoro za nic macie szlacht� lubelsk�, cho� ja tam, mosterdzieje, z ruskiej ziemi, a jeszcze gardzicie, panie �wi�ty, ma�mazyj�, sied�cie� sobie sami. Nie kwapim si� do kompanii, bro� Panie Bo�e! - Ku swoim doda�: - E tam, go�ow�sy! Obaj m�odzi mieli wprawdzie w�sy, ale oczywi�cie nie takie jak u tamtych, si�gaj�ce wp� ramienia. Nieskorzy do zwady u�miechn�li si� wyrozumiale i przywo�ali szynkarza. - Co tam masz, by g��d szybko nasyci�? - Wszystko dla waszych wielmo�no�ci. Mog� by� jajca z patelni, szynka pieczona, i ryb� jak�� mo�na by rzuci� migiem na mas�o. Dla konkokcji mo�e by� kubek wina czy gorza�ki. - Daj�e troch� tej szynki i nieco burgundzkiego, byle pr�dko - zam�wi� starszy z podr�nych. Niby to nie zwracaj�c odt�d uwagi na podochoconych s�siad�w, m�wi� z cicha do towarzysza: - Nie jestem, m�j Piotrze, w�dzikiszka i te� lubi�, gdy po temu pora, wpu�ci� co� do gard�a, ale powiem ci, �e jad�c przez tyli kraj, gdziekolwiek wst�pi�em do arendarza, wsz�dzie na oczach to samo, pij� i pij�, rzygaj� i zn�w ��opi�. �w m�odszy, co mu Piotr by�o na imi�, przytakn��: - Jejmo�� pani mate�ka moja zawsze to m�wi, �e �w d�ugi pok�j, przez Boga nam zes�any, zamroczy ca�� szlacht�. Towarzysz jego u�miechn�� si� pob�a�aj�co. - Na s�owa jejmo�� matki si� powo�ujesz, a nie na pana Opackiego? - M�j Marcinie, chocia�e� m�j krewniak, niewiele znasz obojga, wi�c nie wiesz. M�j rodziciel zbyt cz�sto zagl�da do kufla, a za� pani mate�ka stateczno�ci wielkiej i rozwagi. Tyle powiedzia�, nie chc�c przy tym wspomina�, bo kt� by si� tym chwali�, �e jejmo�� mate�ka, cho� dzisiaj wesp� z ojcem Tr�jc� �wi�t� szanuje, to m�odo�� sp�dzi�a w aria�skiej rodzinie. Nie by�o za� tajemnic�, �e w�r�d jednobo�an nawet u niewiast znalaz�e� �wiat�o�ci i pomy�lenia wi�cej ni� w�r�d papie�nik�w. - Pok�j, widzisz - zaczyna� teraz Marcin - chwalebna rzecz, gdy si� narodowi przydaje. Tymczasem z nami tak jest, �e wszystkie wrogi wko�o granic jednego chc�, by�my obro�li w t�uszcz i przesi�kn�li propinacj�. Bo widzisz, od piwska i gorza�ki rdza ze�re rapiery i karabele. - Nie daj tego, Bo�e! Ale na szcz�cie m�dry nasz kr�l jegomo�� nie da usn�� Rzeczypospolitej. On jeden stale my�li o �o�nierzach i broni. Przy drugim stole Przy�u�ecki nie darowa� niedawnej wzgardy. Jedno ucho tu, drugie tam nadstawia�. Pos�yszawszy ostatnie s�owa nie omieszka� znowu si� wtr�ci�: - Waszmo�ciowie, s�ysz�, o wojnie? A po diab�a� tam wilka z lasu wywo�ywa�. Niech�e sobie wojaczka wok� nas, gdzie chce, chodzi. B�g �askawy obdarzy� pokojem nasz� ziemi�, wi�c Opatrzno�ci nie dra�nijmy. Cho� gdyby trzeba, panie dzieju, i ja wiem, jak si� macha �elazem. Ka�dy to wie z siedz�cych tu pan�w braci. - Racja, racja! - przytakn�li opoje. - Nam siedzie� jak �limakowi w skorupie, rog�w nie wychyla�. Nie wychyla�, waszmo�ciowie! - Nie do waszmo�ci�w m�wimy - odpali� szybko Piotr Opacki, ale zn�w jego towarzysz przygni�t� mu r�k� do sto�u. - Daj�e pijanicom spok�j. - Do tamtych za� powiedzia� nader uk�adnym g�osem: - Ale� nie negujem drogim waszmo�ciom, nie wychyla�, to nie wychyla�. Przy�u�ecki co� b�kn��, z�y, �e zn�w nie uda�a mu si� pr�ba wci�gni�cia tamtych do kompanii, cho�by nawet przez zwad�. A tak go dzi� korci�o pohula� w szerszym towarzystwie. M�odzi ludzie wzi�li si� do jad�a i bawili z cicha pogaw�dk�. Marcin D�bski jak w podr�y, tak i przy stole prym wodzi� w rozmowie, cho� nie by� gadu��. Zreszt� jad�c do stolicy z wa�nymi zleceniami mia� czujno�� w zachowaniu i w s�owie, tyle �e nie przed swoim wsp�towarzyszem i krewniakiem, przy kt�rym nie musia� trzyma� j�zyka za z�bami. Nie dalej jak wczoraj wst�pi� do dworu w Opatowie, by zabra� stamt�d krewnego do Warszawy, co zreszt� ju� dawniej by�o mi�dzy nimi zm�wione, i teraz rozwodzi� si� nad jego przysz�ym losem. - To dobrze, �e si� garniesz do �wiata, nie chc�c kisn�� w zapad�ej dziurze. Troch� mi jednak dziwno, �e� poczu� afekt do artylerii. Zacna to bro�, ale ludzie przy armacie proste, rzadko si� tam zdarzy kto� z klejnotem. Wysoko tam nie zajedziesz. Lepiej by ci by�o na jaki� pa�ski dw�r czy cho�by do bardziej szlacheckiej �o�nierki. - Do pancernych czy husarzy ekwipunek drogi i trzeba by tam zjecha� bogato, z wozami, z pacho�kami. Powiem ci te�, �e to raczej pani mate�ki wola, bym do pana armatnego si� dosta�. M�wi�, �e w wielkiej on cenie u kr�la jegomo�ci, a poza tym cz�owiek �wiat�y, uczony, indzinier jak si� patrzy. Znasz go, Marcinie? - S�ysza�em wiele o tym do niedawna holenderskim wodzu, ale na oczy go jeszcze nie widzia�em. Od niedawna rz�dzi w arsenale, a wiesz przecie�, �e by�em na Podolu. Niewa�ne, �e go nie znam, bo je�li zajdzie potrzeba, wstawi� si� za tob� u ksi�cia kanclerza i nie z sam� g�b�, ale z listem pojedziesz do arsena�u. - B�g ci zap�a�! Ale co s�ysz�, ksi�ciem nazywasz pana Ossoli�skiego? - Jak to, nie wiesz, �e gdy kanclerz by� w Rzymie z legacj�, nagrodzi� go tym honorem cesarz Ferdynand i Ojciec �wi�ty Urban? Zapominaj� ludzie, bo kanclerz szlachcic zacny, sam tego tytu�u nie u�ywa. Zag�uszy� te s�owa barani g�os Przy�u�eckiego: - Ksi���? Jaki tam ksi���! Tylko staro�ytne rody maj� prawo tak si� mianowa�. M�odzi i tym razem zbyli zaczepk� milczeniem, wi�c rozjuszony szlachcic wzm�g� g�os i wo�a� z przek�sem do ca�ej karczmy: - R�wno�� jest w Rzeczypospolitej i tylko nieliczni s� w niej staro�ytni ksi���ta. Takich tylko rozumiem, mosterdzieje, jak zacny m�j pan z Wi�nicza, Jeremiasz Wi�niowiecki, od Ruryk�w jeszcze za kniazia b�d�cy, jak, mosterdzieje, Zas�awscy czy Radziwi��owie. A tym za� nowym pankom, co ich tam papie� czy rakuski cesarz pomaza�, wara od tytu��w. R�wno��, waszmo�ciowie! - Bredzi - szepn�� Marcin - ksi��� Radziwi�� te� nie tak dawny i cesarski ksi���. Tamci za� przytakiwali pijanicy. - G�r� zacna r�wno��, g�r� wszystka szlachta, panowie bracia! Precz, tytulaty! Ot, macie, taki wojewoda krakowski Lubomirski gardzi ksi�stwem, cho� i jego by tym uraczyli, a �w Toporczyk z Ossolina na z�o�� szlachcie wynosi si� zaszczytami. Zapomnia�, kim by�, a dzi� trz�sie naszymi wolno�ciami. By za� za daleko nie zajecha�. H�, panowie? Pokrzykiwali i poci�gali z kubk�w, a Przy�u�ecki dostawa� p�s�w na twarzy, �ci�ga� gar�ci� krople wina kapi�ce mu z w�s�w i dalej perorowa�: - Kawaleri� wymy�li� Niepokalanego Pocz�cia i z�by na niej zjad�. Kr�la tumani i deliberuje, jak z�ama� nasze wolno�ci. Marcinowi poblad�a twarz, nachyli� si� do Piotra. - Teraz ty mnie pilnuj. Jeszcze chwila, a nie �cierpi� tego moczymordy. Przy tamtym stole narasta�a wrzawa. Przy�u�ecki macha� w g�r� r�kami, co� pl�t� do swoich wsp�biesiadnik�w, patrz�cych wdzi�cznie w twarz fundatora. Naraz si�gn�� pod �upan, wyj�� jaki� pomi�ty szparga�. - Chcecie, waszmo�ciowie, prawd� wiedzie� o Ossoli�skim, to pos�uchajcie. Takie oto poemata kr��� o mo�ci kanclerzu. Czterech opoj�w uciszy�o si� nieco i nawet karczmarz, niby to zaprz�tni�ty oporz�dzaniem szynkwasu, nadstawi� ucha. Przy�u�ecki odchyli� papier od oczu na d�ugo�� ca�ego ramienia i duka�, r�bi�c rymy jak siekier�. "Czemu kanclerza, zdrajc� i niecnot�,@ nie ska�ecie, cho� widz�c bezecn� robot�.@ Ten z�odziej...
Poszukiwany