Wojciech �widziniewski Ostatnia �za Boga - Synu, Belial wr�ci�. - B�g zwr�ci� si� do stoj�cego za jego plecami Uriela. Bia�a szata Archanio�a zap�on�a ognist� czerwieni�. - Gdzie on... - z trudem opanowa� sw�j gniew. - Wsz�dzie i nigdzie. Budzi� si� od jakiego� czasu, stawa� si� coraz silniejszy. Na pocz�tku my�la�em, �e to nowa akcja Piek�a. Jednak nie. Czu�em jednocze�nie co� znajomego i co� nowego. On wr�ci� - B�g ze smutkiem opu�ci� g�ow�, jakby powr�t zbuntowanego anio�a sprawi�, �e wszystko straci�o sens. - My�la�em, �e wtedy, tysi�ce lat temu wszystko si� sko�czy�o, a jego obietnica, �e wr�ci, to czcze przechwa�ki upad�ego ducha... Jednak nie... - Ojcze, jeste�my gotowi na jego spotkanie, Trzeci Kr�g od czas�w Schizmy przygotowuje si� do walki z Belialem. Jest tylko jeden problem... - Wiem jaki. Czuj� to w was, moje dzieci, od setek lat. Chcecie zaostrzy� nasze metody, upodobni� je do tych stosowanych przez Upad�e Anio�y. Nie pozwol� na to. - Ojcze, musimy to zmieni�, zw�aszcza teraz, gdy Belial powr�ci�... - Nie! Jestem ostoj� dobroci i mi�o�ci. �aden z was nie b�dzie stosowa� przemocy, ani tych piekielnych metod! - Ojcze, nalegam... - Urielu, Oku Boga, czy chcesz wszcz�� now� Wielk� Wojn� i rozpocz�� now� Schizm�? Anio� pokornie spu�ci� g�ow�. - Nie chc�, Panie, ale... - Do��! Znam twoje my�li. Czujesz upokorzenie, gdy Upad�e Anio�y naigrywaj� si� z naszej niemocy. Wi�c dobrze, daj� tobie woln� r�k�. Znajd� Beliala! Uriel sk�oni� si� i odszed�. B�g zatopi� si� we wspomnieniach. * * * "Zebra�y si� wszystkie duchy przed obliczem Najwy�szego, a by� po�r�d nich i Gabriel, Ognisty Miecz Boga, i Belial, najbardziej Mu oddany, i Lucyfer, nios�cy przed Nim �wiat�o, i Rafael, najbardziej sprawiedliwy po�r�d nich, i Azazel, krn�brny duch, i Uriel, Oko Boga, i Mephisto, mistrz oszustwa, i Belzebub, najsilniejszy spo�r�d obecnych, i Micha�, genera� Niebieskich Armii, a tak�e wielu innych, kt�rych imiona ci�ko spami�ta�. I B�g powo�a� przed swoje oblicze Beliala i Azazela, a przy Jego boku stan�li Rafael i Gabriel, kt�ry ongi�, na polecenie Najwy�szego, wyp�dzi� ludzi z raju. B�g przem�wi� do Beliala: - Czemu�, synu m�j, zszed� mi�dzy ludzi i obwo�a� siebie bogiem, i od tej pory czcz� ciebie jako Baala? Czy� nie ja jestem Jedynym, kt�ry czczony ma by� przez rodzaj ludzki, jako, �e przeze mnie stworzony zosta�? Na co zmieszany Belial odpar�: - Bo�e, wiem, �e przed Tob� nie ukryje si� �adna my�l. Powiem wi�c prawd�. S�u�y�em tobie przez eony niczym najwierniejszy s�uga, wykonywa�em zadania, kt�rych �aden z tu obecnych duch�w nie godzi� si� wykona�. Pozna�em ludzi, ich mi�o�� i uwielbienie dla Ciebie i pozazdro�ci�em tobie, o Jahwe. Chcia�em by� r�wnie� czczony jako i Ty. Wiem, �e grzech to wielki wobec Ciebie, ale uwa�am, �e zas�u�y�em sobie na t� odrobin� mi�o�ci ludzi. B�g spogl�da� na ducha, a Jego my�li przeszywa�y go na wskro�. Pozna� wi�c, �e prawd� m�wi� Belial. Z wyrozumia�o�ci� skin�� g�ow� i powiedzia�: - Pycha przez ciebie przemawia, ale prawd� rzek�e� i �a�ujesz tego co zrobi�e�. To dobrze. Jednak kara ci� nie minie. Wielki tumult powsta� w�r�d duch�w, kt�re popiera�y Beliala. B�g uciszy� je podniesieniem d�oni i swoje Oko skierowa� na Azazela. - Duchu, czemu� zszed� mi�dzy syn�w Adama i naucza� ich rzeczy, kt�rych jeszcze nie dane im by�o poj��? Czemu rozpowiada�e� im o tym co tu, w Niebie dzieje si�? Na to sprytny i krn�brny Azazel odpar�: - Jahwe, uwa�am, �e wiedza ta bardzo przydatna im by�a, a opowie�ci moje zbli�y� nas, duchy niebieskie ku rodzajowi ludzkiemu mia�y, aby�my jedn� wielk� rodzin� stali si�. - Czy po to r�wnie� bra�e� ludzkie kobiety do �o�a swego i p�odzi�e� olbrzymy? Z�o�ci� i wstydem zap�on�� Azazel i ju� ruszy� mia� ku Bogu, lecz pochwyci� go Rafael i skr�powa�, a B�g przem�wi� do� z gniewem, gdy� pierwszy raz zdarzy�o si� by kt�ry� z duch�w a� tak niepos�usznym si� okaza�. - Za kar� rzucony zostaniesz w otch�a� niebytu, gdzie istnie� przestaniesz! Znowu wielki tumult w�r�d duch�w powsta� i znowu B�g uciszy� je d�oni� i ca�ym orszakiem ruszyli ku otch�ani niebytu. Na pocz�tku szed� Lucyfer, nios�c �wiat�o Boga, p�niej Gabriel z mieczem ognistym, nast�pnie B�g z posmutnia�� twarz�. Przy boku Jego, jak zawsze milcz�cy Michael, za nim Azazel skuty �a�cuchami i pilnowany przez Rafaela. Jedynie na uboczu trzyma�a si� grupka duch�w z Belialem na czele, a byli po�r�d nich i ci, kt�rzy z Azazelem na ziemi� zst�pili, a wi�c: Tamiel, Akibeel, kt�ry nauczy� ludzi rozr�nia� gwiazdozbiory, Ramuel, Danel, Azkal, Barkajal, Azaradel i sam Samiaza Samaelem p�niej nazwany. By� te� Azrael, Mephisto, Belfegor, Adramelek, Belzebub, i Reshew, duch nios�cy d�um� i wiele innych po�ledniejszych duch�w jak Urakabaramel i Memet. I zaplanowali oni bunt przeciw rz�dom Boga. I gdy stan�li nad otch�ani� niebytu, B�g spyta� Azazela, czy ukorzy si� przed obliczem Pana Najwy�szego, lecz ten wyrywaj�c si� i wierzgaj�c pr�bowa� oplu� Boga. Najwy�szy znowu zawrza� gniewem, a Rafael pchn�� Azazela nad kraw�d� otch�ani. W�wczas to rzuci�y si� z�e duchy na orszak boski i rozgorza�a walka na niebiosach..." * * * Meph, zadowolony, z poczuciem dobrze spe�nionego obowi�zku, siedzia� w jednej z bia�ostockich kafejek na �wie�ym powietrzu. Przed sob�, na stoliku mia� kaw� i kontrakt, jaki w�a�nie podpisa� z szefem miejscowej sp�ki komputerowej. Diabe� musia� przyzna�, �e pomys� Luca na przejmowanie dusz ca�ymi sp�kami okaza� si� nad wyraz skuteczny. Przedsi�biorcy, w pogoni za sukcesem rynkowym swojej firmy, gotowi byli odda� nie tylko swoje dusze, ale i dusze swoich pracownik�w. Takie prowincjonalne miasta jak Bia�ystok pe�ne by�y �miertelnik�w gotowych za wszelk� cen� odnie�� sukces na jakimkolwiek polu. Meph u�miechem odpowiedzia� na mrugni�cie ziemskiej samicy siedz�cej o kilka stolik�w dalej i poci�gn�� mocnej, czarnej jak smo�a kawy. Zamar� w po�owie �yka. Do jego stolika zbli�a� si� jeden z Archanio��w, Uriel. Diabe� nerwowo rozejrza� si� po zebranych w knajpce. Ka�dy z nich m�g� by� pomniejszym anio�em, jakimi otacza�y si� Archanio�y, lecz Meph, bez ukazania swojego prawdziwego, diabelskiego oblicza, nie by� w stanie rozpozna� kt�ry z go�ci jest faktycznie cz�owiekiem, a kt�ry Wys�annikiem Niebios. Uriel usiad� naprzeciwko niego i u�miechn�� si� tryumfuj�co: - Stary Mephisto, czy� to nie przypadek, �e ciebie tutaj spotykam? Meph naci�gn�� ciemne okulary na oczy, co mu pozwoli�o bez wiedzy swego rozm�wcy rzuca� ukradkowe spojrzenia na boki. - Ani przypadek, ani �lepy traf nie rz�dz� krokami anio��w i diab��w - powiedzia� sil�c si� na spok�j. Dziwne wra�enie mogli sprawia� obaj rozm�wcy na potencjalnym obserwatorze. Uriel ubrany w kowbojki, d�insy i bia�y t-shirt, ze swoj� atletyczn� budow� i Meph przybrany w czarny jednorz�dowy garnitur, czerwon� koszul� i krawat w p�omienne wzory. Obaj zachowywali si� jak dw�ch znajomych, kt�rzy spotykaj�c si� po latach pr�buj� od�wie�y� star� przyja��. - Meph, zdejmij okulary - z niema�ym naciskiem powiedzia� Uriel, - Chc� popatrze� w oczy mordercy Ariela. Nie spogl�dali�my sobie w twarz od kilkunastu tysi�cy lat... * * * "Azazel, wij�c si� i krzycz�c, run�� w otch�a�. Nad nim, na kraw�dzi toczy� si� b�j wszechczas�w. Duchy, jak Mephisto uzbrojone w moc i inne, jak Gabriel, w miecze star�y si� ze sob� i pot�ny huk rozni�s� si� po niebiosach. Belial, najpot�niejszy z nieczystych, �l�c na boki b�yskawice skierowa� si� ku Bogu. Najwy�szy za� uni�s� si� w powietrze i pr�bowa� odebra� wszelk� moc swym dzieciom. Bezskutecznie. Zaaferowany ratowaniem swego Niebieskiego Kr�lestwa nie zauwa�y� jak Belial jednym skokiem wybi� si� w powietrze i ze �cinaj�cym krew w �y�ach okrzykiem p�dzi� ku Niemu. Zaskoczony B�g zwar� si� ze z�ym duchem, przeciwstawiaj�c mu sw� dobro� i mi�o��. Si�a jak� wyzwolili pchn�a ich wysoko w Przestworza oddalaj�c od pola niebia�skiej bitwy. Na dole za� Mephisto, Samael i Azrael pr�bowali przedosta� si� ku otch�ani by uratowa� Azazela. Azrael �kaj�c i miotaj�c choroby powoli przebija� si� ku kraw�dzi by rzuci� si� w �lad za swoim bratem. Nagle po�r�d tego zgie�ku i szamotaniny na chwil� rozb�ys�o silne bia�e �wiat�o, kt�re skierowa�o si� ku otch�ani. To Lucipher opowiedzia� si� po stronie zbuntowanych i skoczy� za Azazelem rozwijaj�c swe pot�ne skrzyd�a, by pochwyci� skazanego. Uda�o mu si� i ci�ko bij�c skrzyd�ami wznosi� si� ku g�rze, lecz tu czekali na niego jedynie wrogowie, a byli to Ismael, Ariel i Gedeon, kt�rych przys�a� tutaj Michael, by nikogo �ywego nie wypu�cili z otch�ani. Lucipher kr��y� niedaleko kraw�dzi otch�ani unikaj�c ognistych pocisk�w Anio��w, lecz gdy jego si�y zacz�y s�abn�� wzni�s� si� wy�ej i gromkim g�osem oznajmi�: - Mam Azazela! Wszystkie z�e duchy rzuci�y si� mu na pomoc. Pierwszy do kraw�dzi dotar� najsilniejszy, Belfegor i wybi� si� w powietrze by pom�c Lucipherowi. Lecz tu� za nim p�dzi� Gabriel, kt�ry pot�nym ci�ciem swego p�omienistego miecza odci�� mu skrzyd�a. Belfegor z krzykiem odwr�ci� si� w locie i schwyciwszy swego pogromc� za po�y szaty poci�gn�� za sob� w otch�a�. Z�e duchy j�kn�y i wzmog�y swe wysi�ki w dotarciu ku szybuj�cym Azazelowi i Lucipherowi. Nast�pnym, kt�ry dotar� do kraw�dzi by� Meph, lecz jemu drog� zast�pi� Ariel. Meph s�yn�cy ze swej silnej pi�ci og�uszy� go i rzuci� w otch�a�..." * * * - Nie tylko ja zabija�em w czasie Wielkiej Wojny. Tw�j brat Gabriel zabi� Belfegora - odpar� Meph sk�adaj�c okulary i bawi�c si� nimi na stole. Coraz mniej podoba�a mu si� ta sytuacja. Rozwa�a� ju� plany ucieczki, czeka� tylko na pierwszy ruch przeciwnika. - Zostawmy czasy pocz�tk�w Schizmy. Zajmijmy si� "tutaj" i "teraz". M�w co wiesz o powrocie Beliala. Mepha zaskoczy�o pytanie Uriela. Nie wiedzia� co powiedzie�. Pierwszy raz o tym s�ysza�. - Belial? Wr�...
Poszukiwany