Utkin Technomagia i smoki.txt

(902 KB) Pobierz
Marek Utkin

Technomagia i smoki

Data wydania 2002
Wysoko rozwini�t� technologi� mo�na bez trudu pomyli� z magi�.
Arthur C. Clarke
I odwrotnie.
Matek Utkin
Podzi�kowania
Dzi�kuj� wszystkim, kt�rzy przyczynili si� w jakikolwiek spos�b do powstania tej 
ksi��ki. Poniewa� nie jestem w stanie napisa� o ka�dym, wymieni� tych, kt�rych 
pami�tam w tej chwili, a pozosta�ych zapewniam o swej wdzi�czno�ci za ich wk�ad, 
jakikolwiek by by�.
Dzi�kuj�: Ani - za podtrzymywanie na duchu i wiar� w to, co robi�, prof. 
Ma�gorzacie Terleckiej-Frankowskiej - za niecierpliwo�� w oczekiwaniu na ci�g 
dalszy, entuzjazm, wnikliwe uwagi i hadziewk�, prof. Stanis�awowi Stommie - za 
po�wi�con� uwag�, zainteresowanie tak ksi��k�, jak i postaciami bohater�w, oraz 
pomoc, Lechowi J�czmykowi - za zainteresowanie i tw�rcz� dyskusj�, Jackowi 
Herman-I�yckiemu - za cierpliwo�� i Sahar�, Larry�emu Rodriguezowi - za 
wspania�e opowie�ci o lotach na sterowcach US NAVY oraz wyczerpuj�ce opisy 
konstrukcji i pilota�u sterowca, Markowi Sawickiemu - za wyja�nienia dotycz�ce 
chemii smok�w, Stubolowi - za rysia i Misiowi - za Mofka.
Jakiekolwiek podobie�stwo lub zbie�no�� imion, nazwisk, wygl�du, cech i zachowa� 
wszelkich wyst�puj�cych w tej ksi��ce postaci (tak ludzkich, jak i magicznych), 
zar�wno na tym, jak i na tamtym �wiecie, z istniej�cymi w rzeczywisto�ci - jest 
ca�kowicie przypadkowe.
Rozdzia� 1
Zacz�o si� to wszystko mniej wi�cej tak:
Pewnego wieczoru do swego laboratorium zaprosi� mnie kolega fizyk. Chcia� mi 
zademonstrowa� rewelacyjne (pono�) wyniki kolejnego eksperymentu. Podchodzi�em 
do tego bardzo sceptycznie, gdy� zdo�a�em si� ju� kiedy� przekona�, �e wi�kszo�� 
z jego dzia�a� ko�czy�a si� b�d� przera�aj�cym smrodem, b�d� kr�tkim b�yskiem, 
po kt�rym zapada�a ciemno��. To ostatnie nie oznacza�o bynajmniej przeniesienia 
w g��boki kosmos, lecz tylko spalenie bezpiecznik�w na ca�ym pi�trze. No, mo�e 
jestem niesprawiedliwy - m�j znakomity kolega mia� na swym koncie jeszcze jedno 
spektakularne osi�gni�cie - zawieszenie ca�ej sieci komputerowej instytutu, w 
kt�rym pracowa�.
Dlaczego, gdy wspomnia�em o ciemno�ci, wysun��em przypuszczenie, �e jej 
zapadni�cie mog�oby oznacza� przemieszczenie si� w kosmos? Ano dlatego, �e 
kolega m�j zajmowa� si� sprawami, od kt�rych ju� samemu Einsteinowi posiwia�a 
grzywa. By�y to, m�wi�c przyst�pnie, zwi�zki czasu, przestrzeni, energii i paru 
innych drobiazg�w.
Pracowa� raczej samotnie*,[* Dawniej za stroni�cego od �wiata uchodzi� uczony, 
kt�ry zamyka� si� w wysokiej wie�y, obecnie - taki, kt�ry nie ma w�asnej witryny 
www. ] a swych wynik�w nie rozpowszechnia� nawet przez Internet, gdy� obawia� 
si�, �e jego zagraniczni koledzy po fachu (dysponuj�cy nowszym sprz�tem i lepiej 
dofinansowani) mog� rozpracowa� jego pomys�y przed nim i opublikowa� jako 
w�asne. Sw� dzia�alno�� w instytucie uzasadnia� za� okresowym sk�adaniem 
drobnych opracowa�, co wystarcza�o jego niezbyt lotnym szefom. Ja z kolei 
wyznawa�em si� w jego dzia�aniach na tyle, �eby co� zrozumie�, ale w �adnym 
wypadku, aby co� gdzie� powt�rzy�. Poza tym prowadz� raczej nocny tryb �ycia, co 
czyni�o ze mnie niejako naturaln� ofiar� niedocenionego naukowca, pragn�cego 
podzieli� si� swymi osi�gni�ciami. Ja z tych wizyt odnosi�em te� pewne (drobne) 
korzy�ci - na przyk�ad kiedy� skopiowa�em sobie graficzny wykres jakich� 
skomplikowanych oblicze�, kt�ry po przeniesieniu na plakat stanowi� doskona�e 
t�o.
Przed ka�d� �sesj�� sugerowa�em mu, �e powinien zaopatrzy� nas w skafandry 
kosmiczne, bo co si� stanie, je�li wymiecie nas w pr�ni� lub w amoniakaln� 
atmosfer� jakiej� przekl�tej planety? Niby go to dra�ni�o, lecz tak naprawd�, to 
podejrzenie, �e jest w stanie dokona� transferu materii, nieco mu pochlebia�o.
Tym razem, gdy dotar�em do jego pracowni (po zwyczajowym wymini�ciu nocnego 
ciecia, kt�ry spa� uko�ysany rykiem telewizora, i po d�ugiej w�dr�wce 
o�wietlonymi trupim �wiat�em korytarzami), zauwa�y�em, �e dokona� solidnego 
przemeblowania. Pompa pr�niowa i wielkie elektromagnesy, stoj�ce dotychczas na 
�rodku pomieszczenia, zosta�y zepchni�te do k�ta, ca�a za� pracownia by�a 
opleciona rurami - cz�ciowo metalowymi, a cz�ciowo - przezroczystymi. Na 
rurach metalowych kondensowa� si� szron, odcinki przezroczyste natomiast 
sk�ada�y si� z wielu warstw. Wida� by�o w nich jak�� bezbarwn� ciecz, lecz gdy 
patrzy�o si� pod pewnym k�tem, to nabiera�a niebieskofioletowego zabarwienia.
- Sp�jrz - rzek� dumnie m�j kolega i wskaza� na palet� na r�cznym w�zku wid�owym 
- wytacha�em to z g��wnego laboratorium. Musz� odstawi� na miejsce przed �sm� 
rano, bo profesor mnie ukatrupi!
Na palecie spoczywa�a jaka� poka�na aparatura, do kt�rej z jednej strony 
pod��czone by�y kable komputera, z drugiej za� - miedziane chyba, zwini�te 
spiralnie przewody, prowadz�ce do solidnych metalowych butli.
- Co to, ruroci�g do produkcji lod�w na skal� przemys�ow�? - spyta�em, aby 
sprowokowa� go do wyja�nie�.
- Nie, uzwojenie wype�nione ciecz� nadprzewodz�c� w temperaturze pokojowej - 
oznajmi� dumnie kolega.
- Je�eli pokojowej, to sk�d ten szron? To chyba ciek�y azot? - Wyja�nienie nie 
przypad�o mi do gustu. Co prawda, wiedzia�em, �e fizycy lubi� pos�ugiwa� si� 
pewnymi eufemizmami, ale to, co widzia�em, nie wygl�da�o na eufemizm, lecz na 
ca�kowite niezwracanie uwagi na rzeczywisto��.
- To jest jakie� dwie�cie kelvin�w - wyja�ni� kolega - u nas si� m�wi, �e to 
temperatura pokojowa. To taka specjalna ciecz, nie b�d� si� wdawa� w szczeg�y, 
z czego j� zrobiono. Jest cholernie droga, je�li co� z tego si� ulotni, to mnie 
zat�uk�. Ale jedynie zastosowanie nadprzewodz�cego uzwojenia gwarantuje 
wytworzenie pola o w�a�ciwych parametrach. Konwencjonalne elektromagnesy nie 
by�y w stanie osi�gn�� nawet jednej tysi�cznej sprawno�ci nowego systemu. 
Zobaczysz, co si� stanie, jak to odpal�.
Nie by�em pewien, czy jestem ciekaw.
- Aaa, wi�c to dlatego nie wys�a�e� nas w kosmos poprzednim razem?
- Nie �miej si�, ostatnio zarejestrowa�em znikni�cie ca�ej wi�zki elektron�w.
- A mo�e ich tam wcale nie by�o? Takie to ma�e, �e i zgubi� �atwo.
- Musia�y by�, ale ich nie by�o. Elektrony nie znikaj�, przynajmniej nie w takim 
sensie, jak ci si� mo�e wydawa� - zaperzy� si� m�j kolega. - Z oblicze� 
wynika�o, �e powinny tam by�.
- Przyjmijmy, �e tak. Startujesz? Bo nie chce mi si� tu siedzie� ca�� noc i 
patrze�, jak wypuszczasz w powietrze jaki� drogi gaz. Co prawda, egzekucja na 
twojej osobie w wykonaniu profesora, z docentem w roli pomocnika kata, mog�aby 
by� interesuj�ca. - Gwoli wyja�nienia musz� tu doda�, �e profesor, oberszef 
mojego kolegi, by� pot�nym, wy�ysia�ym grubasem o wygl�dzie rze�nika, kt�ry w 
dodatku miewa� tendencj� do wpadania w sza� z byle powodu. Docent z kolei by� 
chuderlawym, z�o�liwym kurduplem z rzadk� br�dk�, kt�ra mia�a nadawa� mu naukowy 
wygl�d i rekompensowa� brak sukces�w na tak zwanym polu. - A tak przy okazji - 
doda�em - czy ten gaz jest truj�cy?
- Gaz truj�cy nie jest, a wyciek nie ma prawa si� zdarzy�. Co za� do 
startowania, to ju� si� zacz�o. Popatrz na monitor.
Rzeczywi�cie. Tr�jwymiarowy wykres na ekranie, otoczony kolumnami cyfr, zacz�� 
si� zmienia�. Pocz�tkowo przypomina� wyd�ty, �agodnie faluj�cy �agiel lub te� 
spadochron, nast�pnie pojawi�a si� na nim seria fa�d przypominaj�cych po�a� 
dach�wek, a� wreszcie jeden z jego rog�w, ten po prawej, bli�ej widza, zacz�� 
si� unosi�.
- O, cholera! - wykrzykn�� m�j kolega i zacz�� wklepywa� nowe parametry, b�bni�c 
po klawiaturze jak szalony pianista.
Wykres zacz�� si� zmienia� jeszcze szybciej. Coraz bardziej przypomina� wycinek 
morza w czasie sztormu, z pe�nego za� elektroniki kontenera, stoj�cego na w�zku, 
dochodzi�o gor�czkowe cykanie przeka�nik�w czy te� elektrozawor�w. Metalowe 
rurki wyprowadzone z butli zacz�y leciutko dr�e�...
Przezornie nie odzywa�em si�, aby kolegi nie rozprasza�, i spr�bowa�em znale�� 
sobie jakie� zaciszne miejsce. Najlepiej takie, w kt�rym od solidnych, szarawych 
korpus�w butli odgradza�aby mnie metalowa szafa z aparatur�. Przeturla�em si� 
nieco w ty� na zaopatrzonym w k�ka krze�le i z pewn� ulg� uzna�em, �e g�rna 
kraw�d� blaszanego pud�a, pe�nego kabli, rurek i p�ytek z uk�adami scalonymi, 
zas�ania mi widok na zaw�r najwy�szej butli. Co prawda, dzia�anie takie mia�o 
charakter iluzoryczny - gdyby butle strzeli�y, to po�owa budynku nadawa�aby si� 
jedynie do odbudowy lub do dalszego wyburzenia. Z drugiej strony, p�kni�cie 
kapilary, w kt�rej siedzi gaz pod ci�nieniem kilkuset atmosfer (cholera, nigdy 
nie przyzwyczaj� si� do ISO z jego megapaskalami), mo�e sko�czy� si� amputacj� 
jakiej� ko�czyny.
- Nie ruszaj si�! - dziko wrzasn�� kolega, wpatruj�c si� we mnie z min�, z 
kt�rej trudno by�o wydedukowa�, czy jest w�ciek�y, czy przera�ony.
Znieruchomia�em i rozejrza�em si� wok�, poruszaj�c wy��cznie ga�kami ocznymi. 
Pierwsze, co do mnie dotar�o, to fakt, �e moja osoba wyznacza geometryczny 
�rodek umieszczonego pod sufitem kr�gu, wykonanego z oszronionej, lekko 
wibruj�cej rury. Druga rzecz, znajduj�ca si� na dolnym skraju mojego pola 
widzenia, by�a r�wnie niepokoj�ca: razem ze sto�kiem znajdowa�em si� na �rodku 
ko�a wykonanego z czego�, co wygl�da�o jak g�sta siatka z czarnej, po�yskliwej 
tkaniny. Na niej spoczywa�y paski metalowej folii, u�o�one w kszta�t 
pi�cioramiennej gwiazdy. W tym momencie przemkn�a mi przez g�ow� my�l, wyra�nie 
podbarwiona upiornym chichotem: To� to pentagram, tyle �e z w��kna w�glowego i 
srebra! Drogi fizyk oszala� i chce w spos�b naukowy wywo�ywa� demony!
- Wsta� powoli, nie poruszaj�c nawierzchni, i wyjd� z kr�gu! - poleci� w tym 
momencie m�j kolega. By� wyra�nie blady i spocony. - Nie mog� od razu wy��czy� 
pr�du, bo wszystko wywali! Stara�em si� zastosowa� do instrukcji najlepiej, jak 
umia�em. Przenios�em ci�ar na stopy i zacz��em podnosi� si� z krzes�a. 
Sp...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin