Rafa� A. Ziemkiewicz GODZINA PRZED �WITEM 1. Powiew l�ku Tej nocy by�o zimno i ponuro. Tak zimno i tak ponuro, jak mo�e by� tylko pod koniec listopada nad suwalskimi jeziorami. Ch��d przenika� mnie, gdy stoj�c przy oknie umywalni, oparty d�o�mi o kamienny parapet, wpatrywa�em si� w ciemnogranatow� noc. Za szyb� mokry asfalt ulicy l�ni� w s�abym �wietle nielicznych latar�, z trudem przebijaj�cym si� przez kokony m�awki; kropelki wody pob�yskiwa�y na bia�o-czerwonych szlabanach, zagradzaj�cych bram� jednostki, i na he�mie przechadzaj�cego si� za nimi wartownika. �o�nierz kuli� od ch�odu ramiona, pr�buj�c ukry� d�onie pod pachami i os�oni� twarz ko�nierzem szynela. Poza nim nie by�o za oknem �ywego ducha. Nawet bezpa�skie psy, kt�rych tyle kr�ci�o si� zawsze wok� koszar, wola�y w tak� pogod� pozapada� w ciep�ych piwnicach i �mietnikach. Co� mi si� �ni�o. Dochodzi�a trzecia w nocy. Nie mia�em s�u�by ani warty, nie musia�em okrada� si� z cennego snu aby zd��y� na jutro z czym�, czego akurat uwidzia�o si� kadrze za��da�, a na co nie by�o czasu za dnia. Powinienem by� spa�. Co� mi si� �ni�o. Co�, co pozostawi�o po sobie trudny do okre�lenia, niezrozumia�y l�k. Nie potrafi�em sobie przypomnie� �adnego konkretnego s�owa ani obrazu, nic, poza niejasnym wra�eniem grozy, �miertelnego spazmu i okropno�ci. Sen pierzchn��, ledwie dotkn��em brzegu jawy, i przyczai� si� gdzie� tu� za kraw�dzi� �wiadomo�ci, ale wzniecony nim strach pozosta� i nie pozwala� si� niczym okie�zna� - ani racjonalnymi perswazjami, ani przyciskaniem czo�a do lodowato zimnego szk�a. Dysza�em ci�ko, a moje serce t�uk�o si� rozpaczliwie niczym po d�ugim, wyczerpuj�cym biegu w panicznej ucieczce. Wartownik, nie przerywaj�c znudzonej w�dr�wki w t� i z powrotem wyprostowa� si� na moment i poprawi� ci���cy mu karabin, podk�adaj�c d�o� pod pas no�ny. Kiedy ma si� kilka godzin bro� na ramieniu pas wrzyna si� bole�nie w bark, nawet przez gruby materia� p�aszcza. Patrzy�em przez chwil� na szamotanin� �o�nierza, pr�buj�cego znale�� dla ka�asza wygodniejsze po�o�enie, i zastanawia�em si�, dlaczego w�a�ciwie nie schowa si�, jak Pan B�g przykaza�, do budki. Nie by� to jednak problem zdolny na d�ugo zaprz�tn�� moj� uwag�; przenios�em wzrok na ton�c� w o�liz�ym mroku ulic� i zaraz pojawi�a si� my�l, �e wystarczy�oby wyj��, ruszy� poszczerbionym chodnikiem przed siebie... W par�na�cie minut dotar�bym do dworca PKS, sk�d wczesnym �witem wyrusza� autobus do Warszawy. Ten sam autobus powraca� p�nym wieczorem i parkowa� na noc w gara�ach dworca. Dalej nie mia� ju� dok�d jecha�. Dalej by�a tylko granica. Latem, podczas d�ugich, s�onecznych dni, na dworzec przyje�d�a�o wi�cej autobus�w. Na kilka ciep�ych miesi�cy mie�cina zmienia�a si� nie do poznania. Ulice robi�y si� czyste i schludne, pokoje starych, poniemieckich dom�w zape�nia�y si� go��mi za wszystkich stron kraju i zza granicy, rozkwita�y bia�e parasole nad ogr�dkami kafejek. Na przystani i jeziorze g�stnia�o od �agl�wek, a na pla�y i skwerach od roze�mianych, opalonych na br�z dziewczyn. Od czerwca do sierpnia W�gorzewo t�tni�o �yciem, a autochtoni przeliczali z zadowoleniem pieni�dze, dzi�kuj�c Bogu i �wi�tym patronom prywatnej inicjatywy, �e wypad�o im �y� tak daleko od stolicy, w miejscu, gdzie nieprzetrzebione lasy pozostawa�y wci�� jeszcze g�ste i dostojne jak dawniej, a woda jeziora wabi�a mieszczuch�w krystaliczn� czysto�ci�. Potem, kiedy zaczyna�y si� pierwsze jesienne deszcze, bia�e parasole, stoliki i �aweczki znika�y z ulic jak zdmuchni�te, pustosza�a przysta� i pla�e. Kawiarnie zamyka�y swe podwoje, na wi�kszo�ci dom�w zatrzaskiwano okiennice, znika�y z pejza�u d�ugonogie pla�owiczki. W�gorzewo pustosza�o, zmienia�o si� w miasto - widmo. Wzbogaceni przez turyst�w w�a�ciciele lokali, pensjonat�w, czy cho�by tylko budek z wod� sodow� wyje�d�ali wydawa� pieni�dze w bardziej cywilizowane okolice. Jesieni� i zim� zastawa�o tu tylko troch� staruszk�w, nieco kobiet wystaj�cych co rano pod sklepem z chlebem i nabia�em, gar�� miejscowych pijaczk�w kupi�ca si� w jedynym czynnym po sezonie barze, no i tacy jak ja albo ten ch�opak przy bramie - �o�nierze z rozlokowanych wok� W�gorzewa jednostek. St�sknieni za domem, spragnieni a� do b�lu kobiet i znu�eni podobnymi do siebie dniami s�u�by. Nawet nie warto by�o stara� si� o przepustk�. Pusty park, dwie obskurne knajpy i kilka najpodlejszego sortu dziwek dla ostatnich desperat�w, kt�rzy wyrwali si� z koszar pierwszy raz od p� roku. Wymar�e miasteczko. Listopad. Zimno na dworze i jeszcze zimniej w sercu. Strach rozmywa� si� z wolna, w miar�, jak uspakaja�y si� oddech i t�tno, ale nie znika�. Zmienia� tylko posta�: z ostrego, chwytaj�cego gard�o skurczu przeradza� si� w m�cz�cy, �widruj�cy niepok�j. Westchn��em, potrz�saj�c g�ow� i odrywaj�c wzrok od otulonych ko�uchem wilgotnej po�wiaty latar� za oknem. Na chwil� wzm�g� si� wiatr; zawy�, dr�c si� na spiczastych dachach starych, pruskich koszar, zaszlocha� w nagich koronach drzew. Lodowaty powiew przedar� si� przez �le uszczelnione okna, poczu�em go na r�kach, piersiach, brzuchu... Mia�em wra�enie, jakby przenikn�� mnie na wylot, zmra�aj�c nawet szpik w ko�ciach. Po prostu nerwy - t�umaczy�em sobie nie wiem ju� kt�ry raz. Nerwy. Stress. Nadmiar adrenaliny wpompowywanej ka�dego dnia w �y�y zdezorganizowa� ca�� gospodark� hormonaln� organizmu, wywo�uj�c objaw znany doskonale lekarzom pod nazw� "stany l�kowe". Nie nale�y si� tym przejmowa�. Wzi�� kilka g��bokich oddech�w, pospacerowa�, wypi� szklank� gor�cego mleka - a je�li to niemo�liwe, przynajmniej pooddycha� �wie�szym ni� w sypialnej izbie powietrzem umywalni. A potem po�o�y� si� do ��ka i zasn�� g��boko. Wszystko jest oczywiste i racjonalnie wyt�umaczalne, a przecie� zrozumie� sw�j l�k to tyle� samo, co go pokona�. Prawda? Guzik tam prawda. Ochota do snu odesz�a ca�kowicie i wszystko, co po d�ugim wdychaniu �wie�szego powietrza zdo�a�em osi�gn��, to �e zamiast �ama� sobie wci�� g�ow� i pr�bowa� wygrzeba� z zakamark�w pami�ci szczeg�y dziwnego snu, pogr��y�em si� w ja�owych, gorzkich rozmy�laniach o bezsensie odrywania ludzi od normalnego �ycia i zmuszania ich do trawienia czasu przy granicy zapad�ego w zimowy letarg miasteczka. Mro�ny wiatr hula� na dworze i po wycementowanej umywalni, a d�ugonogie pla�owiczki daleko st�d pomrukiwa�y rozkosznie przez sen, przeci�gaj�c si� w �nie�nobia�ej po�cieli, i z pewno�ci� nie zamierza�y czeka�, a� ludowe wojsko raczy wypu�ci� mnie ze swych obj��. Nagle dotar�o do mnie, �e po przeciwnej stronie ulicy, w kt�r� wpatrywa�em si� t�po od d�u�szego czasu, co� jest nie tak. Budynki brygady wygl�da�y jako� inaczej. Poczu�em, jak z zakamark�w duszy znowu powraca ten niepoj�ty, odsuwany uparcie strach, kt�ry teraz bardziej ni� �lad po prze�ytym, nocnym koszmarze przypomina� zacz�� przeczucie jakiego� nadchodz�cego dopiero niebezpiecze�stwa. D�ugo musia�em si� zastanawia�, zanim wreszcie u�wiadomi�em sobie o co chodzi. �wiat�o w oknach. Na wartowni brygady �wieci�y si� wszystkie trzy okna, a nie, jak zwykle o tej porze, tylko jedno. Pali�o si� tak�e �wiat�o w pomieszczeniu przylegaj�cym do dy�urki oficera operacyjnego jednostki. Wida� nie ja jeden nie mog�em tej nocy zasn��. Oficer dy�urny najwyra�niej zdecydowa� si� mimo wszystko wyj�� w zimn�, mokr� noc, by troch� da� si� we znaki wartownikom. Trafiaj� si� i tacy. Ch�opak przy bramie mia� szcz�cie, �e jednak nie schroni� si� w budce; szcz�cie, a mo�e tak�e i jemu zdarza�y si� przeczucia. Zaprzesta� swej przechadzki i teraz sta� sztywno w pozycji "na rami� bro�". Usi�owa�em si� skarci� w duchu za ten idiotyczny l�k, gdy nagle us�ysza�em za sob� tubalny, charakterystyczny g�os szefa szko�y: - A podchor��y coo tutaj roobi, aa? Podskoczy�em, bardziej z zaskoczenia ni� ze strachu, i odwr�ci�em si�, machinalnie przyk�adaj�c d�onie do szw�w pi�amy. W drzwiach umywalni sta� Fred. Zarechota�, przekonany, �e zdo�a� mnie nastraszy� do nieprzytomno�ci, i zanim zd��y�em si� odezwa�, rzuci�, nadal g�osem Bambu�y: - spoocznij, podchor��y! - Id� do diab�a - powiedzia�em. Zapewne sta� mnie by�o na inteligentniejsze zagajenie konwersacji. Ale te�, szczerze m�wi�c, nie by�em zdecydowany, czy mam na ni� ochot�, czy te� wola�bym nadal si�owa� si� w samotno�ci ze swoimi nocnymi l�kami. Fred przesta� szczerzy� z�by, twarz wyg�adzi�a mu si� w jednej chwili, jakby po prostu odegra� swoje i w�a�nie us�ysza� gong na fajrant. Podszed� par� krok�w w moj� stron�, �ci�gn�� z g�owy czapk� i rzuci� j� na parapet, a potem d�ugo rozciera� d�oni� brod�. Naj�wi�tszym z obowi�zk�w podoficera dy�urnego by�o ani na chwil� nie zdejmowa� z g�owy czapki, a zw�aszcza nie popuszcza� zaci�gni�tego pod brod� paska. Ten punkt regulaminu ludowe wojsko musia�o zaczerpn�� z jakiego� starego chi�skiego podr�cznika tortur. Spr�bujcie pochodzi� troch� maj�c na podbr�dku zapi�ty pasek, nie zaopatrzony, jak w cywilizowanych armiach, w mi�kk� podk�adk�. Mo�ecie nawet pope�ni� t� zbrodni� i wysun�� go spod brody, pozwalaj�c zwisa� swobodnie - �adna r�nica. Je�li nie chce wam si� czeka� na wyniki eksperymentu tych dw�ch - trzech godzin mo�ecie po prostu opali� sobie zarost na podbr�dku zapalniczk�. Zar�czam, �e na jedno wyjdzie. Wreszcie przesta� masowa� sobie twarz i si�gn�� do kieszeni na piersi. B�yskawicznie wyci�gn��em ku niemu r�k� - nawet nie �eby chcia�o mi si� pali�, tylko tak jako�, dla sportu. Zmierzy� mnie z�ym spojrzeniem. - Oddam, mam na sali. Pali� jakie� cuchn�ce �wi�stwo, skr�cane chyba z wymiatanych spod ��ek wykruszonych kawa�k�w materacy, wzbogaconych w�osami i paznokciami. O dostaniu w W�gorzewie jakichkolwiek papieros�w, co dopiero przyzwoitych, nie by�o co marzy�. ...
Poszukiwany