ZDZISŁAW NOWAK
NIEZWYKŁE PRZYGODY HODŻY NASREDDINA
POD KARAGACZEM
Opowieść pierwsza o nieoczekiwanym
spotkaniu z sędziwym usto z Chiwy,
o kryjówce na sakwę drogocennych pereł
oraz o niecnym postępku piekarza Hamidutly
Daleką drogę miał za sobą Hodża Nasreddin i jego poczciwy wierzchowiec, długouchy iszak. Od błogosławionej Buchary dzieliło ich wiele dni wędrówki poprzez lotne barchany Czerwonych Piasków, uwieńczone szczęśliwą przeprawą na przeciwległy brzeg Amu-darii, najkapryśniejszej z wszystkich rzek Azji.
- Jeszcze trochę i będziemy na miejscu. Nie marudź, przyjacielu, żwawiej przebieraj nogami, jeśli chcesz zamienić przemarzłe pączki ostu na garść pachnącego ziarna. No, tylko spokojnie, nie brykaj zanadto. I bez tego wiem, co sądzisz o szaleńcu, który w zimowe tygodnie wyruszył na szlak dawnych podróży, aby ożywić wspomnienia młodzieńcze. Pewnie, milsza droga latem. Ale czy ja wybierałem porę? Guldżachon, ukochana moja, pojechała do Margilanu odwiedzić dawno nie widzianych teściów, pochwalić się najmłodszym synem. Ja, przyjacielu, skorzystałem jedynie z okazji - mruczał Hodża kierując kłapoucha w stronę widocznego nie opodal wzniesienia. - Z grzbietu tego barchana powinniśmy już dostrzec minarety miasta. Chyba nie pobłądziliśmy? Chiwa musi być niedaleko.
Na wzgórzu mędrzec uniósł się w siodle, by lepiej prześledzić okolicę. Wtedy to na sąsiednim pagórku pod potężnym, samotnie rosnącym karagaczem ujrzał scenę, która nakazała mu zmusić osła do szaleńczego galopu.
- Powstrzymaj się, człeku siwobrody - wołał machając gwałtownie rękami. - Co czynisz? Jakie nieszczęście pcha cię na tę gałąź?
Za późno. Starzec stojący na grzbiecie iszaka zeskoczył z siodła. W tym momencie dał się słyszeć trzask pękającej gałęzi i nieznajomy gruchnął na ziemię. Kiedy zasapany osioł dźwigający Hodżę Nasreddina wspiął się na szczyt wzgórza, siwobrody mężczyzna siedział ogłuszony pod drzewem i wodził wokoło nic nie rozumiejącym wzrokiem.
Hodża zsunął się z kłapoucha i przycupnął obok. Szepnął łagodnie:
- Po coś chciał to zrobić? Życie należy nie tylko do ciebie. Nikt nie jest samotny na tym świecie. Jeśli nie masz dzieci, przyjaciół pozostawisz w żalu. Pies wierny zaszlocha po tobie. Nie trzeba samemu zrywać przędzy życia. Ulżyj sercu, o czcigodny, opowiedz, jakie cię spotkało nieszczęście, może ja coś w biedzie zaradzić potrafię?
Mąż o mlecznej brodzie przetarł palcami powieki nabrzmiałe od łez. Przypatrzył się uważnie Hodży, po czym jęknął:
- Straszny los mnie doświadczył, wędrowcze. Na nic mi już życie.
Mędrzec położył mu dłoń na ramieniu i ponowił prośbę:
- Mów, proszę. Mów wszystko po kolei.
Starzec westchnął boleśnie i zaczął opowiadać:
- Krótka to historia, lecz dla mnie okrutna. Tkaczem jestem z ojca mojego i dziada. Żona i trzy córki także przy warsztacie pracować potrafią. Wspólnie przez długie miesiące chan-atłas tkaliśmy. Cudowny materiał, barwny i wzorzysty. Między mną a karawanbaszą z Chiwy stanęła umowa: wszystek jedwab on w drogę daleką zabierze, sprzeda w Damaszku, Bagdadzie, Kairze, a po powrocie zyski podzielimy na pół. Jako gwarancję powrotu przewodnik karawany pozostawił mi w zastaw woreczek drogocennych pereł. Od tamtej godziny bałem się zmrużyć oczy choćby na moment. Plaga złodziei buszujących nocami po domach bogaczy i biedaków stała się i moim przekleństwem. Za radą sąsiada, zacnego piekarza Hamidułły, ukryłem woreczek zastawny w niemałej odległości poza miastem. O, tu pod korzeniem karagacza. To właśnie piekarz pomógł mi wyszukać odpowiednie miejsce, znaczne i bezpieczne. Od tej chwili spałem już spokojnie. Jednakże dzisiejszej nocy przyśnił mi się główny poborca podatków. Wszyscy wiedzą, że zły to znak, zwiastuje nieszczęście. Ledwie doczekałem brzasku. Napełniony trwogą wsiadłem czym prędzej na osła i popędziłem tutaj. Sen się sprawdził - pereł już nie było. Popatrz na me ręce. Zdarłem palce do krwi przeczesując piasek. Nadaremnie. Ktoś zabrał nie moje klejnoty. Tymczasem karawanbasza przez umyślnego gońca nadesłał wiadomość. Jest już w drodze powrotnej. Godzina rozliczenia bliska. Cóż miałem uczynić? Chcąc ocalić dobre imię, zawiązałem pętlę...
- Nikt inny poza piekarzem, powiadasz, nie wiedział o kryjówce? Doskonale - Hodża Nasredin uśmiechnął się szeroko. - Ho to znaczy, że wiem już, kto wygarnął perły spod drzewa. Hamidułła.
- Hamidułła? Muchtar Hamidułła? Nadzieję wlewasz w me serce, wędrowcze. Dobry los sprowadził cię tutaj w najlepszej minucie - uradował się nieznajomy. - Pośpieszę do sąsiada, niechaj zwróci nie moje klejnoty.
To mówiąc starzec zerwał się na równe nogi. Rozgorączkowany nie mógł trafić stopami w iczigi, które pogubił w chwili, gdy usiłował zawiązać pętlę na konarze drzewa.
Hodża Nasreddin pochwycił za uzdę osiołka sędziwego tkacza. I rzekł:
- Zaczekaj, czcigodny. Nogi nie powinny być szybsze od głowy. Na próżno chcesz pędzić do piekarza. Jeśli zabrał perły po kryjomu, to nie dlatego, aby je teraz z dobrej woli zwrócić. Świadków przecież nie masz? Niczego mu więc nie udowodnisz. Wyprze się i ciebie, i niecnego uczynku. Postąpiłeś bardzo nierozważnie dopuszczając do sekretu człowieka, na którym polegać nie można.
- Polegać nie można?... - siwobrody powtórzył jak echo. I nagle obruszył się. Krzyknął z całej siły: - Nie, ja w to nigdy nie uwierzę. Piekarzowi powodzi się doskonale, to rzemieślnik zamożny i dobry. Godzien zaufania. I do tego prawdziwy muzułmanin. W meczecie pół dnia potrafi przesiedzieć. Żadnej z pięciu modlitw nie przegapi ni razu. Czasu postów przestrzega starannie. Dostarcza pieczywo na dwór pierwszego wezyra i głównego miraba. Często nawet i na dwór chanowy. Nie, Hamidułła ma monet srebrnych, ile tylko zechce. I złoto, i perły. Niepotrzebne mu moje klejnoty.
- Głodnego nasycisz, ale nie bogacza - mruknął pod nosem Hodża Nasreddin. I dorzucił głośniej: - Jedźmy. Nie zaszkodzi przekonać się, w jakiej skórze żyje Hamidułła.
Siwobrody zaszlochał:
- Straciłem perły, straciłem dobre imię i wiarę w sąsiada. Cóż mi więc zostało?
- Nadzieja. I trzy córki. Pomyśl o ich losie, zanim odważysz się na krok desperacki - odpowiedział mędrzec. - Karawanbasza powróci, nie zastanie cię, sprzeda twą żonę i córki na bazarze niewolników. Prawo mu na to zezwoli. A ty dopomożesz nieroz...
regis2004