!Thomas Costain - Srebrny kielich.txt

(1146 KB) Pobierz
Thomas Costain

Srebrny Kielich

Od autora Od czasu ukazania si� "Srebrnego Kielicha", w lipcu ubieg�ego roku, 
wiele by�o domys��w co do tego, czy moja opowie�� oparta jest na historii 
Kielicha z Antiochii, b�d�cego obecnie w posiadaniu Metropolitan Museum w Nowym 
Jorku i wystawionego na pokaz w Cloisters Museum w tym mie�cie. Ten s�ynny, 
b�d�cy tematem wielu dyskusji, przedmiot wykonany w staro�ytno�ci, zosta� 
znaleziony w 1910 r. w ruinach starej Antiochii i wys�any do Stan�w 
Zjednoczonych tu� przed wybuchem pierwszej wojny �wiatowej. W ko�cu znalaz� si� 
w posiadaniu rodziny Kouchakji. Fahim Kouchakji z Nowego Jorku, przekonany o 
szczeg�lnym znaczeniu Kielicha, zwr�ci� si� o wydanie opinii do dr. Gustavusa 
Augustusa Eisena, szwedzkiego uczonego, b�d�cego autorytetem w zakresie sztuki 
chrze�cija�skiej. Po dziewi�ciu latach bada�, prowadzonych przy pomocy grona 
pomocnik�w, dr Eisen napisa� ksi��k� wydan� w dw�ch du�ych tomach pod tytu�em 
"Wielki Kielich z Antiochii", w kt�rej przedstawiona jest hipoteza, �e 
wewn�trzna cz�� kielicha mo�e by� naczyniem u�ytym podczas Ostatniej Wieczerzy. 
Przed trzema laty Metropolitan Museum naby�o Kielich za fundusze ofiarowane 
przez Johna D. Rockefellera juniora. "Srebrny Kielich" jest utworem powie�ciowym 
i przedstawia jedynie moj� w�asn� koncepcj� dziej�w Kielicha Ostatniej 
Wieczerzy, ksi��ka zosta�a wi�c wydana bez �adnego powo�ywania si� na 
opracowanie dr. Eisena. Poniewa� jednak wielu czytelnik�w zastanawia si� nad jej 
koncepcj�, wydaje si� w�a�ciwe powt�rzenie tego, co by�o wielokrotnie przeze 
mnie publikowane gdzie indziej, �e to Kielich z Antiochii natchn�� mnie do 
napisania tej opowie�ci. Pragn� doda�, �e jestem d�u�nikiem dr. Eisena, kt�rego 
praca, finansowana przez Fahima Kouchakjiego, dostarczy�a mi wielu informacji o 
samym Kielichu. Thomas B. Costain Prolog 1 Powszechnie uwa�ano, �e najbogatszym 
cz�owiekiem w Antiochii jest handlarz oliw�, Ignacjusz. Jego plantacje ci�gn�y 
si� jak okiem si�gn�� we wszystkich kierunkach. Mieszka� w jednym z marmurowych 
pa�ac�w przy Kolumnadzie. Urodzi� si� w tej samej pizydia�skiej wiosce co Teron, 
kt�ry utrzymywa� swoj� rodzin� ze sprzeda�y atramentu i pi�r z rozszczepionych 
ko�c�w trzciny. Nie by� to z�otodajny interes i Teron z trudem wi�za� koniec z 
ko�cem, �yj�c ze sw� rodzin� w jednoizbowym domku po�o�onym daleko od Kolumnady. 
Pewnego upalnego dnia, kiedy nikt nie mia� ochoty zajmowa� si� handlem, a tym 
bardziej kupowaniem pi�r, wielki bogacz dotar� pieszo a� do niszy w murze, gdzie 
siedzia� Teron ze swym nie wzbudzaj�cym zainteresowania towarem. Teronowi trudno 
by�o uwierzy�, �e dost�pi� tak wielkiego zaszczytu, i nie od razu odwzajemni� 
pozdrowienie: "Pok�j tobie". Handlarz oliw�, z lekka zaczerwieniony na 
policzkach i z trudem �api�c oddech, wszed� do �rodka, aby ukry� si� przed 
s�o�cem, kt�re pra�y�o ulic� z ca�� furi� czy��cowych ogni. Przysiad�szy obok 
dawnego przyjaciela od razu przyst�pi� do wyjawienia celu swej wizyty. - 
Teronie, masz trzech syn�w. Ja nie mam �adnego. Teron skin�� g�ow�. Zdawa� sobie 
spraw�, �e jest szczeg�lnie wyr�niony maj�c trzech syn�w, kt�rzy wyszli ca�o z 
chor�b wieku dzieci�cego. - Czy pami�� o mnie ma zagin�� tylko dlatego, �e nie 
mia�em dzieci? - zacz�� �ali� si� Ignacjusz. - Czy m�j duch ma po �mierci 
b��dzi�, nie maj�c do kogo powr�ci�, jak �ma, kt�ra leci do p�omienia? 
Onie�mielenie, jakie na pocz�tku odczuwa� Teron, powoli ust�powa�o miejsca 
swobodzie dawnej za�y�o�ci. Przecie� on i ten oty�y kupiec wychowali si� w 
podobnych, wiejskich domach. Przecie� razem podkradali owoce i �owili ryby w tym 
samym strumyku. - A nie my�la�e� o przysposobieniu syna? - zapyta� sprzedawca 
pi�r. - M�j stary druhu - odpar� Ignacjusz - je�li si� zgodzisz, kupi� jednego z 
twoich syn�w i wychowam jak swego w�asnego. B�dzie mi�owany tak, jakby by� 
zrodzony z moich l�d�wi. Kiedy przyjdzie mi pora umiera�, odziedziczy wszystko, 
co posiadam. Serce Terona podskoczy�o rado�nie, ale stara� si� nie okazywa� 
podniecenia, kt�re go opanowa�o. Jaka� to wspania�a szansa dla jego 
pierworodnego! Sta� si� cz�owiekiem maj�tnym, mie� bogactwa, jada� na z�otych i 
srebrnych p�miskach, pi� wino ch�odzone �niegiem z p�nocnych g�r! A mo�e to na 
m�odszego syna sp�yn�a �aska wielkiego kupca? - Masz na my�li Teodora? - 
zapyta�. - M�j pierworodny jest dobrze zbudowany. Wyro�nie na silnego m�czyzn�. 
Ignacjusz potrz�sn�� g�ow�. - Tak, tw�j Teodor wyro�nie na wielkiego ch�opa i 
b�dzie brzuchaty jeszcze przed trzydziestk�. Nie, to nie Teodor. - A wi�c to 
Dionizy! M�j drugi syn jest wysoki i przystojny. To pos�uszny i pracowity 
m�odzieniec. Bogaty kupiec po raz drugi potrz�sn�� g�ow�. Zamar�o serce Terona, 
kiedy dotar�a do niego my�L: "A wi�c to m�j dobry, ma�y Ambro�y!" Ambro�emu sz�o 
w�a�nie na dziesi�ty rok. �y� w swoim w�asnym, pe�nym zadumy �wiecie, 
najszcz�liwszy w�wczas, kiedy m�g� lepi� figurki z gliny albo rze�bi� kawa�ki 
drewna. Sprzedawca pi�r zawsze mia� s�abo�� do najm�odszego syna. My�l o jego 
utracie by�a jak pchni�cie sztyletem. W propozycji Ignacjusza nie by�o nic 
niezwyk�ego. M�czy�ni nie posiadaj�cy syn�w uciekali si� czasem do tego 
sposobu. Je�li chodzi o dziedziczenie, to wy�o�one w Dwunastu Tablicach prawo 
nie robi�o r�nicy mi�dzy rodzonymi a przybranymi synami. Niezwyk�e jednak by�o 
to, �e s�ynny bogacz my�la� o zwi�zku z kim� tak biednym, jak sprzedawca pi�r. 
Ignacjusz m�g�by z �atwo�ci� znale�� kandydata w ka�dej z najlepszych rodzin 
Antiochii. A jednak Teron gor�czkowo szuka� jakiej� wym�wki, aby odrzuci� 
propozycj�, m�wi�c do siebie: "Jakie smutne by�oby �ycie, gdybym musia� rozsta� 
si� z moim ma�ym, dobrym Ambro�ym!" Po chwili milczenia potrz�sn�� g�ow�. - M�j 
trzeci syn na pewno by ci nie odpowiada�. Ten m�j Ambro�y to marzyciel. Nie ma 
g�owy do cyfr. To zdolny ch�opiec i nie ukrywam, �e zawsze go wyr�nia�em, ale 
widz� zar�wno jego wady, jak i zalety. Marzy tylko o jednym: o robieniu figurek 
z gliny, kredy i drewna. - Teron potrz�sn�� zdecydowanie g�ow�, jakby chcia� 
zako�czy� spraw�. - Nie, m�j Ambro�y nie jest dla ciebie. Kupiec by� cz�owiekiem 
kr�pej budowy, o barach szerokich jak u nosiwody. G�ow� mia� kwadratow�, a rysy 
twarzy nieregularne. Cz�owiek, kt�ry dorabia si� na handlu i zgromadzi w ko�cu 
wielki maj�tek, wi�cej musi wojowa� ni� �o�nierz, bo �ycie jest dla niego jedn� 
wielk� bitw�, pe�n� potyczek, wysi�ku, znoju, knowania i intryg. Brak w nim 
przyjemnych chwil wytchnienia, jakie miewa �o�nierz, kiedy zasiada po�r�d 
towarzyszy przy obozowym ognisku z buk�akiem wina pod r�k� i snuje swobodnie 
che�pliwe opowie�ci. Ignacjusz nie mia� �adnych blizn na ciele, ale gdyby mo�na 
by�o obejrze� jego dusz�, jak si� przegl�da odzienie wyj�te z kufra, odkry�oby 
si� na niej same czarne si�ce, blizny i naro�la pokryte pr�gami i tak zgrubia�e, 
jak kolano pokutnika. Pochyli� si� do przodu i po�o�y� r�k� na przedramieniu 
sprzedawcy pi�r. Gdyby Teron nie by� tak przej�ty zagro�eniem w�asnego 
szcz�cia, m�g�by dostrzec, �e wielki kupiec got�w jest go b�aga� o spe�nienie 
swej pro�by. - W�a�nie dlatego, przyjacielu mojej m�odo�ci, w�a�nie dlatego 
pragn� go mie�. - Ignacjusz zsun�� brwi w zafrasowan� zmarszczk�. Teraz w�a�nie 
powinien wy�o�y� swoje argumenty, ale nie mia� pewno�ci, czy potrafi to zrobi� w 
spos�b przekonuj�cy. - Nar�d grecki by� wielki, kiedy mia� artyst�w tworz�cych 
pos�gi z marmuru i buduj�cych pi�kne �wi�tynie z kamienia. Wyda� ludzi, kt�rzy 
zapisywali szlachetne my�li i opowiadali dzieje naszego narodu w p�on�cych �arem 
s�owach. Czy� nie tak? Teron skin�� g�ow�. - To prawda. - Sam pociesza� si� 
takimi my�lami, gdy troski gromadzi�y si� nad jego g�ow�, gdy nikt nie chcia� 
kupowa� pi�r, a matka jego trzech syn�w nazywa�a go niedorajd�. - Teraz - 
ci�gn�� Ignacjusz - jeste�my kupcami, handlarzami byd�em, zbo�em, ko�ci� 
s�oniow� i oliw�. J�zyk koine sta� si� j�zykiem �wiatowego handlu. S�dz�, �e 
dzisiaj, kiedy ludzie my�l� o Grecji, to my�l� przede wszystkim o ludziach 
takich jak ja. - Jego oczy, zwykle cofni�te w g��b i przenikliwe, nabra�y 
blasku. - To �le, m�j Teronie, to trzeba zmieni�! Grecja musi zn�w wyda� 
my�licieli, pisarzy i wielkich artyst�w. A le�y to w mojej mocy i ludzi takich 
jak ja. Teron s�ucha� i patrzy� na niego ze zdumieniem. Czy to mo�liwe, �eby tak 
w�a�nie m�wi� Ignacjusz, postrach rynk�w, kantor�w, sk�ad�w, kt�re stoj� tak 
g�sto wzd�u� ca�ego nabrze�a, �e przes�aniaj� widok na przycumowane okr�ty? - 
Kiedy umr� - ci�gn�� kupiec z pewn� dum� - zostawi� du�� fortun�. Moi nast�pcy 
nie b�d� musieli nadal pomna�a� pieni�dzy i maj�tno�ci. Chc� mie� w�wczas na 
swoje miejsce cz�owieka, kt�ry b�dzie my�la� tak samo, jak ja i b�dzie wiedzia�, 
jak spo�ytkowa� moje bogactwo dla wskrzeszenia cho� cz�ci pierwotnej s�awy 
Grecji. Teron poczu� si� teraz jak dow�dca broni�cy fortu, kt�rego wysokie mury 
obronne rozsypuj� si� w gruzy. - Ale - obstawa�, usi�uj�c znale�� oparcie, aby 
utrzyma� sw� ostatni� pozycj� - wszak nic nie wiesz o moim trzecim synu! Sk�d 
masz pewno��, �e takiego w�a�nie ci potrzeba? - Nigdy nie robi� posuni�cia, 
dop�ki nie wiem dok�adnie, czego pragn� - stanowczo odpowiedzia� Ignacjusz. - 
Widzia�em twego syna tylko raz, ale wiem o nim du�o. Dopilnowa�em, �eby si� 
wywiedziano, co i jak. Pewnego razu przechodzi�em przez Dzielnic� Handlu i wtedy 
go zobaczy�em. By�o tam z tuzin ch�opc�w, podskakuj�cych, tarmosz�cych si� i 
wszczynaj�cych b�jki, i by� jeden, siedz�cy pod murem, kt�ry d�uba� no�em w 
kawa�ku drewna. Zacz��em si� mu przygl�da�. By� inny ni� jego r�wie�nicy. 
Zauwa�y�em, �e ma szerokie, �adnie zarysowane brwi. Ch�opcy pr�bowali wci�gn�� 
go do zabawy, ale on na nic nie zwraca� uwagi. Wtedy jeden z nich podszed� i 
wyrwa� mu ten kawa�ek drewna. Ch�opak zerwa� si� w mgnieniu oka i ruszy� do 
ataku, �eby go odzyska�. Dobrze...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin