Anne McAllister - Król plaży.pdf

(396 KB) Pobierz
McGillivray's Mistress
Anne McAllister
Król Plaży
McGillivray’s Mistress
Tłumaczyła Urszula Gutowska
R OZDZIAŁ PIERWSZY
Niektórzy nazywali to rzeźbą, ale Lionel McGillivray absolutnie nie mógł się z tym zgodzić.
Uważał, że obrzydlistwo stojące na plaży tuż obok jego eleganckiego hotelu Moonstone to po
prostu skandal.
Nie sposób bowiem określić inaczej tego stale rosnącego wysokiego tworu — a zaczął rosnąć
zaledwie przed miesiącem — na przepięknej plaży Pelican Cay.
„Zachwycający pomysł”. Tak zatytułowano artykuł w „Sunday’s Nassau”. „Interesujące
połączenie rozmaitych elementów” — głosiło „Freeport”. „Świeżość i prowokacja” — oznajmiał
„Dziennik Florydy”.
— Typowe reklamiarstwo — orzekł Lionel. A twórcą tego „dzieła” była Fiona Dunbar, jego
zły duch.
Zaczęło się to w dniu, w którym on, wówczas piętnastolatek, przeniósł się wraz z rodziną na
jedną z Wysp Bahama. Ojciec chętnie zmienił miejsce pobytu, tym bardziej że jako lekarz wiązał
z tym projektem nadzieję na karierę zawodową. Poza Lionelem reszta rodziny była raczej
zadowolona z ojcowskiej decyzji.
Hugh, jego o dwa lata młodszy brat, i o sześć lat młodsza siostra Molly byli wręcz zachwyceni
tą odmianą losu.
— Tu nic się nie dzieje! — rzekł zrozpaczony Lionel.
— Otóż to — potwierdził ojciec, rozglądając się wokół, ogarniając wzrokiem pustą plażę,
małe, o pastelowych barwach domki na wzgórzach, łąki porosłe trawą. — I o to chodzi.
Lionel nie uważał, żeby o to właśnie chodziło. Powtarzał często, że jest to najnudniejsze
miejsce na ziemi, i rzeczywiście tak sądził.
— No to wyjedź stąd — powiedziała przyjaciółka Molly, grająca mu zawsze na nerwach
Fiona Dunbar.
— Możecie mi wierzyć, smarkule, że gdybym mógł, wyjechałbym w jednej chwili — odparł. I
faktycznie wyjechał, jak tylko otrzymał z uniwersytetu w Wirginii zawiadomienie o przyjęciu go
na studia. Wyjechał na całe cztery lata — od czasu do czasu odwiedzał tu tylko rodziców. Potem
pojechał do Europy — grał w piłkę nożną w Anglii, Hiszpanii i we Włoszech. Wracał do kraju na
krótko, by uraczyć przyjaciół i rodzinę opowieściami o swoim bujnym życiu.
Dziwna rzecz, im dłużej wędrował po świecie, tym milej wspominał Pelican Cay. Budząc się
co rano w jakimś obcym mieście, z coraz większym sentymentem myślał o śpiewie ptaków na
wyspie czy też o łagodnej bryzie morskiej. Im częściej przemieszczał się z jednego miasta do
drugiego, tym bardziej doceniał powolne wyspiarskie tempo życia. Zachwycał się oczywiście
Luwrem, całą odwieczną kulturą europejską, lubił francuską kuchnię i włoskie wino. Czasami
jednak dopadała go tęsknota za wyspą, jej małą społecznością i świetnym piwem, jakie tam
podawano.
Gdy przed paroma laty Hugh pojechał do Pelican Cay, Lionel pomyślał sobie, że Hugh
postąpił słusznie. Po skończeniu college’u brat jego wstąpił do US Navy i przez osiem lat pełnił
służbę na okręcie. Wolał jednak pracę na lądzie, bo w gruncie rzeczy najbardziej lubił
obserwować morze siedząc na hamaku i popijając chłodne piwo.
— Jak przejdę na emeryturę, też tu osiądę — powiedział Lionel.
— I będziesz wiódł próżniaczy żywot?
Nie, to do Lionela niepodobne. Już w wieku dwunastu lat postanowił być najlepszym na
świecie bramkarzem i nigdy od tego zamiaru nie odstąpił.
I choć rodzice mieli mu za złe ów dość prostacki cel, podziwiali jego determinację, no i
sukces, jaki odniósł w tej branży. Przez szesnaście lat był faktycznie najlepszym na świecie
bramkarzem.
Ale wiecznie nie można grać w piłkę. Toteż którejś wiosny w wieku trzydziestu czterech lat
Lionel uznał, że nadeszła pora, by przejść na piłkarską emeryturę i zająć się biznesem.
Postanowił na początek nabyć jakąś nieruchomość i niebawem zrealizował ów plan. Najpierw
kupił elegancki hotel Mirabelle, położony na skraju Pelican Cay, który przynosił całkiem niezłe
dochody. Sprawa była jasna i nikt z mieszkańców się temu nie dziwił.
Ale kiedy wystawiono na sprzedaż Moonstone i Lionel kupił owo gmaszysko, ludzie nie
mogli wyjść ze zdziwienia.
— Co, do diabła, zamierzasz z tym robić? — zapyta! Hugh.
Zbudowany przed osiemdziesięciu laty czteropiętrowy gmach z obłażącym tynkiem i
zwisającymi wokół werandami wymagał niebotycznych nakładów.
— Będzie jak nowy, przekonasz się — rzekł Lionel.
— A co ty wiesz o renowacji? — spytał z powątpiewaniem brat.
Faktycznie, Lionel miał na ten temat wiedzę dość ograniczoną, ale lubił wyzwania i z
entuzjazmem wziął się do dzieła. Czytał, studiował, zasięgał rad, zdecydowany przemienić ową
budowlę w najlepszy hotel na Karaibach. Obecnie czynny już był od roku i zupełnie dobrze
prosperował.
— Ten hotel — powiedział Lionel bratu — będzie przyciągał turystów z prawdziwego
zdarzenia, którzy naprawdę będą chcieli poznać piękno naszych wysp.
— Tak sądzisz? — zapytał Hugh z uśmiechem, bujając się w hamaku.
— Przekonasz się. Będzie fantastyczny. Skorzystają na tym zarówno turyści, jak i wyspa.
Mirabelle będzie obsługiwać starą gwardię, która przyjeżdża tam od lat. Moonstone natomiast
ściągnie nowych. Pelican Cay potrzebuje finansowego zastrzyku. Łowienie ryb to za mało.
Trzeba poszerzyć ofertę.
— Zapał nawróconego heretyka — mruknął Hugh i przymknął oczy.
Coś w tym jest, uznał Lionel w duchu. Tak jak przez tamte lata nie cierpiał Pelican Cay, tak
teraz widział tu mnóstwo możliwości. Oraz tę ohydną rzeźbę… Skrzywił się, wyglądając przez
okno. Przez noc przybyło temu potworowi jeszcze jedno ramię!
Odwrócił wzrok i zajął się swoimi sprawami, na których brak nie mógł narzekać. Podpisał co
najmniej dziesięć listów i przeczytał zaległą pocztę.
Ostatnie pismo stanowiło odpowiedź na jego list wysłany wiosną. W miesiącach zimowych
klientów nigdy nie brakowało, ale o wiosnę i lato należało zadbać. Wysłał więc był parę ofert do
ekskluzywnych agencji turystycznych i magazynów, zapraszając ekspertów do hotelu
Moonstone.
Ten właśnie ostatni list pochodził od elitarnego biura turystycznego o nazwie Island Vistas.
„Przyjeżdżamy w przyszłym tygodniu — pisał redaktor. — Spokój wyspiarski i elegancja to
brzmi zachęcająco, i wygląda na to, że nasi czytelnicy i klienci byliby zadowoleni z pobytu w
Pańskim hotelu Moonstone.”
Spokój wyspiarski i elegancja! Faktycznie. Z tą koszmarną rzeźbą tuż obok!
— Rzeźba nie zakłóca spokoju — powiedział Hugh w ubiegłym tygodniu, odpierając
narzekania Lionela. Dzieło Fiony jemu osobiście nie przeszkadzało. — Nie wydaje przecież
żadnego dźwięku, nieprawdaż?
Nie musiało wydawać. Wystarczyło, że porażało wzrok, stanowiło obrazę dla niego, Lionela, i
jego hotelowych gości. I jakby nie dość było tego wszystkiego, to jeszcze te kobzy.
— Kobzy? — zapytał Hugh, spoglądając na brata.
— Poczekaj. — Lionel uniósł dłoń. — Poczekaj chwilę.
Po kolacji wyszli na taras hotelu Moonstone, gdzie czekali, aż nad Pelican Cay zapadnie
zmrok — i tam wraz z powiewem bryzy dobiegło ich uszu buczenie i charakterystyczne
popiskiwanie instrumentu.
Wyraz zdumienia na twarzy brata sprawił Lionelowi szczególną satysfakcję.
— No, teraz mi uwierzysz? — zapytał.
— Skąd masz pewność, że to Fiona?
— Mam umotywowane podejrzenie — odparł.
Fiona Dunbar od dziewiątego roku życia doprowadzała go zawsze do szału. Zaprzyjaźniła się
od pierwszego spotkania ze swoją rówieśnicą, a jego siostrą Molly. Z jakiej racji on —
piętnastoletni wówczas, dojrzały mężczyzna — miałby narażać się na obcowanie z dwiema
nieznośnymi, upartymi dziewuchami, które znęcały się nad nim bez przerwy. Ale niestety tak
było, bo obie wciąż deptały mu po piętach, śledziły go bezczelnie i naśladowały we wszystkim,
co robił.
— Bądź dla nich miły — upominała go matka. — To są przecież małe dziewczynki.
Uwielbiają cię.
— Zwariuję od tego ich uwielbienia — odpowiadał. Lecz udało mu się pozbyć jednej z nich,
Fiony, dopiero wtedy, gdy ta podsłuchała, jak na plaży mówił do swej koleżanki o okropnym
życiu w Pelican Cay i o tym, że marzy, by się stąd urwać.
— Dziura zabita deskami — mówił. — Nie ma sensu tu tkwić.
— No to wynoś się stąd! — wykrzyknęła Fiona czerwona z wściekłości prawie jak jej włosy.
Słowa te Lionel kierował do swojej koleżanki i nie wiedział nawet, że Fiona jest w pobliżu,
toteż aż drgnął z zaskoczenia.
— Wsiadaj na łódkę i już cię nie ma! — krzyczała Fiona.
— Albo lepiej odpłyń „na piechotę”! Może się utopisz! Niech cię szlag trafi! — I pobiegła
wzdłuż plaży.
— Co się dzieje? — zapytała towarzysząca mu blondynka.
— O co jej chodzi?
Wzruszył ramionami.
— Bo ja wiem — powiedział. — To Fiona. Ma niezłego świra ta smarkata.
Byłby rad, żeby wreszcie dorosła.
Albo wydawało mu się, że byłby rad.
I oto okazało się, że dorosła Fiona Dunbar stanowi jeszcze większe zagrożenie.
Sylwetka jej nabrała kobiecych krągłości. Rude włosy, wiązane wówczas w koński ogon,
opadały teraz na ramiona i błyszczały tak jedwabiście, że aż korciło człowieka, by je pogłaskać.
Jej cerę o kremowym odcieniu znaczyły piegi, i o dziwo, właśnie te piegi najbardziej go
zachwycały.
Coś tu było nie tak.
Nie wrócił przecież do Pelican Cay po to, by zaprzątać sobie głowę Fioną Dunbar! Ale jak na
złość nie mógł się przed tym powstrzymać. Z całą pewnością żadna z kobiet na wyspie nie
dorównywała jej urodą. Mimo to, jak się dowiedział, Fiona nie była z nikim związana.
W dodatku — w przeciwieństwie do wszystkich kobiet między siedemnastym a
siedemdziesiątym rokiem życia szalejących za znanym piłkarzem — Fiona najwyraźniej nie
chciała mieć z nim nic wspólnego.
Gdziekolwiek się pojawił, otaczały go chmary kobiet — zagadywały go, wtykały mu do
kieszeni wizytówki z numerami telefonu, wydzwaniały doń, proponując spędzenie z nim nocy, a
nawet oferując mu części swojej bielizny.
Przed czterema laty, u szczytu jego kariery, redaktor jednego z pism zapytał go, czy takie
bieliźniane propozycje często mu się zdarzają.
— Czasami — odparł zgodnie z prawdą i by zabrzmiało to żartobliwie, dodał: — Ale ja lubię
tylko czerwone majtki.
I tak to się zaczęło. Po dwóch dniach nadeszła pocztą pierwsza para majtek. Potem posypała
się lawina. Nawiasem mówiąc, każda kobieta była pewna, że właśnie jej majtki stanowią ozdobę
kolekcji Lionela.
Powstał również klub fanów jego osoby, którego większość stanowiły kobiety.
— Podziwiają moje umiejętności — powiedział siostrze ze skromną miną.
— Podziwiają twoje ciało — rzekła Molly, kiwając głową z ubolewaniem nad głupotą istot
rodzaju żeńskiego. — Niektóre mają bzika na tym punkcie.
Większość ma bzika, pomyślał Lionel.
Ale nie Fiona Dunbar.
Nie cierpiała go. Dała tego dowód półtora roku temu, kiedy to Hugh zaprosił brata wraz z
kolegami z drużyny na Boże Narodzenie.
— Nie czuj się zobowiązany — zastrzegł się kurtuazyjnie.
— Na pewno masz wiele innych, znacznie atrakcyjniejszych propozycji.
I faktycznie Lionel miał propozycje. Pojechał wówczas do Monaco i spędził dzień i noc z
Lisette. Albo może z Claudine? Czy z Suzanne?
Wielbicielek mu nie brakowało.
Ale dwa dni przed Nowym Rokiem, zmęczony pracą i zabawą, postanowił spędzić jakiś
tydzień na odludziu.
— Żadnego pijaństwa, żadnych bab — oświadczył bratu — tylko piasek, słońce i sen. — A
widząc zdziwienie w jego oczach, dodał:
— Taka jest moja noworoczna decyzja.
Źle się stało, że pierwszą osobą, jaką zobaczył tego dnia, była rudowłosa piękność w bikini
zmierzająca w stronę plaży.
— Kto to jest, do diabła?! — zapytał.
— Fiona — odparł Hugh, a stwierdziwszy, że bratu niewiele to mówi, wyjaśnił bardziej
precyzyjnie:
— Fiona Dunbar. Nie pamiętasz? Przyjaciółka Molly.
— Fiona? — Nie mógł wręcz uwierzyć. To jest Fiona Dunbar? Kompletny nokaut, pomyślał.
Hugh uśmiechnął się pod nosem.
— W niczym nie przypomina tej Fiony–fretki, prawda? A przezwisko to wywodziło się stąd,
że Fiona–fretka i Molly–kret od rana do wieczora deptały im po piętach.
Lionel łyknął haust powietrza. Nie, jaka tam fretka? Fiona wyglądała fantastycznie.
Zachwycająco. Kusicielsko.
Jego noworoczna decyzja! Powoli zaczął się z niej wycofywać.
W ciągu paru następnych dni często widywał Fionę, ale tylko z daleka.
Hugh powiedział bratu, że Fiona opiekuje się ojcem po wylewie. Stało się to zaraz po maturze
Fiony.
— I pracuje — dodał. — W sklepie z pamiątkami. Poza tym rzeźbi.
— Rzeźbi? — zapytał Lionel z niedowierzaniem.
— Tak. Różne drobiazgi do sklepu. Nawet ładnie jej to wychodzi.
Po południu Lionel udał się do sklepu Carin, by kupić parę pocztówek, i obejrzał sobie parę
dzieł Fiony. Musiał przyznać, że był pod wrażeniem — pelikany, różne ptaki, palmy, rybacy.
Znajdowały się tu także jej szkice. I karykatury.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin