aktywność słońca od 1900 roku.odt

(30 KB) Pobierz

Aktywność Słońca w czasie ostatniego cyklu plam słonecznych była większa niż kiedykolwiek wcześniej.
W ramach jednej ze swoich prac dr Mike Lockwood z Rutherford Appleton National Laboratories w Kalifornii badał aktywność Słońca na przestrzeni ostatnich stu lat. Jak podaje, ogólne pole magnetyczne Słońca wzrosło od roku 1901 o 230 procent. Naukowcy nie rozumieją, co to dla nas oznacza.
Część aktywności Słońca w ostatnim cyklu była większa niż kiedykolwiek w znanej jego historii.
Naukowcy twierdzą jednak, że nie wiedzą, co to oznacza.
- Jest oczywiste, że Słońce jest krwią życia na Ziemi - oświadczył Richard Fisher, dyrektor Oddziału Heliofizyki NASA. - W celu złagodzenia możliwych obaw społeczeństwa nieodzowne jest lepsze zrozumienie ekstremalnych wydarzeń pogodowych powodowanych przez aktywność Słońca.

 

 

 

Habibullo Abdussamatow, szef badań kosmicznych w rosyjskim Obserwatorium Astronomicznym Pułkowo w St. Petersburgu przypisuje fluktuacjom na Słońcu zanikanie czap lodowych na Marsie oraz obecny trend globalnego ocieplenia na Ziemi. Jego komentarze opublikował w sieci National Geographic News.
Benny Peiser, społeczny antropolog z Uniwersytetu Johna Mooresa w Liverpoolu, zajmujący się monitorowaniem badań i danych na temat asteroid, globalnego ocieplenia i innych potencjalnie apokaliptycznych zdarzeń, zacytował ostatnio w swoim codziennym biuletynie elektronicznym wypowiedź z błoga o nazwie Strata-Sphere: "Globalne ocieplenie na Trytonie, księżycu Neptuna, oraz na Jowiszu i Plutonie, a obecnie także na Marsie, zmusiło niektórych [naukowców] do podrapania się w głowę ze względu na to, że być może jest jakaś wspólna przyczyna ocieplenia tych wszystkich planet... Czyżby występował jakiś wspólny dla wszystkich planet naszego Układu Słonecznego czynnik, który sprawia, że wszystkie one doświadczają jednocześnie ocieplenia?"
W trakcie 75-letniego okresu, który zaczął się w roku 1645, astronomowie nie wykryli prawie żadnej aktywności na Słońcu. Wydarzenie to, zwane "Minimum Maundera", zbiegło się z najzimniejszą częścią ."małej epoki lodowcowej" - 350-letnim okresem zimna, który spowił większość Europy i Ameryki Północnej.

http://www.newscientist.com/data/images/ns/cms/dn18114/dn18114-1_500.jpg

 

Słoneczna burza z 1859 była najbardziej gwałtowną, jaką kiedykolwiek zarejestrowano. Zorze wypełniły niebo na południe, aż do Karaibów, kompasy oszalały, a system telegraficzny padł. 

Istniały sugestie, że uderzenie słonecznych cząsteczek o podobnej skali zdarza się tylko raz na 500 lat, jednak nawet zwykła burza spośród tych zdarzających się co pół wieku może „usmażyć” satelity, odbiorniki radiowe i spowodować problemy z prądem elektrycznym na skalę masową. Koszt takich wydarzeń usprawiedliwia coraz bardziej systematyczne obserwacje Słońca oraz zabezpieczanie satelitów i sieci elektrycznej.

Po zapadnięciu zmroku nad obiema Amerykami, 29 sierpnia 1859 roku, na niebie zaczęły pojawiać się tajemnicze zorze. Zajęły one niebo od stanu Maine po czubek Florydy. Ujrzeli je też zdumieni ich widokiem Kubańczycy. W dziennikach okrętów znajdujących się niedaleko równika była mowa o karmazynowych światłach dochodzących do połowy horyzontu. Wielu ludzi myślało, iż to łuna z pożaru. Instrumenty rejestrujące zmiany w magnetyzmie ziemskim nagle wskazywały na wartość znacznie przekraczająca skalę. Zareagowały na to także telegrafy.

Od tego czasu twierdzono, iż pojawienie się zórz ma związek z gwałtownymi wydarzeniami na Słońcu, które wystrzeliwuje wielkie chmury plazmy, które momentalnie powodują zmiany w polu magnetycznym naszej planety.

 

 

Pięć satelitów kosmicznych Themis wykryło wyrwę w ziemskim polu magnetycznym dziesięć razy większą od tego, co pierwotnie przypuszczano. Kiedy dochodzi do jej powstania, do środka magnetosfery może wpływać wiatr słoneczny i ją "ładować", co prowadzi do potężnych burz geomagnetycznych. Zbadanie tego tajemniczego zjawiska jest podstawowym celem misji satelitów Themis wystrzelonych w lutym 2007 roku.
3 czerwca 2007 roku dokonano wielkiego odkrycia, kiedy tych pięć sond przeleciało nieoczekiwanie przez ten wyłom, w chwili gdy się on otwierał. Znajdujące się na ich pokładach czujniki odnotowały strumień cząstek wiatru słonecznego wpływających do magnetosfery, sygnalizując wydarzenie o niespodziewanej skali i wadze. Jednak ta wyrwa nie jest największą niespodzianką. Uczonych bardziej zaskoczyła i zdziwiła jej niezwykła forma, która wywraca do góry nogami od dawna obowiązujące poglądy na fizykę przestrzeni.
- Początkowo nie mogłem w to uwierzyć - oświadczył David Sibeck, naukowiec z Centrum Lotów Kosmicznych im. Roberta H. Goddarda zatrudniony w projekcie Themis. - To odkrycie całkowicie zmienia nasze pojmowanie oddziaływań między wiatrem słonecznym i magnetosferą. - Otwór był ogromny, cztery razy większy od samej Ziemi - stwierdził Wenhui Li, fizyk przestrzeni kosmicznej z Uniwersytetu New Hanipshire, który analizował dane.
- 1027 cząsteczek na sekundę wdzierało się do magnetosfery, to znaczy 1 z 27 zerami - oświadczył Jimmy Raeder, kolega Li z Uniwersytetu New Hampshire. - Ten rodzaj napływu jest o rząd wielkości większy od tego, jaki uważaliśmy za możliwy.
Rozmiar wyrwy zaszokował naukowców.
- Widzieliśmy już podobne przypadki wcześniej - powiedział Jimmy Raeder - ale nigdy w tak wielkiej skali. Cała dzienna strona magnetosfery była otwarta na wiatr słoneczny.
To zmienia nasze pojmowanie wszechświata. Fizycy przestrzeni kosmicznej od dawna uważali, że dziury w ziemskiej magnetosferze pojawiają się jedynie w reakcji na magnetyczne pole Słońca, które jest skierowane na południe. Jednak wielka wyrwa z czerwca 200"7 roku pojawiła się w reakcji na słoneczne pole magnetyczne skierowane na północ.
Dla laika może to brzmieć jako coś nieistotnego, ale dla fizyka przestrzeni kosmicznej jest to coś niemal katastroficznego. To oznacza, że dzieje się coś, czego nie przewidziano i co wywołuje przerażenie.
 

 

Według przeprowadzonych przez Duńczyków i opublikowanych w styczniu 2009 roku badań, które mogą podważyć pogląd mówiący, że to działalność człowieka jest przyczyną globalnego ocieplenia, ziemski klimat pozostaje pod silnym wpływem pola magnetycznego naszej planety.
- Nasze wyniki dowodzą silnej korelacji pomiędzy siłą ziemskiego pola magnetycznego a ilością opadów w tropikach - oświadczył dziennikarzom magazynu Videnskab jeden z dwóch duńskich geofizyków, autorów badań, Mads Faurschou Knudsen z Wydziału Geologii Uniwersytetu Aarhus w zachodniej Danii.
Wyniki tych badań, które opublikował także amerykański magazyn naukowy Geo1o, wspierają kontrowersyjną teorię ogłoszoną dziesięć lat temu przez duńskiego astrofizyka Henrika Syensmarka, który twierdził, że galaktyczne promienie kosmiczne przenikające do ziemskiej atmosfery mają ogromny wpływ na klimat.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin