Suworow Wiktor - Wybor.DOC

(1276 KB) Pobierz
WIKTOR

WIKTOR SUWOROW

 

WYBÓR

 

(TŁUMACZYŁ ANDRZEJ MIETKOWSKI)


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Klaudii Fiodorownie

i Stiepanowi Witaliewiczowi

poświęcam


Dramatis personae

·         Nastia Strzelecka vel Anastasia de Streleza (alias Feniks) - infantka

·         Chołowanow (alias Gryf) - wicedyrektor Instytutu Rewolucji Światowej

·         Rudolf Mazur - czarodziej

·         Towarzysz Stalin - dyrektor Instytutu Rewolucji Światowej, sekretarz generalny WKP(b)

·         Szyrmanow - szef specgrupy KONTROLI

·         Towarzysz Beria - ludowy komisarz spraw wewnętrznych NKWD

·         Kniaź Mahmud Sagałajew - dowódca Kompieńskiego Pułku Lejbgwardii

·         Rotmistrz Szewców - szef sztabu Kompieńskiego Pułku Lejbgwardii

·         Towarzysz Jeżów - ludowy komisarz transportu wodnego NKWT, generalny komisarz bezpieczeństwa państwowego

·         Wujaszek Wasia - kat-filmowiec

·         Ma.ka.ry - specoperator, snąjper-egzekutor

·         Towarzysz Akazis - wzorowy czekista

·         Melor Kabalawa - komendant specpociągu

·         Seńor Jerveza - dłużnik, bywalec Saint-Denis

·         Michaił Szołochow, Konstantin Simonow - pisarze

·         Mikołaj Kuzniecow (alias Puch) - kajzer niemiecki

·         Towarzysz Zawieniagin - były dyrektor Kombinatu Polimetalurgicznego NKWD

·         Frau Bertina - dyrektorka szkoły z internatem

·         Kombryg Seriebriański - czekista z krwi i kości

·         Towarzysz Trilisser - komandarm drugiego stopnia

·         Zaraza - mandatariuszka grupy hiszpańskiej

·         John Hussell - tajny doradca prezydenta USA

·         Sasza Jurin - kapitan drewnowca

·         Śledczy Iwanowa - cóż za kobieta!

·         Wspaniały Rodriguez

·         Malarz wiedeński

·         Edek - szyfrant-telegrafista

·         Rotmistrz Sinielnikow

·         Esauł Ławrentjew

·         Drągal z młotkiem

·         Wykidajło Heinz

·         Ciech Ciechowicz - speckonduktor w specwagonie

·         Ponadto: ochroniarze, delegaci, czekiści, grąfolodzy, akustycy, dziwki, oprawcy, publiczność cyrkowa, kapusie, psy, Abwehra, robotnicy, chłopi, finansiści, Kozacy, Inteligencja pracująca, bywalcy Demokracji, owczarze, szerokie masy...


Prolog

Nie macie chwili do namysłu. Oczekuję odpowiedzi natychmiast, bez zastanowienia. Pytanie - i już odpowiedź.

- Rozumiem.

- Nawet nie natychmiast. Chcę usłyszeć odpowiedź, zanim jeszcze wypowiem ostatnią sylabę pytania.

- Rozumiem.

- Pytanie będzie raczej nieoczekiwane, ale dacie odpowiedź, nim zdążę je do końca zadać.

- Rozumiem.

- Chcę poznać wasz pierwszy impuls, pierwszy odruch. Waszą jednoznaczną zgodę, albo równie kategoryczną odmowę.

- Rozumiem.

- Gotowa?

- Gotowa.

- Pytanie brzmi: czy chcecie zostać królową Hiszp...?

- Chcę, towarzyszu Stalin.


Rozdział l

I

Już dawno przestał omijać kałuże. Bo i po co. Wiatr zerwał mu kapelusz z głowy, rzęsisty deszcz zmoczył go do suchej nitki, do ostatniego gwoździa w zelówkach. Nasączył płaszcz i marynarkę. Przemoczył tak, że ukryta w kieszeni chustka nadaje się tylko do wyżęcia.

Deszcz zacina bezlitośnie - a on idzie przed siebie, maszeruje przez wiatr i słotę. Maszeruje donikąd. Idzie noc, potem dzień, znowu noc. Zmókł nie tylko od góry do dołu, od czubka głowy do pasa i w dół, ale i od dołu do góry - od zelówek do pasa i wyżej. Po cóż miałby obchodzić kałuże?

Kroczy z ciemności w ciemność. Idzie nastroszony, głowa otulona kołnierzem. Kołnierz jest ciężki, przesiąkł wodą. Za pazuchę zaciekają cienkie strumyczki wilgoci. Jeżeli wtuli się szyję w kołnierz, nie jest tak zimno. Dlatego wtula szyję w kołnierz, próbując się rozgrzać. Ziąb!

Wiatr nie zadowolił się kapeluszem, próbuje jeszcze zedrzeć palto. Wicher dmie ze wszystkich stron naraz. Nietutejszy wicher. Skandynawski. Niesie ze sobą zapach śniegu i straszliwy ziąb. Dlatego szczękał zębami, ale już przestał. Skurcz ściągnął mięśnie i szczękanie ustało.

Deszcz też nietutejszy, nie berliński. Długie, przezroczyste krople z kryształkami lodu w środku. Krople nie z gatunku plask-plask, ale raczej dum-dum. Zacinają w czarne szyby wygaszonych okien. Trafiając pod podeszwy - szeleszczą i chrzęszczą. Nasączywszy trzewiki pod wpływem ciepła przemieniają się w zwyczajne krople deszczu i chlupią w butach, jak zdezelowane tłoki. Ciężkie nasączone nogawki oblepiają łydki i uda.

Woda wypływa z nich strumykami - jedne wprost do cholewek butów, inne na ziemię. A z mroku wlepiają się weń straszne oczy: RUDOLF MAZUR - CZARODZIEJ.

II

Towarzyszu Chołowanow, co wam mówi nazwisko Rudolf Mazur?

- Towarzyszu Stalin, to światowej sławy sztukmistrz i hipnotyzer.

- Towarzyszu Chołowanow, tyle to ja sam wiem. Każdy to wie. Nie chcę wysłuchiwać od was tego, co wie każdy. Macie informować mnie o tym, czego nie wie nikt, łącznie ze mną.

- Towarzyszu Stalin, mam dla was takie informacje.

III

W przemoczonego wbijają się z sąsiedniego muru te same oczy: RUDOLF MAZUR - CZARODZIEJ. Na następnym domu to samo. Świdrujący wzrok czarodzieja przenika ciemność z każdego berlińskiego muru.

Deszcz zacina po trzypiętrowych afiszach. Wiatr porywa z dachów strumienie wody, ciska w oczy czarodzieja. W zamglonym świetle latarni magnetyczny wzrok przenika wodny pył.

Przemoczony staje w mroku. Woda zalewa mu twarz, jak na afiszach. Zerka pod nogi, potem zbiera się w sobie i spogląda w oczy czarodzieja.

IV

Kto to taki ten Rudolf Mazur? Jakiej narodowości?

- Zjeździł cały świat. W każdym kraju czuje się jak w domu, zna chyba wszystkie języki. Pochodzenie nieokreślone, od kilku miesięcy mieszka w Berlinie, ale Niemcy nie uważają go za swego.

- A za kogo?

- Za Polaka.

- A Polacy?

- Za Rosjanina.

- To w takim razie za kogo mają go Rosjanie?

- Za rodowitego Niemca, towarzyszu Stalin.

V

Na ogromne postrzępione afisze RUDOLF MAZUR -

CZARODZIEJ tu i ówdzie nalepione zostały niewielkie plakaciki. Na szkarłatnym tle ta sama podobizna, to samo magnetyczne spojrzenie. Tylko treść odmienna: RUDOLF MAZUR - WRÓG NARODU I VATERLANDU. A pod zdjęciem - jedynka z wieloma zerami. Uśmiechnął się: Gestapo wysoko ceni ludzi.

VI

Moskwa. Nieprzenikniona noc. I ciężka ulewa.

Deszcz ze śniegiem. A raczej nie deszcz i nie śnieg, tylko coś pomiędzy: wielkie krople z kryształkami wewnątrz. Można by pomyśleć, że skoro zwykłe krople uderzają tak rytmicznie, to krople z kryształkami powinny bębnić niczym werbel. Nic podobnego - osiadają mięciutko na oknach. Krople nadnaturalnej wielkości, jak grusze Miczurina *[*Iwan Miczurin - rosyjski sadownik, twórca nowatorskich metod hodowlanych. Zasługi Miczurina dla nauki rosyjskiej i światowej są olbrzymie. Udało mu się mianowicie - pierwszemu w świecie - skrzyżować jadalne jabłko z jadalną gruszką i wyhodować nowy, odporny na mrozy, niejadalny owoc. Udowodnił w ten sposób, że wszystkie teorie genetyczne są niesłuszne cyt. za: W. Jeroflejew, Moskwa-Pietuszki, Kontra, Londyn 1976, przypis N. Stawiskyego [przyp. tłum.] z podręcznika biologii dla klas piątych.

Kiedyś, dawno temu, głodny jak wilk i przemoczony do suchej nitki Stalin maszerował po wodzie. Też nie omijał kałuż. Szedł tak bez celu, bo nie miał dokąd się udać. Na plecach czuł oddech pościgu. Lodowate krople osiadały na Stalinie. Nie bębniły, lecz właśnie osiadały. A Stalin tupał po kałużach i marzył, by zgubić pościg. Marzył o płonącym palenisku, suchym obuwiu, butelce starego kaukaskiego wina i szaszłyku doprawionym tak, żeby paliło w ustach. Niczego nie pragnął tak bardzo, jak tego, by dalej zacinał lodowaty deszcz ze śniegiem i nie ustawał przenikliwy wicher - a on, Stalin, żeby siedział pod dachem, przy piecu, nie zważając na ulewę za oknem i wiatr w kominie...

Marzenia ziściły się. Nikt już nie tropi Stalina: wytłukł wszystkich, którzy kiedyś go ścigali, i tych, którzy mogli ścigać. Wiatr huczy nad Moskwą, z czarnej otchłani walą ciężkie płatki, kołaczą w potężne, czarne okna kremlowskie, złoszczą się, że Stalina nie mogą dosięgnąć. Nie sforsują kamiennych murów ani szyb. Tych nawet kula nie przebije. Niech więc wyje wiatr w kremlowskich kominach, niech się piekli, jak wróg ludu w karcerze lefortowskiej tiurmy!

W gabinecie Stalina jest cicho i przytulnie. Śpi Moskwa, ale Stalin czuwa. Kąty pokoju spowija mrok. Mrok ciepły, dobry, życzliwy. Na biurku stoi lampa z zielonym kloszem, druga na niskim stoliku z gazetami. Dwie wysepki zielonego światła w życzliwym mroku. I dwa nakrycia na stole. Kawalerski posiłek. Butelka wina z etykietką własnej roboty. W nazwie tylko jedno słowo, wpisane kopiowym ołówkiem, i gruzińskie wzorki. Pikantne szaszłyki, pół na pół mięsa i ostrej papryki. Oprócz papryki sporo innych przypraw, wyciskających łzy z oczu.

Rozmowa toczy się, jak leśny strumyk po kamykach. Czasem natrafia na ostry głaz.

- No, jak, towarzyszu Chołowanow? Smakuje wam mój szaszłyk?

- Wyborny, towarzyszu Stalin.

- Towarzysz Lenin powiadał, że Stalin byłby niezłym kucharzem, gdyby nie nadużywał ostrej papryki.

- Towarzysz Lenin też się czasem mylił.

- Nie, towarzyszu Chołowanow. Towarzysz Lenin nie mylił się nigdy.

VII

Berlin śpi. Pod żółtymi latarniami wysepki światła, a dalej już tylko wilgoć: promienie nie rozchodzą się w gęstej mgle i deszczu. Wielkie, wspaniałe miasto pogrążone we śnie. Cisza.

Zielone światło na skrzyżowaniu. Bezruch.

Wspaniale wygląda zielone światło w gęstej mgle. Zyskuje nowe, niepowtarzalne, trudne do wyrażenia słowami odcienie. Szkoda, że nikt nie podziwia tego piękna. Tylko on, przemoczony i zziębnięty. Szkoda, że musi iść przed siebie, choć nie ma dokąd. Jest mu źle, bo to wielkie miasto raptem stało się dla niego obce. Jest mu źle, bo za mokrymi murami są suche, przytulne pokoje.

Tam, w pokojach, pod suchymi powłoczkami, z nosami w puchowych pierzynach śpią mieszczuchy.

Źle jest człowiekowi, który nie ma ciepłego, suchego pokoju ani pierzyny.

Poza tym przemoczony wiedział: za kołyszącą się latarnią, za tym oklejonym mokrymi afiszami słupem, za węgłem odrapanego gmachu czeka go nieszczęście.

Nieszczęście, któremu nie zdoła zapobiec.

VIII

Nalać wam jeszcze, towarzyszu Chołowanow?

- Nie, dziękuję, towarzyszu Stalin.

- No, to do rzeczy. Jak postępuje szkolenie grupy hiszpańskiej?

- Według planu. Dziewczyny robią spore postępy.

- Wybór trzynastego?

- Tak jest, towarzyszu Stalin.

- Uważacie, że wybierzemy odpowiednią?

- Jest sześć, a potrzebujemy jednej. Każda ma mocniejsze i słabsze strony, ale jedną wybierzemy bez problemu.

- A gdyby tak zwiększyć grupę?

- Placówka szkoleniowa przewidziana jest na sześć kandydatek...

- No to jest sześć... I jedna rezerwowa. Dobra?

- Jak rozkażecie, towarzyszu Stalin.

- Nie rozkazuję. Zróbcie, jak uważacie. Potrzebuję odpowiedniej kandydatki...

- Możemy dołączyć siódmą jako rezerwową, ale dziewczyny z grupy są już mocno zaawansowane. Żeby tylko dała sobie radę.

- Ona? Na pewno! Przecież ją znacie.

IX

Gdzieś w oddali zgrzyta po torach spóźniony tramwaj.

Przemoczony wstrzymał oddech, potem wykonał głęboki wydech i zdecydowanym krokiem skręcił za róg.

Zawsze wychodził na spotkanie losu z podniesionym czołem.

X

- No, i na koniec, towarzyszu Chołowanow... Obiecaliście powiedzieć mi coś na temat Rudolfa Mazura, czego bym nie wiedział.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin