Jude Deveraux - Saga rodu Montgomerych 10 - Rycerz w lśniącej zbroi.pdf

(1261 KB) Pobierz
254700629 UNPDF
JUDE DEVERAUX
RYCERZ W LŚNIĄCEJ ZBROI
PROLOG
Anglia, rok 1564
Nicholas usiłował skoncentrować się na liście do matki, który przypuszczalnie był
najważniejszym dokumentem jego życia. Od tego listu zależało wszystko: honor, włości,
przyszłość rodziny - całe życie.
Kreśląc słowa usłyszał tamten głos. Początkowo cichy, potem rozbrzmiewający coraz
głośniej. Był to szloch kobiety dobywający się z głębi duszy.
Powrócił do listu, jednak nie był w stanie zebrać myśli. Kobieta potrzebowała czegoś,
ale Nicholas nie potrafił wyrazić czego. Pociechy? Ukojenia?
Nie, pomyślał, jej potrzebna jest nadzieja. Łzy były łzami kogoś, kto stracił nadzieję.
Nicholas zwrócił wzrok na papier. Problemy tamtej kobiety nie są jego problemami.
Jeśli nie ukończy listu i nie wręczy go czekającemu posłańcowi, prysną jego własne nadzieje.
Napisał jeszcze dwa wiersze i przerwał. Szlochanie nasiliło się. Nie było głośne, ale
zdawało się, że narasta wypełniając całą komnatę.
- Pani - wyszeptał - ostaw mnie w pokoju. Życie bym oddał, by ci pomóc, stawką
wszak jest moje życie.
Ujął pióro i zaczął pisać z dłonią przy uchu, starając się odgrodzić od jej cierpień.
1
Anglia, rok 1988
Dougless Montgomery siedziała na tylnym siedzeniu samochodu, na przednim obok
Roberta usadowiła się jego pękata trzynastoletnia córka Gloria. Gloria jak zwykle jadła.
Dougless uniosła smukłe nogi, próbując usadowić się wygodniej pośród bagaży Glorii.
Rzeczy dziewczynki wypełniały sześć kosztownych waliz. Walizy nie zmieściły się w
bagażniku wynajętego samochodu, toteż zostały upchnięte na tylnym siedzeniu obok
Dougless.
- Tatusiu - pisnęła Gloria głosikiem czteroletniej dziewczynki - ona robi rysy na tych
ślicznych walizkach, które mi kupiłeś.
Dougless zacisnęła pięści, paznokcie wbiły się w dłonie. Ona. Nigdy nie zwróciła się
po imieniu. Po prostu ona.
Robert spojrzał przez ramię na Dougless, jej ciemnorude włosy były ledwo widoczne.
- Naprawdę mogłabyś bardziej uważać.
- Przecież niczego nie zarysowałam, prawda? Średnio się bawię siedząc tu z tyłu.
Trochę tu ciasno.
Robert westchnął ciężko.
- Dougless, czy ty musisz na wszystko narzekać? Czy choć raz wakacje nie mogłyby
być miłe?
Rozwścieczona Dougless stłumiła w sobie gniew i pomasowała brzuch. Znowu
rozbolał ją żołądek. Nie zdobyła się na odwagę, by poprosić Roberta o krótki postój, żeby
kupić coś do popicia uśmierzającej ból tabletki libraxu. Podniosła wzrok i ujrzała odbitą w
lusterku osłony przeciwsłonecznej, wykrzywioną w głupawym uśmiechu twarz Glorii.
Dougless odwróciła się i spróbowała skoncentrować się na pięknie angielskiego krajobrazu.
Zielone pola, stare kamienne obmurowania, krowy i jeszcze raz krowy, malownicze
domki, imponujące dwory i... i Gloria, pomyślała Dougless. Gloria, wszędzie Gloria... Robert
stale powtarzał: „To tylko dziecko. Okaż jej nieco sympatii. To naprawdę urocza mała”.
Urocza mała. Trzynastoletnia Gloria nosiła mocniejszy makijaż niż Dougless w wieku
lat dwudziestu sześciu, a na pacykowaniu się w hotelowej łazience spędzała długie godziny.
W samochodzie Gloria siedziała na przednim siedzeniu. („Przecież Gloria to tylko dzieciak,
w dodatku to jej pierwsza podróż do Anglii”). Dougless miała za zadanie śledzić trasę w
atlasie samochodowym i uważać na znaki. Nie było to takie proste, jako że głowa Glorii
praktycznie zasłaniała cały widok.
Dougless postarała skupić się na krajobrazie za oknem. Robert twierdził, że jest
zazdrosna o Glorię, że nie chce dzielić się nim z nikim innym, gdyby choć trochę poszła na
kompromis, stanowiliby bardzo szczęśliwe trio („Drugą rodzinę dla małej dziewczynki, która
poniosła tak wielką stratę”).
Dougless starała się polubić Glorię. Gdy mieszkała razem z Robertem, zabierała ją na
zakupy i wydawała na dziewczynkę więcej, niż skromna pensja nauczycielki młodszych klas
szkoły podstawowej pozwalała jej wydać na własne potrzeby. Gdy Robert wychodził
wieczorami na koktajle lub przyjęcia, Dougless zawsze zostawała z Glorią. („Będziecie,
dziewczęta, miały okazję lepiej się poznać”).
Czasami Dougless zdawało się, że wszystko jest w porządku, obie były serdeczne w
stosunku do siebie, a nawet przyjacielskie, ale tylko sam na sam. W chwili gdy pojawiał się
Robert, Gloria przeobrażała się w rozkapryszoną, piszczącą kłamczucho. Sadowiła się na
kolanach Roberta - maleństwo mierzące metr sześćdziesiąt i ważące około sześćdziesięciu
kilogramów - i zawodziła jaka to „ona” była podła. Początkowo Dougless przeczyła
oskarżeniom Glorii, podkreślała że uwielbia dzieci, dlatego wybrała pracę nauczycielki - to
jasne, że nie zrobiła tego dla pieniędzy. Ale Robert zawsze wierzył Glorii. Mówił, że Gloria
jest niewinnym dzieckiem i że nie stać jej na perfidię, o jaką Dougless oskarża biedactwo.
Mówił też, że nie jest w stanie pojąć, w jaki sposób dorosła osoba może podejrzewać o coś
takiego dziecko.
Podczas tych wykładów Roberta Dougless miotała się pomiędzy poczuciem winy a
złością. Dzieci w klasie przepadały za nią, jednakże Gloria najwyraźniej jej nie cierpiała. Czy
Dougless jest zazdrosna? Czyżby nie zdając sobie z tego sprawy dała małej do zrozumienia,
że nie ma ochoty dzielić się Robertem z jego własną córką? Zawsze gdy myśli Dougless
wkraczały na te tory, przysięgała sobie, że będzie bardziej starać się o to, by Gloria ją
polubiła, co zazwyczaj kończyło się tym, że wychodziła i kupowała Glorii kosztowny prezent.
Drugim uczuciem była wściekłość. Czy Robert choć raz - jeden jedyny raz - nie
mógłby wziąć stronę Dougless? Nie mógłby powiedzieć Glorii, że wygoda Dougless jest
ważniejsza od przeklętych walizek jego córeczki? Albo zwrócić dziewczynce uwagę, że
Dougless ma imię, toteż Gloria nie musi notorycznie zwracać się do niej per „ona'' ? Ale na
razie Robert nie zastanawiał się nad tym.
Jednakże Dougless nie ośmieliła się wywołać jego gniewu. Inaczej nie wydobyłaby z
niego tego, czego tak bardzo pragnęła: oświadczyn.
Małżeństwo było upragnionym marzeniem Dougless. Od starszych sióstr różniło ją to,
iż nigdy nie rozpierały jej ambicje. Może kiedyś zajmie się pisaniem książek dla dzieci, ale
nie ma ochoty piąć się po szczeblach kariery.
Dougless zainwestowała w Roberta osiemnaście miesięcy swojego życia. Był
idealnym materiałem na męża. Wysoki, przystojny, dobrze ubrany, znakomity chirurg
ortopeda. Schludny, zawsze składał swoje ubrania, nie uganiał się za kobietami,
zapowiedziawszy że wróci do domu, nigdy nie łamał raz danego słowa. Odpowiedzialny,
można było na nim polegać, wierny. I tak bardzo jej potrzebował.
W dzieciństwie nie okazywano mu wielkiej miłości. Wyznał Dougless, że jej dobre,
kochane serce jest tym, na co czekał całe życie. Pierwsza żona, z którą rozwiódł się przed
czterema laty, była zimną rybą, kobietą niezdolną do miłości. Powiedział, że pragnie „stałego
związku” z Dougless - co pojęła jako małżeństwo - ale najpierw chciałby przekonać się czy
„pasują” do siebie. Ostatecznie za pierwszym razem doznał ogromnej krzywdy. Innymi
słowy, chciał żeby ze sobą żyli.
Tak więc Dougless przeprowadziła się do wielkiego, pięknego, drogiego domu i
stawała na głowie, by udowodnić Robertowi, że jest tak ciepła, wielkoduszna i kochająca, jak
jego matka i pierwsza żona były chłodne i obojętne.
Wyjąwszy kontakty z Glorią, życie z Robertem było cudowne. Był człowiekiem
pełnym życia, tańczyli, chodzili na piesze wycieczki, jeździli na rowerach. Przyjmowali gości
i sami uczęszczali na przyjęcia.
Robert był o tyle lepszy od wszystkich innych mężczyzn, z którymi Dougless
umawiała się na randki, że wybaczała mu jego drobne krętactwa, przeważnie dotyczące
pieniędzy. Kiedy szli do spożywczego, Robert zazwyczaj „zapominał” zabrać książeczkę
czekową. Przed okienkiem w teatrze lub gdy przychodziło do płacenia rachunku w restauracji
nieomal zawsze odkrywał, że zostawił w domu portfel. Gdy Dougless zaczynała marudzić,
wygłaszał mowę o nowej erze kobiet wyzwolonych i jak to większość pań walczyła o to, by
móc pokrywać połowę wydatków. Potem całował ją czule, zabierał do jakiegoś drogiego
lokalu na obiad i płacił rachunek.
Dougless wiedziała, że potrafiłaby stawić czoło niewielkim problemom, takim jak
sknerstwo Roberta, jednakże Gloria doprowadzała ją do białej gorączki. Według Roberta
tłusta, źle wychowana, kłamliwa smarkula jest chodzącą doskonałością, a jako że Dougless
nie podzielała jego zdania, ten zaczął w niej widzieć wroga. Gdy byli we troje, Robert i Gloria
trzymali sztamę, a Dougless przeistaczała się we wrogi obóz.
Siedząca na przednim fotelu Gloria podaje ojcu cukierka z pudełka trzymanego na
kolanach. Obojgu nawet nie przychodzi na myśl, by poczęstować Dougless.
Dougless wyjrzała przez okno i zacisnęła zęby. Być może to zestawienie: Gloria plus
Zgłoś jeśli naruszono regulamin