24 - Clive Cussler - Odyseja trojańska.pdf
(
1624 KB
)
Pobierz
8 - Clive Cussler - Odyseja trojanska.rtf
Clive Cussler
ODYSEJA TROJA
Ń
SKA
NOC HA
Ń
BY
TARAN KTÓRY STAŁ SI
Ę
KONIEM
1
OKOŁO ROKU 1190 P.N.E. TWIERDZA NA WZGÓRZU W POBLI
ś
U MORZA
Konstrukcja była prosta i zmy
ś
lna, miała wzbudzi
ć
ciekawo
ść
i spełniła swe zadanie. Brzydkie monstrum wysokie na sze
ść
metrów stało na
czterech mocnych, drewnianych nogach wspartych na płaskiej platformie. Trójk
ą
tna obudowa była otwarta na ko
ń
cach. Z przodu, na jej ostrym
szczycie, wznosił si
ę
zaokr
ą
glony garb z dwiema szczelinami na oczy. Boki pokrywały wołowe skóry. Platforma mocuj
ą
ca nogi le
Ŝ
ała płasko na
ziemi. Ludzie z twierdzy Ilium jeszcze nigdy dot
ą
d nie widzieli czego
ś
takiego.
Tym, którzy mieli troch
ę
wyobra
ź
ni, konstrukcja przypominała konia.
Dardanowie, obudziwszy si
ę
rankiem, s
ą
dzili,
Ŝ
e znowu ujrz
ą
Achajów otaczaj
ą
cych ich ufortyfikowany gród, i szykowali si
ę
do walki jak
codziennie przez ostatnie lata. Lecz równina w dole była pusta. Zobaczyli tylko g
ę
sty dym unosz
ą
cy si
ę
nad miejscem, gdzie jeszcze wczoraj
znajdował si
ę
obóz wroga. Achajowie i ich flota znikn
ę
li. W nocy załadowali na okr
ę
ty zapasy, konie, bro
ń
i rydwany, i odpłyn
ę
li,
pozostawiaj
ą
c tylko tajemniczego drewnianego potwora. Darda
ń
scy zwiadowcy wrócili i oznajmili,
Ŝ
e Achajowie opu
ś
cili swój obóz.
Ludzie, uradowani,
Ŝ
e obl
ęŜ
enie si
ę
sko
ń
czyło, otworzyli główne wrota twierdzy i wylegli tłumnie na równin
ę
, gdzie dwie armie
ś
cierały si
ę
i przelewały krew w stu bitwach.
Zrazu
byli nieufni. Niektórzy, podejrzewaj
ą
c podst
ę
p, nawoływali, by spali
ć
konstrukcj
ę
, wkrótce jednak
przekonali si
ę
,
Ŝ
e to po prostu prymitywne, drewniane pomieszczenie na czterech nogach, niemog
ą
ce niczemu zagrozi
ć
. Jaki
ś
m
ęŜ
czyzna
wdrapał si
ę
na gór
ę
i stwierdził,
Ŝ
e jest puste w
ś
rodku.
- Je
ś
li tylko takiego konia potrafi
ą
zbudowa
ć
Achajowie - zawołał - to nic dziwnego,
Ŝ
e zwyci
ęŜ
yli
ś
my.
Tłum wybuchn
ą
ł
ś
miechem i zacz
ą
ł rado
ś
nie
ś
piewa
ć
, gdy nadjechał król Priam. Król zszedł z rydwanu i podzi
ę
kował za wiwaty, a potem
okr
ąŜ
ył dziwn
ą
budowl
ę
, usiłuj
ą
c odgadn
ąć
jej przeznaczenie.
Przekonawszy si
ę
z zadowoleniem,
Ŝ
e konstrukcja nie stwarza
Ŝ
adnego zagro
Ŝ
enia, uznał j
ą
za łup wojenny i kazał przetoczy
ć
do wrót
miasta, gdzie miała stan
ąć
jako pomnik upami
ę
tniaj
ą
cy wspaniałe zwyci
ę
stwo nad achajskimi naje
ź
d
ź
cami.
Rado
ść
zakłócili dwaj
Ŝ
ołnierze, którzy przyprowadzili achajskiego je
ń
ca porzuconego przez towarzyszy. Nazywał si
ę
Sinon i był kuzynem
pot
ęŜ
nego Odyseusza, króla Itaki i jednego z wodzów wielkiej armii oblegaj
ą
cej Ilium. Znalazłszy si
ę
przed Priamem, Sinon padł do stóp
staremu królowi i zacz
ą
ł błaga
ć
o
Ŝ
ycie.
- Dlaczego ci
ę
porzucono? - zapytał Priam.
- Mój kuzyn posłuchał tych, którzy byli moimi wrogami, i wyp
ę
dził mnie z obozu. Gdybym nie uciekł mi
ę
dzy drzewa, gdy spuszczali okr
ę
ty
na wod
ę
, z pewno
ś
ci
ą
powleczono by mnie na linie przez morze i albo bym uton
ą
ł, albo po
Ŝ
arłyby mnie ryby.
Król przyjrzał si
ę
uwa
Ŝ
nie Sinonowi.
- Jak
ą
tajemnic
ę
kryje w sobie budowla? Czemu słu
Ŝ
y?
- Jako
Ŝ
e nie mogli zdoby
ć
waszej twierdzy, a nasz wielki bohater Achilles poległ w bitwie, uznali,
Ŝ
e bogowie przestali im sprzyja
ć
.
Wznie
ś
li t
ę
budowl
ę
w ofierze, w nadziei,
Ŝ
e bogowie pozwol
ą
im przynajmniej szcz
ęś
liwie powróci
ć
przez morza do domu.
- Czemu jest tak du
Ŝ
a?
- By
ś
cie nie mogli zabra
ć
jej jako łupu do miasta, gdzie upami
ę
tniałaby najwi
ę
ksz
ą
kl
ę
sk
ę
, poniesion
ą
przez Achajów w naszych czasach.
- Rozumiem ich. - Stary, m
ą
dry Priam u
ś
miechn
ą
ł si
ę
. - Nie pomy
ś
leli jednak,
Ŝ
e temu samemu celowi mo
Ŝ
e równie
Ŝ
słu
Ŝ
y
ć
, stoj
ą
c poza
murami miasta.
Setka m
ęŜ
czyzn poci
ę
ła i ociosała kłody na rolki. Druga setka zebrała sznury, powi
ą
zała je w dwie liny i poci
ą
gn
ę
li łup przez równin
ę
le
Ŝą
c
ą
pomi
ę
dzy miastem a morzem. Trudzili si
ę
, ociekaj
ą
c potem, niemal przez cały dzie
ń
. Kiedy zacz
ę
li wci
ą
ga
ć
zwaliste monstrum po stoku
wzgórza, na którym stała twierdza, pospieszyli im z pomoc
ą
inni m
ęŜ
czy
ź
ni. Pó
ź
nym popołudniem ten znój dobiegł ko
ń
ca i wielka konstrukcja
stan
ę
ła przed głównymi wrotami miasta. Ludzi wci
ąŜ
przybywało, po raz pierwszy od ponad dwóch miesi
ę
cy wychodzili swobodnie na
zewn
ą
trz, bez l
ę
ku przed wrogiem. Tłum stał i patrzył na monstrum nazywane teraz koniem darda
ń
skim.
Kobiety i dziewcz
ę
ta podniecone i uradowane,
Ŝ
e wreszcie ustały walki, wyszły za mury miasta i zrywały kwiaty, by ozdobi
ć
girlandami
groteskowego drewnianego stwora.
- Pokój! Zwyci
ę
stwo! - krzyczały rado
ś
nie.
- Nie pojmujecie? To podst
ę
p! - zawołała Kasandra, córka Priama, uwa
Ŝ
ana za niespełna rozumu, bo wie
ś
ciła straszne proroctwa i
przepowiednie:
- Za
ś
lepia was uniesienie. Jeste
ś
cie głupcami, skoro ufacie darom ofiarnym Achajów - zawtórował jej brodaty kapłan, Laokoon.
Wzi
ą
ł pot
ęŜ
ny zamach i cisn
ą
ł włóczni
ę
w brzuch konia. Wbiła si
ę
w drewno a
Ŝ
po koniec grota i dr
Ŝ
ała przez chwil
ę
. Tłum skwitował
ś
miechem ten gest zrodzony z l
ę
ku.
- Kasandra i Laokoon postradali zmysły! Ten potwór jest nieszkodliwy. To tylko deski i kłody powi
ą
zane razem - wołano.
- Głupcy! - krzykn
ę
ła Kasandra. - Tylko dure
ń
mógłby uwierzy
ć
Achajowi Sinonowi.
- On mówi,
Ŝ
e teraz, kiedy to nale
Ŝ
y do Ilium, nasze miasto nigdy nie padnie - powiedział jaki
ś
wojownik.
- Ł
Ŝ
e! - wybuchn
ę
ła Kasandra.
- Czy mo
Ŝ
na nie przyj
ąć
błogosławie
ń
stwa bogów?
- Nie wtedy, gdy pochodzi od Achajów. - Laokoon przepchn
ą
ł si
ę
przez tłum i pełen gniewu ruszył w stron
ę
miasta.
Nic nie przemawiało do uszcz
ęś
liwionych ludzi. Wróg odszedł. Dla nich wojna si
ę
sko
ń
czyła. Nadszedł czas
ś
wi
ę
towania.
Upojony rado
ś
ci
ą
tłum nie dbał o obawy i ostrze
Ŝ
enia Kasandry i Laokoona. Nim min
ę
ła godzina, zainteresowanie koniem opadło i
rozpocz
ę
ła si
ę
wielka zabawa -
ś
wi
ę
towano hucznie triumf nad achajskim nieprzyjacielem. Za murami twierdzy rozbrzmiewała muzyka fletów i
piszczałek, na ka
Ŝ
dej ulicy
ś
piewano i ta
ń
czono, w ka
Ŝ
dym domu wino lało si
ę
strumieniami, a za ka
Ŝ
dym razem, kiedy wznoszono i opró
Ŝ
niano
puchary, wybuchał gromki, radosny
ś
miech.
W
ś
wi
ą
tyniach kapłani i kapłanki palili kadzidło,
ś
piewali pie
ś
ni i dzi
ę
kowali bogom i boginiom za zako
ń
czenie straszliwej wojny, która tylu
wojowników przeniosła do podziemnego
ś
wiata.
Rozradowani ludzie wznosili toasty za swego króla, bohaterów tej wojny, rannych i tych, którzy polegli, walcz
ą
c m
ęŜ
nie z wrogiem.
- Hektorze, o Hektorze, nasz wielki wodzu. Gdyby
ś
tylko do
Ŝ
ył tego dnia i mógł cieszy
ć
si
ę
nasz
ą
chwał
ą
... - wołano.
- Daremnie ci głupcy Achajowie szturmowali nasz wspaniały gród - krzyczała jaka
ś
kobieta, wiruj
ą
c w szalonym ta
ń
cu.
- Uciekli jak przera
Ŝ
one dzieci - wrzeszczała inna.
I tak paplali, kiedy wino kr
ąŜ
yło im we krwi - rodzina królewska w pałacu, bogacze w swych wielkich domach wzniesionych na tarasach,
biedacy w ruderach stłoczonych pod murami wewn
ą
trz miasta dla ochrony przed wiatrem i deszczem. Ucztowało całe Ilium. Wszyscy pili,
zjadali resztki cennych zapasów zgromadzonych podczas obl
ęŜ
enia i
ś
wi
ę
towali, jakby czas si
ę
zatrzymał. Po północy pijackie orgie ustały i
poddani starego króla Priama zapadli w gł
ę
boki sen, a ich za
ć
mione winem umysły odpr
ęŜ
yły si
ę
i zaznały spokoju po raz pierwszy od czasu,
kiedy znienawidzeni Achajowie obiegli gród.
Wielu chciało pozostawi
ć
wielkie wrota otwarte jako symbol zwyci
ę
stwa, ale przewa
Ŝ
yło zdanie bardziej rozs
ą
dnych - bram
ę
zamkni
ę
to i
zaryglowano.
Pojawili si
ę
nagle, przybyli z północy i ze wschodu. Przepłyn
ę
li zielone morze w setkach okr
ę
tów i wyl
ą
dowali w zatoce otoczonej wielk
ą
2
równin
ą
Ilium. Ujrzawszy,
Ŝ
e nizina pokryta była w znacznej cz
ęś
ci bagnami, Achajowie rozbili obóz na przyl
ą
dku i rozładowali okr
ę
ty swojej
floty.
Ich czarne kadłuby wysmołowane poni
Ŝ
ej linii wody, ponad ni
ą
miały mnóstwo rozmaitych barw, takich, jakie lubili najbardziej ró
Ŝ
ni
królowie. Okr
ę
ty nap
ę
dzały długie wiosła; jedno du
Ŝ
e na rufie słu
Ŝ
yło za ster. Maj
ą
c identyczne dzioby i rufy, mogły płyn
ąć
w obu kierunkach.
Du
Ŝ
y, czworok
ą
tny
Ŝ
agiel nie nadawał si
ę
do rejsu pod wiatr i stawiano go tylko wówczas, gdy bryza wiała od rufy. Na dziobie i rufie wznosiły
si
ę
pokłady, wyrze
Ŝ
bione ptaki, najcz
ęś
ciej jastrz
ę
bie i sokoły zdobiły stewy dziobowe. Liczebno
ść
załóg była ró
Ŝ
na, od stu dwudziestu ludzi na
okr
ę
tach bojowych do dwudziestu na transportowych, przewa
Ŝ
nie składały si
ę
one z pi
ęć
dziesi
ę
ciu dwóch ludzi, ł
ą
cznie z dowódc
ą
i pilotem.
Władcy małych królestw utworzyli lu
ź
ny sojusz, by naje
Ŝ
d
Ŝ
a
ć
i rabowa
ć
miasta poło
Ŝ
one wzdłu
Ŝ
wybrze
Ŝ
a morskiego, podobnie jak to
czynili wikingowie dwa tysi
ą
ce lat pó
ź
niej. Wojownicy pochodzili z Argos, Pylos, Arkadii, Itaki i wielu innych regionów. Cho
ć
w tamtych
czasach uwa
Ŝ
ano ich za rosłych m
ęŜ
czyzn, tylko niewielu miało powy
Ŝ
ej metra sze
ść
dziesi
ę
ciu wzrostu. Walczyli zaciekle, chronieni
pancerzami z br
ą
zu, okrywaj
ą
cymi przód ciała i przypi
ę
tymi skórzanymi rzemieniami. Na głowach nosili hełmy z br
ą
zu, z rogami lub z czubami.
Dolne cz
ęś
ci ich ramion i nóg osłaniały fragmenty zbroi zwane nagolennicami.
Byli mistrzami włóczni, ich ulubionej broni. Tylko wówczas, gdy je strzaskali albo stracili, u
Ŝ
ywali krótkich mieczy. Wojownicy z epoki
br
ą
zu rzadko posługiwali si
ę
łukami i strzałami; uwa
Ŝ
ali je za bro
ń
tchórzów. Walczyli zza wielkich tarcz sporz
ą
dzonych z sze
ś
ciu do o
ś
miu
warstw skóry wołowej i przymocowanych rzemieniami do wiklinowej ramy o zewn
ę
trznych kraw
ę
dziach z br
ą
zu. Owe tarcze były najcz
ęś
ciej
okr
ą
głe, ale wiele przypominało kształtem cyfr
ę
osiem.
Rzecz dziwna, w odró
Ŝ
nieniu od wojowników innych królestw czy kultur, Achajowie nie mieli kawalerii. Nie atakowali te
Ŝ
przeciwników na
rydwanach, te u
Ŝ
ywali głównie do transportu ludzi i zapasów na pole bitwy. Woleli walczy
ć
pieszo, jak Dardanowie z Ilium. Ale ich celem nie
było po prostu podbicie i zagarni
ę
cie jakiego
ś
terytorium, nie chodziło im te
Ŝ
o zwykł
ą
grabie
Ŝ
. Naje
ź
d
ź
cy chcieli zdoby
ć
metal niemal tak
cenny jak złoto.
Zanim Achajowie przypłyn
ę
li na swych okr
ę
tach pod Ilium, złupili kilkana
ś
cie miast poło
Ŝ
onych wzdłu
Ŝ
wybrze
Ŝ
a, zabrali mnóstwo
skarbów i wzi
ę
li wielu niewolników, głównie kobiety i dzieci. Ale mogli sobie tylko wyobra
Ŝ
a
ć
ogromne bogactwa strze
Ŝ
one przez pot
ęŜ
ne
mury Ilium i zdeterminowanych obro
ń
ców.
W sercach achajskich wojowników zacz
ą
ł wzbiera
ć
l
ę
k, gdy patrzyli na miasto le
Ŝą
ce na kra
ń
cu skalistego cypla i przygl
ą
dali si
ę
masywnym
kamiennym murom, mocnym wie
Ŝ
om i pałacowi królewskiemu wznosz
ą
cemu si
ę
wysoko nad grodem. Teraz, gdy cel znalazł si
ę
w zasi
ę
gu ich
wzroku, stało si
ę
dla nich jasne,
Ŝ
e to miasto nie b
ę
dzie łatwym łupem, jak te, które zdobyli dotychczas, i
Ŝ
e czeka ich długa i ci
ęŜ
ka walka.
Obawy Achajów potwierdziły si
ę
bardzo szybko. Kiedy wyszli na l
ą
d, Dardanowie dokonali wypadu z fortecy i niemal rozgromili
awangard
ę
armii naje
ź
d
ź
ców, zanim przybyła reszta okr
ę
tów z głównymi siłami. Jednak Achajowie wkrótce uzyskali przewag
ę
liczebn
ą
i
Dardanowie wycofali si
ę
po krwawej potyczce w bezpieczne miejsce za główne wrota miasta.
Przez całe lata na równinie wci
ąŜ
toczyły si
ę
bitwy. Dardanowie walczyli nieust
ę
pliwie. Stosy ciał pokrywały ziemi
ę
le
Ŝą
c
ą
pomi
ę
dzy
obozem Achajów i murami Ilium, gin
ę
li najwspanialsi wojownicy i bohaterowie obu armii. Pod koniec ka
Ŝ
dego dnia obie strony paliły swoich
poległych na wielkich stosach pogrzebowych. Potem na owych stosach ju
Ŝ
dogasaj
ą
cych usypywano kopce, tworz
ą
c w ten sposób pomniki
poległych. Gin
ę
ły tysi
ą
ce ludzi, wojna zdawała si
ę
nie mie
ć
ko
ń
ca, zmagania nie ustawały.
Zgin
ą
ł dzielny Hektor, syn króla Priama i najwi
ę
kszy wojownik Ilium, padł równie
Ŝ
jego brat Parys. Achajowie ponie
ś
li tak
Ŝ
e ogromne
straty, w
ś
ród ich poległych wojowników znale
ź
li si
ę
pot
ęŜ
ny Achilles i jego przyjaciel Patrokles. Po
ś
mierci najwi
ę
kszego herosa Achajów ich
wodzowie, królowie Agamemnon i Menelaos, zacz
ę
li si
ę
zastanawia
ć
, czy nie nale
Ŝ
ałoby zrezygnowa
ć
z dalszego obl
ęŜ
enia i po
Ŝ
eglowa
ć
do
domu. Mury twierdzy okazały si
ę
nie do zdobycia. Ko
ń
czyły si
ę
zapasy, naje
ź
d
ź
cy musieli pl
ą
drowa
ć
kraj w poszukiwaniu
Ŝ
ywno
ś
ci i wkrótce
ogołocili go zupełnie z płodów rolnych. Tymczasem Dardanowie byli zaopatrywani przez swoich sojuszników spoza królestwa, którzy
przyst
ą
pili do wojny po ich stronie.
Achajowie, przygn
ę
bieni coraz pewniejsz
ą
kl
ę
sk
ą
szykowali si
ę
do zwini
ę
cia obozu i odwrotu, gdy przebiegły Odyseusz, król Itaki,
wymy
ś
lił sprytny sposób na pokonanie wroga.
Kiedy Ilium
ś
wi
ę
towało zwyci
ę
stwo, flota achajska powróciła pod osłon
ą
ciemno
ś
ci. Achajowie szybko przypłyn
ę
li z pobliskiej wyspy
Tenedos, gdzie ukrywali si
ę
w ci
ą
gu dnia. Kierunek wskazywało im ognisko rozpalone przez oszusta Sinona, znów przybili do brzegu,
przywdziali zbroje i ruszyli cicho przez równin
ę
. W p
ę
tlach splecionej liny nie
ś
li ogromn
ą
kłod
ę
.
Sprzyjała im ciemna bezksi
ęŜ
ycowa noc. Dotarli niezauwa
Ŝ
eni przez nikogo pod same miasto i zatrzymali si
ę
w odległo
ś
ci stu metrów od
jego murów. Zwiadowcy pod wodz
ą
Odyseusza podkradli si
ę
obok wielkiego, drewnianego konia do głównych wrót.
Sinon zabił dwóch wartowników drzemi
ą
cych na wie
Ŝ
y stra
Ŝ
niczej. Nie zamierzał sam otwiera
ć
bramy wysokiej na dziesi
ęć
metrów - by
unie
ść
rygluj
ą
c
ą
j
ą
wielk
ą
belk
ę
, potrzeba było o
ś
miu silnych m
ęŜ
czyzn.
- Wartownicy nie
Ŝ
yj
ą
- zawołał cicho z góry do Odyseusza. - Wszyscy w mie
ś
cie s
ą
pijani albo
ś
pi
ą
. To najlepszy moment na wyłamanie
wrót, Odyseusz rozkazał natychmiast swoim ludziom trzymaj
ą
cym ogromn
ą
kłod
ę
,
Ŝ
eby unie
ś
li jej przedni koniec i umie
ś
cili j
ą
na małej
pochylni prowadz
ą
cej do wn
ę
trza konia. Kiedy jedna grupa pchała z dołu, druga wspi
ę
ła si
ę
na gór
ę
i podci
ą
gn
ę
ła kłod
ę
pod spiczasty dach. Gdy
kłoda znalazła si
ę
w
ś
rodku, uniesiono j
ą
na p
ę
tlach i zawisła w powietrzu. Dardanowie nie domy
ś
lili si
ę
,
Ŝ
e ko
ń
zbudowany za rad
ą
Odyseusza
był taranem.
M
ęŜ
czy
ź
ni, którzy znale
ź
li si
ę
wewn
ą
trz konia, odci
ą
gn
ę
li kłod
ę
w tył, potem pchn
ę
li j
ą
mocno w przód.
Ostry grot z br
ą
zu umocowany na jej ko
ń
cu uderzył z głuchym łomotem w drewniane wrota. Zadr
Ŝ
ały na zawiasach, ale nie ust
ą
piły. Taran
raz za razem walił w belki o grubo
ś
ci trzydziestu centymetrów. Ka
Ŝ
de uderzenie odłupywało drzazgi, ale wrota nie puszczały. Achajowie
obawiali si
ę
,
Ŝ
e Dardanowie mog
ą
usłysze
ć
te odgłosy, wyjrze
ć
za mur, zobaczy
ć
nieprzyjacielsk
ą
armi
ę
w dole i zaalarmowa
ć
pogr
ąŜ
onych we
ś
nie wojowników. Stoj
ą
cy wysoko na murze Sinon czuwał, by który
ś
z mieszka
ń
ców Ilium, usłyszawszy hałas, nie udaremnił planu Odyseusza.
Ale ci, którzy jeszcze nie spali, my
ś
leli,
Ŝ
e to d
ź
wi
ę
ki dalekiego grzmotu.
Wygl
ą
dało ju
Ŝ
na to,
Ŝ
e trud Achajów oka
Ŝ
e si
ę
daremny, gdy nagle wrota wypadły z jednego zawiasu. Odyseusz nakłonił swoich ludzi do
jeszcze jednego wysiłku, sam otoczył kłod
ę
ramionami, napi
ą
ł mi
ęś
nie i pchn
ą
ł. Wojownicy z całej siły wbili grot tarana w oporne wrota.
W pierwszej chwili wydawało si
ę
,
Ŝ
e nie zdołaj
ą
ich sforsowa
ć
, lecz po chwili wstrzymali oddech - wrota wisiały jeszcze przez jaki
ś
czas na
drugim zawiasie, po czym zaskrzypiały przera
ź
liwie i run
ę
ły z hukiem na kamienny chodnik wewn
ą
trz twierdzy.
Achajowie wpadli do Ilium niczym wygłodniałe wilki, wyj
ą
c jak szale
ń
cy. Przetaczali si
ę
przez ulice jak niepowstrzymana fala przypływu.
Napi
ę
cie i w
ś
ciekło
ść
narastaj
ą
ce w nich przez dziesi
ęć
tygodni nieko
ń
cz
ą
cych si
ę
walk, w których zgin
ę
ło tylu ich rodaków i towarzyszy, a
które nie przyniosły im dot
ą
d
Ŝ
adnych łupów ani korzy
ś
ci, znalazły teraz uj
ś
cie w
Ŝą
dzy krwawej zemsty. Nie oszcz
ę
dzali nikogo. Wdzierali si
ę
do domów, zabijali mieczami i włóczniami m
ęŜ
czyzn, rabowali kosztowno
ś
ci, porywali kobiety i dzieci, a potem podpalali wszystko, co było w
zasi
ę
gu ich wzroku.
Pi
ę
kna Kasandra uciekła do
ś
wi
ą
tyni, s
ą
dz
ą
c,
Ŝ
e b
ę
dzie bezpieczna pod ochron
ą
stra
Ŝ
y. Ale wojownik Ajaks nie znał uczucia l
ę
ku. Dopadł j
ą
pod pos
ą
giem bogini.
Wojownicy Ilium nie byli godnymi przeciwnikami dla m
ś
ciwych wrogów. Gramolili si
ę
chwiejnie z łó
Ŝ
ek, oszołomieni i zamroczeni winem,
bronili si
ę
nieporadnie i gin
ę
li na miejscu. Nikt nie mógł powstrzyma
ć
rzezi. Nic nie było w stanie powstrzyma
ć
fali zniszczenia. Ulicami
3
płyn
ę
ły potoki krwi. Otoczeni Dardanowie walczyli i padali, gin
ę
li straszn
ą
ś
mierci
ą
. Tylko niewielu los pozwolił umrze
ć
, zanim zobaczyli
swoje domy w płomieniach, rodziny uprowadzane przez naje
ź
d
ź
ców, nim usłyszeli krzyki swych kobiet, płacz swoich dzieci i wycie tysi
ę
cy
miejskich psów.
Króla Priama, jego
ś
wit
ę
i stra
Ŝ
e zamordowano bezlito
ś
nie. Jego
Ŝ
ona, Hekuba, stała si
ę
niewolnic
ą
. Pałac ograbiono ze skarbów. Zdarto
złoto z kolumn i sufitów, zabrano pi
ę
kne tkaniny
ś
cienne i drogie meble, potem podpalono wspaniałe wn
ę
trza.
Włócznie i miecze wszystkich Ach
ą
jów splamiły si
ę
krwi
ą
. To, co si
ę
stało, przypominało atak rozjuszonych, głodnych wilków na stado
owiec w zagrodzie. Starzy ludzie tak
Ŝ
e nie unikn
ę
li rzezi. Zar
Ŝ
ni
ę
to ich jak króliki, byli zbyt przera
Ŝ
eni, by si
ę
ruszy
ć
, lub za słabi, by ucieka
ć
.
Najdzielniejsi wojownicy darda
ń
scy padali jeden po drugim i w ko
ń
cu nie został nikt, kto mógłby stawia
ć
opór
Ŝą
dnym krwi Achajom. W
płon
ą
cych domach le
Ŝ
ały ciała tych, którzy polegli w obronie swoich bliskich i dobytku.
Sojusznicy Dardanów - Trakowie, Licjanie i Frygijczycy - walczyli dzielnie, ale szybko zostali pokonani. Dumne wojowniczki, Amazonki,
wspieraj
ą
ce armi
ę
Ilium, broniły si
ę
równie m
ęŜ
nie, ale i one musiały ulec przewa
Ŝ
aj
ą
cym liczebnie wrogom. Zanim zgin
ę
ły, zabiły wielu
znienawidzonych naje
ź
d
ź
ców.
Wszystkie domy w mie
ś
cie stały teraz w płomieniach, łuna po
Ŝ
arów o
ś
wietlała niebo, a Achajowie rabowali i mordowali. Przera
Ŝ
aj
ą
cy
spektakl wydawał si
ę
nie mie
ć
ko
ń
ca.
Wreszcie jednak krwawa nocna orgia zm
ę
czyła naje
ź
d
ź
ców. Opuszczali płon
ą
ce miasto, zabierali łupy i p
ę
dzili je
ń
ców w kierunku swoich
okr
ę
tów. Pojmane kobiety, zrozpaczone po stracie m
ęŜ
ów, płakały
Ŝ
ało
ś
nie i tuliły wystraszone dzieci. Wiedziały,
Ŝ
e czeka je straszny los
niewolnic w obcych krajach achajskich, ale to była zwykła kolej rzeczy w owych czasach i musiały si
ę
z tym pogodzi
ć
. Niektóre zostały pó
ź
niej
Ŝ
onami swoich zdobywców, urodziły im dzieci i wiodły długie
Ŝ
ycie. Inne, dr
ę
czone i maltretowane, pomarły wcze
ś
nie. Nie wiadomo, co stało
si
ę
z ich dzie
ć
mi.
Wycofanie si
ę
wrogiej armii nie oznaczało ko
ń
ca nieszcz
ęść
i cierpie
ń
, jakich doznali mieszka
ń
cy Ilium. Nie wszyscy w mie
ś
cie zgin
ę
li od
miecza, wielu spo
ś
ród tych, którym udało si
ę
unikn
ąć
rzezi, spłon
ę
ło w swoich domach. Zostali tam uwi
ę
zieni, gdy spadły na nich płon
ą
ce belki
stropowe. W czerwonopomara
ń
czowym o
ś
lepiaj
ą
cym blasku, pod chmurami napływaj
ą
cymi od morza, wirowały iskry i popioły. Takie
okropno
ś
ci wojny powtarzały si
ę
jeszcze wiele razy w ci
ą
gu stuleci.
Setki ludzi szcz
ęś
liwie unikn
ę
ło
ś
mierci, uciekłszy z miasta w gł
ą
b l
ą
du do pobliskich lasów. Zbiegowie ukrywali si
ę
tam, dopóki flota
achajska nie znikn
ę
ła za horyzontem na północnym wschodzie, sk
ą
d przypłyn
ę
ła, potem zacz
ę
li powoli wraca
ć
do swojego - niegdy
ś
wspaniałego - warownego miasta Ilium, Wewn
ą
trz masywnych murów obronnych zastali tylko tl
ą
ce si
ę
ruiny i niezno
ś
ny odór spalonych ciał.
Nie potrafili si
ę
zmusi
ć
do odbudowy swoich domów, przenie
ś
li si
ę
do innego kraju i wznie
ś
li nowe miasto. Min
ę
ły lata i morska bryza
rozwiała po równinie popioły spalonego grodu. Kamienne mury i ulice powoli pokrył pył.
Z czasem miasto si
ę
odrodziło, ale ju
Ŝ
nigdy nie odzyskało dawnej
ś
wietno
ś
ci. Trz
ę
sienia ziemi, susze i zarazy spowodowały w ko
ń
cu jego
ostateczny upadek, rozpadło si
ę
w gruzy i przez nast
ę
pne dwa tysi
ą
ce lat pozostało wyludnione. Ale jego sława rozbłysła raz jeszcze, gdy
siedemset lat pó
ź
niej poeta, znany jako Homer, barwnie opisał wydarzenia nazwane wojn
ą
troja
ń
sk
ą
i podró
Ŝ
greckiego herosa, Odyseusza.
Sprytny i przebiegły Odyseusz bez skrupułów zabijał i okaleczał wrogów, ale, w odró
Ŝ
nieniu do swoich towarzyszy broni, nie traktował
pojmanych kobiet jak barbarzy
ń
ca. Cho
ć
pozwalał swoim ludziom popełnia
ć
czyny niegodziwe, zabrał ze zniszczonego miasta tylko bogactwa
zdobyte na znienawidzonych wrogach, którzy pozbawili
Ŝ
ycia tylu jego wojowników. On jeden spo
ś
ród Achajów nie uprowadził
Ŝ
adnej kobiety,
by uczyni
ć
j
ą
swoj
ą
kochank
ą
. T
ę
sknił za
Ŝ
on
ą
Penelop
ą
i synem. Nie widział ich ju
Ŝ
od dawna i pragn
ą
ł powróci
ć
do swojego królestwa na
wyspie Itaka tak szybko, jak go mogły tam zanie
ść
lotne wiatry.
Opu
ś
ciwszy spalone miasto, zło
Ŝ
ył ofiary bogom i po
Ŝ
eglował przez zielone morze. Pomy
ś
lne wiatry niosły jego mał
ą
flot
ę
na południowy
zachód ku domowi.
Wiele dni pó
ź
niej, po straszliwym sztormie, na wpół
Ŝ
ywy Odyseusz pokonał z trudem załamuj
ą
ce si
ę
fale przyboju i wydostał si
ę
na brzeg
na wyspie Korkyra. Wyczerpany zasn
ą
ł w stercie li
ś
ci w pobli
Ŝ
u pla
Ŝ
y i tu znalazła go pó
ź
niej ksi
ęŜ
niczka Nauzykaa, córka króla Feaków,
Alkinoosa. Zaciekawiona potrz
ą
sn
ę
ła nim, chc
ą
c sprawdzi
ć
, czy jeszcze
Ŝ
yje.
Ockn
ą
ł si
ę
i zapatrzył w ni
ą
, ol
ś
niony jej urod
ą
.
- Widziałem kiedy
ś
na Delos istot
ę
tak cudown
ą
jak ty - powiedział.
Zauroczona Nauzykaa zaprowadziła rozbitka do pałacu ojca, gdzie Odyseusz przedstawił si
ę
jako król Itaki i został przyj
ę
ty po królewsku z
wielkim szacunkiem. Król Alkinoos i jego
Ŝ
ona, królowa Arete, łaskawie ofiarowali mu okr
ę
t, by mógł wróci
ć
do domu, ale dopiero wtedy, gdy
obiecał,
Ŝ
e uraczy króla i cały dwór opowie
ś
ci
ą
o wielkiej wojnie i przygodach, jakich on sam doznał po opuszczeniu Ilium. Wydano na jego
cze
ść
wspaniałe przyj
ę
cie, a on ch
ę
tnie zgodził si
ę
opowiedzie
ć
o swoich bohaterskich czynach i tragicznych przej
ś
ciach.
- Wkrótce po tym, jak opu
ś
cili
ś
my Ilium - zacz
ą
ł - wiatr zmienił kierurtek na przeciwny i zepchn
ą
ł moj
ą
flot
ę
daleko na otwarte morze. Po
wielu dniach
Ŝ
eglugi po wzburzonych wodach przybili
ś
my w ko
ń
cu do brzegu w dziwnym kraju. Moich ludzi i mnie przyj
ę
to tam bardzo
przyja
ź
nie i serdecznie. Nazwali
ś
my tubylców Lotosojadami, gdy
Ŝ
Ŝ
ywili si
ę
owocami nieznanego drzewa, które utrzymywały ich w stanie
ci
ą
głej euforii. Niektórzy z moich ludzi zacz
ę
li tak
Ŝ
e je
ść
owoce lotosu i wkrótce stali si
ę
gnu
ś
ni, apatyczni, przestali odczuwa
ć
ch
ęć
powrotu do
domu. Widz
ą
c,
Ŝ
e grozi nam, i
Ŝ
podró
Ŝ
do ojczyzny zako
ń
czy si
ę
w tej krainie, kazałem zawlec ich z powrotem na okr
ę
ty. Natychmiast
podnie
ś
li
ś
my
Ŝ
agle i powiosłowali
ś
my szybko na morze.
S
ą
dziłem - i myliłem si
ę
-
Ŝ
e dotarłem daleko na wschód, i po
Ŝ
eglowałem na zachód. Noc
ą
drog
ę
wskazywały mi gwiazdy, za dnia
wschodz
ą
ce i zachodz
ą
ce sło
ń
ce. Dotarli
ś
my do grupy g
ę
sto zalesionych wysp, na których niemal nieustannie padał deszcz. Mieszkała tam rasa
ludzi nazywaj
ą
cych siebie Cyklopami. Ci leniwi prostacy hodowali wielkie stada kóz i owiec.
Wyruszyłem z kilkoma moimi lud
ź
mi na poszukiwanie
Ŝ
ywno
ś
ci. Na zboczu góry natrafili
ś
my na jak
ąś
grot
ę
; miała zagrodzone wej
ś
cie i
trzymano tam zwierz
ę
ta. Uznawszy to za dar bogów, zacz
ę
li
ś
my wi
ą
za
ć
kozy i owce, by zabra
ć
je na okr
ę
ty. Nagle usłyszeli
ś
my odgłos ci
ęŜ
kich
kroków i po chwili wej
ś
cie przesłonił olbrzymi m
ęŜ
czyzna. Wszedł do
ś
rodka groty i zablokował wej
ś
cie, wtoczywszy do otworu wielki głaz, po
czym zaj
ą
ł si
ę
swoj
ą
trzod
ą
. Skryli
ś
my si
ę
w mroku, boj
ą
c si
ę
wr
ę
cz oddycha
ć
.
Olbrzym rozdmuchał tl
ą
ce si
ę
palenisko. Kiedy buchn
ą
ł płomie
ń
, dostrzegł nas skulonych w gł
ę
bi groty. Nigdy nie widziałem brzydszej
twarzy. Cyklop miał tylko jedno oko, czarne jak noc. “Kim jeste
ś
cie? - zapytał ostrym tonem. - Czemu wtargn
ę
li
ś
cie do mojego domu?”
“Nie jeste
ś
my naje
ź
d
ź
cami - odrzekłem. - Przypłyn
ę
li
ś
my tu na naszych okr
ę
tach, by napełni
ć
beczki wod
ą
”.
“Przyszli
ś
cie ukra
ść
mi owce! - zagrzmiał olbrzym. - Zawołam moich przyjaciół i s
ą
siadów. Wkrótce przyb
ę
d
ą
ich setki, ugotujemy was i
zjemy”.
Byli
ś
my achajskimi wojownikami, maj
ą
cymi za sob
ą
dług
ą
i trudn
ą
wojn
ę
, umieli
ś
my walczy
ć
, wiedzieli
ś
my jednak,
Ŝ
e wkrótce stracimy
przewag
ę
liczebn
ą
. Znalazłem dług
ą
, cienk
ą
Ŝ
erd
ź
zagradzaj
ą
c
ą
drog
ę
owcom i zaostrzyłem mieczem jej koniec. Potem uniosłem bukłak pełen
wina i powiedziałem:
“Spójrz, Cyklopie. Ofiarowuj
ę
ci wino, by
ś
darował nam
Ŝ
ycie”.
4
Plik z chomika:
panzer1981
Inne pliki z tego folderu:
Cussler Clive - Meduza.doc
(1820 KB)
04 - Clive Cussler - Vixen 03 (1978) Vixen 03.rtf
(776 KB)
12 - Clive Cussler - Zloto Inkow (1994) Inca Gold.doc
(2617 KB)
10 - Clive Cussler - Smok (1990) Dragon.rtf
(1275 KB)
09 - Clive Cussler - Skarb (1988) Treasure.rtf
(1130 KB)
Inne foldery tego chomika:
Clive Cussler e-book
Cykl Kurt Austin (cały)
NOWE KSIAZKI. CIEKAWE 29.12.2012
Runy
Seria tematyczna Oregon (cała)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin