06 - Clive Cussler - Wir Pacyfiku.pdf
(
853 KB
)
Pobierz
20 - Clive Cussler - Wir Pacyfiku.rtf
CLIVE CUSSLER
WIR PACYFIKU
SŁOWO OD AUTORA
Nie jest to szczególnie wa
Ŝ
ne, ale ta ksi
ąŜ
ka jest pierwsz
ą
z serii przygód Dirka Pitta. Gdy zebrałem si
ę
na odwag
ę
, by napisa
ć
powie
ść
z
gatunku sensacyjno-przygodowego, zacz
ą
łem szuka
ć
bohatera, który byłby inny ni
Ŝ
ogólnie przyj
ę
te wzorce obowi
ą
zuj
ą
ce w tym gatunku.
Kogo
ś
, kto nie byłby agentem wywiadu, policjantem czy prywatnym detektywem, kto równie dobrze czułby si
ę
na kolacji z pi
ę
kn
ą
kobiet
ą
w
renomowanym lokalu, jak i popijaj
ą
c piwo z kumplami w barze. Kogo
ś
twardego, gdy trzeba i otoczonego mgiełk
ą
tajemniczo
ś
ci. Kogo
ś
, czyim
naturalnym
ś
rodowiskiem byłoby nie kasyno czy zaułki Nowego Jorku, ale morze. Kogo
ś
, kto lubiłby nieznane i przyjmował ryzykowne
wyzwania.
I tak w mojej wyobra
ź
ni narodził si
ę
Dirk Pitt.
Poniewa
Ŝ
w tej powie
ś
ci brak skomplikowanej intrygi i poniewa
Ŝ
była to pierwsza napisana przeze mnie ksi
ąŜ
ka, nie chciałem jej
publikowa
ć
, jednak
Ŝ
e długotrwała presja przyjaciół, rodziny, wydawcy i sympatyków w ko
ń
cu zwyci
ęŜ
yła i oto debiut Dirka Pitta znalazł si
ę
w
r
ę
kach czytelników.
Mam nadziej
ę
,
Ŝ
e powie
ść
zapewni kilka godzin przyjemnej rozrywki, a by
ć
mo
Ŝ
e przez cz
ęść
czytelników zostanie potraktowana jako
swoista ciekawostka historyczna.
Clive Cussler
1
PROLOG
Ka
Ŝ
dy ocean odbiera danin
ę
statków i ludzi, ale
Ŝ
aden nie jest
Ŝ
arłoczniejszy od Pacyfiku. Apetyt tego ogromnego zbiornika wodnego jest
znany, podobnie jak i to,
Ŝ
e pochłania swe ofiary w niezwykły i nieoczekiwany sposób. Tutaj miał miejsce bunt na “Bounty” i spalenie okr
ę
tu na
Pitcairn Island, tu zaton
ą
ł “Essex” - jedyny statek, o którym wiadomo na pewno,
Ŝ
e zatopił go wieloryb. Przypadek ten zainspirował Melville’a
do napisania Moby Dicka. Tu tak
Ŝ
e pod kadłubem “Hai Maru” eksplodował podwodny wulkan. Jednak pomimo tych wszystkich wybryków
najwi
ę
kszy ocean Ziemi zazwyczaj jest cichy i spokojny. Mimo to, a wła
ś
ciwie zwłaszcza dlatego nie nale
Ŝ
y go lekcewa
Ŝ
y
ć
. Osoby ciche i
wstydliwe cz
ę
sto zmieniaj
ą
si
ę
w bestie; ujawniaj
ą
cechy charakteru, o które nikt by ich nie podejrzewał.
Takie my
ś
li były jednak zupełnie obce komandorowi Feliksowi Dupree, gdy tu
Ŝ
przed zmrokiem wspinał si
ę
na mostek swego atomowego
okr
ę
tu podwodnego “Starbuck”. Skin
ą
ł głow
ą
oficerowi wachtowemu i oparł si
ę
o reling. Z rozkosz
ą
wdychaj
ą
c morsk
ą
bryz
ę
, pełen zawodowej
dumy spogl
ą
dał na obły dziób okr
ę
tu z łatwo
ś
ci
ą
pruj
ą
cy fale.
Wi
ę
kszo
ść
ludzi czuje przed morzem respekt, a nawet si
ę
go boi. Ale nie Dupree. Człowiek ten
Ŝ
ywił do morza takie uczucia jak ateista dla
religii: owszem, nale
Ŝ
y akceptowa
ć
gniew burzy i spokój ciszy, lecz nigdy nie da
ć
si
ę
zwie
ść
ich urokowi. Sp
ę
dził dwadzie
ś
cia lat na morzu, z
czego czterna
ś
cie na okr
ę
tach podwodnych, ale ci
ą
gle pragn
ą
ł czego
ś
wi
ę
cej. Był kapitanem najnowszego, najbardziej doskonałego okr
ę
tu
podwodnego na
ś
wiecie, ale i to mu nie wystarczało.
“Starbuck” niedawno opu
ś
cił stoczni
ę
w San Francisco. Konstrukcja okr
ę
tu od kilu do ostatniej
ś
rubki była całkowicie nowatorska - ka
Ŝ
dy
element i ka
Ŝ
dy system został zaprojektowany przez komputer, dzi
ę
ki czemu “Starbuck” był prekursorem nowej generacji podwodnych miast
zdolnych płyn
ąć
dwa tysi
ą
ce stóp pod powierzchni
ą
z szybko
ś
ci
ą
dwudziestu pi
ę
ciu w
ę
złów. W tym rejsie przypominał konia wy
ś
cigowego
czystej krwi na pierwszym pokazie, niespokojnego i gotowego zademonstrowa
ć
, co potrafi. Widowni jednak nie było. Był to bowiem pierwszy
rejs okr
ę
tu i Departament Obrony polecił przeprowadzi
ć
próby na pustkowiu w całkowitej tajemnicy. Dodatkowo, by unikn
ąć
ciekawskich, okr
ę
t
podwodny popłyn
ą
ł sam, bez towarzysz
ą
cej zwykle w takich przypadkach jednostki nawodnej.
Dupree został wybrany na dowódc
ę
tego dziewiczego rejsu dzi
ę
ki reputacji osoby trze
ź
wo my
ś
l
ą
cej i zwracaj
ą
cej uwag
ę
na szczegóły. W
Annapolis uzyskał przydomek “Bank danych”, gdy
Ŝ
wystarczyło poda
ć
mu fakty i czeka
ć
, a
Ŝ
udzieli logicznych odpowiedzi. W US Navy znano
jego talent, ale na stanowiskach admiralskich umiej
ę
tno
ś
ci oceniano na równi z osobowo
ś
ci
ą
, znajomo
ś
ciami i talentem do zjednywania sobie
ludzi, a tych cech Dupree nie miał. W efekcie pomijano go przy awansach.
Rozległ si
ę
brz
ę
czyk wewn
ę
trznego telefonu. Wachtowy odebrał, słuchał przez chwil
ę
w milczeniu, skin
ą
ł głow
ą
i odwieszaj
ą
c słuchawk
ę
,
zameldował:
- Sonar melduje,
Ŝ
e dno w ci
ą
gu ostatnich pi
ę
ciu mil podniosło si
ę
o tysi
ą
c pi
ęć
set stóp, sir.
- Prawdopodobnie jaki
ś
podwodny ła
ń
cuch górski - mrukn
ą
ł Dupree. - Ci
ą
gle jeszcze mamy pod sob
ą
mil
ę
wody. Nie ma obawy, nie
utkniemy na mieli
ź
nie.
- Zawsze lepiej mie
ć
par
ę
stóp w zapasie - u
ś
miechn
ą
ł si
ę
porucznik.
Dupree odpowiedział u
ś
miechem i powoli odwrócił si
ę
w stron
ę
dziobu, unosz
ą
c lornetk
ę
zawieszon
ą
na szyi. Wiedział,
Ŝ
e to niepotrzebne,
gdy
Ŝ
system radarowy wykryłby przeszkod
ę
o wiele wcze
ś
niej ni
Ŝ
oko obserwatora, ale był to nawyk wyrobiony przez setki godzin sp
ę
dzonych
na starych okr
ę
tach i po
ś
wi
ę
conych przeszukiwaniu otaczaj
ą
cych wód w poszukiwaniu wroga lub przyjaciela. Poza tym patrzenie na fale przez
szkła było czym
ś
naprawd
ę
uspokajaj
ą
cym. W ko
ń
cu z westchnieniem opu
ś
cił lornetk
ę
i oznajmił:
- Schodz
ę
na kolacj
ę
. Prosz
ę
przygotowa
ć
mostek do zanurzenia o dwudziestej pierwszej.
Dupree zszedł trzy poziomy ni
Ŝ
ej i znalazł si
ę
na stanowisku dowodzenia. Nad zasłanym mapami stołem nawigacyjnym zastał pochylonych
nawigatora i pierwszego oficera.
- Mamy dziwne odczyty, sir - odezwał si
ę
Pierwszy na jego widok.
- Nie ma to jak jaka
ś
tajemnica na zako
ń
czenie dnia - mrukn
ą
ł Dupree; był w dziwnie dobrym nastroju. Podszedł do nich i spojrzał na papier
rozpostarty na pod
ś
wietlonym od spodu blacie. Map
ę
pokrywała siatka krótkich, krzy
Ŝ
uj
ą
cych si
ę
linii opatrzonych odr
ę
cznymi notatkami i
wzorami matematycznymi. - W czym problem? - zapytał.
- Dno podnosi si
ę
w sposób naprawd
ę
zaskakuj
ą
cy - zacz
ą
ł powoli nawigator. - Je
Ŝ
eli w ci
ą
gu dwudziestu pi
ę
ciu mil to si
ę
nie zmieni,
wyl
ą
dujemy na wyspie czy te
Ŝ
wyspach, które według mapy po prostu nie istniej
ą
.
- Jak
ą
mamy pozycj
ę
?
- Jeste
ś
my tu, sir. - Ołówek nawigatora wskazał miejsce. - Sze
ść
set siedemdziesi
ą
t mil na północ od Kahuku Point na Oahu, kurs zero-zero-
siedem stopni.
Dupree si
ę
gn
ą
ł po mikrofon zwisaj
ą
cy obok tablicy kontrolnej.
- Radar, tu kapitan. Macie co
ś
na ekranie?
- Nie, sir - odparł mechanicznie operator. - Ekran czysty... zaraz... poprawka, sir. Mam słabe echo na horyzoncie, dwadzie
ś
cia trzy mile przed
dziobem.
- Co to jest? Wyspa?
- Nie, sir. Raczej chmura lub dym. Nie jestem pewien, sir.
- Dobrze, prosz
ę
zameldowa
ć
jak tylko zidentyfikujecie odczyt. - Dupree odwiesił mikrofon i odwrócił si
ę
do stołu nawigacyjnego. - I co
panowie na to?
- Je
Ŝ
eli to dym, to musi by
ć
i ogie
ń
- zastanowił si
ę
na głos Pierwszy. - Co mo
Ŝ
e si
ę
tu pali
ć
? Wyciek ropy?
- Z czego? - spytał zniecierpliwiony kapitan. - Jeste
ś
my z dala od wszystkich linii
Ŝ
eglugowych. Najbli
Ŝ
sza, z San Francisco do Honolulu i
dalej na wschód, le
Ŝ
y czterysta mil na południe. Nie, płon
ą
ca ropa nie ma sensu. Nowy, dot
ą
d nie rejestrowany wulkan, to ju
Ŝ
lepsze
przypuszczenie, ale nadal jedynie przypuszczenie.
Tymczasem nawigator naniósł na map
ę
namiar radaru i obwiódł go niewielkim kółkiem.
- Chmura nad sam
ą
wod
ą
te
Ŝ
nie - mrukn
ą
ł. - Warunki atmosferyczne całkowicie wykluczaj
ą
mo
Ŝ
liwo
ść
powstania czego
ś
takiego.
- Kapitanie, tu radar - rozległo si
ę
z gło
ś
nika. - Zidentyfikowali
ś
my to, sir. Odczyt taki sam jak ławica mgły w New England. Gruba powłoka
o
ś
rednicy około trzech mil.
- Jeste
ś
cie tego pewni?
- Mog
ę
si
ę
zało
Ŝ
y
ć
o nast
ę
pny awans, sir.
Dupree przeł
ą
czył mikrofon na mostek i poinformował wachtowego:
- Poruczniku, nowy kontakt radarowy przed dziobem. Prosz
ę
zameldowa
ć
, jak tylko pan co
ś
dostrze
Ŝ
e. - Wył
ą
czył mikrofon i spytał
Pierwszego: - Jaka jest aktualna gł
ę
boko
ść
?
- Dwa tysi
ą
ce osiemset stóp i nadal szybko maleje, sir.
- Szału mo
Ŝ
na dosta
ć
- mrukn
ą
ł nawigator, ocieraj
ą
c pot z karku. - Jedyne takie wzniesienie, o którym słyszałem, jest w Rowie Peruwia
ń
sko-
Chilijskim. Zaczyna si
ę
na dwudziestu tysi
ą
cach stóp pod powierzchni
ą
i wznosi si
ę
o mil
ę
na odcinku ka
Ŝ
dej mili. Do tej pory jest uznawane za
najbardziej strome podwodne zbocze na
ś
wiecie.
2
- Mhm - mrukn
ą
ł Pierwszy. - Geolodzy b
ę
d
ą
mieli niezłe miny, gdy im poka
Ŝ
emy te wykresy.
- Mo
Ŝ
e odnale
ź
li
ś
my zaginiony kontynent Mu?
- Daj spokój. Stanom Zjednoczonym potrzeba do szcz
ęś
cia jeszcze jednego kontynentu, na który trzeba b
ę
dzie wysyła
ć
pomoc.
- Tysi
ą
c osiemset pi
ęć
dziesi
ą
t stóp - zameldował sonarzysta.
- Bo
Ŝ
e - j
ę
kn
ą
ł nawigator. - Tysi
ą
c stóp w gór
ę
na mniej ni
Ŝ
pół mili. To niemo
Ŝ
liwe!
Dupree przeszedł na lew
ą
stron
ę
pomieszczenia i przysun
ą
ł twarz do ekranu sonaru, którego cyfrowy odczyt ukazywał dno jako
zygzakowat
ą
lini
ę
ostro wznosz
ą
c
ą
si
ę
ku czerwonej kresce oznaczaj
ą
cej powierzchni
ę
morza.
- Czy istnieje mo
Ŝ
liwo
ść
złego wyskalowania? - spytał, kład
ą
c dło
ń
na ramieniu operatora.
- Nie, sir. - Operator przeł
ą
czył co
ś
i s
ą
siedni ekran o
Ŝ
ył, ukazuj
ą
c ten sam obraz. - Sprawdziłem to wcze
ś
niej. To odczyt z zapasowego
sonaru; jest dokładnie taki sam.
Dupree obserwował przez chwil
ę
stale wznosz
ą
cy si
ę
zygzak, po czym wrócił do stolika i przyjrzał si
ę
aktualnej pozycji, któr
ą
naniósł
nawigator.
- Tu mostek - odezwał si
ę
gło
ś
nik. - Przed nami ławica mgły.
- Rozumiem. - Kapitan wył
ą
czył mikrofon, nadal w zamy
ś
leniu wpatruj
ą
c si
ę
w map
ę
.
- Mamy wysła
ć
wiadomo
ść
do Pearl Harbor, sir? - spytał nawigator. - Mo
Ŝ
e powinni wysła
ć
na rozpoznanie samolot?
Dupree milczał, b
ę
bni
ą
c lekko palcami po blacie. Rzadko podejmował błyskawiczne decyzje. Je
Ŝ
eli nie musiał, to wolał post
ę
powa
ć
zgodnie
z regulaminem.
Znaczna cz
ęść
załogi słu
Ŝ
yła ju
Ŝ
pod jego rozkazami i cho
ć
nie uwielbiali go
ś
lepo, to jednak cieszył si
ę
szacunkiem i podziwem za trafno
ść
podejmowanych decyzji. Ufali mu i byli pewni,
Ŝ
e nie b
ę
dzie niepotrzebnie ryzykował i nara
Ŝ
ał zarówno swego, jak i ich
Ŝ
ycia. W ka
Ŝ
dym
innym wypadku mieliby racj
ę
i on sam pierwszy by to przyznał, ale tym razem mylili si
ę
i to całkowicie.
- Sprawdzimy to - powiedział cicho.
Zast
ę
pca i nawigator wymienili podejrzliwe spojrzenia. Rozkazy były jasne - przetestowa
ć
i sprawdzi
ć
okr
ę
t, a nie goni
ć
za dziwn
ą
mgł
ą
.
Mimo w
ą
tpliwo
ś
ci wzruszyli ramionami i wydali stosowne instrukcje.
Nikt nigdy si
ę
nie dowie, dlaczego komandor Dupree nagle post
ą
pił wbrew swej naturze i odst
ą
pił od dosłownego wykonywania rozkazów.
By
ć
mo
Ŝ
e tym razem nieznane zbyt silnie go przyci
ą
gało, a by
ć
mo
Ŝ
e ujrzał si
ę
w roli odkrywcy wracaj
ą
cego do portu w chwale po nale
Ŝ
ne mu,
a dot
ą
d odmawiane uznanie. Jakiekolwiek powody by nim nie kierowały, zagin
ę
ły wraz z okr
ę
tem, który zmienił kurs i pomkn
ą
ł przez fale
niczym ogar za
ś
wie
Ŝ
ym tropem.
“Starbuck” miał wpłyn
ąć
do Pearl Harbor w poniedziałek nast
ę
pnego tygodnia. Gdy nie pojawił si
ę
, a radiowe wezwania pozostały bez
odpowiedzi, zorganizowano zakrojone na wielk
ą
skal
ę
poszukiwania lotnicze i morskie. Bezskutecznie. Nie odkryto ani okr
ę
tu, ani
jakichkolwiek szcz
ą
tków, ani plam ropy. US Navy musiała przyzna
ć
si
ę
do utraty najnowszego okr
ę
tu podwodnego wraz z cał
ą
, licz
ą
c
ą
sto
sze
ść
dziesi
ą
t osób załog
ą
. Oficjalnie ogłoszono,
Ŝ
e USS “Starbuck” zagin
ą
ł na Pacyfiku wraz z cał
ą
załog
ą
. Czas, miejsce i przyczyna pozostały
nieznane.
3
1
W
ś
ród zatłoczonych hawajskich pla
Ŝ
nadal mo
Ŝ
liwe jest znalezienie łachy piasku oferuj
ą
cej wzgl
ę
dn
ą
, a czasami nawet całkowit
ą
samotno
ść
. Jednym z takich nigdzie nie reklamowanych miejsc jest pla
Ŝ
a na Kaena Point, wrzynaj
ą
ca si
ę
w Kauai Channel. Mo
Ŝ
na si
ę
tu
spokojnie i samotnie poopala
ć
i odpr
ęŜ
y
ć
. Pla
Ŝ
a zachwycała pi
ę
knem, ale był to urok zwodniczy. Omywały j
ą
gwałtowne pr
ą
dy, gro
ź
ne nawet
dla bardzo do
ś
wiadczonych pływaków. Co roku, niby w jakim
ś
upiornym rozkładzie jazdy, gin
ą
ł tutaj co najmniej jeden amator k
ą
pieli
zwabiony łagodno
ś
ci
ą
fal. Wypływał bez problemów, ale gdy tylko próbował wraca
ć
, natykał si
ę
na pr
ą
d znosz
ą
cy go błyskawicznie i
nieust
ę
pliwie na otwarte morze. Paniczne krzyki o pomoc słyszały jedynie szybuj
ą
ce w górze albatrosy.
Tego dnia, na tej wła
ś
nie pla
Ŝ
y wygrzewał si
ę
pot
ęŜ
nie zbudowany m
ęŜ
czyzna ubrany w białe k
ą
pielówki, które ładnie kontrastowały z
opalenizn
ą
. Owłosiona pier
ś
unosiła si
ę
miarowo w powolnym oddechu wskazuj
ą
cym na sen. Le
Ŝą
cy zasłonił oczy muskularnym ramieniem,
przykrywaj
ą
c cz
ęś
ciowo czarne, g
ę
ste włosy. Widoczna cz
ęść
twarzy miała regularne, przyjemne rysy.
Dirk Pitt, gdy
Ŝ
to jego sze
ść
stóp i trzy cale sma
Ŝ
yły si
ę
na sło
ń
cu, obudził si
ę
i uniósł na łokciach, rozgl
ą
daj
ą
c si
ę
ciemnozielonymi oczyma.
Dla wi
ę
kszo
ś
ci ludzi pla
Ŝ
a była miejscem zabaw, opalania si
ę
i obserwacji licznych nagusów. Dla Dirka pla
Ŝ
a była jakby
Ŝ
yw
ą
istot
ą
, która
ci
ą
gle zmienia kształt i charakter, poddaj
ą
c si
ę
działaniu wody i wiatru. Fale docieraj
ą
ce do brzegu, rosn
ą
ce o tysi
ą
ce mil od brzegu na targanym
sztormem oceanie, dochodz
ą
c do płycizny, wznosiły si
ę
na mniej wi
ę
cej osiem stóp i załamywały si
ę
z rykiem, po czym spokojnie osi
ą
gały
brzeg, łagodnie omywaj
ą
c piasek.
Nagle jego uwag
ę
zwrócił nieoczekiwany błysk oddalony o jakie
ś
trzysta jardów od brzegu. Rozbłysk natychmiast znikn
ą
ł zakryty kolejn
ą
fal
ą
, ale po chwili znów si
ę
pojawił. Kształt z tej odległo
ś
ci był nie do zidentyfikowania, ale kolor nie ulegał w
ą
tpliwo
ś
ci: fluorescencyjna,
jaskrawa
Ŝ
ół
ć
.
Najrozs
ą
dniej było po prostu le
Ŝ
e
ć
dalej i czeka
ć
, a
Ŝ
w ko
ń
cu pr
ą
d wyniesie ów nieznany obiekt na brzeg. Min
ę
ło jednak pół godziny, a to
Ŝ
ółte co
ś
nadal kołysało si
ę
rado
ś
nie na wodzie. Pitt stracił resztki cierpliwo
ś
ci i przygl
ą
daj
ą
c si
ę
obiektowi niczym kot oddzielonej bagnem
myszy, zepchn
ą
ł zdrowy rozs
ą
dek na drugi plan. Powoli wstał i ruszył w kierunku wody. Gdy si
ę
gn
ę
ła mu do kolan, rzucił si
ę
szczupakiem, tak
obliczaj
ą
c ruch, by załamuj
ą
ca si
ę
fala przepłyn
ę
ła ponad nim. Woda była ciepła jak w wannie - pomi
ę
dzy siedemdziesi
ą
t pi
ęć
a siedemdziesi
ą
t
osiem stopni Fahrenheita. Wynurzył głow
ę
na powierzchni
ę
i popłyn
ą
ł, pozwalaj
ą
c w znacznej mierze nie
ść
si
ę
pr
ą
dowi ku gł
ę
bszej wodzie. Nie
musiał unosi
ć
głowy, by na czas dostrzec kolejn
ą
fal
ę
- wiatr zwiewaj
ą
cy z jej szczytu mgiełk
ę
wodnego pyłu docierał do Pitta wystarczaj
ą
co
wcze
ś
nie, by zd
ąŜ
ył nabra
ć
powietrza i poczeka
ć
, a
Ŝ
pot
ęŜ
na
ś
ciana wody przepłynie nad nim. Potem znów była chwila spokoju, wydech i
sytuacja powtarzała si
ę
.
Po kilku minutach przestał płyn
ąć
. Unosił si
ę
w miejscu, wykonuj
ą
c jedynie nieznaczne ruchy. Rozejrzał si
ę
.
ś
ółty przedmiot był o
dwadzie
ś
cia jardów w lewo. Paroma silnymi uderzeniami ramion Pitt skompensował pr
ą
d znosz
ą
cy go w prawo i dotkn
ą
ł palcami
ś
liskiej, obłej
powierzchni. Łup miał kształt cylindra długiego na dwie stopy, szerokiego na osiem cali i całkowicie otoczonego
Ŝ
ółt
ą
, wodoodporn
ą
osłon
ą
z
plastiku. Na ko
ń
cach cylinder oznaczono czarnym napisem: US NAVY. Był lekki - wa
Ŝ
ył mniej ni
Ŝ
sze
ść
funtów i unosił si
ę
spokojnie na
powierzchni. Pitt obj
ą
ł go i przez chwil
ę
pozwolił r
ę
kom odpocz
ąć
. Dało mu to okazj
ę
do dokładnego zorientowania si
ę
w sytuacji.
Pla
Ŝ
a była pusta na par
ę
mil w obu kierunkach. Niemo
Ŝ
liwe wi
ę
c było, by ktokolwiek mógł doceni
ć
jego głupot
ę
i wezwa
ć
pomoc,
informuj
ą
c władze. Spadzistym klifom rozci
ą
gaj
ą
cym si
ę
poza granicami pla
Ŝ
y nawet nie po
ś
wi
ę
cił uwagi: szansa na to, by kto
ś
zabawiał si
ę
wspinaczk
ą
w
ś
rodku tygodnia równała si
ę
zeru. Dopiero teraz zadał sobie pytanie, czysto zreszt
ą
retoryczne: po co zrobił co
ś
a
Ŝ
tak głupiego?
Stwierdził,
Ŝ
e po raz kolejny podj
ą
ł wyzwanie, nie licz
ą
c si
ę
zbytnio z konsekwencjami, a gdy je ju
Ŝ
podj
ą
ł, to nie potrafił zrezygnowa
ć
. W
konsekwencji znajdował si
ę
w mocy morza, które nie zamierzało da
ć
mu szansy ucieczki.
Przez chwil
ę
rozwa
Ŝ
ał szans
ę
płyni
ę
cia wprost do brzegu, ale tylko przez chwil
ę
. Mark Spitz mógłby tego dokona
ć
, ale Mark
ć
wiczył pół
Ŝ
ycia, zanim zdobył olimpijskie złoto i nie wypalał przy tym paczki papierosów dziennie ani nie ko
ń
czył dnia kilkoma podwójnymi Cutty Sark z
lodem. Jedyne co dawało nadziej
ę
, to przechytrzenie starej matki natury w jej własnej grze. Otaczaj
ą
ce go fale były znacznie ni
Ŝ
sze, a pr
ą
d
znacznie słabszy. U
ś
miechn
ą
ł si
ę
lekko - pr
ą
dy i przeciwpr
ą
dy były jego starymi znajomymi, podobnie jak ka
Ŝ
dego, kto par
ę
lat zajmował si
ę
surfingiem. Znał ich zasady i sztuczki. Pływak mógł zosta
ć
zniesiony na pełne morze mimo rozpaczliwych wysiłków, by temu zapobiec, a
tymczasem bawi
ą
ce si
ę
kilkadziesi
ą
t jardów dalej dzieci nawet nie czuły najmniejszego mu
ś
ni
ę
cia pr
ą
du.
Pr
ą
dy takie jak ten powstawały, gdy fala przypływaj
ą
ca powracała do oceanu przez w
ą
skie kanały w podwodnych piaskach spowodowane
najcz
ęś
ciej przez sztormy. W zale
Ŝ
no
ś
ci od rozkładu tych kanałów oraz siły fali pr
ą
d osi
ą
gał rozmaite szybko
ś
ci. Ten Dirk oceniał na co
najmniej cztery mile na godzin
ę
, co dla niezłego pływaka, którym zreszt
ą
był, i tak stanowiło niemał
ą
trudno
ść
. Obserwuj
ą
c systematyczny
spadek szybko
ś
ci, z któr
ą
pr
ą
d ci
ą
gn
ą
ł go ze sob
ą
, Pitt doszedł do wniosku,
Ŝ
e musiał znale
źć
si
ę
na jego skraju. Wystarczyło teraz troch
ę
wzmo
Ŝ
onego wysiłku, by poruszaj
ą
c si
ę
równolegle do brzegu, wyrwa
ć
si
ę
z jego u
ś
cisku, po czym wyl
ą
dowa
ć
w innym miejscu ni
Ŝ
to, z
którego wypłyn
ą
ł.
Bardziej ni
Ŝ
pr
ą
du obawiał si
ę
rekinów. Tak daleko od brzegu, w
ś
ród wysokich fal ryby te nie zawsze oznajmiały sw
ą
obecno
ść
płetw
ą
tn
ą
c
ą
powierzchni
ę
, zawsze natomiast polowały. Bez maski do nurkowania nie mógł nawet dostrzec, czy nie grozi mu podwodny atak. Jedyn
ą
nadziej
ę
pokładał w tym,
Ŝ
e zdoła dotrze
ć
do obszaru załamywania si
ę
fal bez spotkania z
Ŝ
arłocznymi bestiami. Na płytszych i bardziej wzburzonych
wodach był w miar
ę
bezpieczny - turbulencje, które tam istniej
ą
, powoduj
ą
unoszenie si
ę
sporej ilo
ś
ci piasku, a to z kolei utrudnia rekinom
oddychanie. Jedynie najgłodniejsze z nich zapuszczaj
ą
si
ę
w tak niego
ś
cinne okolice.
Teraz nie było sensu oszcz
ę
dza
ć
sił. Ruszył, pot
ęŜ
nymi zagarni
ę
ciami młóc
ą
c wod
ę
, zupełnie jakby wszystkie rekiny Pacyfiku płyn
ę
ły tu
Ŝ
za
nim. Min
ą
ł prawie kwadrans, zanim poczuł pierwsze, słabiutkie jeszcze pchni
ę
cie fali w stron
ę
brzegu. Po kilku minutach silna fala uniosła
cylinder i jego wystarczaj
ą
co silnie, by zdołał osi
ą
gn
ąć
brzeg. Ledwie dotkn
ą
ł kolanami piasku, szybko pozbierał si
ę
i zataczaj
ą
c si
ę
niczym
pijany, wyszedł z wody, ci
ą
gn
ą
c za sob
ą
cylinder. Opadł na piasek dwadzie
ś
cia jardów od linii przypływu. Odetchn
ą
ł, wyci
ą
gaj
ą
c si
ę
na
rozgrzanym piasku.
- Jeszcze nie tym razem - mrukn
ą
ł.
Po długiej chwili Pitt zainteresował si
ę
zdobycz
ą
. Gdy zdj
ą
ł plastikow
ą
osłon
ę
, ujrzał aluminiowy pojemnik. Nigdy takiego nie widział. Boki
wytłoczone były we wzorek przypominaj
ą
cy do złudzenia miniaturowe tory kolejowe, a jeden koniec zamkni
ę
ty był odkr
ę
canym wiekiem.
Drobnozwojowy gwint naci
ę
ty na szeroko
ś
ci kilku cali zapewniał zawarto
ś
ci dobr
ą
ochron
ę
przed wilgoci
ą
. Wewn
ą
trz za
ś
znajdował si
ę
ciasno
zwini
ę
ty rulon kilkunastu kartek papieru. Dirk wyj
ą
ł je i rozprostował, przygl
ą
daj
ą
c si
ę
stronicom odr
ę
cznego pisma wypełniaj
ą
cego urz
ę
dowe
druki.
ś
adna siła nie była w stanie powstrzyma
ć
go przed zapoznaniem si
ę
z tre
ś
ci
ą
tego, co wyłowił. W miar
ę
czytania, pomimo
dziewi
ęć
dziesi
ę
ciostopniowego upału, zacz
ę
ło mu si
ę
robi
ć
zimno. Rozejrzał si
ę
odruchowo, prawie pewien,
Ŝ
e kto
ś
go obserwuje, ale poza
paroma mewami drepcz
ą
cymi po piasku b
ą
d
ź
unosz
ą
cymi si
ę
nad wod
ą
wokół nie było nikogo. Ptaki ignorowały go całkowicie. Próbował
przerwa
ć
lektur
ę
, ale to co czytał, zbyt przykuwało uwag
ę
i było zbyt zaskakuj
ą
ce, by próby mogły si
ę
uda
ć
.
Gdy sko
ń
czył, siedział nieruchomo przez dziesi
ęć
minut, wpatruj
ą
c si
ę
pustym wzrokiem w ocean. Pod dokumentami widniał podpis:
admirał Leigh Hunter. Dirk wolno wsun
ą
ł papiery do cylindra, zakr
ę
cił pokryw
ę
i dokładnie zało
Ŝ
ył plastikow
ą
osłon
ę
. Wokół panowała cisza
tak nienaturalna,
Ŝ
e a
Ŝ
dzwoniło w uszach - nawet huk załamuj
ą
cych si
ę
fal był jakby stłumiony i nienormalny. Wstał, otrzepał si
ę
z piasku,
4
Plik z chomika:
panzer1981
Inne pliki z tego folderu:
Cussler Clive - Meduza.doc
(1820 KB)
04 - Clive Cussler - Vixen 03 (1978) Vixen 03.rtf
(776 KB)
12 - Clive Cussler - Zloto Inkow (1994) Inca Gold.doc
(2617 KB)
10 - Clive Cussler - Smok (1990) Dragon.rtf
(1275 KB)
09 - Clive Cussler - Skarb (1988) Treasure.rtf
(1130 KB)
Inne foldery tego chomika:
Clive Cussler e-book
Cykl Kurt Austin (cały)
NOWE KSIAZKI. CIEKAWE 29.12.2012
Runy
Seria tematyczna Oregon (cała)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin