Przyjaciel Johna Wayne'a - scenariusz.doc

(231 KB) Pobierz

 

Gabriñe Losada

PRZYJACIEL JOHNA WAYNE’A

(„El amigo de John Wayne”)

Przełożyła Rubi Birden

OSOBY:

Santi

Carlos

Sara

Marga

Victor

Fermin

Kobieta

Mężczyzna

Kierownik stacji

Ricardo

John Wayne

 

SCENA I

Santi, mężczyzna około czterdziestoletni, z lekkim upośledzeniem umysłowym, mówi do tekturowej sylwetki Johna Waynea ubranego w kowbojski strój. Santi wyjmuje z kieszeni spodni krawat i zakłada na szyję kowbojowi.

 

SANTI: Jasne, no, a teraz skupię się na tym, żeby zawiązać ci krawat,

bo do robienia trudnych rzeczy potrzeba wszystkich pięciu zmysłów. Pierwszy zmysł to dotyk. W sumie dwa, bo jasne, no, mamy dwie ręce, żeby się mocno trzymać i żeby wiązać krawaty.

Drugi to wzrok, to znaczy oczy, które służą do płakania, kiedy jesteś smutny i, jasne, no, dlatego to dobrze, że są dwa, bo jednym płakałoby się bardzo długo, a tak dwoma szybciej się kończy.

Trzeci to, to są uszy. Które służą do słuchania. A kiedy nie chcesz, żeby ktoś ci przeszkadzał, zatykasz je sobie o tak, rękami albo zamykasz się w swoim pokoju i masz spokój.

Czwarty zmysł to smak. To jak kiedy coś pięknie pachnie i ślinka ci leci. Jasne, no, tego mamy tylko jeden, bo jak mówiła moja mama: żeby palnąć głupstwo i jednej buzi starczy aż nadto. A poza tym, gdybyśmy mieli dwie buzie i jedna mówiłaby jedno, a druga co innego, to by się kłamało, a to nieładnie. Dlatego lepiej mieć tylko jedną buzię. I brakuje jeszcze. (liczy sobie na palcach) Piąty togłowa”, która służy do myślenia o różnych rzeczach i która czasem porządnie boli. Wyjmę ci ten rewolwer.

Santi chowa rewolwer Johna Wayne.a do swojej kieszeni.

Aaaa, przypomniało mi się, brakuje mi jednego zmysłu. No bo jest ich sześć. No a ten szósty, to jest najważniejszy ze wszystkich, bo ciągle jest, nawet jak już umrzesz. To jest dusza. To jest to, co idzie do gwiazd, kiedy ktoś umiera, jasne, no

Rozmyślania Santiego przerywa głos jego brata, Carlosa . dwudziestoparolatka, który wchodzi na scenę ubrany w ciemny garnitur.

 

CARLOS: O co chodzi, Santi?

 

SANTI: No bo duchy nie mają kości, prawda Carlos?

 

CARLOS: Nie, wydaje mi się, że nie.

 

SANTI: Jakieś to pokręcone z tą śmiercią.

 

CARLOS: No. Duchy są niewidzialne.

 

SANTI: Jasne, no. Niewidzialne. Bardzo sprytne są te duchy, jasne, bo

my nie możemy ich zobaczyć, ale one nas podglądają z gwiazd

i o wszystkim wiedzą. Bardzo sprytne, jasne.

 

CARLOS: Bez wątpienia. Jesteś gotowy?

 

SANTI: Jasne, no. Jestem gotowy. Zawiążesz mi krawat?

Santi wyjmuje z kieszeni spodni drugi krawat.

 

CARLOS: Zakładasz krawat?

 

SANTI: Jasne, no. Mama mi powiedziała, że jak spojrzy z góry, nie

chce widzieć mnie smutnego i że mam ładnie wyglądać. (poważnie) Patrz, Johnowi Wayneowi też założyłem krawat.

 

CARLOS: Aaa, no.

 

SANTI: Jasne, no. On też jest bardzo smutny, chociaż nie płacze.

 

CARLOS: Kowboje nie płaczą.

 

SANTI: Jasne, no, przecież wiem. Nie okazują tego, co czują. Mama go lubiła, Johna Waynea. Mówiła, że potrafi siedzieć cicho, a to jest duża zaleta, jak się z kimś mieszka pod jednym dachem.

 

CARLOS: Mama wiedziała, co mówi.

 

SANTI: Jasne, no, była bardzo mądra. A teraz jest tam, w górze.

 

CARLOS: Będziemy za nią tęsknić, co kowboju?

Santi obsesyjnie wykręca sobie ręce, nic nie mówi. Carlos próbuje go pocieszyć.

 

CARLOS: O kurczę, co się stało z giwerą Johna Wayne.a?

Santi wyciąga z kieszeni tekturowy rewolwer.

 

SANTI: Zabrałem mu ją, jasne. Mama w domu nie lubiła wpadać na każdym kroku na kowboja mierzącego do niej z rewolweru. No to dałem mu śrubokręt. Bo to jest taki wyjmowalny rewolwer. Dobry pomysł, nie? (łamie się, prawie zaczyna płakać) Dobry pomysł. Dobry.

 

CARLOS: Tak, bardzo dobry, naprawdę. Spokojnie.

 

SANTI: Dobry pomysł, tak.

 

CARLOS: Santi, jeśli wolisz zostać z Johnem Waynem. Ja mogę sam pojechać na cmentarz i

 

SANTI: Nie. Ja też jadę. (poważny) No bo poza tym to ja jestem twoim starszym bratem.

Wyciemnienie.

 

SCENA II - NA CMENTARZU

Różni ludzie podchodzą do obu braci, żeby się z nimi przywitać. Santi nie może zapanować nad swoim bólem i zaczyna płakać. Koło Carlosa stoi dziewczyna, Sara.

 

SANTI: Nie chcę, żeby nie żyła! Nie chcę, żeby nie żyła!

 

CARLOS: (obejmuje go) Spokojnie, Santi.

 

SANTI: Serce mnie boli.

 

CARLOS: Tak, wiem.

 

SANTI: Boli mnie. o tu, w środku. Boli mnie.

Santi wali się pięściami po głowie. Carlos i Sara próbują go uspokoić.

 

CARLOS:owa do góry, kowboju, wszystko będzie dobrze.

 

SANTI: Nie chcę, żeby nie żyła. Nie chcę, żeby nie żyła.

Jakaś kobieta podchodzi do nich i podaje Carlosowi rękę.

 

KOBIETA: Była wspaniałą kobietą.

Santi mocno ściska rękę, którą podała mu kobieta.

 

SANTI: Jasne, no, była wspaniałą kobietą. Bardzo pani współczuję.

 

KOBIETA: A ja tobie, Santi.

 

SANTI: Jasne, no, bardzo pani współczuję.

Sara delikatnie odciąga Santiego od kobiety.

 

SARA: Chodź, Santi.

 

KOBIETA: (do Carlosa) To twoja narzeczona?

 

CARLOS: (po chwili wahania) Koleżanka z pracy.

Sara patrzy z wyrzutem na Carlosa.

 

SARA: Właśnie. Pracujemy razem

 

KOBIETA: Bardzo mi miło. I co teraz zrobisz, Santi? Zamieszkasz ze swoim bratem?

Santi zasmucony spuszcza głowę.

 

CARLOS: Na razie to nie będzie możliwe.

 

SANTI: Jasne, nie. Nie będzie możliwe. (zaczyna wyrzucać z siebie słowa) Pojadę do szkoły, która jest bardzo duża i ma pokoje do spania, i ma też jadalnię, i

 

CARLOS: Santi, uspokój się.

Ale Santi go nie słucha i dalej recytuje wyuczony tekst, kiwając się w przód i w tył. Sara próbuje go uspokoić.

 

SANTI: I ogród, jasne i ma też basen.

 

SARA: Będzie ci tam bardzo dobrze, zobaczysz.

 

SANTI: (tracąc nad sobą kontrolę) Nie! Nie będzie dobrze! Nie chcę jechać. Nie znam tych stamtąd, a woda w basenie jest zimna. Nie znoszę zimnej wody, nie znoszę zimnej wody.

Uczestnicy pogrzebu wydają się zakłopotani, Fermin, mężczyzna koło pięćdziesiątki nieśmiało podchodzi do Carlosa.

 

FERMIN: Carlos, bardzo mi przykro. Wracasz jutro do pracy?

 

CARLOS: Tak, nie mogę sobie pozwolić, żeby właśnie teraz wziąć wolne. Dziękuję, że przyszedłeś, Fermin.

Fermin żegna przyjaciela, poklepując go po plecach. Ktoś inny podchodzi, żeby przywitać się z Carlosem.

 

MĘŻCZYZNA: Carlos, moje kondolencje. (wyciąga rękę do Santiego) Santi.

 

SANTI: Bardzo panu współczuję. (płacząc) A poza tym jestem za duży, żeby iść do szkoły!

 

CARLOS: Santi, uspokój się. Już rozmawialiśmy na ten temat. Na razie musi tak być, dopóki nie uda mi się jakoś ustawić.

 

SANTI: Po co masz się trochę postawić, żeby ze mną zamieszkać?

 

CARLOS: (tracąc cierpliwość) Nie muszę się postawić! Powiedziałem, że muszę się ustawić! Ustawić się.

Santi spuszcza wzrok, onieśmielony złością brata.

 

SANTI: Jasne, no. Ustawić się, jasne. Źle cię zrozumiałem. Ustawić się, tak, ustawić się.

 

CARLOS: Przepraszam, jestem zdenerwowany.

MĘŻCZYZNA: Santi, życie twojego brata się dla ciebie nie nadaje. Ciągle to tu, to tam. Kto by chciał takiego życia?

 

SANTI: Ja i John Wayne.

 

CARLOS: Santi, porozmawiamy o tym wszystkim, jak już będziemy spokojniejsi.

 

KOBIETA: Oczywiście. To wszystko stało się tak nagle. (do Santiego) Zaufaj swojemu bratu. On chce dla ciebie jak najlepiej.

 

SANTI: (zły) To, czego ja chcę, jest najlepiej.

 

MĘŻCZYZNA: Santi, będzie ci dobrze w tym ośrodku, zobaczysz. Będziesz wśród ludzi takich samych jak ty i...

 

SANTI: A jaki ja jestem?

 

CARLOS: Wystarczy, Santi.

 

SANTI: (coraz bardziej zdenerwowany) Jaki ja jestem?

 

MĘŻCZYZNA: Późno już. Carlos, gdybyś czegokolwiek potrzebował, wiesz gdzie nas znaleźć.

 

KOBIETA: Dzwoń do nas, kiedy tylko będziesz chciał.

 

CARLOS: Dziękuję. I dziękuję, że państwo przyszli.

Kobieta i Mężczyzna odchodzą.

 

SANTI: Dlaczego tylko ty mówisz? Ja też chcę im podziękować.

 

CARLOS: Santi, mówiłem w imieniu nas obu.

 

SANTI: Ja też umiem mówić. (krzyczy) Dziękujemy bardzo za kwiaty! Ale jak przyjdziecie następnym razem, przynieście tulipany! To ulubione kwiaty mamy! (do Carlosa) Już.

 

CARLOS: Świetnie. Jedźmy do domu.

 

SANTI: Mama lubi tulipany.

SARA: No to przyniesiemy białe tulipany.

 

SANTI: Jasne, no. Białe nie. Żółte i pomarańczowe, jasne.

 

SARA: Dobrze. Sam wybierzesz kolor.

 

SANTI: Jasne, no. Pomarańczowe tulipany.

 

CARLOS: Świetnie.

Carlos odchodzi, Sara i Santi idą za nim pod rękę.

 

SANTI: Nie chcę jechać do tej szkoły. (do Carlosa) Chcę mieszkać z tobą.

 

CARLOS: Santi, proszę cię.

 

SANTI: Będę się tobą opiekował. Umiem gotować i umiem też naprawiać kontakty elektryczne, i wieszać pranie, i ...

 

CARLOS: Nie rób mi tego. Dlaczego musisz tak wszystko utrudniać?

 

SARA: To jest trudne dla wszystkich.

 

CARLOS: Sara, to nasza sprawa.

 

SARA: Ach, jasne. Teraz jestem tylko koleżanką z pracy.

 

CARLOS: Tak mi się wyrwało. Moje życie to moje życie i ludziom nic do tego.

 

SARA: Aaaah.

 

SANTI: Myślisz sobie, że ja nic nie umiem zrobić, ale ja umiem robić różne rzeczy, jasne. I żebyś wiedział, że mama zawsze się o ciebie martwiła. Zawsze mi powtarzała: Mój Boże, co ten twój brat tam jada.. Ale teraz już będzie zupełnie spokojna, bo ja się tobą zajmę. Jasne, no, umiem robić przeróżne kanapki i omlety też, i inne rzeczy, jasne.

Cała trójka odchodzi i znika.

Wyciemnienie.

SCENA III - PRÓBY DO SAMOTNOŚCI POTWORA

Błyskawice gwałtownej burzy oświetlają wnętrze starego, mrocznego laboratorium. Na ścianie pojawia się cień Frankensteina i powoli zbliża się do klatki, w której śpi narzeczona Frankensteina. Nagle jedna z błyskawic uderza w klatkę i narzeczona gwałtownie otwiera oczy. Ko...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin