Człowiek i decyzja.doc

(277 KB) Pobierz
Człowiek i decyzja

Człowiek i decyzja

Artur Andrzejuk

 

Książka Artura Andrzejuka jest popularyzatorską próbą zarysowania klasycznej filozofii człowieka.
Autor jest profesorem antropologii filozoficznej, historii filozofii i etyki.

Wydanie trzecie
zmienione

Książkę zredagował Autor

© Artur Andrzejuk
ISBN 83-87809-99-3
CIP - Biblioteka Narodowa
Warszawa : „Navo” , 2007
OFICYNA WYDAWNICZA NAVO
05-806 Komorów, ul. Klonowa 2\6

Spis treści

 

 

Przedmowa
Podejmujemy swoje decyzje albo szybko, albo po długim namyśle. W obydwu wypadkach decyzja jest w człowieku wynikiem jakby dialogu między jego intelektem i wolą. Przewaga refleksji opóźnia decyzję, lecz zapewnia trafny wybór. Brak zastanawiania się przyspiesza wybór, lecz naraża na błędną decyzję. Nie ma tych trudności, gdy intelekt jest wyćwiczony w rozpoznawaniu prawdy, a wola bezbłędnie trafia na dobro.
Często martwią nas lub cieszą nasze decyzje. Nie zawsze jednak wiemy, że są one wynikiem subtelnej współpracy w nas intelektu, woli i uczuć, poznania i pożądania, nabytych cnót lub ich braku nazywanego wadami. Wszystko to dzieje się w człowieku. Trzeba więc także zrozumieć, kim jest człowiek.
W tej książeczce prof. Artur Andrzejuk niezwykle jasno wprowadza nas w rozumienie człowieka, w temat ludzkiego poznania i pożądania, intelektu i woli, cnót, wad, uczuć i moralnego postępowania. W sposób prosty wyjaśnia trudne tematy. A czytelnik książeczki uświadamia sobie, że zrozumiał jakim procesem jest w nim decyzja, która wiąże go z dobrem.
Dobro i zło stają się zrozumiałe. Przestają być tajemniczą siłą. Czytelnik książeczki już wie, że może sytuować się tylko w dobru, wśród osób. Powiązania z osobami, z ludźmi i z Bogiem, przez miłość, wiarę i nadzieję, mogą być głównym przedmiotem jego decyzji. Będą to decyzje szlachetne, wyznaczające życie ciekawe, poważne, prawdziwie ludzkie, podobające się ludziom i Bogu.
Książeczka prof.Artura Andrzejuka rysuje nam zachęcającą perspektywę, przywracającą poczucie, że szansą człowieka jest dobro, że przez naszą decyzję możemy trwale się z nim związać.
Życzę Czytelnikom i winszuję uzyskiwania tak ważnych rozumień.

Mieczysław Gogacz

Wprowadzenie

Człowiek zdecyduje, o ile będzie w stanie podjąć w danej sprawie decyzję. Nie wszystkie sprawy leżą w gestii człowieka. A zatem nie o wszystkim człowiek będzie decydował. Ważne jest odróżnienie tego, co podpada pod ludzkie decydowanie od tego, czego decyzja człowieka nie może dotknąć. Jest to ważne z dwóch powodów: po pierwsze, żeby nie podejmować decyzji w sprawach, które do mnie nie należą i po drugie, żeby nie ustępować w sprawach, których moja decyzja dotyczy.
Powiedziano na początku, że nie o wszystkim jest człowiek w stanie decydować, bo nie wszystko podporządkuje się tej decyzji. Ważny jest więc tu ów stan, jakiś status lub kondycja człowieka, umożliwiająca mu skuteczne decydowanie o jednym i nieskuteczne próbowanie rozstrzygania w innych sprawach. Może bowiem człowiek podjąć decyzję, że np. pobiegnie do pracy zamiast jechać tramwajem i tę decyzję jest w stanie wprowadzić w życie, gdyż natura wyposażyła go w nogi. Nie może natomiast zdecydować, że do pracy pofrunie, gdyż wspomniana natura, wyposażając człowieka w nogi, poskąpiła mu skrzydeł.
Od rozważenia więc natury człowieka należy rozpocząć badania na temat tego, co człowiek może, a czego nie może.
Tu jednak pojawiają się pierwsze problemy, gdyż człowiek jest przedmiotem zainteresowania wielu nauk, które odpowiadając na pytanie „Kim jest człowiek?”, udzielają odpowiedzi na miarę swoich przedmiotów. Człowiek jednak chciałby mieć odpowiedź pełną i ostateczną. Do udzielenia takiej odpowiedzi zawsze pretendowała filozofia, ale i ona stworzyła co najmniej kilka modeli człowieka, z których żaden nie może być nazwany ostatecznym. Podejmując bowiem określony aspekt bytu ludzkiego, siłą rzeczy, modele te bywają bardzo jednostronne (np. homo faber, homo ludens, homo creator).
Aby tej jednostronności uniknąć, filozofowie proponują najpierw starannie zebrać dane, stanowiące coś, co można by nazwać „faktem człowieka”. W książce „Istnienie i istota” proponowano podmiotową analizę procesów poznania w postaci pytania: „Co stanowi mnie, skoro tak a tak odbieram otaczającą mnie rzeczywistość?”. M. A. Krapiec proponuje wyobrażenie sobie opisu człowieka, dokonanego przez rozumnych przybyszów z innej planety. Każda z tych „metod” pozwala na zestawienie pewnego zespołu danych, stanowiących „fenomen bycia człowiekiem”. Składają się nań następujące „momenty”:
Organiczne podobieństwo do zwierząt.
Wytwarzanie narzędzi i posługiwanie się nimi w celach poza biologicznych.
Posługiwanie się mową, która jest czymś diametralnie innym niż komunikowanie się zwierząt; wskazuje to także na radykalnie odmienny charakter wspólnot ludzkich od społeczności zwierzęcej. Mowa ponadto świadczy o poznawaniu zarówno pojęciowym jak i kontemplatywnym.
Świadomy stosunek do tradycji i postępu.
Samoświadomość; refleksja nad własnym postępowaniem, sensem i celem istnienia, przeznaczeniem.
To wyliczenie wskazuje na swoiście ambiwalentny obraz człowieka, który od najwcześniejszych czasów został ujęty w schemat duszy i ciała. Mimo zasadniczo słusznej intuicji, tkwiącej w tym ujęciu, doprowadziło ono dość szybko do nadmiernego wyakcentowania sprzeczności pomiędzy duszą i ciałem, i spowodowało w konsekwencji przesunięcie punktu ciężkości „faktu ludzkiego” na samą duszę (Platon, Plotyn).
Jednak obserwując człowieka dostrzegamy całkowitą jedność elementów biologicznych i duchowych. Wyjaśnienie tego musi więc być bardziej adekwatne do tej jedności, niż model człowieka jako „duszy i ciała”.

Rozdział pierwszy

Natura ludzka: Człowiek jako osoba

Najpełniejszym – jak się wydaje – wyjaśnieniem „faktu ludzkiego” jest wskazanie na osobowy charakter bytu człowieka. Osoba bowiem oznacza byt samodzielny nie tylko w swym istnieniu (tak jak arystotelesowska substancja), lecz także wysoce samodzielny w swych działaniach. Samodzielność ta oznacza zarówno poznawcze opanowywanie otaczającej człowieka rzeczywistości (ens in se), lecz także swobodne decydowanie – na podstawie uzyskanego poznania – o swoim postępowaniu (ens per se). Byt tak wysoce samodzielny nazwano osobą i wskazano na stanowiące go elementy bytowe (constitutiva personae).
Są to:
1. Akt istnienia.
2. Intelektualność.
Człowiek jest osobą która posiada ponadto ciało. Działania człowieka wskazują na to, iż nie stanowi ono czegoś zewnętrznego wobec osoby, jakiegoś dodatkowego elementu, lecz jest integralną częścią struktury człowieka. Można więc powiedzieć, że człowiek jest osobą „wcieloną” w taki sposób, że ciało pozostaje „w jedności” z tą osobą.
Aby to wyjaśnić, Tomasz z Akwinu proponuje następujące rozumienie struktury człowieka:
Akt istnienia jest pierwszym, podstawowym elementem każdego realnego bytu. Akt ten wchodzi w strukturę bytu jednostkowego i wraz z urealnioną przez siebie istotą stanowi ten byt. Akt istnienia zatem właśnie urealnia i zarazem wiąże ze sobą całą strukturę bytu ludzkiego, czyniąc z człowieka realny byt jednostkowy.
Akt istnienia więc stanowi o tym, że człowiek jest. Należy dodać, że w każdym bycie, także więc i w człowieku, akt istnienia przejawia się w postaci tak zwanych własności istnieniowych. Są to: realność (res), odrębność (aliquid), jedność (unum), prawda (verum), dobro (bonum), piękno (pulchrum).
To, co akt istnienia urealnia, nazwano istotą. Chodzi więc o ten zespół treści, który decyduje o tym, czym człowiek jest.
W istocie (czyli w aspekcie tego, czym byt jest) znajdujemy cały szereg elementów. Jest tam bowiem coś o charakterze aktu, np. stała tożsamość czyli to, że człowiek (i każdy byt) jest zawsze tym samym bytem, pomimo nieraz diametralnej zmiany zespołu przypadłości (w przypadku człowieka, takich jak: wzrost, wymiary, barwy włosów, skóry, oczu). Arystoteles ten akt nazwał formą.
Obok aktu formy w istocie występuje cały szereg potencjalności, umożliwiających zmianę rozmaitych cech człowieka, nazywanych w filozofii przypadłościami. Wśród tych potencjalności wyróżniamy z łatwością te, które podmiotują przypadłości fizyczne; ich podmiot więc nazwano możnością materialną lub krótko (za Arystotelesem) materią.
Oprócz jednak cech fizycznych osoba podmiotuje przypadłości i relacje nie mające charakteru fizycznego np. poznanie intelektualne, decyzje. Wskazuje to więc, że oprócz możności materialnej, dysponujemy także możnością niematerialną (nazywaną niekiedy duchową), którą możemy z grubsza utożsamić z intelektualnością.
Można jeszcze zapytać, co w tej strukturze jest duszą, a co ciałem człowieka. Okazuje się bowiem, że nie są to elementy składowe człowieka, jak chciał Platon i wyznaczona przez niego tradycja filozoficzna. Ale ujęcie człowieka jako „duszy i ciała” na tyle utrwaliło się w naszej świadomości, że tak sformułowane pytanie może być uzasadnione.
Najprościej jest wskazać na ciało, gdyż fizyczne przypadłości narzucają się wprost poznaniu zmysłowemu. Jednakże filozof może postawić uzasadnione pytanie: Czy mieszanina wody, węgla, wapnia, azotu, żelaza, i kilkunastu innych pierwiastków jest ciałem człowieka? Ponadto, elementy składowe tej mieszaniny ulegają ciągłej wymianie (mniej więcej co 7 lat, jak wiadomo z biologii, następuje całkowita wymiana substancji chemicznych w organach ciała ludzkiego). Tomasz z Akwinu wyjaśnia to teorią warstwowej budowy ciała ludzkiego. Ostatnią, najbardziej zewnętrzną jego warstwę, stojąca swoiście pomiędzy ciałem człowieka i otaczającą go przyrodą, jest mixio elementorum (zmieszanie pierwiastków, stanowiące budulec organów naszego ciała). Jednakże forma tych organów stanowi następną, bardziej wewnętrzną warstwę ciała. Dostrzegamy to także z łatwością, że pomimo wymiany substancji chemicznych, stanowiących budulec naszego ciała to pewne jego elementy pozostają niezmienne: kolor oczu, włosów, wzrost, kształt dłoni lub nosa). Ta forma ciała to dla Tomasza „materia oznaczona ilością” (materia quantitate signata). Owo „oznaczenie” to możność materialna swoiście „przygotowaną” przez formę do tworzenia organów cielesnych. (Biologia nazywa to genotypem). Trzecią i ostatnią warstwa naszego ciała jest sama możność, która stanowi bezpośredni podmiot przypadłości fizycznej. Ciałem człowieka są więc owe trzy warstwy, przy czym ostatnia z nich – najczęściej uważana za całe ciało – jest najbardziej zewnętrzna i swoiście „pośrednicząca” we współżyciu człowieka z przyrodą, bo w jej strukturę wchodzą inne byty.
Łatwiej nam teraz w strukturze człowieka wyodrębnić duszę. Jest nią bowiem forma wraz z możnością nie materialną i zapodmiotowanymi w niej przypadłościami duchowymi (intelektem i wolą). Oczywiście „ponad” tym wszystkim jest akt istnienia, który urealnia i duszę, i ciało, nadając całej tej strukturze jedność i niepowtarzalność.
Dusza człowieka jest więc tylko jemu właściwą struktura z formy i możności niematerialnej (na pewno nie jest więc aniołem).
Ciało człowieka jest tylko jemu właściwym tworem w możności materialnej i przypadłości fizycznych (i na pewno nie stanowi części jakiegoś innego bytu, mimo że w budowę jego organów wchodzą elementy przyrody).

* * *

Ujęcie człowieka jako osoby pozwala nam zarysować rozwiązania podstawowych pytań, dotyczących ludzkiego bytu i ludzkiej egzystencji:
Człowiek nie jest bytem absolutnym i wszechmocnym; jest raczej bytem ograniczonym i ludzkie poczynania noszą na sobie piętno tej ograniczoności.
Nie można jednak zniszczyć istnienia bytów duchowych i bytu cielesno-duchowego, jakim jest człowiek. Śmierć człowieka stanowi jedynie przerwanie linii życia, lecz nie jest końcem istnienia człowieka i polega na zniszczeniu ludzkiego ciała, jako zespołu przypadłości fizycznych zapodmiotowanych w materii. Człowiek po utracie swego ciała posiada jednak wszystkie istotne elementy swego bytu (istnienie i istotę, a w niej formę i możność).
3. Tytułowy problem książki: ludzka decyzja mieści się w sferze możności i w zawartych w tej sferze władzach. Najważniejsze z nich – intelekt i wola – odpowiadają za „jakość” ludzkich decyzji. Problem decydowania więc odnosi się do tego, co czyni człowieka bytem osobowym. Nie dotyczy zatem ani istnienia, ani formy bytu ludzkiego. Dlatego strukturę człowieka trzeba poznać, aby dobrze podejmować decyzje, a przede wszystkim, aby te decyzje w ogóle podejmować. I aby nie mylić decyzji z marzeniem, nierealnym postulatem, fikcją.
Z drugiej jednak strony poznanie wspomnianej struktury bytu ludzkiego powoduje, iż człowiek nie da łatwo wmówić sobie niemożności w dziedzinie, którą decyzja człowieka obejmuje.

Rozdział drugi

Osoba i relacje osobowe

Arystoteles, podejmując zagadnienia z zakresu etyki, podkreślał, że korzystamy wtedy z ujęcia człowieka jako istoty rozumniej (zoon theoreticon), które to ujęcie różni się od np. ujęcia człowieka, jako istoty społecznej (zoon politicon). Chodziło Stagirycie o to, że człowiek samodzielnie poznaje otaczającą go rzeczywistość i wydaje na jej temat sądy, w oparciu o które autonomicznie podejmuje decyzje. Tylko ujęcie człowieka z racji jego rozumności pozwala na ukazanie jego autonomii, podmiotowości i wyjątkowości.
Wszytko to nieco później ujęto w teorii osoby, mówiącą, że z racji swego rozumnego charakteru człowiek jest bytem samodzielnym (in se) i samowystarczalnym (per se). Słynna definicja osoby została sformułowana przez Boecjusza na początku V w. i wskazuje, że „osobą jest samodzielny, jednostkowy byt o rozumnej naturze” (Pesona rationalis naturae individua substantia est). Samemu Boecjuszowi chodziło o wskazanie wspólnego mianownika dla człowieka i Boga, który też jest bytem rozumnym i wolnym. W ten sposób doprowadził filozoficznego sformułowania zasady podobieństwa człowieka do Boga.
Od tamtej pory filozofowie zazwyczaj akceptowali definicję Boecjusza, niekiedy dopasowując ją do ram własnego systemu. W ten sposób Tomasz z Akwinu wskazał na akt istnienia osoby, jako pierwszą jej przyczynę. Oprócz niego wymienił intelektualny charakter bytu, jako warunek bycia osobą oraz – co stanowiło pewną nowość – nawiązywanie przez osoby specyficznych relacji, charakterystycznych tylko dla osób, które z czasem nazwano relacjami osobowymi.
Relacje są zawsze jakimś odniesieniem czegoś do czegoś innego. Stanowią więc taki rodzaj przypadłości, które są zapodmiotowane jednocześnie w kilku bytach. Interesują nas tu relacje realne, czyli takie, które łączą ze sobą realne byty, a przede wszystkim osoby.
Najbardziej podstawowe odniesienia człowieka do innych osób budują się wprost na przejawach aktu istnienia, nazwano relacjami istnieniowymi. Trzy z nich, miłość, wiara i nadzieja są współobecnością osób.
Relacje istnieniowe odróżniamy od relacji podmiotowanych przez różne elementy istoty człowieka, które nazywamy relacji istotowymi. Chodzi tu przede wszystkim o relacje poznania i decyzji. Te relacje mają zazwyczaj charakter spotkania osób.
Spotkanie bowiem kojarzy się z chwilowym zetknięciem się ludzi; obecność jest czymś bardziej trwałym. Spotkaniem nazwiemy zauroczenie się w sobie dwojga osób na początku ich znajomości. Ich późniejszy trwały związek w postaci małżeństwa nie będziemy dalej nazywali spotkaniem, będzie to bowiem już codzienna obecność tych osób w swoim życiu.
Spotkaniem jest także każde zetknięcie się osób ze względu na spełniane przez nie funkcje: nauczyciela - ucznia, urzędnika - interesanta, lekarza - pacjenta. Często są to relacje myślne, w których druga osoba redukowana jest do funkcji, którą spełnia. Często też traktujemy innego człowieka, jako kogoś dostarczającym nam jakiegoś naszego dobra; niekiedy tym pożądanym dobrem jest wprost coś co należy do osobowościowego lub bytowego wyposażenia tej osoby, np. jej wiedza, wdzięk, poczucie humoru.
Obecność - przypomnijmy - jest relacją się osób ze względu na to, że są osobami. Postaciami obecności są relacje osobowe, tradycyjnie określane jako miłość, wiara i nadzieja. Tylko zatem w ramach obecności nawiązujemy z drugą osobą relacje ze względu na to, że jest ona osobą. Nie zachodzi więc tu redukowanie osoby do roli wytworu, czy (jak powiedzą fenomenologowie) „spełniacza” naszych celów. W świetle powyższego można sformułować postulat podejmowania innych relacji, także relacji myślnych, w odniesieniu do osoby tylko w obszarze obecności. Wtedy nawet w relacjach myślnych nie dokona się redukcja osoby do spełnianej przez nią funkcji.
Biorąc pod uwagę obecność jako funkcjonowanie we wspólnotach osób relacji miłości, wiary i nadziei, możemy powiedzieć, że te relacje osobowe stanowią postać obecności i że istotą tej obecności jest osobowa relacja miłości, a osobowe relacje wiary i nadziei są sposobami chronienia tej obecności, a w niej głównie właśnie osobowej relacji miłości. To chronienie bowiem dokonuje się poprzez działania intelektu i woli, a więc w poznaniu i postępowaniu. A zatem to osobowa relacja wiary “uruchamia” poznawcze działania chroniące miłość, tak jak osobowa relacja nadziei mobilizuje do postępowania chroniącego osoby i ich wzajemne powiązania.
* * *

Rozumienie człowieka jako osoby, zaproponowane na początku VI wieku, weszło na stałe nie tylko do filozofii, lecz stało się podstawą rozmienia człowieka w innych dziedzinach kultury. Ujmuje ono bowiem w lapidarnej formule intelektualność człowieka, jego podmiotowość, wolność i miłość. Dlatego – jak rzadko która teoria filozoficzna – teoria osoby jest dość powszechnie akceptowana i w filozofii, i w kulturze.
Osoba nawiązuje z innymi osobami relacje, które stanową tworzywo ludzkich wspólnot i sprawiają ich trwanie, nazywane obecnością.
Możemy także znane z literatury podziały miłości potraktować jako odmiany obecności. W przedstawionym wyżej tomistycznym podziale dostrzeżemy wyraźniej różnice pomiędzy poszczególnymi poziomami i odmianami miłości. Przede wszystkim przyjaźń – ta odmiana miłości, którą Arystoteles i Tomasz zdawali się cenić najwyżej – wydaje się być pełnym i harmonijnym funkcjonowaniem wszystkich trzech relacji osobowych. Tylko ta sytuacja może bowiem owocować tym, co w opisie przyjaźni Arystoteles i Tomasz akcentowali: pełna wzajemność, pełne zaufanie, stałą gotowość przyjścia z pomocą. W „miłości-caritas” jako postaci obecności zdaje się dominować osobowa relacja nadziei. To ona wyznacza w niej aspekt pragnienia dobra obecności kochanej osoby. Słusznie więc moraliści chrześcijańscy wskazywali Boga jako na Najwyższe ludzkie Dobro i ostateczny cel życia człowieka. Miłosierdzie, z kolei, jest dominowaniem wiary jako zaufania i prawdomówności. Prawda odkrywana w relacji poznania uwyraźnia potrzeby i braki, któremu miłosierdzie chce zaradzić. Dominowanie w miłosierdziu osobowej relacji wiary owocuje w nim także swoistą obojętnością na własne dobro, nie oczekiwaniem czegoś dla siebie, właściwym altruizmem.
Dominowanie w obecności jakiejś z relacji osobowych towarzyszących miłości nie oznacza jeszcze braku drugiej z nich. Jednakże zakłócenia w funkcjonowaniu ludzkich wspólnot zdarzają się faktycznie, co wskazuje na realne zakłócenia w funkcjonowaniu osobowej obecności. Te zakłócenia polegają – jak się wydaje – na niedomaganiu osobowej relacji wiary lub nadziei, a co za tym idzie na braku właściwej ochrony miłości ze strony intelektu bądź woli.

Rozdział trzeci

Władze człowieka

Władze - jak pamiętamy - to „część” możności wyspecjalizowana przez formę do wykonywania określonych operacji. A zatem władz jest tyle ile gatunków czynności. Dwa podstawowe rodzaje to władze poznawcze i dążeniowe.
Władze poznawcze służą do odbierania, rozpoznawania, właśnie ujmowanie poznawczego otaczającej nas rzeczywistości. Pamiętamy, że przedmiotem władz poznania jest byt ujęty jako prawda.
Władze dążeniowe ustosunkowują się do tego, co poznaliśmy. Ten stosunek może być dwojaki: chcę poznanej rzeczy; przy czym „chcę” należy tu rozumieć w bardzo szerokim zakresie - chcę poznać dokładniej, chcę zaprzyjaźnić się, wreszcie także - chcę posiadać. Mówimy wtedy o dążeniu, chceniu, pożądaniu, pragnieniu itp. A sam byt, do którego się w ten sposób odnosimy nazywamy swoim dobrem.
Funkcjonalna kolejność władz jest zawsze taka, że najpierw coś poznajemy, a dopiero na podstawie uzyskanych informacji oceniamy poznany byt i ustosunkowujemy się do niego. Oznacza to, że pierwsze są władze poznawcze i właściwie absurdalne byłoby myślenie, że jest odwrotnie. Jednak obserwujemy często działanie władz dążeniowych zanim cokolwiek pomyślimy; ba, po chwili namysłu zauważymy, że nasze życie trwa w dużej mierze dzięki temu, iż pożądamy pewnych rzeczy zupełnie sobie nie uświadamiając wcześniej ich istnienia. Np. uczucie głodu pojawia się niezależnie od tego, czy myślimy o jedzeniu. Apetyt na określoną potrawę pojawia się pod wpływem jakiegoś bodźca, np. przypomnienia sobie, wyobraźni, zapachu. Sam głód jest niezależny od tego wszystkiego. Podobnie jest ze sprawami seksu. Jest to tzw. pożądanie naturalne, które ma chronić na ziemi życie jednostek i gatunków. Nie jest jednak prawdą, że nie ma ono za swą podstawę poznania. Jednak poznanie owo nie dokonuje się w bycie, wyposażonym w pożądanie naturalne, lecz bierze się w nim z mądrości Autora stworzeń, który najlepiej wie, co dla nich jest dobre.
Poznanie ludzkie, z powodu swoistej złożoności ludzkiej istoty jest także dwupoziomowe. Rzeczywistość fizyczną odbieramy poprzez zmysły i na odebranym materiale „pracują” zarówno zmysły poznawcze jak i intelekt. Błędem jest tu oddzielanie funkcji obydwu zespołów władz poznawczych. Gdy bowiem odrzucimy tezę o „współpracy” zmysłów i intelektu, i ponadto nie znajdziemy władzy poznawczej odbierającej rzeczywistość niefizyczną, będziemy wtedy musieli wymyślić jakąś pozanaturalną drogę poznawania przez nas istot rzeczy: Zapamiętanie idei - Platon, oświecenie przez Boga - Augustyn, pojęcia wrodzone - Kartezjusz, aprioryczne formy poznawcze – Kant, bezpośrednie doświadczanie istot - Husserl. Jako pierwszy Arystoteles zauważył, że niczego nie ma w intelekcie, czego by przedtem nie było w zmysłach
Byt, znajdujący się na zewnątrz nas, najpierw dostrzegamy za pomocą zmysłów zewnętrznych. Każdy z nich odbiera właściwe sobie wrażenie: wzrok - barwy , słuch - dźwięki, itd. Jednak w sobie mamy pewien scalony obraz odebranych wrażeń. Tego scalenia dokonać musiało określone „narzędzie” zmysłowe. Nazwano je zmysłem wspólnym (sensus communis). Z utworzonej postaci zmysłowej (species sensibilis) wyobraźnia (imaginatio) tworzy jedno wyobrażenie, odnoszące się do poznanej rzeczy. To wyobrażenie przechowywane jest przez pamięć (memoria), natomiast operacji na wyobrażeniach dokonuje zmysł oceny (vis cogitativa) który zarazem podpowiada uczuciom jak wobec poznanej rzeczy mają się zachować. Uczucia są bowiem na poziomie zmysłowym zareagowaniem na poznawaną rzecz. Biorą się one stąd, że przedmiot ujęty w wyobraźni jako pewna zmysłowa prawda przedstawiony jest uczuciom przez wspomnianą władzę osądu jako zmysłowe dobro lub zło. Dobro lub zło zmysłowe oznacza po prostu rzecz dla nas przyjemną bądź przykrą. Uczuciowość jest więc władzą dążenia zmysłowego.
Władzami w sensie ścisłym duchowymi są władze jest dziełem dwóch intelektów: czynnego (intellectus agens), który je przygotowuje i możnościowego (intellectus possibilis), który jest ostatecznym kresem poznania i przejmując w siebie informacje o rzeczy rozumie je. Dążenie intelektualne, czyli decydowanie, jest dziełem woli (voluntas), która korzystając ze wskazań intelektu (lub nie) podejmuje decyzję o ludzkim działaniu.
Intelekt czynny wydobywa w postaci zmysłowej treści poznawalne intelektualnie (tzw. intellectibilia), tworząc z nich tzw. postać intelektualną (species intellectibilis), którą przejmuje intelekt możnościowy i ją rozumie. Te treści intelektualne to przede wszystkim informacje o istocie poznawanego bytu, że jest to np. człowiek lub drzewo. Ponadto, treści te intelekt ujmuje wraz z własnościami istnieniowymi: realnością, odrębnością i jednością. One także, przechodząc poprzez zmysły i będąc swoiście uwikłane w materiał zmysłowy, w swej istocie nie stanowią przedmiotu żadnej z władz zmysłowych (nie maja barwy, smaku, zapachu, kształtu, itd.). Intelekt czynny zatem jest odpowiedzialny za „przejście od zmysłów do intelektu”. Jest on – według wyrażenia Arystotelesa – swoistym światłem, które rozświetla treści zmysłowe, aby intelekt możnościowy mógł w nich „dostrzec” to, co poznaje, czyli treści intelektualne. Intelekt czynny ponadto, zgodnie ze swą naturą „pośrednika” pomiędzy intelektem i zmysłami, kontroluje władze zmysłowe za pomocą kryterium zgodności tworzonych przez nie wyobrażeń z rozumieniami, rodzącymi się w intelekcie możnościowym. Często bowiem wyobraźnia podsuwa nam obrazy i sytuacje, o których intelekt mówi, że są nieprawdziwe, niemożliwe, nie zdarzyły się.
Funkcjonowanie woli jest decydowaniem. Polega on, z grubsza, na zareagowaniu „tak” lub „nie” na ujęty przez intelekt przedmiot. Owo „tak” oznacza, że ten przedmiot traktujemy jako pewne dobro dla nas i wobec tego chcemy go dla siebie. „Nie” oznacza, że przedmiot ów nie ma waloru dobra, czyli stanowi pewne zło, i wobec tego będziemy go unikać.

* * *

Doszliśmy zatem do sedna tytułowego zagadnienia książeczki. Ważna jednak staje się w tym momencie jakość tego funkcjonowania woli, czyli innymi słowy jakość naszych decyzji.
Relacje podmiotowane przez zawarte w istocie człowieka władze to relacje istotowe. Wśród tych relacji nie wszystkie są decydowaniem. Część z nich to relacje poznania, o których charakterze nie decyduje poznający człowiek. Zależą one od poznawanego przedmiotu. Pomyłki w tym miejscu są szczególnie dotkliwe, gdyż uniemożliwiają w efekcie sensowne postępowanie, a nawet porozumienie się między ludźmi. Poznając bowiem np. drzewo to nie my decydujemy, że jest ono zielone, a nie białe - o tym w sposób swoisty decyduje samo drzewo. W poznaniu chodzi o jak najwierniejszy opis tego drzewa. Jeśli bowiem chcielibyśmy na nie wejść - to taki opis pomoże bardzo w osiągnięciu tego celu. Dlatego decydowanie w poznaniu jest zupełnie pozbawione sensu, gdyż byłoby wymyślaniem drzewa, a nie wiernym opisem. Spróbujmy wejść na takie wymyślone drzewo.
Schemat władz człowieka można zestawić w prostej tabeli:

Zmysłowe Intelektualne
Poznawcze Zewnętrzne:
1.wzrok
2. słuch
3.smak
4. powonienie
5. dotyk
Wewnętrzne:
1. Zmysł wspólny
2. Pamięć3.
4. Reminiscencja
5. Vis cogitativa Intelekt czynny
Intelekt możności owy
dążeniowe Władza pożądliwa
Władza gniewliwa Wola

Rozdział czwarty

Sprawności władz ludzkich

To, że wie się, jak coś należy zrobić nie oznacza jeszcze, że to zrobimy lub że zrobimy to dobrze. Dobre wykonywanie określonych czynności wymaga bowiem pewnego wyćwiczenia władz do wykonywania tych czynności. To wyćwiczenie w przypadku władz duchowych nazywamy usprawnieniem.
Władze zmysłowe także podlegają wyćwiczeniu, lecz w nich dokonuje się to mechanicznie i stanowi raczej tylko przyzwyczajenie, zwane przez specjalistów nawykiem.
Dla naszych rozważań ważne staje się odróżnienie nawyków od sprawności (habitus), gdyż jak zdążyliśmy się zorientować, ku działaniom na zewnątrz pchają nas uczucia lub skłania nas do nich wola. Uczucia nabywają nawyków. Wola podlega usprawnieniu. Usprawnienia jednak mają charakter rozumny. Cechą charakterystyczną korzystania z usprawnień jest zadowolenie z wykonywania usprawnionych czynności. Usprawnień nabywa intelekt i to w odniesieniu do poznania teoretycznego jak i do postępowania oraz wola. Usprawnienia, które ze swej natury skierowują nas ku moralnemu dobru nazywa się cnotami.
Sprawności intelektu nabywamy już we wczesnym dzieciństwie, gdyż bez nich nie potrafilibyśmy podjąć najprostszych działań. Taką pierwszą wymienianą przez specjalistów sprawnością jest tzw. sprawność pierwszych zasad poznania. Te pierwsze zasady to:
1. Zasada odrębności (niesprzeczności): jeden byt nie jest drugim bytem; byt nie jest zarazem niebytem.
2. Zasada tożsamości: byt jest bytem, ma w sobie to, co go stanowi.
3. Zasada niepowtarzalności (wyłączonego środka): byt i niebyt, a także dwa byty nie mają części wspólnych.
4. Zasada realności (racji dostatecznej): przyczyną bytu może być tylko byt (realny skutek wskazuje na realną przyczynę).
Nie trudno się zorientować, że pierwsze zasady opisują najbardziej podstawowe prawa rzeczywistości, których sobie na co dzień nawet nie uświadamiamy, ale skoro pierwsze zasady są pewną wiedzą o rzeczywistości to znaczy, że tej wiedzy kiedyś musieliśmy się nauczyć. W przeciwnym wypadku trzeba by przyjąć tezę, że rodzimy się już z pewną wiedzą lub że taką wiedzę otrzymujemy w sposób nadnaturalny. Tymczasem tego, co umiemy, musimy się uczyć. Nie ma zatem wiedzy wrodzonej, a wiedzę wlaną otrzymujemy od Boga w okolicznościach nadzwyczajnych. Wszystkiego normalnie uczymy się sami, także więc i pierwszych zasad poznania.
Następnej sprawności nabywamy już w sposób w pełni świadomy. Jest to bowiem sprawność wiedzy. Jednak i tu są pewne trudności interpretacyjne. Otóż wiedzę zwykle utożsamiamy z sumą informacji na dany temat. Ale już w starożytności Heraklit z Efezu zauważył, że erudycja nie sprawia rozumności. Ponadto erudycja nie jest sprawnością, lecz jakimś nagromadzeniem, właśnie sumą. Gdyby była sprawnością to by oznaczało, że najbardziej usprawnione w wiedzy są encyklopedie, słowniki, biblioteki i komputery, a nie ludzie. A przecież sprawności nabywają tylko ludzie, a nie rzeczy. Wynika z tego, że wiedza nie utożsamia się z sumą określonych informacji, choć w pewien sposób się z nim wiąże. Sprawność ta bowiem oznacza umiejętność ustalania precyzyjnych informacji na temat istoty spraw i rzeczy. Oznacza rozpoznawanie tej istoty. Skutkuje oczywiście nabywaniem informacji, ale pomylenie przyczyny (sprawności wiedzy) ze skutkiem (informacjami, erudycją) w tym wypadku spowoduje, że tak naprawdę niczego się nie dowiemy. Wyobraźmy sobie np., że w dniu zmartwychwstania Cyceron pyta nas co to jest samochód. Jeśli zaczniemy odpowiadać z pozycji erudycji i wymieniać po kolei wszystkie części katalogowe jakiegoś fiata lub forda, to nasz rozmówca nadal nie będzie miał pojęcia o samochodzie; gdy jednak opowiemy mu jakie funkcje spełnia samochód, czyli wskażemy na istotę tej rzeczy, którą w przypadku wytworów jest pełniona przez nie funkcja, to możemy mieć nadzieję, że nasz rozmówca będzie miał, przynajmniej blade pojęcie o tym pożytecznym wynalazku.
Aby żyć prawidłowo i nie podejmować szkodliwych dla siebie i innych poczynań, potrzebujemy jeszcze sprawności, która zarazem ujmuje prawdę o bycie (skutek wiedzy) z dobrem tego bytu. Takiej konfrontacji dokonuje sprawność mądrości, która polega właśnie na ocenianiu z pozycji dobra tego, co wiemy o bycie. Dla wyjaśnienia mądrości prof. M. Gogacz posługuje się zwykle przykładem mleka i alkoholu. Obydwie te mieszaniny z pozycji czystej wiedzy prezentują się interesująco, jednakże z pozycji mądrości odrzucamy alkohol, który w kontakcie z naszym organizmem wywołuje przykre skutki, a wybieramy mleko, które tenże organizm wspomaga.
Trzy omówione sprawności zalicza się do tzw. sprawności teoretycznych lub poznawczych intelektu, mimo że mądrość wyznacza nasze postępowanie. Mądrość jednak nim nie kieruje, wyznacza tylko cel naszym działaniom. Postępowaniem człowieka rządzą tzw. praktyczne sprawności intelektu.
I podobnie jak w przypadku sprawności poznania, pierwsza sprawność postępowania jest tak podstawowa i powszechna, że nawet nie uświadamiamy sobie jej posiadania. Sprawność tę św. Tomasz z Akwinu nazywa prasumieniem (synderesis) Polega ona na tym, że człowiek zawsze chce dla siebie dobra, a unika tego, co mu szkodzi. (Sumienie dla Tomasza jest osądem intelektu nad naszym postępowaniem dokonywanym w świetle prasumienia).
Najbardziej pożądaną sprawnością postępowania jest roztropność. Polega ona na dobraniu odpowiednich środków dla osiągnięcia celu. Ten cel działania - przypominamy - określa mądrość; jego osiągnięcie natomiast jest dziełem roztropności. Moraliści uważają, że do moralnej dobroci ludzkiego postępowania nie wystarczy, aby cel tego postępowania był dobrze obrany (zadanie mądrości), lecz aby także był dobrze osiągnięty (zadanie roztropności). Np. ukończenie studiów jest dobrym celem dla młodego człowieka, lecz jeśli dopnie on tego celu podrabiając podpisy pod zaliczeniami, okłamując wykładowców, ściągając na egzaminach i kopiując prace semestralne, to nawet gdy uzyska dyplom nie ma moralnego prawa nim się posługiwać.
Ostatnią wymienianą sprawnością praktyczną intelektu jest sztuka, czyli umiejętność wytwarzania. Aby bowiem coś zrobić trzeba przede wszystkim wiedzieć jak to zrobić. Ta swoista wiedza, a ponadto pewna wyćwiczona umiejętność - to właśnie sprawność sztuki. Sztuki więc wymaga niemal wszystko, co robimy: nauczanie jest sztuką, ale także uczenie się.
Dobro moralne - powtórzmy - wymaga nie tylko tego, aby cel działania został należycie wybrany, co jest dziełem mądrości, lecz także, aby był roztropnie osiągnięty. Najpierw nabywa roztropności intelekt wielokrotnie kierując ludzkim postępowaniem, starając się za każdym razem wybrać najodpowiedniejsze środki do osiągnięcia celu. Po wielu takich ćwiczeniach intelekt z łatwością wybiera odpowiednie środki do uzyskania zamierzonego celu. Ta łatwość to właśnie roztropność intelektu.
Roztropności nabywa też wola, gdyż współdziała z intelektem w każdym ludzkim postępowaniu, także i w tym do którego odnosi się roztropność intelektu. Św. Tomasz wskazuje na szczególną rolę tej cnoty pisząc, że jest ona ”ze swej istoty cnotą intelektualną; posiada jednak materię wspólną z cnotami moralnymi, gdyż jest sprawnością należytego postępowania. Z tego względu więc zalicza się także do cnót moralnych”.
Moraliści uważają roztropność za najbardziej niezbędną w życiu ludzkim cnotę, gdyż dobre życie polega głównie na dobrym działaniu.
Podobnie rzecz ma się ze sprawiedliwością. Jest to bowiem cnota woli, ale jej działanie wymaga sprawnego rozumu, gdyż jej zadanie polega na wprowadzaniu rozumnego ładu w życiu ludzi i społeczeństw. Sama sprawiedliwość jest oddaniem każdemu tego, co mu się słusznie należy.
Umiarkowanie jest cnotą woli, odnoszącą się do uczuć. Cnota ta „wymierza” wszystkie te uczucia, które stanowią dążenie do jakiegoś dobra. Główne zadanie tej cnoty polega na uporządkowaniu w nas uczuć, które pojawiają się pod wpływem pożądania naturalnego. Jest to bardzo silne pożądanie, gdyż jego cel, czyli zachowanie życia jednostki i gatunku, jest celem bardzo ważnym, który musi zostać dochowany nawet w najbardziej niesprzyjających okolicznościach. Stąd siła, w jaką Stwórca wyposażył pożądanie naturalne. W zwykłym jednak ludzkim życiu ta siła jest zbędna, musi zatem zostać uporządkowana, aby nie opanowała człowieka, czyniąc ze swych, ważnych skądinąd celów, cele jedyne. Dlatego konieczna jest tu cnota umiarkowania.
Męstwo - z kolei - ma inne zadania. Musi chronić uczucia przeciwstawiające się złu, pohamowywać strach i zwątpienie. Nie dopuścić do rozpaczy i załamania się. Męstwo zasadniczo odnosi się do „trudności”, które występują na drodze do dobra lub które uniemożliwiają uniknięcie jakiegoś zła. Można powiedzieć, że męstwo reguluje i ukierunkowuje działanie władzy podmiotującej uczucia. Skutkiem tej cnoty jest stałość uczuć, pozbawiona lęku przed złem, koniecznością walki o dobro, czy koniecznością poświęceń.

* * *

Dobrze decydować - to sedno problemu ukrytego pod hasłem „człowiek i decyzja”. O tej jakości naszych decyzji decydują nasze umiejętności, które w klasycznym i realistycznym myśleniu nazywa się sprawnościami i które się przypisuje władzom człowieka. Stąd nabycie odpowiednich sprawności zarówno poznawczych, jak i tych, które odnoszą się do postępowania, jest podstawowym przygotowaniem nie tylko do kierowania innymi ludźmi, lecz w ogóle do życia.
Omówione cnoty i sprawności można ująć w następującej tabelce:

Sprawności intelektu Cnoty woli
poznawcze decyzyjne
Sprawność pierwszych zasad Prasumienie (sprawność I zasad postępowania) roztropność
Wiedza Roztropność Sprawiedliwość
Mądrość Sztuka Męstwo
Umiarkowanie

Rozdział piąty

Osobowa relacja miłości

Relacja ta określana jest dość wieloznacznym słowem miłość, ale też trudno o bardziej szerokie po względem treści określenie tej najbardziej podstawowej relacji. Naturę miłości wyznacza realność, w związku z tym miłość, w swej podstawowej formie jest współprzebywaniem, wzajemną obecnością, jakimś byciem dla siebie, gdyż to wszystko wyznacza spotkanie osób w fakcie ich realności, motywowane samym tylko istnieniem.
Ponadto, w tę relację człowiek wprowadza treści istotowe. Coś rozpoznaje, decyduje, wnosi swoje emocje, wprost całą swą osobowość.
I zauważmy tu jeszcze jedną istotną kwestię. To człowiek decyduje o miłości. Człowiek ją chroni, rozwija lub zrywa. Miłość bowiem jest relacją wyznaczaną przez podmiot i kres. Błędem jest zatem sądzenie, że to my zależymy od miłości, że jest ona kapryśna, że „sama” się kończy, wygasa lub też odwrotnie: gwałtownie nas dopada, zniewala, zmusza do zmiany życia, zerwana zobowiązań, zdrady. Pogląd, że podmioty zależą od relacji został wymyślony przez Platona, który byty uznał za odbitki idei, czyli ostatecznie za skutek relacji „odbijania”. Potem neoplatonicy uznali, że relacje, które łączą ludzi bytują już wcześniej i tylko czyhają, aby połączyć ze sobą przypadkowe byty. Obciążamy lub chwalimy wtedy los, fatum, niekiedy Opatrzność. W przypadku miłości takie traktowanie tej relacji ma swoją długą tradycję. Artystyczną ilustracją intelektualnego absurdu jest mit o Amorze, utrwalony w przeróżnych odmianach w kulturze. Czyż nie traktujemy miłości jako skutku ugodzenia nas strzałą z łuku Amora? Przypomnijmy sobie jak często ów łucznik przedstawiany jest z zawiązanymi oczyma. Miłość jest ślepa - mówimy wtedy. A Poeta dopowiada: „serce nie sługa, nie wie co to rozkaz”. I do tego wydaje się nam, że to są spontanicznie powstające rozumienia, wynikające z wnikliwej obserwacji zawikłań ludzkiej miłości. Tymczasem jest to jedynie funkcjonowanie w kulturze neoplatońskiej tezy o samodzielnym istnieniu relacji, wcześniejszym od podmiotu i kresu, na które relacja niespodziewanie spada, według nieznanego nam zamysłu. W ten sposób traktujemy los, fatum, kaprysy Amora.

1. Miłość naturalna

Tomasz z A...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin