Maurycy Mochnacki - O literaturze polskiej.pdf

(409 KB) Pobierz
94588354 UNPDF
MAURYCY MOCHNACKI
O LITERATURZE
POLSKIEJ W WIEKU
DZIEWIÊTNASTYM
In magnis voluisse sat est
 
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000
PRZEDMOWA
Czas nareszcie przestaæ pisaæ o sztuce. Co innego zapewne mamy teraz w g³owie i w sercu.
Improwizowaliœmy najœliczniejsze poema Narodowego Powstania! ¯ycie nasze ju¿ jest po-
ezj¹. Zgie³k orê¿a i huk dzia³. - Ten bêdzie odt¹d nasz rytm i ta melodia.
Nie literatura polska, ale polski kraj, szeroki, bujny z wszystkim ludem swoim, z ³anami i ste-
pami. Taki, jaki by³ przed wiekiem, niechaj nas przede wszystkim zajmuje. Niewielu znajdê
czytelników! Cieszê siê z tego. Og³osi³em przed rewolucj¹ wydanie niniejszego dzie³ka. -
W piœmie rozszerzy³o siê nad zamiar autora, tak ¿e dwa tomy ca³oœæ sk³adaæ maj¹. - Bóg wie,
kiedy wyjdzie tom drugi. Z dr¿eniem w sercu dr¿¹c¹ rêk¹ kreœli³em ostatnie stronice tego
pierwszego tomu na dni kilka przed 29 Listopada! By³y to chwile niepewnoœci. Okowy brzê-
cza³y w s³uchu moim. Samotnoœæ wiêzienia (mnie tak dobrze znanego) jak mg³a szerzy³a siê
w mojej duszy. Niebo to wszystko odmieni³o na lepsze! - Skoñczywszy pierwsz¹ czêœæ,
wszystkie egzemplarze mojego pisma na to skazujê, ¿eby butwia³y w ksiêgarniach, póki nie
odzyskamy bytu politycznego.
Pisa³em w Warszawie dnia 14 grudnia 1830 r.
Maurycy Mochnacki
3
ROZDZIA£
PIERWSZY
4
Za³o¿enie autora
Chc¹cemu teraz w dostatkach piœmiennych jakiegokolwiek narodu rozeznaæ jego myœl
w³asn¹, to¿ charakter, postaæ moraln¹ i kszta³t cywilizacji, trudnym staje siê to przedsiêwziê-
cie, je¿eli nie niepodobnym ku wykonaniu. Za dawnych czasów - nie mówiê w zapad³ej sta-
ro¿ytnoœci, ale w Europie chrzeœcijañskiej - umiejêtnoœæ sz³a innym strychem; w ciaœniejszych
mieœci³a siê szrankach ni¿eli teraz; k³adziono j¹ pod pewn¹ liniê i mod³ê, ¿eby nie chybia³a
ani na tê, ani na owe stronê. To prawda! Lecz wtenczas duch ludzki zawodzi³ na g³êbi¹; w g³ê-
bi przenika³ do jasnoœci i szuka³ gruntu. Dzisiaj we wszystkim wiêcej postawy ni¿ w¹tku. Byæ
mo¿e, ¿e teraz wiêcej umiemy od poprzedników naszych, ale zapewne przechodz¹ oni nas
treœci¹ i moc¹ swych pojêæ. Umiejêtnoœæ teraŸniejsza nie zna ¿adnego wêdzid³a; nie ukróco-
na ¿adn¹ przeszkod¹, ¿adn¹ w¹tpliwoœci¹, jako potok wezbrany z granic wystêpuje. P³ynie
szeroko, rwistym pêdem, na wszystkie rozlewaj¹c siê strony, ale na swoim nie jest tak umoc-
niona i tak daleko jak pierwej nie zachodzi. Dzisiaj, ¿e tak powiem, wszerz i pod³ug rozmia-
ru na d³ugoœæ moc pojêæ naszych siê roznosi; przedtem zaœ umys³ ludzki albo buja³ w prze-
paœcistych otch³aniach, albo œmia³ym lotem wzbija³ siê w przeciwleg³¹ stronê, do wysokoœci
ju¿ dla nas niedoœcig³ej i ledwo nie ku wy¿ynom zawrotu. Tam szuka³ prawdziwej chwa³y!
A przecie¿ z tego tylko wyrozumieæ mo¿na cz³owieka, w tym jedynie przenikn¹æ do jego du-
cha, co on sam g³êboko poj¹³, zrozumia³, uczu³. Któ¿ bowiem zgadnie istotê nic nie pojmu-
j¹c¹? To¿ samo z narodem siê dzieje. Dzielnoœæ jego poznawañ na jaœni¹ siê wyrywa w wiedzy
rozpostartej, w umiejêtnoœci; a si³a jego fantazji w sztuce. Uczucie w pieœni siê maluje.
Rzuæmy okiem na dzisiejsz¹ statystykê nauk. Co za ogromne drzewo wzros³o z pierwotnego
szczepu! Jak wybuja³o, jak siê rozga³êzi³o! Jak szeroko teraz ziemiê zalega cieniem swoim!.
I coraz to nowe puszcza odroœle. Ledwo nie codziennie, w porz¹dku wiadomoœci naszych,
mno¿y siê liczba dzia³ów i mno¿yæ siê nie przestaje. A za lat sto, za lat dwieœcie, któ¿ wie,
czy potomkowie nasi przez ca³e ¿ycie swoje do szkó³, jako ¿aki, chodziæ nie bêd¹ musieli dla
nauczenia siê, przynajmniej z rejestru abecad³owego, nazwisk tylu umiejêtnoœci, tyl¹ rozma-
itymi pochrzczonych tytu³ami? Ka¿d¹ rzecz radzi byœmy obróciæ w umiejêtnoœæ; z lada frasz-
ki stworzyæ naukê. Có¿ z tego, kiedy w tym wszystko siê z szczerej istoty wytrawia, wszyst-
ko na wierzch wychodzi!... Jak¿e wyrozumieæ naturê umys³u publicznego, gdzie nic nie ma
ani gruntu pod sob¹, ani wewn¹trz ujêcia? Có¿ wreszcie wyrozumieæ z blichtrów w mowie
i pisaniu?... Przedtem któ¿ by by³ pomyœli³, ¿e na przyk³ad o samej sztuce kucia koni albo
o zaprawie mularskiej i cementach bêdziemy mieli liczne pisma, uczone wywody i ledwo nie
ca³¹ literaturê? - Inaczej to kiedyœ bywa³o. Ludzie nie tak wiele pisali o budowlach i cemen-
tach, a trwalsze, ozdobniejsze stawiali gmachy. Sk¹d¿e to pochodzi? Dlaczego pami¹tki stare
tak¹ okaza³oœci¹ jaœniej¹? Czemu tak zdro¿a³y w naszym w³asnym mniemaniu? Rzecz natu-
ralna. Bo ju¿ siê na nic takiego zdobyæ nie mo¿emy. Bo zmaleliœmy w rozerwaniu naszym;
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin