Fiedler Arkady - Zwierzeta z lasu dziewiczego.txt

(163 KB) Pobierz
Zwierz�ta
z lasu dziewiczego
I
Termin zwrotu ksi��ki:
10.08. � 4AJA M i OT W* 3 0 08. 2005	�	
Karta termin�w
Arkady Fiedler
Zwierz�ta z lasu dziewiczego
Ilustrowa� STANIS�AW MROWINSKI
Nasza Ksi�garnia Warszawa 1976
i                  Wyklejk� � map� sporz�dzi� |                 Mieczys�aw Kowalczyk		
i		
i �                                        �	MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA ^ Zabrzu  $10J	
		2N  KLAS.
	?	L7-43
		
2.e p.
Cz�� pierwsza
Moi brazylijscy przyjaciele

Odkrywamy dusz� zwierz�c�
W gor�cej puszczy nad rzek� Ivai, w brazylijskim stanie Parana, ju� od wielu tygodni pracowali�my zapami�tale, bez wytchnienia, z uporem. Jak gdyby na przek�r wszelkim do�wiadczeniom Europejczyk�w, przebywaj�cych w tropikach, pracowali�my z niestygn�cym zapa�em, nie zwa�aj�c na zab�jcze, prostopad�e promienie s�o�ca, na parne wyziewy le�ne, zatruwaj�ce nam p�uca, i lekcewa��c sobie jad, wszczepiany nam do krwi przez r�nego rodzaju robactwo. Co dziennie dwa razy, rano i pod wiecz�r, przemierzali�my w bli�szych i dalszych wycieczkach dziwne ustronia, kipi�ce zielonym przepychem knieje pe�ne ro�linnych fantazji i jak gdyby zrobione przez pijanych mag�w. Polowali�my tam na ptaki o groteskowych nieraz kszta�tach, cudacznych obyczajach i upierzeniu jak w bajce.
Ptaki znosili�my do obozu, gdzie Antoni Wi�niewski, m�j dzielny towarzysz, wprawn� r�k� preparatora �ci�ga� z nich sk�rki, a potem zaprawia� je truciznami, suszy� i do hermetycznych zamyka� blaszanek.
Wkr�tce okaza�o si�, �e nie mo�emy podo�a� pracy: zbyt obfit� zdobycz� darzy�a nas puszcza. Wi�c dobrali�my sobie do pomocy chwackich syn�w polskich kolonist�w, a poza tym mi�dzy mieszka�cami le�nymi, na p� dzikimi kaboklami*, pozyskali�my sobie cennych towarzyszy wy-
* Kabokle (caboclos port.) � brazylijscy osadnicy pochodzenia portugalskiego w g��bi kraju.
praw �owieckich. Tak oto daj�c sobie znakomicie rad� z obcym lasem, zwierzem i cz�owiekiem, ^0 mno�yli�my nasz dobytek, a stos zalutowanych i ^ blaszanek wzrasta� coraz wy�ej. I zdawa�o si�, �e ?'        z tej prostej drogi, do jasnego zmierzaj�cej celu, nic
'^t'4       nie zdo�a nas zepchn��, �e tak jak  rozpocz�li�my 1   l       wypraw� z mocnym postanowieniem, zako�czymy j� r�wnie zwyci�sko.
Tymczasem nie posz�o tak g�adko. Zastrzelenie stu ptak�w brazylijskich by�o drobnostk�. Zdobycie pi��set-nego ptaka w �smym tygodniu by�o zas�u�on� nagrod� za niez�omny wysi�ek. Natomiast tysi�czny ptak, chocia� zastrzelony z konieczno�ci, dla cel�w naukowych, sta� si� ju� problemem sumienia, serca i nerw�w. Co� zaczyna�o w cz�owieku �le funkcjonowa�. I r�wnocze�nie po bli�szym zetkni�ciu si� z dziewicz� puszcz� stwierdzili�my, �e groteskowe linie i ol�niewaj�ce barwy m�cz� jak koszmarny sen, �e bujne �ycie przyrody, nie znaj�cej wytchnienia, dyszy jak gdyby w chorobliwej malignie, �e ca�a puszcza egzotyczna jest potwornym kotliskiem okrucie�stwa. Po�era si� wzajemnie bez obs�onek, bezustannie, z przera�aj�c� pasj�.
Nadesz�a chwila, gdy na dnie duszy zrodzi�o si� lekkie uczucie zw�tpienia i osamotnienia. Chcia�em je zag�uszy�, lecz daremnie. W tej gor�cej krainie zabrak�o pokarmu dla serca, kt�re nie mia�o si� o co oprze�. Rzecz prosta: zbyt d�ugo nie zajmowali�my si� niczym innym, iak tylko zatruwaniem naszych zbior�w arszemkiem i cy-ankiem potasu oraz uk�adaniem ieh do zimnych blaszanek; zbyt   cz�sto   patrzyli�my   na   zwierzyn�   poprzez   muszk�
�mierciono�nej  strzelby.
Wtedy_by�o to w Candido de Abreu, wysuni�tej w�r�d las�w polskiej kolonii nad rzek� Ivai - zjawi� si� u nas pewien brazylijski kaboklo znad Rio Branco, wygl�daj�cy jak w�oski zb�j z romansu. Przyni�s� nam na sprzeda� �ywe zwierz�tko. Puszyste czupirad�o: z przodu wsc*-ski, wyd�u�ony nos, z ty�u dumne, w�ochate ogonisko. Bardzo m�ody ostronosek, dziwaczny stw�r wielko�ci kr�lika. Jak kto woli go nazwa�: Nasua sociaUs czy �mieszny kopciuszek. Wydrwi�em kabokla, �e chcia� nam sprzeda� �ywego zwierzaka, i o�wiadczy�em, �e mamy co� wa�niejszego do roboty ni� zwala� sobie na kark niepotrzebne k�opoty w czasie naszych sta�ych w�dr�wek.
�   i               j       �� niipliliv�mv robi� z  takim
� I powiedz,  compadre,  co mieu�\�uiy
zwierzakiem? � zapyta�em go.
Kaboklo zwiesi� sw� �zb�jeck�" g�b�. By� zmieszany. Czu� sie jak gdyby z�apany na gor�cym uczynku. Dopiero po chwili odrzek� nie�mia�o, wyra�nie zawstydzony:
_ Oswoi� go... Patrze� na niego... No, cieszy� si�, jak
�re z r�ki...                                                                 .
_ Ale� nie mamy na takie g�upstwa czasu! Zbieramy preparaty dla muzeum... A z takim �ywym p�drakiem co
by�my robili?
_ Polubili go! - zawo�a� kaboklo przyparty do muru.
� Cha, cha! Banialuki pleciesz, compadre, banialuki! � szydzi� z niego najm�odszy m�j pomocnik.
Biedny kaboklo. W�r�d nas, ogromnie pewnych siebie, zarozumia�ych i przej�tych sw� misj� naukow�, czu� si� r�wnie ma�y i mizerny jak owo czupirade�ko, kt�re nam przyni�s�. Potem jednak kupi�em ma�e zwierz�tko, gdy� kaboklo bardzo o to prosi�. Umy�lnie, by je sprzeda�, przyby� z daleka.
Ostronosek okaza� si� rozczulaj�co �miesznym stworzonkiem. Zaraz pierwszego dnia zacz�� nas traktowa� jak starych przyjaci�, kt�rym nale�y pokaza�, co to jest pogoda �ycia. Wobec zabawnych popis�w rozkosznego komika zapomnieli�my o poprzednich w�tpliwo�ciach. Lody zosta�y prze�amane. Po trzech dniach nie by�o w�r�d nas nikogo, kto by nie poszed� za nim w ogie�. Czwartego dnia ostronos nie do�y�. Zdech� w nocy, prawdopodobnie po nieopatrznym spo�yciu mi�sa ptasiego z arszenikiem.
Ostronos zrobi� swoje. Odt�d zacz�li�my zbiera� r�wnie� i �ywe zwierz�ta i zrobi�a si� z tego do�� przyzwoita, ha�a�liwa gromada. Nie odrywa�o nas to od zwyk�ej pracy, przeciwnie, wprowadzi�o mi�e urozmaicenie. A najwa�niejsze, �e mogli�my teraz kogo� kocha� i rzeczywi�cie kochali�my niewinne, poczciwe stworzenia jak dzieci. By�a to mi�o�� niesamowita � wyrz�dza�a bowiem straszn� krzywd�, pozbawia�a wolno�ci, zadawa�a cz�sto �mier�. Za krzywd� dobre zwierz�ta nigdy si� nie m�ci�y; po kilku dniach nieA^oli nabiera�y zaufania, p�niej obdarza�y nas szczer�, dzieci�c� przyja�ni�. Nios�y nastroje jasne, radosne, ciep�e. Wtedy to nast�pi�a owa chwila, kt�r� nazwa� by mo�na chwil� prze�omow� w tej wyprawie. Zawsze, od najwcze�niejszych lat, nosi�em w swej duszy nieugaszone pragnienie rzeczywistej, bezwzgl�dnej przyja�ni i wizj� nieograniczo-
. i  � ilo�ci. Wsrod ludzi dziwnie trudno by�o ziscic to nei loiatf'                     ,               .                  .
� ?,. kt�re w ko�cu sta�o si� tak silne i uporczywe,
.    f  i    /i� prawie kompleksem. A oto tu, w�r�d le�nych Jjrazylijskieh, odkry�em, �e ka�dy z tych stwor�w,
,           z tylko wyzby� si� swei wrodzonei boja�ni i dzi-
skoro xa'/'    -\        ,    .                                    .    . T
,   , .        ^eobra�al si� w wymarzonego przyjaciela  o nie-
<ji wierno�ci. I gdy raz iego serce zosta�o zdobyte, wzruszol' .J        .        . ,      i       .      , .         ,   , , .      ,   ..
,, iego nie mia�a rownei  sobie w ludzkim �wiecie, wierno�� J �        ,   ,      .            J                              . .
� ,    ,    . zastrze�e�, niemal absolutna. Mo�na by�o iei za-By�a be^         .    .         .               n       ,           ,,      J         ,
:        , ,/, zamkni�tymi oczyma. Frawda ta, odkryta nad Wierzyc ; _           . \    .      '         ..          ,  .        /
,        i brzegami lvai, wzbogaci�a rzetelnie moie �ycie.
zielonytf'1   .     5      . .     '         &          �.             J      J
p        ,   *\ si� mocniejszy, lepszy, szcz�liwszy.
a    .    A, niestety,  zagl�da�a  do nas  cz�sto.  By�a  nieod-^warzyszk� naszego zwierzy�ca. Przychodzi�a pod
�  postaciami i zabiera�a co lepszych wychowank�w, ro�nymi *                    ,                  l    J        J         _
�        oimnam sobie pi�kn� sow�, schwytan� w pasie nad-
, . , Parany. Nabytek z czas�w, gdy polowali�my pod
,,,         . iako   go�cie  niezmiernie   mi�ego  rodaka,   J�zefa
Morrete? J.        .   ,                 .            ,�       .
�       11 ywicza,  jednego  z   najstarszych   emigrant�w  pol-
, . !     �nwa by�a iego podarkiem. Mia�a  ogromne, cudne skich. T        .           ,                   ,           .              , .   .
T ,()rymi patrzy�a na nas z bezgranicznym zdziwie-
. '' . ^ewys�owion� godno�ci�. Przy tym bestia po�era�a . l brazylijskiego wr�bla, a czasem, gdy los sprzyja�,
T/itV iei wi�kszego ptaka, zwanego bem�ewi.
dawali*'"    .   j                    .      .      v     - �    � i  j i        i
n �    .jta si� do nas z wyra�n� �yczliwo�ci� i ludzk� r�k�
. , .x   wielkim, powa�nym dziobem. Lubili�my i� wi�cej pie�ci�a      .         r       /         .                  a '�          i- �
zwierz�ta. Biedaczka nie znios�a podro�y morskiej
.
.                 �
�   a   vi1 Poc^ r�wnikiem w drodze do Europy. ,,Oczy "   jk bzmia�a sentymentalna piosenka
 czarne
t�
 P ,ne", jak brzmia�a sentymentalna piosenka, kt�r�
 �
 j
 po przyje�dzie do Polski, stawa�y mi cz�sto w . ^mi�ci. By�y to w�a�nie oczy sowy spod Morretes. �p      tym wyst�powa�y i gin�y dumne sokoliki, dziobate
�p
I
tukany, koty le�ne, hirary, s�wki stepowe i inne poczciwce, a� mi si� serce kraje na samo wspomnienie ponurego korowodu. Bronili�my naszych pupilk�w rozpaczliwie przed nielito-�ciw� wied�m�-�mierci� i dlatego coraz bardziej je kochali�my. Mimo trudno�ci dwadzie�cia osiem wybra�c�w losu zajecha�o zdrowo do Polski.
Niekt�re zwierz�ta mia�y specjalne przygody. Pod Mor-letes z�owili�my niejadowitego w�a kaninan�, wspania�y, dwnmetrowy okaz. Umie�cili�my go w skrzynce z drzewa piniorowego i zawie�li na tymczasowe przechowanie do polskiego konsulatu w Kurytybie. Wilgoci� przesyco:,% Morretes le�a�o blisko morza, Kurytyba natomiast o prawie tysi�c metr�w wy�ej i mia�a wzgl�dnie suche powietrze. Wskutek tej r�nicy klimatu wieczko skrz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin