Duch i Ogień (Orygenes).docx

(504 KB) Pobierz

 

Orygenes

Duch i Ogień

Wybór tekstów i wprowadzenie Hans Urs von Balthasar

Przekład na język polski i redakcja Stanisław Kalinkowski

wydawnictwo liii

Kraków

&

Wydawnictwo Sióstr Loretanek Warszawa

 

Tytuł oryginału: Geist und Feuer

Przekład z języka niemieckiego: ks. Wincenty Myszor

Przekład z języka greckiego i łacińskiego: Stanisław Kalinkowski

Przekład fragmentów z Filokalii

i z Komentarza do Ewangelii św. Mateusza (z języka greckiego):

Katarzyna Augustyniak

Redakcja:

Stanisław Kalinkowski

Redakcja techniczna: Beata Warzani

Korekta: Małgorzata Chojnacka

Projekt okładki: Pracownia M

Zdjęcie na okładce:

Fragment ikony „Zwiastowanie" — Nowogród XIV wiek

© Copyright by Johannes Verłag Einsiedeln, Freiburg 1991 © Copyright for the Polish Edition

Wydawnictwo  liii, Kraków 1995

Imprimatur:

Kuria Metropolitalna w Krakowie

t Kazimierz Nycz, Via Gen.

Ks. Kazimierz Moskala, Not.

Ks. doc. dr hab. Edward Staniek, Cenzor

L. 3193/94 Kraków, 06.12.1994 r.

ISBN 83-86106-85-9

WytilaWniCtWO              TU           Wydawnictwo Sióstr Loretanek

Plac Na Stawach 3              ul. Żeligowskiego 16/20

30-107 Kraków              04-476 Warszawa-Rembertów

tel. 22 15 83, 21 50 92

Druk i oprawa

Drukarnia Loretańska, Warszawa-Rembertów

 

  Co do mnie, to pragnę być członkiem Kościoła i nazwę swoją wywodzić nie od jakiegoś herezjarchy, lecz od Chrystusa, oraz nosić imię błogosławione na ziemi; ja przez uczynki swoje i myśli pragnę być i nazywać się chrześcijaninem.

  Jeśli ja, który, jak się wydaje, jestem dla ciebie prawą ręką, który nazywam się prezbiterem i głoszę Słowo Boże, uczynię cokolwiek przeciw nauce Kościoła i przeciw zasadom Ewangelii, tak iż Tobie, Kościołowi, dam powód zgorszenia, niechaj Kościół jednomyślną decyzją ode tnie mnie, swoją prawicę, i precz odrzuci od siebie!

ORYGENES

 

 

 

WSTĘP

  Nie da się w żaden sposób przecenić Orygenesa i jego znaczenia dla historii chrześcijańskiej myśli. Dopiero postawić go obok Augustyna i Tomasza oznacza przyznać mu miejsce należne w tej historii. Każdemu, kto zajmował się dłużej badaniem Ojców objawia się on jakby temu, kto wspina się w górach; powoli, ale stale toną szczyty wokół niego, te, które zdawały mu się zagrażać, a spoza nich wznosi się w górę dotąd ukryty ale zajmujący środek królewski masyw. Nikt wśród wielkich, od Kapadocyj-czyków do Augustyna, do Dionizego, Maksyma, Szkota Eriugeny i Eck-hartha nie mógł się uwolnić od tej prawie magicznej siły promieniowania, tego „człowieka ze stali", bo tak go nazywano. Niektórzy zatracili się w nim całkowicie; wystarczy odłączyć od Euzebiusza blask Orygenesowy a zostanie jakiś wątpliwy półariański teolog i pracowity historyk. Hieronim odpisuje z niego gładko, gdy komentuje Pismo Święte, nawet wtedy gdy już ostentacyjnie, twardo i z gniewem zerwał łańcuch i wyparł się więzów, które łączyły go z mistrzem. Bazyli i Grzegorz z Nazjanzu w romantycznym podziwie zbierają najbardziej pociągające cytaty z niezliczonych dzieł tego, do którego wracają przez całe życie, gdy tylko codzienna walka pozwala im w jakiejś chwili korzystać z wytchnienia. Grzegorz z Nyssy uległ mu jeszcze bardziej. Piśmiennictwo kapadockie przekazuje go prawie bez uszczerbku Ambrożemu, który zresztą zna go także z pierwszej ręki i odpisuje z niego; niektóre jego czytania w brewiarzu (oczywiście także czytania Hieronima czy Bedy) to prawie niezmienione teksty Orygenesa. I tak rozlało się na wiele stron jednocześnie to dziedzictwo Orygeneso-we, już to jako bezimienne, już to jako ogólne dobro Kościoła aż po Augustyna, a przez Augustyna wpłynęło dalej aż po Średniowiecze. Na Wschodzie zachwyt wzbudza jednak cały czas, fala po fali, a nurt orygenizmu staje się oczywiście coraz szerszy, a co za tym idzie coraz bardziej powierzchowny. Przechodzi do rąk ciemnych ugrupowań mnichów, którzy bronią „litery" mistrza z zaciętością i bez wyrzutów. Ale im bardziej duch mistrza zwietrzał a pozostawał jałowy osad „systemu", to tym bardziej krzywo rysował się przed sędziowskimi obwarowaniami

 

8

 

WSTĘP

 

kościelnej nauki. To, co dwuznaczne i podejrzane, rzucone już dawno na Zachodzie w bolesnym sporze Hieronima i Rufina na temat imienia Aleksandryjczyka, uderzyło w to imię później, ale dokładniej na Wschodzie; wraz z wyrokami cesarza Justyniana siła oficjalnego orygenizmu została zasadniczo złamana.

  Ale czy pomogło ten już na wpół wyschnięty system uczynić całkowicie nieszkodliwym od tez, czy pozwoliło więc występować przeciw preegzysten-cji dusz, angelologjcznemu wcieleniu Logosu, obdarowaniu ciał niebieskich duszą, przeciw nauce o kulistym ciele ciał zmartwychwstałych (której Orygenes nigdy nie podzielał!) i w końcu przeciw ostatecznemu zlikwidowaniu piekła, jeśli z tych nędznych resztek genialnej całości - przychodzi pokusa, aby je porównać do rumowiska strąconego samolotu -duch, polot i to, co porywa, już dawno zostały usunięte? Ale stało się przy tym to, co już w sposób nieuchwytny dokonywało się od dawna: gdy flakon został rozbity w tysiące odłamków, a imię mistrza ukamienowano i pogrzebano, woń olejku ulotniła się i „wypełniła cały dom". Nie ma w Kościele innego myśliciela, który tak niewidzialnie - wszędzie pozostał jak Orygenes. A sam nawet nie pisał, tylko mówił, prawie dzień i noc, niezmordowanie mówił do stale nowych, zmieniających się skrybów. I to są już jego dzieła - sześć tysięcy ksiąg, jak wspomina Epifaniusz są wprawdzie legendą, ale Euzebiusz i Hieronim znają jednak coś około dwu tysięcy - nic tylko brzmienie jednego głosu, jednego głosu, który przenika wszystko na wskroś, stale naprzód, bez wytchnienia, bez zmęczenia, tak, nawet bez spodziewanego wkrótce celu, z zapamiętaniem prawie na granicy szaleństwa, a przecież z nigdy już nie oglądaną chłodną, niedostępną duchowo powściągliwością. Nie jest to głos retora (takich ma patrystyka dość, a różnice wobec nich natychmiast się ujawnia), owszem jest to glos, który nie chce przekonać, nie jest to także głos porywający, głos poety (chociaż pełno obrazów i porównań wzlatuje wszędzie), na to jest zbyt przejrzysty, zbyt suchy i bez ornamentów, prawie ubogi. Dlatego nie jest to także głos jakiegoś sztukmistrza, nie ma tu niczego z czarujących, światłocienistych, barokowych błyskotek Areopagity, niczego z magicznej geometrii słów Nazjanczyka. Tu wszystko jest powiedziane bez specjalnego celu, bez przymusu, a zawsze ze zdumiewającą skromnością, z krótkimi wypowiedziami usprawiedliwienia, jakby na „coś zbyt ryzykownego się ośmielił", albo z pewnym uśmiechem powierzał słuchaczowi - „zauważ, czy może" -jakąś korektę. Ani śladu augustynowego patosu, który bez pytania wywarza drzwi serc i przywykły jest, jak lekarz, oglądać je bez osłonek i stawiać

 

WSTĘP              9

przed Bogiem. Ale nie mniej daleko pozostaje tu mądra i w najlepszym znaczeniu ludzka równowaga arcypasterza Bazylego, który miał wrodzony talent kierowania innymi i umiar wobec innej natury. Głos Aleksandryjczyka podobny jest raczej do tych palących i bezdeszczo-wych wichrów pustyni, które wiały w tamtych czasach ponad deltą Nilu z całkiem nieromantyczną namiętnością: czyste, płomienne tchnienie. Dwa imiona nasuwają się tu do porównania: Heraklit i Nietzsche. I tu bowiem dzieło na zewnątrz jest popiołem i sprzecznością, a wartość ma tylko przez duszę ognia, który wymusza jedność z niespójnej materii i w jakimś niezwyczajnym użyciu materiału parnego pozostawia za sobą, w poprzek ziemi szlak żaru. Tylko namiętność dla jednego i drugiego znaczy coś w dionizyjskiej tajemnicy świata; tu jednak sięga i liże płomieniem w górę, ku tajemnicy ponadświatowego Logosu-SŁOWA, tajemnicy, która wypełnia okrąg ziemi tylko dlatego, aby go samego w swym ogniu ochrzcić, zanurzyć i zamienić w ducha. Aż do swej zewnętrznej formy myślenie orygenesowe jest współdokonaniem swego jedynego przedmiotu: Boga, głosu, mowy, słowa i niczym innym, ale głosu, który jak ognisty miecz uderza w serca; mowy, która z nadziemską delikatnością, szeptem, wprowadza w świat tajemnicy miłości wokół tajemnicy miłości, Słowa, które już jest rozbłyskiem i odblaskiem ukrytej piękności Ojca. W anonimowość tego Słowa zostaje wciągnięty także głos Orygenesa i w tej postaci pozostawił swoją wszechobecność w chrześcijańskiej myśli, o czym już mówiliśmy.

  Orygenes został jednak po długim i rozpaczliwym zwalczaniu przez chrześcijańską teologię odrzucony i potępiony. A wyrok ten, nawet gdy tylko -jak powiedzieliśmy - uderzył w wyschnięty już szkielet jego myśli, to jednak Orygenes pozostał w ten sposób napiętnowany. Trzyma się na szkielecie kości, ale załamuje się nie mając siły, jeśli tylko jedną kość się usunie. W żadnym wielkim systemie nie da się zresztą rozdzielić formy i treści, także wtedy gdy nie całkowicie odpowiadają sobie, jak na przykład u Hegla. Jest oczywiście zawsze możliwe, że niektóre zdania myślicieli są prawdziwsze od innych, a więc jedne można sobie przyswoić a inne odrzucić. Ale w miarę jak wybór taki można uczynić bogatszym tak coraz mniej poszczególne części mogą znieść jakieś ubytki; im bardziej zestaw pierwotny był tylko „materialnym" tym mniejszą posiada w sobie narzuca-

 

10              WSTĘP

jącą się i konieczną jedność, swój styl. Można z trudem być heglistą w logice nie będąc nim w filozofii historii czy filozofii społecznej. Nie można przyjmować krytyki czystego rozumu odrzucając krytykę praktycznego rozumu. Tak, nie można jednocześnie uznać pierwszych taktów DC Symfonii i opuścić ostatnie. Prawda bowiem wszystkich wielkich dzieł opiera się raczej na tym, co w nich jest, niż na tym, jak to istnieje. Duch całości nadaje całości sens i jedność. W prawdzie tej niepodzielnej idei biorą udział wszystkie poszczególne części. Ta uwaga stawia nas w środku nad wyraz problematycznej sprawy naszego przedsięwzięcia. Niektórzy przed nami usiłowali w sposób mechaniczny „schrystianizować" Orygene-sa w jego wypowiedziach. Wyklucza się więc preegzystencję i powrót wszystkiego, łagodzi się tu i ówdzie jeszcze inne ekstrawaganckie poglądy i otrzymuje się jak na dłoni sztywny i pozbawiony wyrazu twór, wypełniony dzielnym brakiem szkodliwości, ale w którym jednak nikt już nie odczuje tchnienia genialności. Inną drogą jest pełne wydanie dzieł Mistrza,

0              co stara się w sposób modelowy Komisja Ojców Kościoła Pruskiej

Akademii. To oczywiste, że ta ogromna praca zasługuje na podziw

1              wdzięczność, gdyż w ten sposób uczony otrzymuje do ręki niezawodne

i pewne narzędzie pracy. Ale jest to tylko narzędzie. Z jego pomocą udaje

się filozofowi i teologowi ocenić i porównać postać, która jak statua

zaklęta jest w skale, a którą trzeba dopiero z niej odkuć. Nawet wtedy, gdy

wzorcowe tłumaczenie niemieckie Koetschau'a w Bibliothek der Kirchen-

vater wydawnictwa Kósel (por. polskie tłumaczenia St. Kalinkowskiego

w serii „Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy" wyd. Akademii Teologii

Katolickiej w Warszawie - dop. tłumacza) na nowo udostępniło nam

wielki traktat Przeciw Celsusowi, pismo O modlitwie oraz Zachętę do

męczeństwa, znaczenie tego jest tylko podobne - to narzędzie. Są to

tylko sposobności dla dzisiejszych myślicieli, zaproszenia - nie widać

zresztą, aby ktoś z nich skorzystał. Zresztą, pismo „Przeciw Celsusowi",

pełne dłużyzn, a częściowo także przesady, dzisiaj może uczyć tylko na

niewielu czytelników, a pozostałe dwa małe pisma nie prowadzą do serca

myśli Orygenesa. To serce bije tylko dla tego, kto odda się lekturze

komentarzy biblijnych. Nawet nie w młodzieńczym dziele Peri archon

(O zasadach), ale w wyjaśnieniach do Starego i Nowego Testamentu

znajduje się żywy duch tego myślenia. Przedstawić te dzieła w całej

rozciągłości czytelnikowi, byłoby zadaniem beznadziejnym. Są to bo

wiem nie tylko fragmenty z niezliczonych stosów resztek, a inne to tylko

wyobcowane łacińskie tłumaczenia, a są także takie, co powstały spi

sane pod dyktando, często rozbite, bez podziału, pełne powtórzeń, a dla

 

WSTĘP              11

niewtajemniczonego w zupełnie nieodpowiednich miejscach. Tak więc postanowiliśmy dokonać odpowiedniego wyboru ze wszystkich dzieł, jeszcze dzisiaj tak ważnych, aby z tego zestawu, jakby punktów węzłowych, jak w postaci mozaiki oddać prawdziwe oblicze Orygenesa. W zasadzie bowiem to, co dzisiaj ważne, było i wówczas ważne i żywe tak, że jeśli tylko ten wybór się udał, to nie należy się obawiać jakiegoś istotnego zafałszowania.

  Jednak w miarę jak tu poszukuje się wewnętrznej „duchowej więzi" w myśleniu Orygenesa, zakładamy sobie, iż nasze zainteresowanie mieści się poza czysto historycznym (ukazanym choćby w wydawnictwie Kósel czy ATK) i że budujemy w wymiarze humanistycznym posąg, za którego aktualność mamy odpowiadać. Ale już zauważyliśmy wyżej, że byłoby rzeczą beznadziejną oddzielać w sposób czysto materialny to, co „hetero-doksyjne" od tego, co „ortodoksyjne". Bo to nieuniknione, że w naszym posągu pojawia się jedno i drugie. Zbędne jest więc także zauważyć, że w żaden sposób nie identyfikujemy się ze wszystkim, co musi być podane w tym wyborze, aby ukształtować prawdziwy, wewnętrzny obraz Mistrza.

0              co nam najpierw jedynie chodzi, to wierność samego posągu. I kolos

Daniela składał się z różnych metali: stał na glinianych nogach, co nie

przeszkadzało mu być kolosem. Dopiero wtedy, gdy owa obiektywna wła

ściwość tak zarysowanego posągu zostaje zachowana, możemy zwrócić

uwagę na nasz drugi cel.

  Wobec takiej postaci pojawia się nieodparcie pytanie: jeśli prawdą jest, że Orygenes jest stale obecny w chrześcijańskiej teologii i jeśli prawdą jest z drugiej strony, że forma i treść pozostają u niego w ścisłym związku, to jakie wnioski należy wyciągnąć z tego faktu dla chrześcijańskiej teologii? Jeśli Orygenes przez stulecia, jak szeroki nurt płynął poprzez koryto rzeki chrześcijańskiego myślenia - tak potężny, że uległ mu całkowicie jego najzawziętszy przeciwnik, Metody - to, co oznacza stawiać zaporę, aby jego heterodoksję nie wpuścić, aby wtargnęła do Świętości? Nic, lub prawie nic, pada znana odpowiedź Harnacka. Orygenes dla niego oznacza zdecydowanie import świeckiego, greckiego myślenia do ducha Ewangelii. Od tego Kościół Katolicki już się nigdy nie uwolnił. Peri archon miało być pierwszą teologiczną summą, pierwszą próbą myślowego opanowania

1              zrekonstruowania objawienia za pomocą środków ludzkiej logiki. Od

pokusy takiej subtelnej gnozy miała się już teologia nigdy więcej nie

uwolnić. Byłoby rzeczą powierzchowną odrzucić Harnacka wskazując

na teologię przedorygenesową. Miał on zbyt delikatne wyczucie, aby nie

 

12

 

WSTĘP

 

dostrzec właściwie, że w tym miejscu wkraczają do chrześcijaństwa elementy, które jako takie nie pochodzą z Ewangelii. Dysputę z Harnackiem należy przeprowadzić w odniesieniu do innych punktów; przy jego, tak się nam zdaje nieusprawiedliwionemu zaprzeczeniu jakiejkolwiek ludzkiej możliwości rozwoju i rozprzestrzenianiu ewangelicznego objawienia w teologii oraz owego nadprzyrodzonego kierowania Kościołem w zakresie teoretycznego formułowania swego dziedzictwa wiary. Har-nackowi jako protestantowi brakuje pojęcia SŁOWA, które w Kościele jako w swoim ciele dalej żyje i ożywia. Dlatego temu co właściwie wyczuwa nadał fałszywą wymowę. A więc nie fakt, że Orygenes zakotwiczył w Kościół hellenistycznego ducha stanowi przyczynę pewnej refleksji, ale przede wszystkim konkretny sposób, w jaki to przywłaszczenie się dokonuje.

  Można, aby widzieć to jaśniej, podzielić całość dorobku myślowego Orygenesa (na razie całkowicie w oderwaniu od jego związku z chrześcijaństwem) na trzy grupy myśli, które określają nie tyle materialny podział jego myślowych treści, co raczej stanowią podział na trzech różnych poziomach głębokości.

  Do pierwszej grupy myśli można zaliczyć owe „heterodoksyjne" poglądy, które w sposób oczywisty pozostają pod wpływem platońskich mitów, nigdy nie zadomowiły się w Kościele i w końcu wyraźnie i energicznie zostały przez niego odrzucone. Do tego należy naturalnie także to, co przypomina u Orygenesa o podporządkowaniu trzech boskich osób, co było znane w okresie przednicejskim, a w sposób oczywisty zostało przezwyciężone przez spory ariańskie. Nikt nie czynił z tego zarzutu Orygenesowi, gdy występował jaśniej niż Justyn czy Tertulian za uznaniem równości Ojca i Syna. Tu jednak trzeba by dokonać zdecydowanego podziału ról, które boskie osoby przyjmują w historii zbawienia, a zwłaszcza nadmierny i niemal wyłączny udział Syna w stworzeniu. Właściwa postać mistyki Logosu u Orygenesa była możliwa tylko w tym jeszcze nie całkowicie rozwiniętym stadium nauki o Trójcy Świętej. Wyobrażenie, że dusza w sposób bezpośredni jest tylko obrazem i podobieństwem Logosu i tylko dlatego, że sam Logos jest obrazem i podobieństwem Ojca, a więc tylko pośrednio jest obrazem Ojca, ten pogląd zostaje w sposób naturalny przezwyciężony przez naukę trynitarną pierwszego soboru powszechnego. Cała tendencja trynitarnego podporządkowania (Syn podporządkowany Ojcu, Duch Święty Synowi) jest wyraźnie grecko-gnostyckiego pochodzenia i łączy się z próbą zbudowania pomostu nad przepaścią dzielącą Boga i świat, przez „emanacje", „sfery", stopnie i szczeble, po których dusza

 

WSTĘP              13

spragniona zbawienia usiłuje wstępować do nieba. Do tej grupy należy w konsekwencji także i ta myśl, że Logos wcielał się na tych wszystkich stopniach i szczeblach, że jak dla ludzi stał się człowiekiem, tak dla aniołów aniołem, na skutek czego i dusza, która po tych szczeblach wstępuje do Ojca stała się żywą drabiną do nieba, kosmiczną „prawdziwą" drogą. Co więcej, przechodzenie samej duszy przez przeróżne niebiańskie stopnie, a zatem i zasadnicza wspólnota jaźni człowieka i anioła (obydwa byty są jako stworzenia cielesno-duchowe) należy jeszcze do tego świata wyobrażeń w istocie helleńskiego. Lecz samo wstępowanie jest tylko częścią przeciwległą owego pierwszego mitycznego, grzesznego upadku, z którego wywodzi się wprawdzie nie tyle (numeryczna) indywidualizacja dusz, a raczej ich jakościowa różnorodność. Właśnie to ich odwróceniu się od pierwotnego światła dał im Bóg w okresie świata, który wskutek tego zaistniał, ciało albo gęste, ciężkie albo też ciało duchowe. I tak zamyka się krąg między preegzystencją, subordynacją, ogólną inkarnacją, wstępowaniem i stawaniem się aniołem.

  Drugą grupę w całości przekazu Orygenesa trudniej jest określić; dotyczy jakby formalnego wpływu właśnie co przedstawionych poglądów na całość systemu myślowego; jest to raczej rodzaj postawy bardziej niż rodzaj treści i może być od materialnej zawartości nauki niemal całkowicie odłączone. Takiej formalnej postawie w przyjęciu w Kościele postawiono jeszcze mniejszą zaporę, tym bardziej, że cały schyłkowy antyk oddychał w niej jako w swej ogólnej atmosferze. Nie wystarczało już nałożyć odpowiedni filtr, o którym mówiliśmy, aby ten pokład poglądów Orygenesa oddalić, bo właśnie ta postawa była w chrześcijańskiej teologii niewidzialnie wszechobecna. Temu zjawisku nadano różne nazwy. Mówiono o platonizmie Ojców. Oczywiście, na ile schemat upadku i powrotnego wstępowania pojawił się u Platona, podobnie jak i powszechne rozdzielania idei od zjawisk. Tu przechodzą faktycznie niektóre platońskie elementy do patrys-tyki. Ale zapomina się przy tym, że w III i IV wieku wielkie szkoły zostały wymieszane w sposób nie do rozplatania. Już u Filona jest tyle samo ze stoicyzmu co z platonizmu. Gdy się przyjrzeć bliżej Grzegorzowi z Nyssy, którego nacechowano jako platonika, to odkrywa się u niego o wiele więcej elementów arystotelesowskich i stoickich niż platońskich. Podobnie dzieje się z Bazylim. Ale Klemens i Orygenes stanowią wspólne łożysko dla całej filozoficznej kultury ich czasów. Tak więc „platonizm" nie określa w sposób trafny istoty rzeczy.

  Mówiło się także później o ucieczce od świata u Ojców i mieli się w tej kwestii zarazić od gnostyckiej pogardy dla ciała i małżeństwa, od enkratyz-

 

14              WSTĘP

mu i wszelkiego rodzaju ojców pustyni. Ale i to określenie nie dotyczy tego, o czym w istocie rzeczy myślimy. Ireneusz przeciw gnozie jest wielkim obrońcą ziemi. Sam Orygenes nie myślał aby zaprzeczyć zmartwychwstaniu i bronił z naciskiem godności ciała przeciw Celsusowi wskazując o wiele bardziej niż późniejsi Ojcowie na pozytywne znaczenie zmysłowych doznań. Jego ideał wiedzy jest całkowicie światowy i to nienasycone pragnienie zobaczenia wszystkich rzeczy w ich postawach i istocie; ogląd Logosu jest oglądem osobowego bogactwa jednej idei świata; ogląd Ojca jest tylko skrajnym przykładem tej kosmicznej mądrości (która obejmuje rzeczy niebieskie i ziemskie). Ucieczka od świata nie jest pojęciem, które odpowiada ogólnemu stanowisku orygenizmu. Charakteryzuje to stanowisko lepiej raczej ów kierunek formalnego ruchu, który da się wyprowadzić z poglądów pierwszej grupy: Droga do Boga jako (zwrot) ku wstępowaniu. Mówiono w tym sensie dosłownie o theologia gloriae Greków w ogóle a Orygenesa w szczególności. Wszystko zostało tu uporządkowane w stopniach prowadzących w górę, wszystko ukierunkowane na ascensiones in corde, wszystko zwrócone od osłaniającego poniżenia ku promieniejącemu światłu Taboru, ku coraz bardziej przeźroczystym szatom, ku świetlistemu obłokowi, z którego dobywa się objawiający glos. Krzyż, grób, smutek i ból nie zostają usunięte, są nadal obecne, ale już tylko na wzór owych rozwiewających się obłoków, właśnie podniesionych zasłon i w których się już nie przebywa. Z pewnością Orygenes wie, że całe życie chrześcijanina musi być naznaczone prześladowaniem, napisał przecież płomienną zachętę do męczeństwa, sam go także w cierpieniu własnym doznał. Z pewnością to on wymyślił piękną teorię o aporia, według której wgląd w słowo Logosu dopiero w tym momencie zostaje podarowany, gdy duch zdaje się gubić w położeniu bez wyjścia i w bezradności; zapewne pojmuje on dopiero wtedy, że w miarę wstępowania w górę wzrasta nawałnica wrogich mocy i wewnętrzne obumieranie - ale to wszystko jest dla niego tylko walką bohaterską i stanowi heroiczną sposobność dla coraz większej próby; to przygoda kosmicznej drogi, jaką mógł przeżyć w podobny sposób wyznawca Mitry na swojej drodze wędrówki przez sfery. Jest to także w głębokim zamyśle i współzbawianie świata razem z Chrystusem. Jednak kto jest „mocniejszy" i „zaawansowany" ma prawo walczyć o słabszego z członków mistycznego ciała. Jest także stale tym Mądrzejszym (niekoniecznie w znaczeniu zewnętrznego wykształcenia, ale jako bardziej obdarzony darem mądrości), który pośredniczy w przekazywaniu otrzymanego bezpośrednio od Chrystusa światła „niżej stojącym". Często miesza się ten schemat wstępowania z pelagianizmem oraz z pobożnością samo-

 

WSTĘP              15

czynnie skutecznych uczynków. Uważamy, że niesłusznie, gdyż według Orygenesa (a później także według Augustyna) każdy krok w górę oznacza być przez kogoś z zewnątrz podniesionym i pociągniętym. Dlatego u Orygenesa łączą się w tak naiwny i oczywisty sposób świadomość stanu kogoś „zaawansowanego" z całkowicie nieobłudną pokorą i świadomością skruchy za grzechy. Wszystkim więc czym jest, jest on jedynie z łaski Chrystusa. I tylko dlatego prowadzimy tu dowód, że on jako w ogóle „coś" istnieje.

  Chodzi tu jeszcze nie o krytykę, ale tylko o opis. I tylko o stwierdzenie, że tenże Orygenes jest tym, który jednocześnie bez jakichkolwiek zahamowań wszedł na szerokie porządki kościelnego myślenia. Nie tylko następni aleksandryjczycy, nie tylko Pamfilos, Grzegorz Cudotwórca, Didym, Euzebiusz i Kapadocyjczycy, Hieronim, Hilary, Ambroży a poprzez nich wszystkich także Augustyn przyjmują ów schemat ascensiones in corde, ale także ci wielcy przekazują go mniejszym myślicielom, kaznodziejom i ludowi. Jak często i nie od dzisiaj czyta kapłan lub mnich w swoim brewiarzu słowa Ambrożego: „Zważ dokładnie na to, jak Chrystus wstępuje z apostołami, jak zstępuje do tłumu. Bo jak inaczej mógłby tłum dostrzec Chrystusa, gdyby się nie uniżył? Nie towarzyszy mu w drodze na górę, nie podąża za nim do rzeczy najwyższych. Gdy jednak zstępuje tam, znajduje słabych, gdyż słabi nie mogą znajdować się na Górze". Jeśli nawet te słowa nie zostały skopiowane wprost za mistrzem, co wydaje się prawdopodobne, to jednak odzwierciedlają jego najbardziej autentycznego ducha. Harnack zrekonstruował z Komentarzy do Pawła Hieronima zaginiony komentarz Orygenesa. W berlińskim wydaniu Orygenesowego Komentarza do Mateusza dodano teksty Hieronima często cytowane dosłownie. Ale także dla Augustyna (pomijając już milczeniem mistykę wstępowania do nieba u Grzegorza z Nyssy) baza Orygenesowa jest jasna: życie Pana jako transitorium Domini. A więc jest ono dla wstępującego chrześcijanina jako (całkowicie nieodzowny) „najniższy" stopień, a zatem i wiara jest tu (również całkowicie nieodzowna!) punktem wyjścia rozumienia całkowicie w tym sensie, w jakim Orygenes nazywał gnozę „doskonałą wiarą", a wiarę samą początkiem rozumienia. Z tym samym w końcu łączy się i tendencja (oczywiście nie wypowiedziana jasno) pozostawienia gnostyka jako tego, który już wyrósł z zakresu wiary jako wiary ze słuchania. W tych rzeczach zawiera się prawie nie do uniknięcia orygenizm Ojców.

  Istnieje wszakże jeszcze jedna, trzecia warstwa, najgłębsza u Orygenesa. I ta podobnie jak pierwsze nie została przejęta przez tradycję. I to nie dlatego, że podobnie jak tamta okazywała się z nią nie do pogodzenia, ale

 

16              WSTĘP

dlatego, że była niedostępna dla właściwego przekazu, jako coś, co nierozerwalnie związane jest z jego osobą, jako jego tajemnica, coś nie do naśladowania wielkiego ducha. Pewien „schemat", formalne nawyki myślowe dają się odtworzyć we wszystkich epokach w postaci szkoły; namiętność, tchnienie geniuszu w sposób konieczny wymykają się z form tego rodzaju. Tu uderzająco podpada, jak szybko najżywotniejszy rdzeń w myśleniu samego mistrza został przeoczony przez najbardziej mu oddanych naśladowców, natomiast myśli, które właściwie dotykają tego, co najgłębsze, dopiero wtedy zachowują swój pełny blask, gdy postrzegane są i tłumaczone z punktu widzenia owego centrum. Nie mają go gdy zostały przeniesione jako wolne „budujące" myśli w inne duchowe środowisko. Takie wyobrażenia kręcą się jeszcze przez drugi czas w powietrzu, zanim nie zginą z braku gleby i klimatu, albo też rozkwitają na krótko u późnych, oddalonych naśladowców, jak Eriugena. Nośnym podłożem i punktem centralnym tego najgłębszego kręgu myśli jest zarówno namiętna jak i czuła miłość do SŁOWA. Z tej miłości zamieniają się dla Orygenesa niektóre rzeczy z życia codziennego w nieskończoną, pełną tajemnic, mistyczną rzeczywistość; rzeczywistość dostępną prawie tylko jemu samemu. W tym wnętrzu żarliwej miłości dokonuje się cud, znaczenie drugiego stopnia jest odsunięte i odwrócone; z największej bliskości, w której dla zamąconej jedności z Bogiem--Słowem jako medium nie może służyć żadna filozofia, z tej bliskości przebijają się nagle jak błyskawice poglądy, które należą do najbardziej nieutracalnych, a przecież także najbardziej zapomnianych w historii chrześcijańskiej myśli.

  Takim jest najpierw pogląd zajmujący rozległą warstwę w jego myśli, spojrzenie na istotę Pisma Świętego jak na wielki sakrament rzeczywistej obecności boskiego Słowa w świecie. Tylko ten, kto rozumie, co ta obecność dla Orygenesa oznaczała, będzie miał także dostęp do tego, co dzisiaj tak nieporównanie płytko i powierzchownie odrzuca się jako „alegoryzowanie". Czyż Orygenes nie był największym filologiem chrześcijańskiej starożytności, któremu zawdzięczamy Heksaplę, żeby nie wiedział jak docenić miarę i wagę znaczenia dosłownego? W jego pismach roi się od wartościowych wskazówek gramatycznych, prób uzgodnienia i wyjaśnień dotyczących dosłownego sensu tekstu. Ale nawet jeśli to wszystko było dla niego środkiem, jeśli dotykał tego jak ciała szukając stale bijącego serca boskiego SŁOWA, które wcieliło się w to „ciało uniżenia" złożonego z liter i zwojów pisma, to należy w końcu w tym uznać, że chodzi tu o coś więcej niż wymuszoną, dzisiaj już dawno przebrzmiałą grę. W tej sprawie

 

WSTĘP              17

późniejsi Ojcowie widzieli coś głębszego. Ale już u nich sączyła się owa „alegoryczna metoda" nie zawsze już z najgłębszego źródła, stała się już raczej techniką i rutyną. Najwyższe owoce metoda ta może tam tylko wydać, gdzie Biblię pojmuje się w bezpośrednim związku z Wcieleniem i gdzie stosuje się te same prawa rozumienia dla obydwu rzeczywistości. Nie mówimy tego, aby bronić alegorii Orygenesa w szczegółach. Mogło się u niego przytrafić jakieś podstawowe nieporozumienie w stosowaniu tej metody. Do tego należy jeszcze wrócić. Ale nieporozumienie w zastosowaniu należy już do wtórnego zakresu i nie narusza wewnętrznej prawdziwej intuicji.

  Obok mistyki Pisma Świętego pojawiła się druga nauka, nie mniej wolna od niezrozumienia wszystkich dzisiejszych, co więcej przez dawnych uczniów, nauka przekazana tylko zewnętrznie, nauka, którą nie przeżyli wewnętrznie i nie pojęli, a która dlatego wkrótce zwiędła: prawda o duchowej komunii Słowa. Odpryski tej nauki ujął niedawno Ferdynand Ebner w dziele Wort und Liebe. U Orygenesa opiera się całość nauki na głębi wiedzy wokół absolutnego bytu, którym jest SŁOWO, a które jest jednocześnie substancjalnym pokarmem stworzonego i żyjącego w niedostatku ducha. Nauka ta oddzielona od swego nośnego podłoża staje się natychmiast duchowym i budującym porównaniem. Więcej znaczy już u Bazylego, ale już nic więcej u Augustyna. Hieronim i Ambroży mają tę zasługę, że teksty Orygenesa przejęli w całej niestępionej ostrości i tak przekazali je Średniowieczu, w którym tu i ówdzie u czytających głębiej (choćby w traktacie o eucharystii niejakiego Wilhelma z Saint Thierry) świętują skryte zmartwychwstanie.

  Ostatnią myślą z kręgu mistyki SŁOWA, ale też myślą najgłębszą jest nauka o męce SŁOWA. Pogląd ten sprowadza się do myśli, że uderzenie włóczni na Golgocie jest tylko sakramentalnym porównaniem innej duchowej włóczni, która uderzyła w SŁOWO i spowodowała wypływ z niego. Jest to pogląd, że wylanie się SŁOWA Bożego dokonało się dzięki tej włóczni. W ten zakątek orygenizmu nie wczołgał się żaden jego uczeń. Dlatego też później tego rodzaju błyskawicowe spojrzenia w tajemnicę kenozy, samowyniszczenia się Boga są rzadkie. I u Orygenesa pojawiają się tylko na krótko i tylko w poprzek linii i kierunku strumienia jego myśli: że wyniszczenie jest mądrością, że zstąpienie jest mądrością, że to, co daremne jest mądrością, słabość i niemoc jest mądrością - ale wyniszczona i ukrzyżowana Mądrość - to musiało zaświtać u tego największego miłośnika Mądrości tylko w rzadkich momentach. Ale czyż nie musiały być przygotowane owe descensiones in corde, aby móc podążać w kierunku Mądrości

 

18

 

WSTĘP

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin