Rozdział 1
O godzinie pierwszej w nocy siedziba Ministerstwa Magii była prawie całkowicie pusta. Po zwycięstwie nad Czarnym Panem nastały czasy spokoju i porządku. Nie wymagano już pracy ponad siły i stałych dyżurów w Ministerstwie. Prawie, ponieważ wciąż pracowała w niej cała armia skrzatów domowych i jeden czarodziej.
W niedużym gabinecie słabo oświetlonym lampką stojącą na biurku,słychać było tylko skrzypienie pióra na pergaminie i gniewne pomrukiwanie.Pochylony nad stołem młody mężczyzna ubrany w długą czarną szatę, co chwilę potrząsał jasnymi włosami i przekreślał napisane zdania. Światło lampki połyskiwało na platynowych kosmykach opadających lekko na oczy i na stertach pergaminów, poupychanych na półkach i porozrzucanych wokół stołu.
Draco wstał od zagraconego blatu i przeciągnął się… Wezwał różdżką jednego ze skrzatów i rozkazał mu przygotować kolejną kawę. Przetarł podkrążone z niewyspania oczy. Nienawidził swojej pracy! Już tyle razy prosił o przeniesienie do innego wydziału, ale widocznie wciąż mu nie ufali, bo na żadną z jego próśb nie było reakcji. Siedział tylko nad różnymi sprawozdaniami i dokumentacjami, harując jak wół i niszcząc sobie zdrowie. Miał dwadzieścia pięć lat i czuł, że nic nie osiągnął. Od ukończenia szkoły i tego, co stało się na ostatnim roku… Pozwolono mu pracować w Ministerstwie, ale wciąż był przenoszony z Departamentu do Departamentu i za każdym razem dostawał nudne, nic nieznaczące zadania. To już prawie osiem lat!
Zachmurzył się i przygryzł paznokieć. Zawsze wracał do ponurych rozważań, kiedy musiał do późna pracować. Oczywiście nikt mu nie płacił za nadgodziny. Jego rozmyślania przerwał nieduży, ciemnofioletowy papierowy samolocik, z pieczątką Ministerstwa na brzegu skrzydełka, który chwiejnie wleciał do jego maleńkiego pokoiku i wylądował delikatnie na biurku. Informacje do niego zawsze się gdzieś gubiły i przybywały z kilkugodzinnym opóźnieniem. Zastanawiał się nawet czy ktoś nie robi tego specjalnie, ale niczego nie udało mu się udowodnić. Z zaciekawieniem sięgnął po liścik.
„Szanowny Panie Malfoy!
Zostaje Pan tymczasowo zwolniony ze wszystkich dotychczasowych zajęć ze względu na przydzielenie Panu nowego zadania. Będzie Pan opiekunem i przewodnikiem Specjalnego Gościa Ministerstwa i przez najbliższe tygodnie, będzie Pan dbał o wszystkie jego potrzeby. Jest to zadanie niezwykłej wagi, liczymy na Pańską odpowiedzialność i dbałość o najmniejsze szczegóły. Nasz Gość przyjedzie dokładnie za tydzień, w pierwszy dzień wakacji. Dokładne informacje, a także pierwsze polecenia otrzyma Pan jutro z samego rana, proszę wszystko odpowiednio przygotować.
Z poważaniem,
Werona Klanstat”
Przez chwilę stał bez ruchu. Patrzył z niedowierzaniem na kartkę, a ręce zaczęły mu delikatnie drżeć. Po tak długim czasie, wreszcie postanowili mu zaufać! Szeroki uśmiech rozjaśnił jego zmęczoną twarz. Na pewno nie zmarnuje swojej szansy! Usiadł szybko przy biurku i z niebywałym zapałem zabrał się do swoich papierów. Do jutra musi załatwić wszystko co robił, żeby od razu zająć się swoim ZADANIEM.
_-*-_
Następnego dnia już od świtu czekał na sowę, która przyleciała dopiero o siódmej trzydzieści. Z niecierpliwością rozerwał niedużą paczkę, zawierającą sakiewkę złotych monet, pęk kluczy i gruby plik instrukcji. Odłożył wszystkie rzeczy na bok, usiadł z kubkiem gorącej kawy i zaczął dokładnie czytać polecenia.Każde następne wprawiało go w coraz większe zdumienie.
Dowiedział się, że gościem Ministerstwa będzie znany na całym świecie łowca zwany Złamanym Kłem. Ilość rzeczy, które należało przygotować przed jego przyjazdem zajmowała kilka kartek papieru. Draco musiał wysprzątać dom łowcy i na czas jego pobytu zamieszkać w nim, aby cały czas być do dyspozycji gościa. Miał też całą listę spotkań, wywiadów, konferencji i wizyt, które powinien jak najszybciej umówić i dokładnie zaplanować, uważając jednak, aby terminarz łowcy nie był zbyt napięty. Kolejne strony zawierały dokładne informacje na temat życzeń i upodobań gościa, które musiał znać na pamięć i pilnować ich przestrzegania.
Westchnął i poczochrał dłonią włosy. Nie spodziewał się, że będzie tego aż tak dużo. Powinien się za to zabrać od razu, żeby ze wszystkim zdążyć na czas. Postanowił na początek obejrzeć dom i sprawdzić, jak dużo trzeba będzie w nim zrobić. Wtedy będzie mógł zdecydować, co dalej. Westchnął ponownie i sięgnął po klucze czytając dokładnie adres: Londyn, Grimmauld Place 12.
Draco nigdy nie przypuszczał, że sprzątanie domu może być takim strasznym zadaniem…
Jadąc obejrzeć miejsce, w którym spędzi najbliższe tygodnie, nie zastanawiał się nad jego wyglądem, założył, że będzie to zwykłe mieszkanie. Na miejscu okazało się, że łowca jest właścicielem dawnej posiadłości rodziny Blacków, w dodatku takim, który z domu nie korzysta. Kiedy wszedł do środka, kurz unoszący się w pomieszczeniu prawie go udusił. Chwilę później został zaatakowany przez dziwne stworzenie, najwidoczniej strzegące budynku.
Zwierzak przypominał olbrzymiego rudego kota, o intensywnym bursztynowym spojrzeniu, długich kłach i pięciu puszystych, smagających powietrze ogonach. W czasie, kiedy „kot” szykował się do ataku, Draco panicznie zaczął tłumaczyć, kim jest, błagając w myślach, aby stworzenie go zrozumiało. Zwierzę powoli się uspokoiło i podeszło, obwąchując trzymane przez niego klucze; najwidoczniej uspokojone, usiadło na środku przedpokoju, owijając łapy ogonami. Jeszcze raz spojrzało na niego krytycznie, po czym rozpłynęło się w powietrzu. Spocony jak mysz, Draco oparł się ciężko o ścianę, zastanawiając się, czy istota, którą przed chwilą ujrzał była prawdziwa, czy to tylko jakieś silne zaklęcie iluzji. Jego wątpliwości bardzo szybko rozwiały niewidoczne pazury wbijające się w jego szatę i kaleczące delikatnie nogę, które zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Jakby strażnik tylko upewniał się, że Draco o nim nie zapomni.
Dopiero teraz mógł się spokojnie rozejrzeć po wysokim holu. Stanął na środku i załamał ręce. Wszystko wokół pokrywała gruba warstwa kurzu, a w powietrzu unosił się zapach pleśni i stęchlizny. Ściany pokrywały stare, zniszczone i wyblakłe tapety, z plamami intensywniejszego koloru tam, gdzie ktoś najwidoczniej poodrywał obrazy ze ścian. Nieliczne, stylowe, drewniane meble były lepkie od brudu, tak samo jak schody prowadzące na górę. Większość drzwi została wypaczona lub połamana, a po kątach walały się śmieci i resztki połamanych mebli.
Powoli i niepewnie podszedł do przedzielonych w połowie drzwi, które, według jego instrukcji, powinny prowadzić do kuchni, bojąc się tego, co może tam zobaczyć. Przeczucie go nie myliło – kuchnia znajdowała się w jeszcze gorszym stanie niż pozostałe pomieszczenia. Wszystko było lepkie od tłuszczu, a na resztkach jedzenia i wypluwkach sów rozwijała się pleśń. Na podłodze leżały szczątki talerzy. Część kociołków była pokrzywiona i podziurawiona, a szafki poprzewracane. W spiżarni znalazł tylko martwe owady i kilka zarośniętych kurzem słoików, w małym schowku zaś, stertę zgniłych szmat i martwego skrzata domowego…
Doprowadzenie domu do porządku zajęło mu sporo czasu. Kilka lat wcześniej, najwidoczniej tuż przed sprzedażą, ktoś zaczął porządkować posiadłość – usunięto z niego większość przedmiotów. Pozostały tylko niektóre meble i dywany. Mimo to, kilka lat zamknięcia nie posłużyło starej siedzibie Blacków. Wszystko pokryło się kurzem i lepkim brudem, a w dodatku powybijane szyby umożliwiły wstęp sowom i wszelkiego rodzaju innym stworzeniom–wszędzie pełno było gniazd ptaków i owadów, odchodów i padliny.
Draco nie chciał...
penmila