JUDITH McNAUGHT - KROLESTWO MARZEN(1).rtf

(2808 KB) Pobierz
JUDITH MCNAUGHT

Judith McNaught

KRÓLESTWO MARZEŃ


Mojemu synowi.

ugą drogę przeszliśmy razem, Clay.

Bezzębnym uśmiechom i pierwszym zabawkom,

meczom Małej Ligi i łzom,

których nie chciał wylewać;

szybkim samochodom, ładnym dziewczynom

i piłce nożnej w collegeu;

współczuciu, urokowi i poczuciu humoru.

Składam także specjalne podziękowania

mojej sekretarce, Karen T. Caton,

za wszystkie rozgorączkowane wieczory,

kiedy do późna ze mną pracował;

za to, że nigdy nie tracił cierpliwości i poczucia humoru

i zawsze umiał za mną nadąż

oraz

doktorowi Benjaminowi Hudsonowi

z wydziału historii uniwersytetu Penn State

za wskazanie odpowiedzi, których nigdzie nie mogłam znaleźć,

a także

doktor Sharon Woodruff

za przyjaźń i zachętę.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Zdrowie księcia Claymorea oraz panny młodej!

W normalnych okolicznościach taki weselny toast wywołby uśmiechy i radosne okrzyki wśd bogato ubranych dam i panów, zebranych w sali biesiadnej zamku Merrick. Puchary z winem powędrowałyby w gó, wznoszono by kolejne toasty ku czci tak uroczystych i znakomitych zaślubin jak te, które miały się odbyć za chwilę tu, na południu Szkocji.

Ale nie dziś. Nie na tym weselu.

Na tej uczcie nikt nie wznosił radosnych okrzyków ani pucharów z winem. Goście siedzieli w napięciu, obserwując pilnie wszystkich zgromadzonych. Tak samo rodzina panny młodej. Krewni pana młodego tae. Podobnie goście, słba, a nawet błąkające się między stołami psy. Nawet pierwszy lord Merrick, którego portret wisiał nad kominkiem, wyglądał na mocno zdenerwowanego.

- Zdrowie księcia Claymorea oraz panny młodej! - wykrzyknął raz jeszcze brat pana odego, a jego głos potoczył się echem jak grom wśd nienaturalnej, należnej raczej grobowcom ciszy, panującej w tej pełnej ludzi sali. - Oby ich wspólne życie było owocne i długie!

Zwykle ten stary toast powoduje łatwą do przewidzenia reakcję: pan młodymiecha się z dumą, przekonany, że udało mu się dokonać czegoś niebywałego. Panna młoda uśmiecha się, ponieważ udało jej się go o tym przekonać. Goście uśmiechają się, ponieważ małżstwo wśd szlachty oznacza połączenie dwóch ważnych rodów i dwóch wielkich fortun, co już samo w sobie stanowi wystarczający powód do ucztowania i nadzwyczajnej wesołci.

Ale nie dziś - czternastego dnia października 1497 roku.

Wygłosiwszy toast, brat pana młodego unió puchar i uśmiechnął się ponuro do księcia. Przyjaciele pana młodego także podnieśli puchary i uśmiechnęli się znacząco do krewnych narzeczonej. Rodzina panny młodej wzniosła puchary i wymieniła zmrożone uśmiechy między sobą. Pan młody, który jako jedyny wydawał się całkowicie odporny na panują wokół powszechną wrogość, wziął do ręki własny kielich i uśmiechnął się spokojnie do wybranki, ale ów uśmiech nie zagościł w jego oczach.

Panna młoda nie miała ochoty uśmiechać się do nikogo. Sprawiała wrażenie rozwścieczonej do ostateczności i zbuntowanej.

Prawdę rzeszy, Jennifer była tak rozgorączkowana, że ledwie zdawała sobie sprawę z czyjejkolwiek obecności. W tej chwili każ cząstką swej istoty wygłaszała rozpaczliwe apele do Stwórcy, który - przez nieuwagę czy brak zainteresowania - pozwolił, by znalazła się w tej paskudnej sytuacji.

Panie - woła w myślach, przełykając z trudem twardą grudę strachu, która narastała jej w gardle - jeśli masz zamiar zrobić coś, żeby temu zapobiec, musisz się pośpieszyć, bo już za pięć minut będzie za późno! Z całą pewnością zauguję na coś lepszego niż wymuszone małżstwo z człowiekiem, który skradł mi dziewictwo! Przecież sama mu się nie oddałam, Ty wiesz! Uprzytomniwszy sobie jednak, że grzesznie strofuje Wszechmocnego, szybko przeszła na błagalny ton. Czyż nie słam Ci zawsze jak należy? - szeptała bezgłnie. Czyż nie byłam Ci zawsze posłuszna?

Nie zawsze, Jennifer - zagrzmiał jej w głowie głos Boga.

No, prawie zawsze - przyznała się z gorączkowym pośpiechem. Codziennie brałam udział we mszy, z wyjątkiem dni, kiedy byłam chora, codziennie odmawiałam też pacierze, rano i wieczorem. No, prawie codziennie - poprawiła się szybko, zanim sumienie znów zdążo zgłosić sprzeciw - poza tymi wieczorami, kiedy zasypiałam, zanim zdążam je skończyć. No i starałam się, naprawdę się starałam być taka, jaką chciały mnie widzieć wszystkie dobre siostry w klasztorze. Sam wiesz, jak bardzo się starałam! Panie - zakończyła z rozpaczą - jeśli pomożesz mi z tego wybrnąć, już nigdy więcej nie bę samowolna ani krnąbrna!

W to raczej nie wierzę, Jennifer - odparłg z powątpiewaniem.

Ależ nie, przysięgam - powtórzyła w myślach gorliwie, próbując się targować. Zrobię wszystko, co zechcesz, pojadę prosto do klasztoru i poświę życie modlitwie, i...

- Umowa małżska została już podpisana i wszystko jest jak należy. Sprowadźcie księdza - zarządził lord Balfour, a ogarniętej paniką dziewczynie zaczął rwać się oddech i wszelkie myśli o potencjalnych ofiarach pierzchły gdzieś z jej głowy.

Boże - błagała niemo - dlaczego mi to robisz? Nie pozwolisz chyba, żeby mnie to spotkało, prawda?

Na sali zapadła głęboka cisza, kiedy wielkie drzwi otwarły się na oścież.

Owszem, Jennifer, pozwolę.

um rozstąpił się, żeby wpuścić kapłana, a Jenny poczuła się tak, jakby jej życie dobiegło kresu. Pan młody stanął u jej boku, więc odsunęła się gwałtownie, bo aż drża z urazy i upokorzenia, że musi znosić jego bliskość. O, gdybyż wiedziała, iż jeden nierozważny czyn może doprowadzić do takiej katastrofy i hańby! Gdybyż nie była tak samowolna i lekkomyślna!

Przymknąwszy powiek...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin