Przegląd najbardziej znanych nawiedzonych miejsc w całej Polsce...
Miejsce- Nowy SączAlchemik z Nowego SączaNocami na rynku w Nowym Sączu spotkać można zjawę człowieka, który w siedemnastym stuleciu uchodził za jednego z najznakomitszych alchemików Europy. To Michał Sędziwój nawiedza miejsca, gdzie spędził swoje lata chłopięce i ponoć pobierał pierwsze nauki.Kroczy w uniwersyteckiej todze z podniesioną głową, jego postać nie rzuca cienia nawet przy pełni księżyca. Widmowe dukaty, które rozrzuca wokół, padajaą bezdzwięcznie i znikają nad ranem.Przepowiednia głosi, że ten kto spotka alchemika, będzie miał szczęście, szczególnie w zdobywaniu wiedzy.Miejsce- GolubBiała Dama z GolubiaOd stuleci zamek w Golubiu ma swojego ducha. jest to zjawa ludziom życzliwa. Na krużgankach i murach pojawia się bowiem Anna Wazówna w białej szacie i książęcym diademie na głowie, doglądając nocami swego starostwa.Za życia spędziła w Golubiu wiele lat. Zamek podarowany Annie przez jej brata, króla Polski Zygmunta III Wazę, z krzyżackiej warowni został przebudowany na wspaniałą renesansową rezydencję. Anna szybko uczyniła golubski zamek miejscem spotkań ludzi uczonych. Założyła w zamku bibliotekę i ogród botaniczny (to tu podobno po raz pierwszy na naszych ziemiach wyhodowano tytoń), a także aptekę, w której sama warzyła ziołowe odwary i ucierała maści.Dla swych poddanych Anna byla dobrą i łaskawą panią, fundowała nawet stypendia dla zdolnych chłopców. Po jej śmierci w 1625 roku zamek podupadł, a pozniej, podczas szwedzkiego potopu, podzielił los wielu polskich kaszteli.Biała Dama z Golubia jest jedynym widmem, które materializuje się raz do roku w obecności licznie zaproszonych gości. Kiedy w Golubiu odbywa się słynny bal kostiumowy, a dzieje się to co rok w ostatnią sobotę karnawału, o północy w drzwiach ukrytych w murze staje Biała Dama i spełnia puchar wina wręczany jej przez aktualnego gospodarza zamku.Miejsce- KórnikBiała Dama z KórnikaW dawnym Pałacu Działyńskich w kórniku w pobliżu Poznania pojawia się nocami widmo dawnej pani tego zamku Teofili Z Działdyńskich Szołdrskiej Potulickiej. Jak wyglądała za życia przypomina portret francuskiego malarza Antoniego Pesne, przedstawiający młodą jeszcze kobietę w białej peruce i takiejż krynolinie pochylającą się w dworskim ukłonie.Nocą tuż przed dwunastą, dama na portrecie ożywa, wychodzi z ram i aż do świtu przechadza się po salach i parku. W rodzinnej tradycji Działdyńskich zachowało się wiele opowieści o pani Teofili, która byla daleką prababką tej rodziny. Żyła w wieku osiemnastym. Była podobno niezwykle jak na owe czasy wykształcona, całymi kuframi sprowadzała księgi z Paryża, miała nawet pracownię, gdzie wykonywała doświadczenia chemiczne. Przeżyła dwóch meżów, z ktorymi nie byla chyba zbyt szczęśliwa.Zdaje się, że pani Teofila, jak wielu arystokratów w owym okresie nie byla zbyt pobożna, zaniesbywała praktyki religijne i wiodła spory z miejscowym proboszczem. W obrębie jej dóbr znajdoway się ruiny dawnego myśliwskiego zameczku rodu Górków, którzy niegdyś władali tymi ziemiami. Podobno w piwnicach budowli ukryli oni skarby, powierzając nad nimi pieczę złym mocom. Moc ich mogła być tylko wtedy pokonana, jeśli na miejsce to uda się ksiądz z procesją. musi jednak uważać, aby nie zapomnieć niczego z przepisanych obrzędów, a probować może tylko trzy razy.Podobno za czasów pani Teofili trzykrotnie wybierał się bniński proboszcz, aby uwolnić skarby od niesamowitych strażników, ale za każdym razem coś przeoczył. Pani Teofila śmiała się z niego i kazała rozebrać ruiny a ceglu użyć na budulec. Skarbów nie znaleziono.Miejsce- Sucha BeskidzkaSroga Pani z SuchejNa krużgankach, korytarzach i dziedzińcu renesansowego zamku w Suchej Beskidzkiej pojawia się widmowa postać damy w czarnym stroju, jaki w osiemnastym stuleciu nosiły owdowiałe matrony wysokiego rodu.Niewidzialna ręka otwiera drzwi w amfiladzie komnat, zimny podmuch daje się odczuć, gdy ma się pojawić. Zamkowa opowieść głosi, że jest to widmo Anny Konstancji z lubomirskich Wielopolskiej secundo voto Małachowskiej, władającej tymi ziemiami w latach 1689 - 1725.Była ona kolejno żoną dwóch magnatów - Jana Kazimierza Wielopolskiego, który wkrotce po ślubie zmarł zapisując jej wielkie dobra zwane "państwem suskim", drugi mąż - Stanisław Małachwoski uczynił Annę Konstancję jeszcze bogatszą, ale i z nim zaledwie trzy lata pozostawała w małżeńskim stanie. Ludzie rowni jej stanem podziwiali energię i rozsądek, z jakim młoda jeszcze wdowa zarządzała majątkiem. Ale poddani - mieszczanie i chłopi drżeli przed Srogą Panią suskiego zamku.Anna Konstancja miała iście żelazną rękę. Ustanowiła kodeks praw dla poddanych, w Wieży Zegarowej na zamku sama sprawowała sądy. Nawet za drobne przewinienia wymierzała karę chłosty i skazywała na wtrącenie do lochu. Nieraz ubrana po męsku wyruszała na czele swych hajduków na wyprawy przeciw bandom zbójnicków kryjących się w karpackiej puszczy. Regułą było, że schwytanych skazywała na śmierć. jedna z takich egzekucji odbyła się w niedalekim Krzeszowie, a Sroga Pani osobiście dozorowała tracenia nieszczęśników.Anna Konstancja dożyła sędziwego wieku. pochowano ją z wielką pompą w krypcie miejscowego kościoła. Poddani i służba odetchnęli, ale jescze nie wypaliły się znicze na grobowej płycie, kiedy na przykościelnym cmentarzu zaczęło pojawiać się jej widmo. Widywano zjawę nawet i wówczas, gdy dobra suskie przeszły na innnych właścicieli - Branickich a pózniej Tarnowskich.Anna Konstancja prześladowała nie tylko pałacowych gości, ale również straż obywatelską istniejącą w Suchej w latach międzywojennych. Zmieniający się co noc wartownicy obchodzący ulice miasteczka, napotykali nieraz, ku swemu przerażeniu w pobliżu kościoła czy obok zamku cień we wdowim welonie.Biała Dama z NiedzicyNa dziedzińcu tak zwanego górnego zamku w Niedzicy i w pobliżu zamkowej kaplicy pojawia się w poszumie gwałtownego wichru kobieca postać w bieli, która wyrasta jak gdyby w nadnaturalnej wielkości zjawę, sięgającą sklepienia. legenda głosi że to duch nieszczęsnej księżniczki z kraju Inków Uminy, która tu w drugiej połowie osiemnastego wieku żyła przez lat kilka jako żona jednego z właścicieli zamku.W połowie osiemnastego wieku potomek węgierskiej rodziny Sebastian Berzevicy wyruszył do Ameryki Połódniowej w poszukiwaniu przygód - i zapewne majątku. Po latach osiadł w Peru i tam ożenił się z indianką ze szlachetnego rodu z krwi dawnych władców państwa Inków. Mieli jedną córkę imieniem Umina, która w wieku piętnastu lat wyszła za młodzieńca z rownie świetnej inkaskiej rodziny, imieniem Tupak Amaru. W roku 1780 w Peru wybuchło powstanie przeciwko Hiszpanom, a na jego czele stanął krewny męża Uminy. Po upadku powstania Hiszpanie mścili się na wszystkich, którzy brali udział lub mu sprzyjali. Sebastian Berzevicy wraz z Uminą i jej mężem uszli do Europy, zabierając ze sobą część legendarnego skarbu Inków, przynależnego z mocy prawa rodzinie Tupak Amaru.Ale i w Europie dosięgła ich zemsta Hiszpanów - męża Uminy zasztyletowano w weneckim zaułku. Na krótko przed jego śmiercią Umina urodziła syna. Stary Berzevicy postanowił wraz z Uminą i wnukiem powrócić do zamku nad Dunajcem.Po roku w niedzickim zamku Uminę zasztyletowano na dziedzińcu przed wejściem do kaplicy. Aby ocalić wnuka, Berzewicy kazał go zaadoptować swym dalekim kuzynom Beneszom, przepisując na nich majątek.Antoni - bo takie imię wymienia się w akcie adopcji - znał tajemnicę swego pochodzenia i skarbu Inków. Na łożu śmierci zaklinał swych synów, aby nie szukali bogact władców Peru, gdyż ciąży na nich przekleństwo. Uminę podobno pochowano pod kaplicą w srebrnej trumnie, a pod całun włożono dokument sporządzony pismem węzełkowym "kipu", może testament Tupak Amaru, a może wskazówkę, jak dotrzeć do skarbu? Niestety, pomimo szczegółowych badań archeologicznych nie znaleziono ani trumny Uminy, ani skarbu.Miejsce- ŁańcutBłękitna Dama z ŁańcutaJest zjawą nie budzącą grozy, a ci, którzy się z nią zetknęli, opowiadają o jej niewątpliwej urodzie i pięknej błękitnej krynolinie. Trudno zresztą się dziwić - wszak za życia byla jedną z najwytworniejszych pań polskiego rokoka, słynną sawantką i miłośniczką sztuki. Aże od wczesnej młodości ubierała się w błękitne krynoliny, już za życia nazwano ją "Błękitną Markizą".Izabela z Czartoryskich Lubomirska, żona marszałka wielkiego koronnego Stanisława Lubomirskiego jest tą, której piękny pałac w Łańcucie zawdzięcza swą świetność. Zakochana bez wzajemności w swoim kuzynie królu Auguście Poniatowskim, pocieszała się snując gorliwie polityczne intrygi, kolekcjonując dzieła sztuki i hołdując francuskiej modzie. W testamencie nakazała, by na ostatnią drogę ubrano ją w jedną z błękitnych toalet.Podobno można zobaczyć ją nieraz jak przechadz się w galerii rzezby, czy w zamyśleniu patrzy na posąg Amora dłuta Canovy, do którego pozował w dzieciństwie jej ukochany wychowanek książę Henryk Lubomirski. Czasem można spotkać zjawę w dawnym buduarze księżnej marszałkowej, jak spoczywa na sofie. Kiedy ktoś nieoczekiwanie wejdzie do pokoju, zjawa znika w jednej chwili.Diabeł z ŁańcutaTak nazywali sąsiedzi Stanisława Stadnickiego staroste zygwulskiego, szlachcica żyjącego w siedemnastym wieku, który swym warcholstwem i nieposłuszeństwem wobec władzy wzbudzał przerażenie i nienawiść swych poddanych, sasiadów i krewnych.Zgromadziwszy oddział takich jak on warchołów i okrutników kpił sobie z wyroków sądowych, najeżdżał dobra sąsiadów,palił, grabił, mordował. Urządzano przeciw niemu istne ekspedycje karne, ale Stadnicki w obronnym łańcuckim zamku potrafił wraz z załogą odeprzeć każde oblężenie.Wreszcie zginął z ręki jednego ze swych kamratów, podobno przekupionego przez rodzinę Zebrzydowskich, którym Stadnicki bardzo dawał się we znaki, pustosząc ich dobra, paląc zbiory i porywając poddanych.Po śmierci Diabeł Łańcucki nawiedza swe dawne włości jako jezdziec w rozwianej opończy na czarnym koniu, galopujący po drodze prowadzącej z pałacu na dworzec, albo w też mniej przerażającej postaci - w stroju siedemnastowiecznego szlachcica - przechadza się po pokojach w najstarszej części pałacu.Miejsce- KrakówCzarna Dama z Pałacu WielopolskichNajczęściej wymieniane w krakowskich opowieściach o duchach, widmo młodej, pieknej kobiety w czarnej szacie, z długimi czarnymi włosami pojawia się i dziś, choć dawny Pałac Wielopolskich od stu lat z góra został zamieniony na urząd miejscki.Z Czarną Damą wiąże się opowieść zapisana przez biskupa krakowskiego Łętowskiego, który miał słyszeć ją na spowiedzi od jakiegoś stuletniego księdza na łożu śmierci.Ksiądz ów jako wikary w pierwszym roku po wyświęceniu uczestniczył w dziwnym i prezrażającym zdarzeniu. Otóż w burzliwą noc jakiś człowiek w płaszczu z kapturem zastukał w okno wikarówki i poprosił go, aby pojechał z nim do umierajego. Ksiądz wraz z kościelnym wsiedli do karety, której okna były szczelnie zasłonięte. Jechali długo skręcając w coraz to inne ulice, a kiedy konie stanęły, zawiązano im oczy. Na miejscu zdjęto przepaski z ich oczu, ksiądz zobaczył, że znajdują się w bogato urządzonej sali. Za stołem pokrytym czarnym suknem siedział starszy mężczyzna w masce, obok niego młoda zapłakana dziewczyna w czarnej sukni. Mężczyzna kazał wyspowiadać przerażoną dziewczynę i przygotować ją na śmierć. Kiedy ksiądz zaprostestował, mężczyzna zagroził mu ścięciem i wskazał na ukryte w murze drzwi, w których stanął kat w czerwonym płaszczu i kapturze.Przerażony duchowny wyspowiadal pannę i udzielił jej komunii, a wtedy kat sciął jej głowę. Ksiądz i duchowny byli bliscy omdlenia, więc podano im ku pokrzepieniu wino. Księdzu jednak tak trzęsły się ręce, że rozlał wino, kościelny zaś wypił swój kieliszek do dna. Znów zawiązano im oczy i odwieziono pod wikarówkę.Kościelny jeszcze tej nocy zmarł w męczarniach, ksiądz ciężko pochorował się,,wino bowiem było zatrute.Po latach, kiedy wezwano go do pałacu Wielopolskich, by oddał ostatnią poslugę, rozpoznał salę, gdzie odbyła się egzekucja. Historię tę, prawie w niezmienionej wersji powtarza też anonimowy druk Panowie Wielopolscy w Krakowie z początku dziewiętnastego wieku, wyjaśniając, że nieszczęsną pannę spotkał tak straszny los, gdyż pałała występną miłoscią do pokojowca.Odtąd na rodzinie Wielopolskich ciążyć miało przekleństwo, zaś w Pałacu pojawiła się Czarna Dama.W latach międzywojennych, kiedy zaczęto kuć mury dawnego pałacu, w jednej z sal na pierwszym piętrze natrafiono na niszę, gdzie znaleziono szkielet młodej kobierty odzianej w resztki sukni z czarnego aksamitu.Miejsce- OgrodzieniecCzarny Pies z OgrodzieńcaMożna go zobaczyć, jeśli wieczorami lub nocą znajdzie się wśród ruin starego gotyckiego zamku w Ogrodzieńcu, wzniesionego ongiś wśród poszarpanych i przedziwne kształty przybierajacych skał wapiennych Jury Krakowsko - Częstowchowskiej.Pies ten znacznie większy od zwykłego, olbrzymiego nawet psa, ciągnie za sobą długi, brzęczący łańcuch, oczy jego płoną, sierść jest smoliście czarna.Stara powieść głosi, że tak po wsze czasy pokutuje kasztelan Stanisław Warszycki. Ten okrutny pan tu właśnie, na zewnętrznym dziedzińcu zamku, urządził grotę zwaną "Męczarnią Warszyckiego", gdzie torturowano opornych poddanych. Równie okrutnie popczynał sobie ze służbą, a nawet z domownikami. Podobno i własną żonę skazał na publiczną chłostę.Widmowy pies strzeże skarbów, które Warszycki przed potopem szwedzkim ukrył w podziemiach zamku. Większość tych bogactw miało by wypłaconych kasztelanowi Męcińskiemu, który ożenił się z jego córką z pierwszego małżeństwa - Barbarą. Jednakże posag nigdy nie dostał się rodzinie Męcińskich. Kiedy po śmierci Warszyckiego rodzina przeszukiwała komnaty, gdzie - jak wydawało się - powinny być skarby, nie odnaleziono ani jednego talara. być może kasztelan obawiając się grabieży zamku przez najezdzców schował swe skarby głęboko w lochach.Większa część piwnic wydrążonych w wapiennych skałach pod zamkiem została zresztą wysadzona jeszcze przed oblężeniem, aby zapobiec atakom Szwedów. Może to właśnie kasztelan w postaci czarnego psa pilnuje ukrytych skarbów?Miejsce- GrodziecCzerwony upiór z GrodzcaDawny piastowski zamek Grodziec na Dolnym Sląsku ma swego przerazającego ducha. Jest nim widmowy rycerz zwany Czerwonym Upiorem, którego spotkać można błądzącego po zamkowych komnatach i wewnętrzym dziedzińcu.Kościotrup w zbroi i w długiej purpurowej opończy straszył już w czasach legnickich piastów, zapiski o tym niesamowitym zjawisku pochodzące z dziewiętnastego wieku zachowały się do dizs. W latach powojennych polscy osadnicy widzieli wyraznie upiora stojącego na szczycie najwyższej baszty zamkowej.Trudno z całą pewnością stwierdzić, który z dawnych właścicieli pokazuje się w zamkowych komnatach, gdyż zanim zamek dostał się legnickim Piastom przez wiele dziesiątków lat był gnizdem rycerzy rozbójników. Niejeden z nich poległ w czasie łupieskiej wyprawy, niejeden z wyroku księcia położył głowę pod topór kata na rynku w pobliskim Lwówku Sląskim czy Legnicy.Z pojawieniem się Czerwonego Upiora wiąże się też piękne średniowieczne podanie o kasztelanie imieniem Jan. Panu temu - bezlitośnie gnębiącego poddanych - ukazał się w czasie uczty Czerwony Upiór, a kasztelan tak bardzo przeraził się, że uwaolnił wszystkich więzniów i poświęcił resztę życia na spełnianie dobrych uczynków, posty i modły. Gdy zmarł, rzezbę przedstawiającą jego głowę wmurowano w ścianę komnaty rycerskiej.Minęły lata i na Grodzcu zasiadł jego wnuk i imiennik, równie okrutny jak w młodości jego dziad. pewnego dnia sprawował sąd nad poddanymi, którzy nie zapłacili mu daniny. Kiedy jakiegoś biedaka skazał na śmierć głodową, z ust kamiennej głowy posypaly się dukaty. Wydarzenie to wstrząsnęło chciwym panem tak bardzo, jak niegdyś pojawienie się Czerwonego Upioera jego dziadem. Uwolnił skazanych i zezwolił swej córce Agnieszce poślubić książęcego drużycznika, a swe dobra przekazał młodej parze.Trzy wczesnorenesansowe rzezby głów: młodej kobiety, rycerza w hełmie i starszego mężczyzny z otwartymi ustami przypominają o tym niezwykłym wydarzeniu.Miejsce- TuczynDama z SokolnikiemW pięknie położonym nad jeziorem zamku w Tuczynie, niegdyś należącym do wielce zasłużonego rodu Wedlów - Tuczyńskich pojawiają się dwa widma: giermka z sokołem na ramieniu i młodej kobiety w bieli.Zamkowa opowieść wiąże owe zjawy z wypadkami, jakie rozegrały się na początku czternastego wieku. W owym czasie jeden z Tuczyńskich ożenił się z piekną panną należącą do świetnego wielkopolskiego rodu. Być może przymuszono ją do małżeństwa, bo między małżonkami rychło zaczęły się niesnaski, a gdy pan zamku na wezwanie króla pociągnął ze swym pocztem do Krakowa, pani nawiązała tajemny romans z młodym sokolnikiem. Kochankowie spotykali się we wschodniej wieży, gdzie pani dla niepoznaki kazała ustawić swe krosna i kołowrotek.Po kilu miesiącach powrcił mąż, urządzono wielkie polowanie na wodne ptactwo z udziałem całego dworu. pani strzelając z kuszy do stada cyranek, trafiła sokolnika. Młodzieniec zmarł jeszcze tego wieczora. Zrozpaczona kasztelanowa zamkneła się w swej komnacie w wieży.Po jakimś czasie znaleziono ją martwą. Służba szeptała że sama sobie zadała śmierć wypijając truciznę. Kiedy już pochowano ją w rodzinnej krypcie, zaczęły dziać się niewytłumaczalne zjawiska: zza zamkniętych drzwi pokoju na wieży dochodził turkot kołowrotka. Straż obchodząca nocą mury widziała w oknie tej komnaty migocące światła, w szpalerach wiryndarza przechadzała się o zmierzchu zmarła pani otulona białą opończą - całunem. Sokolnicy zauważyli, że wieczorami sokół trzepoce niespokojnie skrzydłami i wydaje głos, jakim ongi witał opiekującego się nim młodzieńca. Po latach kasztelan Tuczyński ożenił się po raz drugi i smutne wydarzenie zatarłoby się w ludzkiej pamięci, gdyby nie wciąż ukazujące się zjawy.Miejsce- Pieskowa SkałaFantomy z Pieskowej SkałyZamek w Pieskowej Skale koło Krakowa ma widmowych mieszkańców, którzy tylko nocami odwiedzają jego mury.Błądzi więc po dziedzińcu i korytarzach mężczyzna w długiej czarnej opończy z kapturem, który jakby skrywa ściętą z królewskiego wyroku głowę. W takiej właśnie postaci pojawia się dawny pan na Pieskowej Skale Krzysztof Szafraniec - warchoł i pieniacz występujący przeciw królewskiej władzy. W roku 1580 został ścięty na Rynku Krakowskim z wyroku Stefana Batorego. Ciało jego pochowano w podziemiach kościoła Domiikanów, niedaleko miejsca kazni, a duch jako bezgłowy upiór powraca nocami do swojej posiadłości.Drugie widmo Pieskowej Skały to nieszczęsna Dorota - za życia była żoną jednego z kasztelanów tego zamku. Zazdrosny mąż podsłuchał, jak spowiadała się księdzu w zamkowej kaplicy z miłości do nadwornego lutnisty, i kazał wtrącić ją do lochu skazując na śmierć głodową. Zjawa Doroty nieraz widywana jest na pierwszym piętrze, w sieni, gdzie niegdyś była zamkowa kaplica. Kobieta w ciemnej opończy zarzuconej na suknię klęczy z twarzą zwróconą ku ścianie. Gdy podejdzie się blicko niej - rozwiewa się w powietrzu.Miejsce- MelsztynRycerz z MelsztynaNa wąskiej kamienistej drodze wijącej sie zboczem góry, na której szczycie widnieją dziś ruiny dawnego zamku Melsztyńskich, spotkać można wieczorami zjawę konnego rycerza w zbroi jadącego z rozwianym proporcem w kierunku zamku. Z ramion jezdzca spływa długi, czarny płaszcz, jedzie na karym olbrzymim koniu okrytym ciemnym czaprakiem.Ten wspaniały niegdyś zamek na szczycie góry nad Dunajcem wzniósł Spycimir Leliwita, który tak gorliwie popierał księcia Władysława walczącego o zjednoczenie państwa polskiego, że gdy Łokietek został królem, nadał mu godność wojewody i urząd kanclerza. Syn jego, Jan, był kasztelanem krakowskim, pierwszym panem w Polsce i właścicielem rozległych dóbr. Ale - jak można sądzić - nocami do Melsztyna wraca duch innego jeszcze Leliwity - Spytka Drugiego, który mianowany w młodym wieku wojewodą krakowskim, mając lat trzydzieści zginął w 1399 roku w bitwie z Tatarami pod Worsklą. Rycerski ten pan był mężem ulubionej dworki królowej Jadwigi, Elżbiety Laczkjfi, córki wielorządcy Siedmiogrodu.Miejsce- Nowy SączNawiedzony dom z WierchomliZagroda ta znajdowała się niegdyś we wsi Wierchomla Wielka koło Piwnicznej i otaczała ją ponura sława miejsca nawiedzonego. Podobno przed wieloma laty, być może jeszcze w ubiegłym wieku, któryś z właścicieli zginął tragicznie czy popełnił samobójstwo. Odtąd w chacie słychać było dziwne stukoty i trzaski, czasem dzwięczały szyby a sprzęty same przesówały się od ściany do ściany.Gdy przed dwudziestu laty na przedmieściach Nowego Sącza urządzono park etnograficzny, z czterech regionów Ziemi Sądeckiej przeniesiono tam najstarsze i najbardziej charakterystyczne dla ludowej architektury tych okolic budowle. Wśród nich znalazła się nawiedzona chata z Wierchomli, zakupiona od dotychczasowych właścicieli wraz ze wszystkimi sprzętami. Kiedy w izbach wszystko stanęło już na swoim miejscu, chatę zamknięto na klucz. Gdy po kilku dniach pracownicy skansenu weszli do urządzonego z całą pieczołowitością wnętrza, ze zdziwieniem zobaczyli że większość mebli jest odsunięta od ścian, a niektóre drobne przedmioty leżą porozrzucane w nieładzie na podłodze. W kilka dni potem stróż nocny skansenu obchodząc zabytkową wioskę zobzaczył na kamiennych schodkach przed tą właśnie chatą skulony ciemny kształt przypominający zgarbionego człowieka, siedzącego z twarzą ukrytą w dłoniach. Gdy podszedł bliżej, usłyszał jakby stłumiony płacz, kiedy odezwał się - zjawa zniknęła...
sol2020