Żeromski - Trylogia nadmorska.pdf

(700 KB) Pobierz
146537269 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
146537269.001.png 146537269.002.png
STEFAN ¯EROMSKI
TRYLOGIA
NADMORSKA
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000
WIS£A
NOWY L¥D
Suchy wiatr spali³ ju¿ wielkie œniegi. Gor¹cy podmuch wyniós³ je w przezroczyste niebiosa.
P³yn¹ teraz w widnokrêgach dalekich z³ote zarazem i bia³e, œniade i rumiane, puszyste i buja-
j¹ce jak w³osy czteroletniej dziewczynki. Po œnie¿nym panowaniu w g³êbokich lasach jesz-
cze siê nie wyprostowa³y zesch³e trawy i zmartwia³e byliny. Le¿¹ wygniecione przez ucisk
zasp, na p³ask rozpostarte po ziemi, oczywiste uprzytomnienie ciê¿aru zlodowacia³ych po-
k³adów. Blask s³oñca wszystko z martwych wskrzeszaj¹cy tu i tam na nie przypada - poprze-
dzierany przez fioletowe cienie œniatów bukowych i pniów œwierka, jakby ³aski pe³ne spoj-
rzenie poprzez palce przes³aniaj¹ce boskie oczy. Gdziekolwiek wpoœród rudych porostów
strumyczek wiosenny w nizinê siê przes¹cza, tam ¿ó³t¹ smug¹ rodzina jaskrów wytryska.
Spomiêdzy zesch³ych badylów lœni tu i owdzie przylaszczka podobna do barwy kwietniowych
niebios. Ledwie dos³yszalny szmer wiosennej wody podnosiæ siê zdaje, przypominaæ i uwy-
datniaæ tajemniczy zapach zió³ ledwie rodz¹cych siê w owej chwili. Jak czarodziejskie m³o-
doœci natchnienie, jaœniej¹ w dalekiej puszczy sosnowej brzozy owiane nie roztulonymi list-
kami. Spojrzenie w ka¿d¹ stronê jest odkryciem cudu i zwiastowaniem o nim czuj¹cej duszy.
Ka¿de takie powziêcie pe³n¹ miarê zapomnienia siê od szczêœcia podnosi do warg zeschniê-
tych, do gard³a œciœniêtego od ³ez. Na wzór rozkwitaj¹cej przylaszczki serce wita siê z nie-
biosami jak za dzieciêcych dni, jak przed straszliw¹ zim¹ doœwiadczeñ. Polotny wiatr wy-
wiewa z niego i zabiera na b³ogos³awione swe skrzyd³a nieprzezwyciê¿on¹ noc udrêczenia.
Daleko, dok¹d wzrok nie siêga, za b³êkitnymi mg³ami œni swe przedwioœnie d³uga, szeroka,
nieprzemierzona, nieobesz³a, nieogarniona ziemia. Trawi swój pokarm i napój wysysa. Dr¿y
w wiosennym oparze. Zapad³y siê w jej g³êbokoœæ tysi¹ce tysiêcy cia³ przychodniów z dale-
kich stron - zza siedmiu gór, zza dziewiêciu rzek. Tysi¹ce tysiêcy nóg depta³y j¹ i tratowa³y,
przemierzy³y jej krête, w¹skie i mylne dro¿yny - brnê³y w b³otach, zarabia³y siê w piaskach
i wiêz³y w glinach - t³uk³y siê i zbija³y o jej kamienie, id¹c naprzód i w ty³, wci¹¿ w sin¹ dal
- od zaoranych do rozgrodzonych jej granic. Brali j¹ w posiadanie chciwymi oczami, przezy-
wali jej niedolê zel¿ywym s³owem, przyw³aszczali sobie jej odwieczn¹ biedê nigdy tutaj nie
s³yszanymi nazwami. Setki tysiêcy zwierzy³y jej ostatni swój jêk i ostatnie mi³osne s³owo,
gdy upad³szy nisko le¿a³y krzy¿em na mêczennicy - gdy gruntowa³y najdok³adniejsz¹, nie-
omyln¹, w³asn¹ miar¹ g³êbok¹ otch³añ cierpienia.
Wch³onê³a ich jako swoj¹ zdobycz wojenn¹ chciwa z g³odu ziemia niewoli. Zapuszczaj¹ siê
teraz wylêk³e nici m³odocianych korzeni w jej g³êbinê i pe³nymi ³aski zwojami oplataj¹ ta-
3
jemnicê straszliw¹. Kwiaty wiosenne nie znaj¹ce nigdy o niczym pamiêci, po to tylko potrzeb-
ne, ¿eby wiekuiste na nic nikomu piêkno kszta³towaæ - piæ poczynaj¹ soki zdrowe i wydy-
chaæ woñ czarodziejsk¹ z tajemnicy straszliwej. Jak przez kwiat wiosny, który litoœci nie zna,
¿alu nie czuje - p³yn¹æ poczyna zdrowie duszy poprzez si³y cielesne pokolenia nowego. Potê-
pione przez nie zostanie, zapomniane, wzgardzone, nast¹pniête stop¹ nieszczêdn¹ truch³o
zapad³e w ziemiê, gnój podglebny, próchnica wo³aj¹ca o lemiesz i kilof.
Przyp³yw i odp³yw oceanu nie jest tak nieprzezwyciê¿ony, toñ jego nie jest tak niezgrunto-
wana, jak wielk¹ by³a otch³añ hañby i przepaœæ cierpienia zalewaj¹ca tê ziemiê. Bezdenny
ciê¿ar martwego oceanu sto lat ta ziemia dŸwiga³a na sobie. A¿ oto anio³ straszliwy poruszy³
go do dna - pocz¹³ ko³ysaæ, rozdzielaæ, rozk³adaæ na ludy wolne, na ludy w sobie samych
zaœlepione, od pychy swej oszala³e. Pchniête skrzyd³em anielskim poci¹gnê³y g³uche wody
na wschód - na zachód. Pozna³y ziemie s³oneczne, l¹dy szczêœliwe, ciê¿ar przyp³ywu cierpie-
nia. Zrozumia³y ludy wynios³e mêczarniê niewolnicy milcz¹cej. W s³oñcu wiosny ods³aniaæ
siê pocz¹³ wielki, zapomniany, nowy l¹d.
Stare nawroty wód wy¿³obionymi d¹¿¹c szlakami jeszcze siê po nim tarzaj¹. Jeden z nawro-
tów wydar³ milion m³odzieñców kwitn¹cych i mê¿ów potê¿nych ze œrodka miast i sió³ - pod
znakiem odwiecznego tyrana postawi³ ich pierœ przeciw piersi w bratobójczym boju na oj-
czystej równinie lub wymiót³ w góry Kaukazu, w doliny Azji, ponad przepaœcie morza. Dru-
gi - bezimiennych trupów polskich setki tysiêcy rozrzuci³, rozmiót³, rozwlók³ po obliczu zie-
mi - u wrót fortecy Verdun, która na swej bramie wyry³a napis równie niez³omny jak ona:
S’ensevelir sous tes ruines plutot que se soumettre, na drogach Francji, Belgii, Serbii, Rumu-
nii, w b³otach Rygi, w lasach Litwy, w górach Albanii, w dolinach Macedonii, nad krwaw¹
rzek¹ Isonzo, w przepaœciach Tyrolu i w piaskach Palestyny. Trzeci - ze sk³êbionych odmê-
tów swej burzy, z ³ona tego trzêsienia ziemi, które w³asn¹ jego naturê przewróci³o na nice,
wydaje milion zrabowanych dusz, milion serc i milion prawic mêskich, które or³a wolnoœci
przyciskaj¹ do piersi spalonych têsknot¹. Czwarty - z najg³êbszej, najurodzajniejszej gleby
wy³ama³ pó³ miliona pracowników, a¿eby z nich uczyniæ sanskryckie dwipada, poci¹gowego
dwunoga, starogreckie andrapodon, bydlê robocze z ludzkimi nogami, rzymskie mancipium,
czyli to, co siê rêk¹ w jarzmo ima. Inny - pokona³ dzieci w ko³yskach, wytraci³ chorobami
podros³e, nauczy³ pokolenie odziewaæ siê mrozem i deszczem, opasywaæ g³odem, podpieraæ
na drogach swej ojczyzny krzywd¹ i zniewag¹.
Lecz ka¿da noc, która kona, ods³ania coraz dalsze zarysy nowego l¹du. Ka¿dy dzieñ, który
siê z nocy rodzi, ukazuje przestrzeñ coraz dalsz¹...
B¹dŸ pozdrowiona, przenajdro¿sza ziemio nasza, któr¹ czciliœmy mi³oœci¹ bezdenn¹, gdyœ
by³a pod otch³aniami wód niewoli. B¹dŸ pozdrowiona teraz i o ka¿dej porze mow¹ nasz¹ ty-
si¹cletni¹ i na wieki wieków œwiêt¹! B¹dŸ pozdrowiona w sercu pokolenia, co siê jeszcze
morduje i cierpi - oraz w sercu przysz³ych, szczêœliwych i radosnych!
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin