Żeromski - Sen o szpadzie.pdf

(1015 KB) Pobierz
146537025 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
146537025.001.png 146537025.002.png
STEFAN ŻEROMSKI
SEN O SZPADZIE
POMYŁKI
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
SEN O SZPADZIE
I SEN O CHLEBIE
SEN O SZPADZIE
Kiedy oficer japoński, skazany na rozstrzelanie przez cudzoziemczy sąd polowy za służbę
dla swego kraju, był zapytany przed egzekucją, co chce uczynić ze znalezionymi przy nim
pieniędzmi i czy nie jest to z jego wolą zgodne, żeby te pieniądze jego dzieciom odesłać,
rzekł: – Pieniądze przeznaczam na rzecz międzynarodowej instytucji Czerwonego Krzyża, a o
los dzieci moich nie mam potrzeby się troskać, gdyż po mej śmierci mieć je będzie w swej
pieczy – Mikado.
Usłyszawszy tę prostą odpowiedź wzdrygnął się w duchu świat znikczemniały, tym więk-
szym zdjęty zachwytem, że japońska sprawa była wygraną.
Poza tobą, żołnierzu polski, gdy samotny na haku szubienicy zawisasz – gdy lecisz w
krwawy skazańca rów, z sercem zestrzelanym od kuł sołdackich – gdy dogasasz powolnym
straceniem w stepie Sybiru – nie powiewa sztandar dalekiej potęgi. Poza tobą nie ma nic. Za
tobą jest tylko dół wykopany na miarę twojego trupa. Przed tobą stoją armie. Twoich dzieci
nie nakarmi, gdy skonasz, niczyja miłość. Wyprą się ciebie ziomkowie, zapomną współ-
mieszkańcy, ponieważ w sercu ich nie trwa długo uczucie, a myśl, jak dawno – dawno wy-
kryto, nie trwa godziny. Toteż dzieci twe przyjmie rynsztok, schronieniem będzie im – jako
się już przydarzyło – kloaka, a nożowiec, skoro podrosną, będzie im mistrzem. Świat bliski i
świat daleki nie wsłucha się w rapsod twojego skonu z zachwytem, gdyż nie jest twoja sprawa
wygraną.
Toteż twe bohaterstwo wyższe jest niźli japońskie! Przeciwko tobie za szeregami żołda-
ków – jest wszystko. Niechęć, trwoga, nienawiść, wrzaski dziedziców, bicie we dzwony fa-
brykantów, tajne intrygi tchórzów i ciemna niewiedza nędzy. Przerażone oczy narodowej sa-
moniewoli spoglądają na ciebie ze szpar, ze szczelin, zza węgłów i z dymników. Nienawiść
wszystkich, komu niepotrzebna jest wspaniałość duszy, moc, nieustraszoność wytężonego
ramienia, zdeptanie za cenę śmierci gronostajów tyranii – zmawia się na ciebie z wypróbo-
wanymi doktrynami złajdaczałej filisterii, wzywa na pomoc spryt i wymowę ścierwa dzienni-
karskiego i mrok zalegający niziny. W trop twoich męczeńskich kroków, które stawiasz,
przebiegle jak lis, cicho jak widmo idzie zbrodniarz, naśladujący twój gest i – imię.
4
Twoja dola – to konać za święte idee, a konać bez ostatniej pociechy mężnego człowieka:
– bez sławy. Ale ty nie dla sławy wyszedłeś! Posłałeś siebie sam, ażeby świat, wbrew woli
świata, wydrzeć spod skinień berła nocy. Twoje zadanie – to niweczyć przemoc człowieka
nad człowiekiem, spod męki ciał wydobyć ducha ludzkiego, osadzić wśród ludzi miłość i
prawo do szczęścia. Dlatego wyzwałeś na rękę łuk i koronę świata. Więc obok męczeńskiego
twojego słupa dla tym większego urągowiska stawiają słupy – łotrów. Wyszedłeś w najciem-
niejszą, jesienną noc, gdy huczał wicher i bił deszcz, a my wszyscy, dwudziestomilionowy
naród, spaliśmy w swych sypialniach, pokojach, izbach, poddaszach i norach podziemnych
kamiennym snem niewolników. Wyszedłeś, jak przemytnik, obnażony do pasa. Na plecach
dźwigałeś składowe części drukarni. Byłeś obładowany pismami zwiastującymi wyzwolenie
ciał i duchów. W lewej ręce trzymałeś żerdź, którą w ciemności szukałeś obieszczyka strze-
gącego granic ziemi – w prawej niosłeś rewolwer, gotowy do strzału. Tak przebywałeś gra-
niczne rzeki. Szedłeś w kraj boso i krwawiąc nogi.
Tej to nocy przyniesiona została Niepodległość do tego kraju nędzarzy ducha, popycha-
nych pięścią obcego żołdaka. Tej też nocy przyniesiona została deklaracja praw świętego
Proletariusza, która zdeptała przemoc bogaczów. Przyniosłeś wtedy bezcenne zwitki polskie-
go zakonu od zaklęsłych emigranckich mogił. Przyniosłeś „drugą strunę”, zerwaną z lutni
nieśmiertelnych. Stąpiwszy na ziemię rodzoną, poszedłeś za jękiem ludzkim. Było ci drogo-
wskazem stękanie pracującego człowieka. Ci, o których nie wiedziała Ojczyzna, ci, których
trudem pasł się świat, znalezieni zostali przez ciebie, podźwignięci, wezwani i złączeni w
towarzyski obóz bojowników o wolność.
Któż dziś policzy te czoła płonące, które zastalił mróz Sybiru? Kto przebrnie objęciem
przez ogrom tego cierpienia, które zniósł w kajdanach socjalizm polski? Kto zmierzy długość
drogi, którą w śniegach, po grudach i moczarach wygnania wydeptał?
Szarpie dziś jego cześć i jego nieskalany honor polski dziennikarz, który z zadeptywania
ogniów idei żyje. Naśladując siepaczów łączy szlachetny cień żołnierza z widmem łotra, któ-
ry po śladach idzie i chwyta łup. Tęsknym echem, żołnierzu, odbijają się kroki twoje w taj-
niach ludu, jak echo odbija się w lesie. Jak echo w mrokach lasu – zamierają. Lecz ty sam
jesteś ludem i krew twoja w lud wsiąka. Na wystygłych kałużach krwi, w dziewiczych taj-
niach wyrastają cudne legendy, jakich jeszcze Polska nie miała. Budzą się w duszach sny o
pióropuszu sławy...
Bo tylko poezja polska nie opuści cię, nie zdradzi i nie znieważy, żołnierzu! Ona jedna nie
zlęknie się twych snów i twoich czynów. Gdyby nawet sprawa twoja była przegraną – ona ci
wiary dochowa. Ujrzy i spamięta dnie twe i noce, mękę, wysiłek, trud i skon. Złoży ona twą
głowę, stłuczoną sołdackimi kolbami, na wezgłowiu z najcudowniejszych wierszy, które dla
ciebie jednego wyjmie po latach z przepychu prastarej mowy. Nakryje twój nagi trup bez
złotego pasa i czerwonego kontusza – gdy go lud łódzki z pospólnego dołu wielokroć wyko-
pie, żeby mu dać sosnową trumnę, to jedno, co lud dać może – płaszczem dostojeństwa utka-
nym z najcudowniejszych barw sztuki. W twoje ręce skostniałe i dopiero w śmierci bezsilne
włoży złoty swój sen, sen tylu pokoleń młodzieży, sen o rycerskiej szpadzie.
R. 1905
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin